sobota, 27 października 2012

Rozdział 28. Blisko. (Aria x Ian)


Ian zajechał pod szkołę Arii na swoim motorze. Miał przetarte na kolanach dżinsy i czarną, skórzaną kurtkę, która pachniała dymem. Zdjął kask z głowy, ukazując światy swoje nieogolone od kilku dni oblicze (tak, polował na wampiry, by zapomnieć o tym, że Aria śpi niedaleko i że gdyby nie był idiotą, mogliby spać razem..). Nie bardzo miał ochotę wywlekać się z łóżka przed 17, ale obiecał Arii, że odbierze ją ze szkoły i pojadą wybrać drzwi, które połączą ich mieszkania.
Aria wzięła do ręki swój futerał. Rozmawiała z koleżankami z klasy przy oknie, z którego widać podjazd. Co jakiś czas spoglądała tam i sprawdzała, czy przypadkiem Ian już nie podjechał.
Uniosła wysoko brwi, widząc na czym to jej (jeszcze nie) Ian przyjechał. A potem i tak się uśmiechnęła. Mrrr, uwielbiała tego faceta!
I przykuł nie tylko jej uwagę.
jako, że stał po drugiej stronie ogrodzenia, przerażony woźny nie mógł go wyrzucić, a stłoczone przy oknie uczennice wyraźnie i głośno komentowały jego wygląd.
-Ale przystojniak! - pisnęła któraś, ale zaraz zagłuszyła ją koleżanka:
- Daj spokój, to jakiś  e l e m e n t ! Tacy, jak on, aż się proszą o kłopoty!
-I sprowadzają kłopoty na dobre dziewczyny!
Chłopcy zazdrościli mu motoru, ale nie przyznawali się głośno.
-Uliczny plebs. Ciekawe, co tu robi - prychnął.
- Przyjechał po mnie - odpowiedziała dumnie Aria. Odwróciła się tyłem do przemiłych kolegów z klasy i udała się przed siebie. Phi. Sami są plebsem, niedojdy, sieroty, szczuty, przeszczepy jedne...
Przekroczyła próg i uśmiechnęła się.
Ian uniósł rękę i lekko jej pomachał. Wraz z Arią ze szkoły wyszli wszyscy, więc starał się wyglądać na wyluzowanego. Okej, to chyba nic złego, że po nią przyjechał? Może oficjalnie nie byli razem, ale mógł się z nią spotykać.. czy coś.
-Arogant - prychnął ktoś.
- Cześć, Ian - stanęła na palcach, położyła łapkę na jego ramieniu i cmoknęła go w policzek (kiedy się nachylił jeszcze).
Pocałował ją lekko w usta.
-Twoi koledzy? - kiwnął głową w stronę grupki kolesi i dziewczyn, którzy stali nieopodal i gapili się na nich. -Mam im się przedstawić czy mam ich zjeść?
- Zjeść.
Uniósł brew.
-Łał. Od kiedy ty pałasz rządzą krwi? - wyjął z siedzenia dodatkowy kask i pomógł Arii założyć go na głowę.
- Nie lubię tych szczurów - wpatrywała się w niego, kiedy zapinał jej kask.
-Czemu? To dzieciaki z bogatych domów, z grzecznymi rodzicami, same są grzeczne, jak ty - pocałował ją w nos i mocniej dopiął kask, aby na pewno nie spadł.
- Są zarozumiali. I wredni.
-tak, tak - zamruczał i bez problemu lekko ją podniósł, by posadzić ją na motorze.
- Dałabym sobie radę - powiedziała i tak czy siad musiała się poprawić na motorze, ponieważ zawsze nosiła sukienki i tak było dzisiaj. Jakoś sobie poradziła, podwijając sukienkę pod siebie, żeby czasem się nie podnosiła podczas jazdy.
Okej, wyglądała mega seksownie.
Ian usiadł z przodu i zerknął do tyłu.
-Musisz mnie objąć, księżniczko.
- Naprawdę? - prychnęła, przewracając oczami. Przełożyła przez ramię i szyję pasek od futerału (a sobie zamówiła taki specjalnie, łatwiej się nosiło), a potem objęła Iana w pasie.
-No wiesz, możesz nie, ale czy dasz radę się utrzymać? - odpalił motor, nie zwracając ugai na epitety pt. 'plebs', bo skąd mogli wiedzieć, że jest przyszłym królem..? Ruszył z piskiem opon, wprost przed siebie.
- To już będzie twoja wina jak spadnę. To nie ja jeżdżę jak wariat.
~Wcale nie jeżdżę jak wariat – przemówił do niej w myślach głosem Smoka. ~Po prostu lubię prędkość. Wtedy jestem wolny.
Wziął jednak łagodnie zakręt, aby jej nie wystraszyć.
- Ale teraz nie jesteś sam, chciałabym zauważyć.
Ah, ah, ta bliskość i w ogóle, mrrr...
~Nigdy nie pozwoliłbym, żebyś spadła.
Zaparkował zgrabnie pod sklepem z drzwiami, oknami i innymi pierdołami.
- No ja myślę - rozpięła kask i zeszła z motoru.
Zawiesił ich kaski na kierownicy i wziął ją odruchowo za rękę.
-Jakie wolałabyś drzwi?
- Ładne...
-... chodziło mi o to, czy przeszkolne, czy nie. No wiesz, gdybyś obawiała się, że będę cie podglądał czy coś..
Szybkim ruchem poprawił jej sukienkę z tyłu i warknął na kolesia, który spojrzał się na jej pupę.
- Całe. Żadnych szkieł.
-Łamiesz mi serce.
Ale skierował się do działu właśnie z takimi drzwiami.
- No cooooo, pfff - odwróciła głowę, a potem zaśmiała się.
-Pozostanie mi moja wyobraźnia - westchnął i zaczął oglądać solidne, dębowe drzwi.
- Zdarza się - uśmiechnęła się i poklepała go po brzusiu.
-Oj skarbie, nawet nie wiesz, co potrafi moja wyobraźnia - odgryzł się.
- Przetrwam - uśmiechnęła się. - Dobra, bierzemy te i idziemy.
-Założysz się? - burknął, ale wskazał sprzedawcy drzwi i adres, na który miały zostać dostarczone. -Wmontuję je jak znajdę wolną chwilę. Dzisiaj chciałbym coś z tobą poćwiczyć - znacząco zniżył głos.
- A co takiego?
-Samoobronę. Kazałem sprowadzić ze Szkocji dla ciebie parę zabawek. Na wszelki wypadek, byś je nosiła, chociażby pod tą sukienką...
- Umiem się bronić, Ian. Nie jestem sierotką.
-Mimo to, potrenujesz ze mną. Chcę się o tym przekonać. Nie bój się. Mam damskie sztylety i kołki odpowiednie dla damy, nie do ręki faceta - wzruszył ramionami. No nie powie jej, że kazał je specjalnie wystrugać dla niej, ani tego, że Sztylety zrobił gdy tylko został Smokiem, wykuwając je i formując w swoim własnym ogniu, by pewnego dnia podarować je partnerce.
- Nie potrzeb...
Chociaż w sumie, ciekawy sposób, żeby go sobie trochę pomacać tu i ówdzie, prawda?
- Dobra, to dalej, poćwiczmy. Naucz mnie tego i owego.
-No. O wiele lepiej.
Gdy zajechali do domu, dotknął jej dłoni.
-Przebierz się i spotkajmy się u mnie.
- Dlaczego mam się przebrać? - uniosła brwi. - Ja tylko w sukienkach chodzę. Nie powiem napastnikowi, żeby poczekał, bo musze się przebrać. Nie tchórz, chodź.
Uniósł brew. Jeśli chciała ją sobie zniszczyć lub uplamić krwią, proszę bardzo.
Jeden z pokoi w swoim mieszkaniu przerobił na siłownię. W kącie stał materac, obok którego leżał jeszcze jeden materac. Ian zdjął buty, zegarek i koszulkę, bo lubił ją i nie chciał zniszczyć. Z gołą klatą, zerknął na Arię spokojnie.
-Zaatakuj mnie.
Poplamić krwią? Zamierzał ją ranić?
- Zaraz - zdjęła i odłożyła futerał ze skrzypcami. Buty też zdjęła, będzie wygodniej. - Nie będę cię atakować. Ja nie atakuję.
-Zacznijmy od podstaw.
Z szafki wyjął drewnianą skrzyneczkę i podał jej. W środku leżały 4 wyrzeźbione misternie kołki, na których ogniem i żelazem wyryto kilka zaklęć ochronnych. Pośrodku, na poduszeczce, leżały dwa, piękne, srebrne sztylety, z domieszką diamentu i żelaza. Miały wąskie, ostre jak katana ostrza, a także rękojeść, wysadzaną drobnymi rubinami, dzięki którym lepiej trzymało się je w dłoni.
-Pod spodem leży specjalna uprząż, którą możesz przypiąć do uda i schować tam sztylet. Nie będzie widoczny pod sukienką.
- Ładne. Podobają mi się i pewnie są świetne w walce, ale nie będę takich nosiła, Ian - wzięła do ręki sztylet. Hiahia, fajnie się trzymało i w ogóle wymachiwało.
-Aria, z chwilą, gdy ktoś dowie się, że mamy razem Sztorm, będą chcieli cię dopaść. Nie pozwolę, by kolejna osoba zginęła przeze mnie - mruknął. Okej. Widocznie nie był dobrym rzemieślnikiem, skoro sztylety były tylko "ładne" i nie chciała ich nosić. No cóż.. - Twoje kuleczki plazmy nie zrobią krzywdy starszym wampirom. Są na nie odporne. Zirytujesz je tylko.
Aria pokiwała głową, wciągając powietrze do płuc.
- AHA. No cóż. Widocznie nie jestem dość dobra.
-Jesteś, skarbie. Zapewnisz sobie na tyle czasu, żeby dotarł do ciebie ktoś, kto cię ochroni. A młodsze zabijesz bez problemu - dotknął dłonią jej policzka. Taaak. Jakby Aria była zdolna kogokolwiek zabić.. -Zakląłem w tych sztyletach i kołkach ochronne zaklęcia. Taka zdolność królewskich rodów. No. Jeśli nie sztylet, noś chociaż kołek w torebce.
- Daj mi to już - wyciągnęła rękę, czekając aż wręczy jej pochwę do tego sztyletu.
Podał jej pochwę.
A potem odsunął się i naszykował materace, bo się rozsunęły lekko.
-Wampiry zazwyczaj atakują od tyłu.
- Widać, że zadawanie się z tobą jest niebezpieczne - podwinęła sukienkę wysoko i przyczepiła pochwę do uda. Mocno, ażeby przypadkiem nie spadła.
-Wiesz, świadomość, że masz pod sukienką broń, sprawia, że jesteś niesamowicie seksowna - powiedział, nim się zastanowił nad tymi słowami. Chrząknął i wskazał jej miejsce przed sobą. -Stań tu. Zajdę cię od tyłu i powoli pokażę, co robi wampir.
Aria prychnęła. Była seksowna tylko z bronią. Phi. Faaajnie jeeest, taka impreza.
Odgarnęła włosy z ramienia i stanęła na materacu.
Bez broni również była. No ej..
-Wampiry rzucają się na ofiary. Dzięki swojej sile, unieruchamiają je o tak - jedną rekę położył między jej łopatkami, a drugą na brzuchu. Czuł bijące od Arii ciepło. -W ułamku sekundy mają już kły w twoim karku - lekko ustami dotknął jej karku. -W tym momencie najprościej to wpierw uderzyć łokciem. Jak dobrze pójdzie, możesz mu nawet wyłamać ząb.
Ona to wszystko wiedziała, no ale to przytulanie, dotykanie i bliskość było takie mrrr i w ogóle seeeeksssi... że szkoda mu było o tym mówić.
-Następnie przewracasz go i dokańczasz kołkiem - zakończył. -Pomyśl, że jestem wampirem i zaraz wyssam ci krew..
Ssać to on chciał co innego, ale cii..
- Okej.
Kiedy znów podchodził, Aria była szybsza. Ukucnęła, a potem go podkosiła. W mgnieniu oka siedziała na biodrach Iana, kołkiem dotykając jego serduszka.
- Wpadniesz dziś na kolację? - zapytała ni z gruszki, ni z pietruszki.
Zatkało go. Łał. Była naprawdę zwinna i szybka. Myślał, że pierwszy raz będzie miała wolniejszy, no ale..
-Je..jeśli chcesz - bąknął, czując, że twardnieje. Jezu. Jego ciało nie reagowało na jego polecenia. Fuck. Nie śmiał się nawet poruszyć, w obawie, że Aria to poczuje.
- Okej, to idę przygotować - pocałowała go w usta. Długo, ale nie pogłębiała go. Po prostu naciskała ustami na jego usta. - Wpadnij na 19 - zeszła z niego i ruszyła do wyjścia. - A kołek sobie zatrzymam. Całkiem fajnie się go trzyma.
Ian jeszcze przez chwilę leżał. Nie mógł się masturbować myśląc o niej, nie chciał uwłaczać jej godności.
Podniósł się powoli i powlókł pod prysznic, a punktualnie o 19 zjawił się pod jej drzwiami.
-Hey - zawołał, wchodząc bez pukania.
- No cześć, właź, jedzonko jest gotowe.
I było. Aria właśnie wyciągała z pieca lazanię.
-Pachnie cudownie - postawił na stole butelkę wina. -Ej, Aria, mam prośbę...
- Jakieś życzenie na obiad jutro? - zaśmiała się, nakładając jedzonko na talerze.
-Nie.. - przeczesał palcami wilgotne włosy. -Widzisz, chodzi o to, że Smok..jateżchociażsmok.. no chodzi o to, że im dłużej powstrzymuję Sztorm, tym bardziej we mnie uderza - zaczął ostrożnie.
- Mhm, kontynuuj - wzięła talerze i postawiła je na stole, gdzie czekały już sztućce i kieliszki.
- Spać? - odwróciła się w jego stronę gwałtownie, z uniesionymi brwiami.
- O-okej - zagarnęła kosmyk włosów za ucho i uśmiechnęła się lekko.
TAK! Tak, kurwa, w końcu! Jeszcze trochę i może coś w końcu z tego wyjdzie, niahniahniah!
-Zgadzasz się? - zapytał, zaskoczony. -Nie chrapię - dodał szybko. -I nie wiercę się.
- Tak, zgadzam się. A teraz usiądź i jedz, bo stygnie.
Ojezuiweźtuzachowajrównowagęjaktwojeciałomaochotętańczyćagłossięwyrywadośpiewu...
-Czyli mogę przyjść do ciebie dziś w nocy?
- Oczywiście. To chyba niepotrzebnie kupiliśmy drzwi...
-Przydadzą się - zapewnił ją. -Wezmę swoją poduszkę.. i w ogóle.
- Mam poduszkę, a pod kołdrą się zmieścimy. Nie martw się.
Pod JEDNĄ kołdrą, ach, ach!
-O-okej..
Zabrał się za jedzenie, zastanawiając się, czy w nocy w ogóle zaśnie, leżąc obok niej i wyobrażając sobie, że bierze ją w ramiona i kocha się z nią powoli w świetle księżyca, a Aria drapie go po pleckach i.. Chrząknął. -Smaczne..

I nadszedł wieczór. Aria wcale nie specjalnie ubrała krótką koszulę nocną, wykończoną koronką (tak, koszulka sięgała do połowy ud), była lekka, na ramiączkach z niewielkim dekoltem. Wywietrzyła pokój, zmieniła pościele i w ogóle. No.
Ian przyszedł z pustymi rękoma, tylko w bokserkach. Był zakłopotany. Aria była pierwszą kobietą, z którą będzie dzielił łóżko od śmierci Carli... Trochę się odzwyczaił.
-Ookeej.. to ja śpię na brzegu?
- Śpij, po której stronie ci odpowiada. Chociaż ja preferuję lewą.
-Ok, może być prawa. Tobie ma być wygodnie..
Więc Aria zajęła swoje miejsce. Położyła się na boku. Wsunęła kołdrę między nogi i tę, która była na wierzchu, zgięła w kolanie.
Ian położył się obok niej. Przez chwilę się mościł, po czym kołdrą nakrył tylko biodra.
I zapadła cisza. Słychać było tykanie zegara.
-Ee...
- No to... dobranoc - zamruczała Aria i zamknęła oczy.
Jeeej, to było o wiele fajniejsze, spanie obok niego, niż sobie wyobrażała.
Byłoby jeszcze fajniej, gdyby się do siebie przytulali.. Jak wtedy, gdy leżeli na łóżku i całowali się.
-Myślisz o tym?
- Oczym?
-O tym, że ostatnio prawie się ze sobą przespaliśmy?
Aria zarumieniła się i nałożyła na nos kołdrę.
- Myślę. Cały czas. Było... wspaniale wtedy...
-Nigdy nie waliło mi tak serce jak wtedy - przyznał. -Dotykanie cię jest jak.. jak magnes.
- Naprawdę? - przysunęła się do niego bliżej.
-Nie okłamałbym cię - powtórzył ze stoickim spokojem. -Masz skórę, która po prostu... wabi mnie. Twoje nogi.. - zamknął oczy. -Okej, może lepiej ci nie powiem, co sobie często wyobrażam, bo jeszcze nie leżę tu 10 minut, a wylecę.
Och, ciemność, spokój, jej bliskość... Wszystko niszczyło jego samokontrolę.
- Nie mów. Może kiedyś mi... pokażesz... - przytuliła się do jego ramienia.
Ehe, ona tu takie romantyczne rzeczy, przytula się do niego, czuje się bezpieczna i szczęśliwa... a ten o seksie.
-Chciałbym pokazać ci tak wiele rzeczy - westchnął. -Pewnie myślisz, że seks mi tylko w głowie. Owszem.. - przyznał. -Ale nie tylko. Po prostu jesteśmy w tej najgorszej fazie Sztormu. Ale dam radę - obiecał.
Na chwilę uwolnił ramię, ale tylko po to, by mogła przytulić się bezpośrednio do niego, a ramieniem ją objąć.
- Damy radę - uśmiechnęła się i cmoknęła go w szczękę. A potem zamknęła oczy. - Dobranoc, Ian.
-Ty nie musisz się powstrzymywać - mruknął pod nosem, ale pogłaskał ją po włosach.
- Nie powstrzymuję się. Próbuję zasnąć, przytulając się do ciebie.
-Chciałbym tak do tego podchodzić jak ty - westchnął i pocałował Arię w czubek głowy.
Och, wierz mi, nie podchodzę tak lekko jak ci się zdaje - pomyślała i westchnęła.
-Nie pragniesz, nie pożądasz, nie tęsknisz nocami..  -zamruczał, myśląc, że Aria śpi.
A jej serce właśnie zaczęło bić jak szalone. No, czyli nie tylko ona żywiła tutaj jakieś głębsze uczucia.
-Nie masz ochoty kochać się, powoli, potem szybko, dopóki oboje mamy siły tylko na tyle, by mocno się do siebie przytulić i zasnąć. Nie rozmyślasz o tym, jak wyglądałby nasz syn.. - lekko odchylił głowę do tyłu. Idiota ze mnie, pomyślał, zamykając oczy.
Och, skąd on to niby wiedział, hę? No.
To było naprawdę wspaniałe, że on też coś czuł do niej. Nawet, jeśli to tylko Sztorm... a w sumie AŻ Sztorm...
-Mały chłopiec. Podobny do ciebie - głos mu troszkę ochrypł. Pogłaskał Arię po włosach, delikatnie, by jej nie zbudzić. -Byłabyś cudowną mamą..
Hm... raczej chłopiec byłby rudy po tacie. No dobra, może Ian nie był aż taki rudy, bo jego włosy miały też kolor brązowy (po mamie). Ogólnie rzecz ujmując: miał niezidentyfikowany kolor włosów. O.
-Miałbym wreszcie powód by wracać  do domu - szeptał. -Do ciebie, do niego, do miejsca, gdzie jest ciepło i ktoś na mnie czeka.

sobota, 20 października 2012

Rozdział 27. Ucieczka. (Maddy x Stephen)


parę miesięcy wcześniej…

Stephen obudził się rano w wyśmienitym humorze. Ach, gdy sobie pomyśli, że on i Maddy znów się spotkają… gdzieś w ciemnym korytarzu. Była słodka i niewinna. Podobała mu się nie tylko z wyglądu. Och, tak, obserwował ją i podsłuchiwał jaka była w stosunku do innych. Maddy była w porządku. Była dobra i w ogóle. Jak nie te, z którymi dotąd się spotykał. Może to właśnie dlatego był nią mocno zainteresowany.
Kiedy się umył i ubrał zszedł na dół. Po drodze spotkał ojca.
- Cześć, tato. Wiesz może gdzie tu u nas jest kuchnia?
Tak, tak, mieszkał tutaj dwadzieścia ponad lat, ale nigdy w życiu nie widziano go w kuchni ani w piwnicy.
Noah uniósł jedną brew.
- Jak chce ci się jeść to śniadanie jest w jadalni - odparł. No cóż, wstyd przyznać, ale on też nie bardzo wiedział, gdzie jest tu kuchnia (nawet jeśli zamek należał do niego!).
- Nie, szukam kogoś i wiesz... Może jest w kuchni. To wskażesz mi drogę?
- Mama jest w ogrodzie.
No bo kogo innego Stephen mógłby szukać w ich domu? Nie byli dużą rodziną..
- Nie szukam mamy nooo. Dobra, chyba mi nie pomożesz - tak więc polazł do ogrodu. Annie roześmiała się radośnie, słysząc pytanie syna. Ale grzecznie zaprowadziła go do kuchni. - Ale tu ładnie mamy - stwierdził, rozglądając się.
- Ano, ładnie - Annie nadal się śmiała, a potem wróciła do ogrodu.
- Cześć, dziewczyny - zaczął panicz, spoglądając na kucharkę i służące.
A te ustawiły się w karnym szeregu i czekały, jakby na rozstrzelanie, z głowami opuszczonymi w geście szacunku.
- Dzień dobry, paniczu - powiedziały chórem.
- Wiecie może, gdzie jest Maddy? Potrzebuję jej - a co będzie owijać w jedwab.
Kucharka spojrzała na pokojówki, które jakby się skuliły.
- Maddy nie ma, milordzie - powiedziała. Jej oczy były lekko zaczerwienione.
- Jak to "nie ma"? To gdzie jest? Wyszła do sklepu?
- N-nie, paniczu - zająknęła się kobieta, miętosząc w dłoniach fartuszek. - Zni...zniknęła.
- Zniknęła? Co to ma znaczyć? Ktoś ją...
~ŻE JEJ NIE MA IDIOTO! - ryknął Smok.
- Nie, panie - Zanna, jedna z pokojówek, odważyła się na niego spojrzeć. -Zostawiła list, że odchodzi szukać szczęścia gdzieś dalej .Że jej ee.... - zamyśliła się, jakby szukała słów w głowie -Że jej aspiracje są większe niż sprzątanie po kimś.
Stephen uniósł brwi.
- Mhm... Pisała, gdzie pojechała?
- Nie, milordzie - odparła Zanna. Kucharka otarła łzę z oka.
- Moja córeczka odeszła, paniczu - wymamrotała.
- Dziękuję - mruknął jedynie, wychodząc z kuchni. Zacisnął pięści, wokół których pojawił się ogień. Okej, odeszła przez niego. To było więcej jak pewne. I właśnie dlatego miał ochotę coś rozwalić. Najlepiej sobie twarz.
Ale znalazł się w pokoju, w którym zaczął rzucać czym popadnie. Statkiem pirackim, książkami, lampką nocną, rzucił krzesłem o ścianę... Wpadł w furię. I trochę mu ulżyło, kiedy pięścią z całej siły przywalił w ścianę, którą lekko zniszczył. Odetchnął, czując ból w kościach.
Noah wpadł do jego pokoju bez pukania.
- Stephen, na litość boską, co ty wyprawiasz?!
- Nic - warknął, a potem usiadł pod ścianą.
- Synu, źle się czujesz? - Noah, który bardzo kochał swojego jedynaka, podszedł do niego i kucnął na przeciwko. - Coś się stało, Stephen?
- Ona odeszła przeze mnie. Nie wiem, co mam robić... Szukać jej, czy zostawić w spokoju...
- Kto odszedł?
- Maddy... - odwrócił wzrok. Nie wiedział jak zareaguje jego ojciec na wieść, że jego syn lubi pokojówkę...
- Maddy... mówisz o tej uroczej, młodej pokojówce? - Noah uniósł brwi. No ładne rzeczy, pod jego dachem... No ale o co może mieć pretensje, nie wiedział nawet, gdzie jest kuchnia, a co dopiero wiedzieć o tym, że jego syn spotka się z jedną ze służących? - Skrzywdziłeś ją, Stephen?
- Nie wiem, bardzo możliwe... Wiem, mama mi mówiła, że... a nieważne. Co mam robić, tato?
- Jeżeli nie kochasz jej - zaczął Noah - to.. cóż, odpuść. Ale jeżeli coś czujesz, nawet, jeśli ona tego nie odwzajemnia, to przynajmniej zasługujesz na jakieś wyjaśnienie, prawda? Moim zdaniem powinieneś ją odnaleźć i wiedzieć, DLACZEGO od ciebie odeszła...
- Wiem, kto może coś wiedzieć. Dzięki, tato - wstał i podszedł do szafy. Spakował do plecaka kilka rzeczy. A potem wyszedł i skierował się do ogrodu, skąd zamierzał zamienić się w smoka i pofrunąć do tego cepa, przyszłego dranira, tfu tfu.
Ale zatrzymał się, kiedy usłyszał rozmowę pokojówek. Może coś wiedzą.
Zanna zadowolona zaciągnęła się papierosem.
- Uwierzysz? - uśmiechnęła się szeroko. - Ponad 3 miesiące temu przyłapałam ich w jednej z sypialni na górze. Pieprzyli się jak króliczki. A ona przyszła do mnie dwa dni temu, zapłakana.
- Rzucił ją? - zapytała z nadzieją starsza od Zanny pokojówka, imieniem Agatha.
- Lepiej - zachichotała. - Zaciążyła. Czaisz to? Zaciążyła z paniczem.
- Och! I co jej doradziłaś?
- Powiedziałam jej, że jeśli milord lub panicz się o tym dowiedzą, to każą jej wyskrobać dziecka, a potem ją wyrzucą na bruk. Myślałam, że ta idiotka po cichu sama wyskrobie bachora, ale ona zamiast tego spakowała się i oznajmiła, że wychowa je daleko stąd. I nikt nigdy nie dowie się, że panicz Stephen zrobił dzieciaka zwykłej pokojówce.
- A myślałem, że wszystkie jesteście miłe i w porządku - powiedział Stephen, wychodząc z cienia. - Jesteś zwolniona. I to w trybie natychmiastowym.
A potem minął je i skierował się do ogrodu. Ledwo to powiedział, bo w jego głowie cały czas kotłowało się słowo "dziecko". Maddy ma w brzuszku jego dziecko. A uciekła nie przez niego, tylko przez tę szmatę.
Na jego usta wypełzł uśmiech. Było to trochę przerażające, ale... Jasne, mógł mieć z nią dziecko. Bardzo chętnie. Ale najpierw musiał ją znaleźć i porozmawiać. Wyjaśnić, że to co powiedziała jej Zanna, jest kłamstwem. Musiała mu uwierzyć. Nie było innego wyjścia.
Zmienił się w smoka, wziął w pysk plecak i wzbił się w powietrze. Był dobry z geografii, dlatego dokładnie wiedział, gdzie są Stany Zjednoczone i gdzie jest Los Angeles, gdzie zatrzymał się ich cudowny przyszły król.

Ian w samych szortach leżał nad basenem w ogródku Jace'a i Silver. Jak to Smok, wygrzewał się w ciepłym słonku, a na nosie miał przeciwsłoneczne okulary. Awww. było mu mega przyjemnie. Oczywiście, było to silniejsze od niego, ale co chwila zerkał na Arię w bikini. Od czasu wypadku miał ją prawie cały czas na oku.
Przyjemny widok, jakby nie było.
- Chodź do wody, Smoku, bo się spalisz - zaśmiała się Aria i chlapnęła go wodą.
- Nie przepadam za pływaniem  -mruknął. Ale skoro księżniczka go woła... Wstał z leżaka i zdjął okulary, po czym elegancko zanurkował nieopodal niej. Aw. Nieprzyjemne uczucie, gdy jego rozpalona skóra zetknęła się z zimną wodą.
Podpłynęła do niego.
- I co? Nie jest tak źle, prawda? Kiedyś musimy iść na plażę. Ale nie sami. Ze wszystkimi! I będzie super! Fale, woda, zimne napoje, drożdżówki... - rozmarzyła się.
Aria naprawdę chciała, żeby Ian w końcu wyszedł z tej depresji... Ale co ona mogła.
-Jest mokro, księżniczko - westchnął. - Ale jeśli chcesz, możemy się wybrać na plażę...
- Wiesz, woda charakteryzuje się tym, że jest mokra...
- Oj no wiem, ale jest też zimna. Smoki nie są stworzone do pływania, tylko do lotu - westchnął. - Kiedyś zabiorę cię wieczorem na lot nad miastem - powiedział nagle.
- Dzisiaj! - pisnęła podekscytowana, a zaraz potem dodała pytająco: - Znaczy dzisiaj?
- Może być dzisiaj - podpłynął bliżej niej, nagle podniecony na myśl, że jej długie nogi będą go obejmowały...
- Okej, jak tylko się ściemni? - upewniła się.
- Mhmm... - zamruczał. Był bardzo blisko niej. Widział kropelki wody, przyklejone do jej rzęs. Wyglądały jak łzy, więc lekko otarł je kciukiem. Chciał ją pocałować.
Może by mu się udało, gdyby nie padł na nich cień.
- Wyłaź z wody, Romeo. Musimy pogadać.
- Stephen, cześć - przywitała się Aria, lekko się rumieniąc. Kuźwa, a było tak blisko.
Ian uniósł brew.
- Ta? Bo co?
- Bo od ciebie zależy czyjeś życie. Wyłaź, albo zrobię to siłą.
- Może byś tak zauważył, że jesteś w obecności księżniczki, tępy gnojku.
- Ach, gdzież moje maniery - mruknął, a potem wziął dłoń Arii i ją cmoknął. - Lepiej ci na duszy? Powiedz mi, gdzie jest Maddy. Przyjaźnicie się. Musisz coś wiedzieć.
- Maddy? Rozmawiałem z nią zaledwie wczoraj. Dzwoniła, zapłaka.. - urwał i nagle wyskoczył z wody zgrabnie. - TO PRZEZ CIEBIE PŁAKAŁA?!
- Nie, przez ciebie. Wiesz, gdzie ona jest?
- Nie. Dzwoniła tylko poprosić o pożyczkę. Wysłałem jej pieniądze na konto.
- Mów, gdzie ona jest! - ryknął nagle.
- Stephen, spokojnie - Aria uniosła się i wyszła z basenu. Podeszła do chłopaków. - Co się stało?
- Maddy uciekła. Chcę ją znaleźć.
- Ian, na pewno nie wiesz gdzie jest Maddy? Sama teraz się zmartwiłam... - skrzyżowała łapki na piersiach, jakby zrobiło się jej zimno.
Ian pchnął w jej stronę falę ciepła, po czym zerknął pogardliwie na Stephena.
- Nie wiem, gdzie jest. Potrzebowała kasy na "nowy start", jak to określiła. Więc dałem jej określoną sumę, gdyż, jak wspomniałeś, jesteśmy przyjaciółmi. Ale nie wiem, gdzie ona jest...
Stephen zmierzył go wzrokiem, a potem westchnął.
- Nie martw się, Stephen - Aria położyła dłoń na jego ramieniu. - Znajdziemy ją.
- No cóż. Jeśli Maddy przed nim uciekła, to nie mam zamiaru mu pomagać - prychnął Ian.
- Nie chcesz jej znaleźć? - syknęła Aria. - A jeśli ma kłopoty?
- Eh, nieważne. Niepotrzebnie tu przyleciałem.
- Jeśli będzie mieć kłopoty, to do mnie zadzwoni. Maddy mi ufa - powiedział cicho do Stephena. - Jeśli się ze mną skontaktuje, dam ci znać, że jest cała i nic jej nie grozi.
- I mam ci uwierzyć?
- Stepheeeen.
- No dobra, już dobra. Tylko masz się odezwać, bo cię zabiję, jasne?
- Tak, wszyscy zrozumieli. Chcesz się czegoś napić? Zjeść coś? Odpocząć?
- Nie, ale dzięki. Wracam do domu, może się czegoś dowiem.
~Odnajdziemy ja - obiecał mu Smok.


______________
- tato, gdzie jest kuchnia?
- yyy... 
x3

sobota, 13 października 2012

Rozdział 26. Sztorm. (Ryuu x Rose, Ian x Aria)



Indie były super. Piękne i kolorowe. Rose czułą się tutaj jak w bajce, ale czy chciałaby tu zostać na dłużej... No chyba, że ze swoim b r a t e m. Z którym ostatnio miała pewne... zajścia, żeby nie powiedzieć d o j ś c i a.
Blondynka siedziała właśnie na parapecie w sari (a co się będzie wyróżniać, a poza tym bardzo jej się to podobało, soł fak ju) i spoglądała na miasto z hotelowego pokoju.
Ryuu wyszedł spod prysznica, wycierając rude włosy ręcznikiem. Miał na sobie tylko dżinsy z rozpiętym paskiem i dwoma guziczkami, również niezapiętymi. Czarne bokserki lekko wystawały, urywając się tuż pod linią ciemnych włosków na jego podbrzuszu. Wojsko robiło swoje; mężczyzna był szczupły, ale nie chudy. Wysportowany, ale bez przesady. Gdy poruszał się cicho i zwinnie, niczym dzikie zwierzę, widać było grę wypracowanych mięśni pod jego skórą.
Na widok s i o s t r y w sari zrobiło mu się sucho w ustach.
-Ślicznie wyglądasz – wykrztusił w końcu.
Rose zeskoczyła z parapetu i stanęła prosto, a potem okręciła się dookoła własnej osi.
- Naprawdę? - uśmiechnęła się i lekko zarumieniła. On też wyglądał cudnie.
-Najpiękniejsza – przyznał bez cienia zajęknięcia w głosie. Bo ona taka dla niego była: cudowna. Lekko poprawił jej włosy, czule przeczesując kosmyki między palcami. Rozkoszował się ich miękkością i ciepłem.
Spojrzała na niego z uśmiechem i przytuliła się do niego mocno. Ehe, lubiła się do niego tulić. Był ciepły, wygodny i czuła się bezpiecznie. Więc tak, jak kobieta powinna czuć się przy mężczyźnie.
Ryuu bez zastanowienia się pocałował ją mocno w czubek głowy.
-Jakie mamy plany na dziś? – zamruczał cichym, zmysłowym głosem. Cóż, przy Rose czuł się prawdziwym mężczyzną. Takim, którego partnerka jest obok.
I wciąż zastanawiało go, dlaczego Smok z tylu wolnych kobiet wybrał na jego partnerkę właśnie Rose…?
- Tygrysy. A potem... się zobaczy - uśmiechnęła się do niego, macając go paluszkami po plecach.
-Wczoraj tygrysy, dziś tygrysy, jutro tygrysy – westchnął Ryuu. –Masz obsesję, kocie – tak wielką, jak ja na twoim punkcie, pomyślał. Dla niego każdy dzień, od kiedy skończy ł21 lat był dniem wypełnionym myślami, fantazjami i marzeniami o Rose.
- Ale po to tu przyjechaliśmy. Po tygrysy! Musimy je ratować!
-Tak, tak. Budujemy domki, zdobywamy jedzenie. A jeden z nich mnie ugryzł, o tutaj – pokazał paluszkiem na swoją brodę. –Pocałuj, żeby nie bolało – poprosił.
- Nie masz rany - powiedziała złośliwie, ale z uśmiechem i w końcu go pocałowała.
-Bo tygrysek był mały i nie miał zębów – przyznał z pomrukiem Ryuu i lekko musnął wargami jej usta. –Mm.. przepraszam – dodał szeptem. –Nie trafiłem w nos..
- Nie musiałeś trafiać w nos - powiedziała cicho, z zamkniętymi oczami.
-Mówisz? – zapytał lekko ochrypniętym głosem. Znów pocałował Rose, tym razem troszkę mocniej, wsuwając język miedzy jej słodkie, miękkie wargi.
Blondynka odwzajemniła pocałunek, zaciskając palce na jego plecach. No, no. Lubiła to z nim robić. No i nikt nie mógł ich przyłapać.
Ryuu oparł ją o ścianę i pogłębił pocałunek, władczo i zaborczo panując nad jej wargami. Każdy cal jego ciała mówił o tym, że należy do tej drobnej kobiety. Objął Rose mocniej w pasie i lekko uniósł.
Rose uniosła sari, aby sobie go objąć nogami. No co no... Oparła dłonie na jego ramionach, a potem wsunęła palce w jego włosy.
-Dotykaj mnie – zachęcał, z nutką samotności w głosie. Uspokajał go, a jednocześnie rozpalał jej dotyk. Dłońmi żołnierza, ale tez lekarza, przesunął po jej udach, aż do bioder, by ostatecznie wsunąć je pod zgrabne pośladki i lekko ścisnąć.
To było złe, prawda? Bardzo.
Ale chciała go dotykać i to robiła. Po ramionach, rękach, plecach, karku, kręgosłupie.
A Ryuu szeptał jej do ucha czułe, miękkie słowa, zarówno po szkocku, jak i po angielsku i francusku. Nazywał ją swoim skarbem, swoją miłością, swoim życiem. Jego usta błądziły po jej szyi, ramieniu i karku, który lekko przygryzł, aż z jego gardła wyrwał się cichy jęk. Nie myślał już o konsekwencjach.
- Ryuu... - szepnęła, odchylając głowę do tyłu.
Jego zęby ostrożnie musnęły jej gardło. Moja!, krzyczał smok w nim.
-Tak? – wymamrotał, dłońmi głaszcząc jej pupę.
- Nic, nic... lubię twoje imię.
-A ja lubię, jak je mówisz. Tylko ty jedna tak je wymawiasz – przyznał z uśmiechem. –Rose – szepnął i ugryzł ją w ucho.
Uśmiechnęła się i pocałowała go.
- Aż szkoda wracać do domu...
-Więc nie wracajmy. Chcę – urwał. Nie, nie mógł jej tego powiedzieć.
- Musimy, Ryuu... Też nie chcę, ale musimy....
-Więc nim wyjedziemy, zróbmy to – wyrwało mu się. Mimo wszystko, brnął w to dalej. –Chcę z tobą spędzić noc, Rose…


Aria właśnie siłowała się z karmą dla swojego psa, Kiary. Tak, tego, którego dostała od Iana na urodziny. Zwierzak rósł i jadł jak opętany. Dobrze, że Ian zdeklarował się z nią jeździć na zakupy, bo te parę kilo karmy dla niej... No a on taki silny... i w ogóle...
W każdym bądź razie, wracając do rzeczywistości, wsypała do miski karmę, a do drugiej nalała świeżej wody.
- No. Smacznego - pogłaskała psa po głowie z uśmiechem.
Kurczak się robił w piekarniku. Och, to nie tak, że kierowała sie zasadą "przez żołądek do serca" i wcale nie zapraszała codziennie do siebie Iana na obiad!
I to nie tak, że on przychodził tylko jeść. Stał przed drzwiami mieszkania Arii i rozważał dwie propozycje. Pierwszą było to, by dała mu klucze, on da jej do siebie. Drugą… skoro sąsiadowali ścianami, można by w jednej zrobić dziurę, co to dla smoka..
Nacisnął jednak dzwonek. Kultura, kheh… Ciężko mu szło powstrzymywanie się, bo na całej klatce pachniało obiadem, który gotowała.
Aria poleciała jak na skrzydłach do drzwi.
- Iaaan, cieszę się, że jesteś - pocałowała go w policzek.
-Poczułem zapach.. obiadu – uzupełnił, bo zapach Arii czuł cały czas. No cóż.. – Pachnie cudownie.
- Wejdź, wejdź, rozgość się.
Znowu.
Oj, cicho.
-Właśnie, miałem ci zaproponować – zaczął i usiadł w salonie, chociaż nie bardzo wiedział, jak zacząć. –Wiesz, chodzi mi o to, że.. Chciałbym ci dać klucze do mnie, a ty dasz mi swoje. Albo wstawimy drzwi miedzy naszymi mieszkaniami – oznajmił. –Jesteś partnerką mojego Sztormu, nie chcę się martwić tym, że w razie czego będę musiał wyważać drzwi – dodał, jakby tłumaczył się przed samym sobą. To nie tak przecież, że on chce być blisko Arii..
- Tak! - powiedziała od razu. - Znaczy noooo, fajnie by było z tymi drzwiami. Masz rację - wyjęła kurczaka z piekarnika, stojąc do niego tyłem. Nie widział jak bardzo się szczerzy z radości. - Może po obiedzie pojedziemy poszukać drzwi...?
-Jasne, bardzo chętnie – poczuł radość gdzieś na dnie żołądka, że Aria się zgodziła. A gdy się tak wypięła do niego tyłem, poczuł, że jego spodnie robią się troszkę za ciasne. Chrząknął. –I miałbym jeszcze jedną prośbę.. ale to później – tej drugiej żadne z nich łatwo nie przełknie.
- No dobrze, dobrze - rozdzieliła jedzonko. - Keczup chcesz?
-Chętnie - spojrzał na nią z wdzięcznością. –Przez stołowanie się u ciebie przytyłem.
- Och... nic nie widać. Jedz - postawiła mu przed nosem duuużo żarełka i keczup. - Do picia mrożonej herbatki?
-Tak. Spadłaś mi z nieba, aniele – zamruczał, patrząc jej w oczy. Czy tylko jemu robiło się wtedy gorąco? Gdy byli nawet nie tak blisko siebie, ale ten prąd, ta gdzieś tłumiona namiętność i uczucia bombardowały ich zmysły?
Nie, nie tylko jemu.
- Nie przesadzaj, smacznego. Kiara już je - uśmiechnęła się, spoglądając na psa. A potem sama zabrała się za jedzonko.
-Widzę. To dobrze, ze nie jesteś tu sama. W razie czego Kiara cię obroni – uznał.
- Poradzę sobie. Nie tylko ty masz supermoce - uśmiechnęła się.
-Okej, okej. Panno Akardo – swoją porcję już zjadł.
- No - nadal się uśmiechała, chociaż usta miała brudne.
Zapragnął całować jej usta, które uśmiechały się do niego tak słodko. Czubkiem języka zdjąć plamki z jej aksamitnej skóry. A potem kochać się z Arią dopóty, dopóki oboje nie będą nasyceni wzajemną obecnością.
A nie mógł. Ona go nie kochała, nie mógł wymagać od niej tego, czego Smok wymaga od swojej partnerki.
Też coś. Gdyby tylko wiedział, co ona do niego czuje...
- Soł... jedziemy? - napiła się soku.
-Jasne. Ja jestem gotów – wzruszył ramionami.
- Poczekaj, skoczę do łazienki umyć ryjek - no i czmychnęła, a potem zjawiła się przy drzwiach.
On tymczasem wygrzebał w kieszeni portfel, a w skórzanej kurtce kluczyki od auta. Pobawił się chwilę też z Kiara, a gdy Aria wyszła, zeszli razem na dół do auta. Otworzył dla niej drzwi i nachylił się, by zapiąć jej pasy. Przy okazji głęboko wciągnął jej zapach.
To było smutne, że był tak blisko... a jednak tak daleko.
Naprawdę smutne.
Więc pocałowała go w policzek. Chociaż tyle, prawda?
Ian był zaskoczony tym gestem. Uniósł głowę znad pasów i spojrzał w oczy Arii.
A potem powoli i ostrożnie pocałował ją w usta. Nie był to jednam namiętny pocałunek, nie. Był lekki i krótki. Ian odsunął się od dziewczyny i chrząknął.
-Przepraszam – bąknął. –Nie mam prawa cię całować… Nawet, jeśli tego chcę.
- A chcesz? - spojrzała na niego szybko.
-Tak. Znaczy się – lekko się zarumienił. – Wiesz, Sztorm i te pierdoły. To smok tego potrzebuje.
~KŁAMCA!
- Smok...?  Tylko on...?
Ian odwrócił wzrok.
-Jateż – bąknął – potrzebujębliskości – dodał, ale nie mówił głośno.
Aria złapała go za rękę i uśmiechnęła się do niego.
- Pocałuj mnie jeszcze raz - poprosiła cichutko.
Och, nie musiała mu tego drugi raz mówić. Ian, troszkę rozpaczliwym gestem, przylgnął wargami do jej warg, niemal natychmiast rozchylając je językiem. Chciał prawdziwego pocałunku, rozpalającego zmysły i dającego mu świadomość nie bycia samotnym, nim Aria zdoła się rozmyślić.
Aria tymczasem odwzajemniała pocałunek równie mocno, choć jeszcze nie do końca śmiało. I nie, nie zamierzała się rozmyślać, bo Ian całował wprost genialnie.
Dłoń mężczyzny zabłądziła na jej ramię. Zaczął je głaskać, coraz wyżej, aż dotknął szyi. Opuszkami palców pieścił jej skórę.
A ona wsunęła palce w jego włosy, zaś drugą ręką głaskała go po plecach.
-Musimy przestać – wymamrotał. –Bo zaraz zanim pojechać po drzwi, zabiorę cię do siebie i będziemy się całować do upadłego – próbował to obrócić w żart, chociaż szczerze miał ochotę na tę drugą wersję popołudnia.
- Drzwi można załatwić kiedy indziej - zauważyła cicho Aria, trzymając go za dłoń.
No teraz to na pewno sobie nie odpuści!
-Czyli wracamy na górę? – wyszeptał, muskając ciepłymi wargami jej ucho. Nie mógł się powstrzymać i lekko ją ukąsił.
- Tak, proszę... - odpięła pasy i wyszła z samochodu.
A więc wziął ją na ręce, a auto zamknął nogą. Bez chwili wahania skierował się znów do domu. Wolał iść do siebie, bo u niej nawet pies mógłby zmienić atmosferę..
Już w windzie znów zaczął ją całować. Nie narzucał tempa; były to leniwe, ale namiętne i czułe pocałunki. Długo kontrolował smocze zachciewajki, ale już dłużej nie mógł.
Aria czuła się super. W końcu spełniały się jej marzenia. Dlatego przytulała się do niego i w ogóle cieszyła się chwilą.
Jakoś udało mu się otworzyć drzwi do mieszkania. Zamknął je za sobą i nie bawiąc się w ściąganie butów, skierował się do sypialni. Była ona pomieszczeniem urządzonym elegancko, ale po spartańsku: szafa, stolik z TV i ogromne łóżko, obok którego stał stoliczek nocny z lampą, książką i okularami. Materac był twardy, ale wygodny, o czym Aria mogła się przekonać, gdy Ian ostrożnie położył ją na ciepłej, czarnej pościeli. Dopiero teraz stracił troszkę pewności, którą miał wcześniej. Mimo to, powoli zaczął zsuwać buty z jej nóg.
A ona sunęła dłońmi po jego plecach i brzuchu i karku. Przestawała go całować na chwilę, żeby złapać oddech.
Gdy zrzucił z nóg trampki, ułożył się obok niej, opierając się na łokciu. Jego usta odnalazły pewno miejsce na obojczyku, które go zafascynowało. Ian zaczął je leciutko całować, lizać czubkiem języka i kąsać. Jego dłoń spoczęła na brzuchu Arii.
Wszystko tutaj pachniało nim, obok był on, dotykał ją on, całował ją on. Aria właśnie była najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem.
-Mogę dotknąć twojej skóry? – wychrypiał. Nie miał odwagi dotykać jej bez pozwolenia, w obawie, że Aria się odsunie.
- Możesz...
Żeby nie powiedzieć m u s i s z.
Podciągnął jej koszulkę, ale nie na tyle, by ją rozebrać. Odsłonił tylko płaski brzuch Arii i znów przyłożył do niego swoją dużą, ciepłą rękę. Lekko głaskał nią, pieszcząc jej skórę ostrożnie i z wyczuciem, mimo ognia, który trawił go od środka. Ian odnalazł jej usta ponownie i pocałował Arię władczo, tak, jak smok całuje swoją partnerkę..
Aria uniosła łapki i objęła go, przyciągając do siebie. Ciekawe czy on też czuł tę... fascynację i pragnienie...
Ian ułożył się wygodniej, ale tak, by Aria do niego przylegała. Coraz pewniej głaskał jej brzuch, momentami zsuwając rękę za nisko lub za wysoko, ale szybko sam się poprawiał. Na chwilę odsunął się tylko od Arii, by ściągnąć koszulkę.
-Gorąco mi – wyznał i zaczął leciutko ssać płatek jej ucha.
- Mnie też... mogę również zdjąć... parę rzeczy?
Może jednak też to odczuwał...
No ale poza tym, heloł, jakie ciacho z niego!
-Jeśli tylko masz ochotę – szepnął jej do ucha. Mięśnie jego brzucha napięły się, ni to w stresie, ni to w ekscytacji..
Uniosła się więc i szybko zdjęła sukienkę. Tak, właśnie leżała przed nim w samej bieliźnie. Kolorowej, ale cicho. Następnym razem będzie zakładać same seksowne. Teraz już za późno.
A jego skrajnie podnieciły właśnie te kolory. Była niesamowicie seksowna. Cudowna. Namiętna. Rozplótł jej warkocz i przeczesał włosy palcami. Nieśmiało dotknął ustami dolinki między jej piersiami.
O Boże, to było wspaniałe! To wszystko, ta bliskość, on, ona!
Ian spojrzał jej w oczy i lekko zamknął w ustach sutek, oczywiście, przez stanik. Nie pozwolił sobie na ściągnięcie z Arii ani jednej części garderoby! Można i tak..
Aria westchnęła cicho. No, no!
Ian pocałował jej szyję.
-Jesteś piękna – szepnął.
- Naprawdę tak uważasz...? - i tak była już czerwona na twarzy...
-Nie okłamałbym cię, Aria – wyznał. –Nigdy. Nie tylko przez Sztorm.
Pocałowała go mocno.
Telefon zaczął dzwonić z jej torebki.
Czar prysnął.
_________________
Bardzo byśmy chciały spełniać Wasze prośby, ale to, co wrzucamy, w dużej mierze zależy od tego, na co mamy ochotę ^^. Ale dziękujemy wszystkim za komentarze. Zainteresowanych zapraszamy na nasz drugi blog: http://cherrissimo.blogspot.com/ :)

sobota, 6 października 2012

Rozdział 25. „Zabawa”. (Maddy x Stephen)



Parę miesięcy wcześniej…

Maddy ostrożnie weszła do posiadłości Noah Finn. Okej. Od jakiegoś czasu unikała młodego panicza. Pociągał ją i czuła się z tym niezręcznie...
Gdy gospodyni kazała jej posprzątać pokoje na samej górze, odetchnęła z ulgą. Tam nikt nigdy nie zagląda..
Naiwna.
- Łuuuhu! - zawołał radośnie Stephen, kiedy w postaci smoka wirował w powietrzu. Właśnie nurkował śrubą w dół. No, i to było życie.
Widziała go z okna. No. Słodki był, nawet jako gad. Ale niebezpieczny. Mógł załamać jej serce. Mimo to patrzyła na niego. I czuła ciepło w środku, na samo wspomnienie jego dotyku.
Stephen wylądował na dachu, po czym zmienił się w człowieka. Nagi wszedł przez okno do pokoju, gdzie była Maddy.
- Cześć - przywitał się z uśmiechem, nie przejmując się swoją nagością.
-Dobrywieczórmilordzie - wykrztusiła. Miało tu nikogo nie być!
- Co tam? - zapytał, rozglądając się za swoimi rzeczami.
-Kazanomituposprzątaćpanie - odwróciła wzrok. O boże. Był.. imponujący. Każdy mężczyzna był TAK zbudowany czy tylko smoki?
- Szybko mówisz - stwierdził, po czym założył bokserki. - Soł, jak się czujesz?
-Dobrze - wymamrotała, biorąc się za sprzątanie. Może sobie pójdzie..
Stephen wyciągnął dłoń w stronę kominka. Poruszył lekko palcami, a ogień się wzniósł. No. I się trochę ciemno za oknem zrobiło.
- Zdążysz.
-Oczywiście, p-p-paniczu - wykrztusiła.
On spokojnie usiadł sobie na łóżku i spojrzał na nią.
- Chodź do mnie - wyciągnął rękę ku niej.
-Ależ..m-mimlordzie..
- No chodź.
Podeszła do niego bardzo powoli.
-R-raczej n-nie chce p-p-p-p-panicz zao-zaoferować po-pomocy?
- Ja nie sprzątam. Ale mogę ci pomóc w przyjemności... - posadził ją sobie na kolanach.
Nooo, lubił ten jej kostium pokojówki. Był mrr... No i ta krótka spódniczka, pod którą wsunął dłoń.
Zadrżała. Był taki cieplutki...
-M-milordzie, pracuję...
- Mówiłem ci, że jeszcze zdążysz...
Okej, ta dziewczyna była tylko pokojówką. A on każdej nocy o niej myślał. To było straszne.
Tak czy inaczej, zsunął rękawek z jej ramienia, które potem pocałował.
Zadrżała i wbiła w niego spłoszone spojrzenie.
-M-milordzie..
- Mów mi Stephen - szepnął, a palcami pod jej spódniczką pogłaskał jej skarb. Na razie przez majtki. Na szczęście Smok się zamknął.
~Tak ci się tylko wydaje - burknął gad, który był jednak zafascynowany pokojówką.
Maddy zadrżała mocniej i objęła się ramionami. On chciał TEGO? pamiętała ten poranek w jego pokoju.. I nagle zrobiło się jej tak bardzo gorąco..
Warto było pomarzyć - westchnął do Smoka. A potem zaczął się męczyć ze zdjęciem jej tego stroju. Matko, czy to wszystko musiało być takie skomplikowane? Ledwo uporał się ze stanikami, a tu znowu coś... TAK, udało mu się, bo po chwili ściągał z niej powoli kostium roboczy.
W fartuszku wyglądała seksownie, ale w bieliźnie... Jaaa, a co, jeśli będzie naga...
Czuła się zawstydzona. Żaden mężczyzna, prócz niego, nigdy jej nie oglądał. I to było bardzo krępujące. Zwłaszcza, że ona również widziała tylko jego nagie ciało (półnagi Ian czy Shannon podczas lata się nie liczy)...
Stephen uniósł jej podbródek. Widząc jej zarumienione policzki, na jego usta wkradł się lekki uśmiech. Ucałował je, a potem jej usta. Najpierw spokojnie i czule, a potem językiem wsunął się do jej ust, aby pocałować ją namiętnie i gorąco.
Nieśmiało oparła dłonie na jego torsie. Skóra Stephena była gorąca, jak przystało na Smoka. Mrrr. Dziwne, ale przyjemne uczucie..
Postanowił ją sobie tak całować. Raz w usta, raz w szyję, raz w obojczyk czy dekolt. Jego dłonie wędrowały po jej plecach, udach, nogach i pośladkach, głaszcząc jej skórę. Matko kochana, bardzo mu się podobała ta Maddy... Strasznie bardzo. Bardzo bardziej.
-M-milordzie - spróbowała znów przemówić mu do rozsądku, ale kolejny pocałunek sprawił, że całkiem wypadło jej to z głowy.
- Jesteś bardzo ładna - zamruczał, lekko gryząc jej dolną wargę. Rozpiął jej stanik, a potem go zdjął. A jego usta od razu przeniosły się na jej piersi. Były takie idealne... jak reszta jej ciała.
Ona? Idealna? A te wszystkie córki baronów, księżniczki i inne bogate panny? Ona nie była idealna...
Ale teraz tak się czuła. Nieśmiało dotknęła jego włosów. Aww. Były mięciutkie i przyjemne w dotyku.
Stephen delikatnie paluszkami dotknął je piersi, podczas kiedy językiem i ustami bardzo odważnie je pieścił. Wolną ręką rozchylił jej nogi i zaczął ją tam dotykać przez majtki.
Zamruczała cichutko. To było strasznie przyjemne, takie delikatne, a zarazem intensywne. Magia?
Przesunął językiem po jej szyi.
- Podoba ci się? - szepnął.
Nawet gdyby nie bała się skłamać,  tak nie miała powodu by to zrobić.
-T-tak  wykrztusiła, rumieniąc się.
Stephen uśmiechnął się i pocałował ją mocno. A potem wziął ją na ręce i położył na łóżku. Uklęknął nad nią i obejrzał dokładnie jej ciało. "A twoje nagie ciało to najlepszy afrodyzjak", co? - pomyślał i pochylił się nad nią, całując ją w brzuszek. Rozebrał ją do końca. No okej, to było mega podniecające. Był już dawno twardy i gotowy, ale jeszcze chwilę mógł poczekać... kiedy znów się nad nią pochylił i zaczął językiem pieścić jej kobiecość. Maddy jęknęła głośno, po czym tuliła twarz w poduszkę, desperacko zaciskając palce na pościeli. Mogła protestować, ale on był tutaj panem...
Stephen popatrzył na nią z uśmiechem. Spodobało mu się doprowadzanie jej do takiego stanu.
Przesunął językiem, lekko zatapiając w niej palec. A jej niedoświadczone ciało wygięło się w jednym z pierwszych orgazmów. Maddy załkała cichutko. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Nie rozumiała reakcji swojego własnego ciała na to, co robił jej Stephen.
Aczkolwiek bardzo się jej to podobało..
Nim chłopak się uniósł, pocałował ją w brzuszek, a potem znalazł się tuż nad nią. Pogłaskał ją po policzku, uśmiechając się.
- Podobało ci się?
Jej oczy były wielkie w zarumienionej twarzy. Na ich dnie czaiło się kilka łez, ale niepewnie skinęła głową.
- T-tak, p-panie..
- Mów mi Stephen - chociaż to "pan" też fajnie brzmiało w tym momencie.
Przesunął paluszkami po jej żebrach w dół, po jej udzie. Chciał ją mieć i dostanie. A co.
-S-s...m-milordzie.. - wykrztusiła. Już? Koniec? Miała już iść?
- Stephen... - powtórzył. Czy to było takie trudne?
Przesunął palcem po jej ustach, które pocałował. Jednocześnie zaczął w nią wchodzić. Powoli i ostrożnie, chociaż rwał się do tego jak szalony.
- Stephen - powtórzyła cichutko, jakoś tak dumna, że udało się jej nie zająknąć. Miękko wymówiła jego imię, po czym nieśmiało dotknęła dłonią jego ramienia. Fascynowało ją jego ciało. W podręczniku biologii widziała nagich mężczyzn, ale oni nie umywali się do Stephena.
Czy każdy smok taki był?
Kiedy poczuła go w sobie, pisnęła cicho. To było ciekawe.. i troszkę przerażające.
W pierwszej chwili chciał jej powiedzieć, że jej nie skrzywdzi. Ale skłamałby. Nie żeby to była nowość, oczywiście.
Wsunął się jeszcze trochę, a potem wyszedł, aby nagle wejść mocno. Pocałował ją za to w usta, głaszcząc ją po boku ciała.
Wstrzymywany pod powiekami łzy spłynęły po bokach jej twarzy i zniknęły gdzieś we włosach. Maddy krzyknęła cicho i znieruchomiała. Nie, to jej się nie podobało. To bolało. Załkała cicho.
- Ciii, spokojnie - szepnął Stephen, ocierając jej łezki. - Teraz już będzie dobrze - zapewnił ją, całując ją w usta i szyję. Jego biodra dopiero po chwili zaczęły się powolutku poruszać.
Nie wiedziała, czemu, ale zaufała jego słowom. Milord nie był okrutny. Każdy jego gest, który teraz wykonywał, był delikatny. Władczy, ale delikatny. Jej serduszko uspokoiło się, ale po chwili zaczęło bić szybciej z ekscytacji. Gdzieś w niej narastała fala przyjemności.. Lekko musnęła ustami zaciśniętą szczękę Stephena.
Jej milord. Nie chciała innego.
A on poczuł ulgę, kiedy w końcu zaczęła coś robić, a nie była bierna. Zamruczał cichutko, kiedy znów ją pocałował.
- Już w porządku?
Przytaknęła cichutko.
Badała dłońmi jego ramiona i plecy. Naprawdę był górą mięśni. Napiętych i silnych. Gdyby chciał, mógłby ją połamać jak zapałkę. Ale doświadczyła od niego tyle dobrego, że powoli, ostrożnie, przytuliła policzek do jego policzka i poruszyła biodrami w przeciwnym kierunku niż on.
I to mu się spodobało. Bardzo. Otarł policzek o jej policzek, ustami lekko skubiąc płatek jej ucha. Jego biodra zaczęły poruszać się szybciej w równym tempie. Uniósł nieco głowę, aby spojrzeć w jej oczy. Uśmiechnął się leciutko.
Odwzajemniła uśmiech i nieśmiało go pocałowała. Och, to nie przystoi pokojówce, ale jego usta były takie kuszące..
Oddał pocałunek, pogłębiając go. Wodził palcami po jej ciele, zwłaszcza po piersiach i żebrach. Ale potem znów "opadł", aby móc ocierać się o jej piersi.
Pojękiwała mu cichutko do ucha. Cóż, nie miała już poduszki przy twarzy... Wtuliła się w niego, ostrożnie, ale z całą siłą objęła go nogami w pasie, Ramionami mocno objęła jego szyję, lekko drapiąc go w kark.
No, tak blisko to jeszcze ze sobą nie byli. Mrrr, to było po prostu wspaniałe. Ruchy jego bioder przyśpieszyły i stały się mocniejsze i głębsze. Westchnął jej do ucha.
Maddy zadrżała, a potem zachichotała niepewnie. To westchnięcie było bardzo przyjemne. Połaskotało ją w bardzo intymny sposób.
Lekko westchnęła do jego ucha.
Odczuł to samo, dlatego uśmiechnął się i pocałował ją.
Z uśmiechem odpowiedziała na jego pocałunek, Mięsnie jej ciała znów się napinały, ale tym razem z przyjemności. Mrrr...
- Dobrze ci? - zamruczał, trącając nosem jej nos.
-Tak, p-pan...S-stephen.. - wymamrotała, znów kryjąc zarumienioną twarz na jego ramieniu. Rozpoznawała jego zapach. Kojarzył się jej zawsze z bezpieczeństwem, chociaż nie wiedziała, dlaczego..
Stephen poczuł, że zaraz dojdzie, dlatego wykonał jeszcze kilka mocnych ruchów, a kiedy zaszczytował, czując tę nieopisaną przyjemność, ugryzł ją w ramię, niczym Smok. No, jego na zache i nie odda, o! Walić się, skurw...!
Maddy krzyknęła, ale dla odmiany nie z bólu, a z rozkoszy. Czuła go w sobie, dookoła siebie i wszędzie, nawet we własnej głowie.
-Stephen - wymamrotała, drapiąc go po plecach.
Leżał tak jeszcze nad nią, obserwując ją, jednocześnie próbując dojść do siebie. To było... Łał. Tak się jeszcze nie bawił. Naprawdę, to było lepsze niż kiedykolwiek.
Pocałował ją jeszcze raz i raz, a potem położył się obok niej.
Maddy skuliła się w kłębuszek. Ała. Bolało. To co zrobił jej milord, bolało, ale jednocześnie było wspaniałe. Cóż... Oddanie dziewictwa synowi swojego pana nie było chyba najlepszym pomysłem..
- W porządku? - zamruczał, całując ją w ramię. Paluszkami przebiegł po jej ramieniu.
-T-tak - skłamała. Dostał, czego chciał. Ale cieszyła się. Był czuły. Chociaż władczy, był również delikatny.
Przykrył ich kołdrą, a potem przytulił się do jej pleców.
- Ciepło?
-O-oczywiście..
Naprawdę było jej przyjemnie. Obróciła się do niego nieśmiało przodem i dotknęła jego torsu opuszkami palców.
Stephen uśmiechnął się i pocałował ją w czoło.
- Jesteś piękna - szepnął.
-M-mhm... -  łał. To były same mięśnie. Łał.
- Zostaniesz tutaj? Ze mną?
-To nie pokój milorda - wymamrotała.
- Ani nikogo innego, więc co za różnica? - uśmiechnął się szerzej.
-B-będą pa-panicza szukać.. - zaczęła cichutko.
- Mnie nie. Martwię się, czy nie będą szukać ciebie - głaskał jej kark i włosy.
-Kto miałby szukać mnie..
A jednak znalazł się ktoś.
-Dziewucho, ileż można sprzątać syp.. - pokojówka urwała, widząc ich w łóżku. Wręcz zaniemówiła.
Och, great - Stephen przewrócił oczami.
- Czego? - warknął.
-Sz-szukam Maddy, milordzie - wymamrotała tamta, unosząc zadziornie brodę. Na widok zarumienionej Maddy, w rozkopanej pościeli, aż zbladła. Co za dziwka..
- To chyba może poczekać do jutra, tak? - warczał dalej, unosząc się na łokciach. Kołderka oparła mu z torsu.
-Ależ.. milorzie, Maddy powinna odpracować swoją dniówkę...
-Już idę, Zanno - odparła Maddy, ze wstydem owijając nagie piersi fragmentem kołdry.
- Nie - panicz wręcz zmusił Maddy, aby z powrotem się położyła. - Ja również jestem twoim szefem - zwrócił się do tamtej. - Maddy ma wolny wieczór. A ty zajmij się swoją pracą.
-Maddy miała..
-Milordzie.
- Śmiesz mi się sprzeciwiać? A może chcesz to kwestionować z moim ojcem? - może i był władcą ognia, ale aktualnie to wręcz mroził Zannę spojrzeniem.
-Nie, nie, oczywiście, że nie, milordzie - Zanna pochyliła głowę, po czym wyszła z pokoju. Maddy tymczasem znów usiadła i zaczęła się rozglądać za ubraniami.
- Co robisz? Połóż się.
-Muszę iść, panie. Zanna wkrótce powie wszystkim, co się tu stało..
- O... mogę ją zjeść. Smok jest głodny.
-Nie! - pisnęła. -Nie, milordzie..
- Dlaczego? To chcesz, żeby powiedziała?
-Nie... jeśli się dowiedzą, że z panem spałam, pana ojciec będzie zły..
- Tylko to cię martwi? - miział palcami jej plecy, raz po raz składał na nich pocałunek. - Nie będzie zły.
-Na pana nie, milordzie..
- Na ciebie też nie - cmok w szyję, dłoń jego zaczęła głaskać jej brzuszek. - Powinnaś leżeć...
-Czemu? - szepnęła. Boże. Pachniała nim. Czy wszyscy to poczują? Czy wszyscy zauważą, że ją ugryzł?
~Hmm.. Ej, chodź, zabierzemy ją.. - zasugerował rozleniwiony smok.
- Po prostu. Ze mną. Teraz, tutaj... - powoli przyciągał ją z powrotem do siebie, kładł na koju...
W końcu uległa i położyła głowę na jego piersi. Mogła zamknąć oczy i udawać, że jest dla niego kimś więcej, niż zabawką..

środa, 3 października 2012

Rozdział 24. Plan. (Savannah x Jared)



Korytarzem najlepszego Liceum w LA szedł nowy nauczyciel fizyki. Miał na sobie nisko opuszczone dżinsy (gdyby uniósł ręce, byłoby widać brzeg bokserek) oraz koszulę z krawatem, zawiązanym luźno. Jego troszkę potargane, kasztanowe włosy opadały w nieładzie aż do kołnierzyka koszulki. Miał przenikliwe, charakterystyczne dla swojego klanu zielone oczy.
Jared Finn wylądował jako nauczyciel.
Życie boli czasami. Ale nie Savannah Munro, córkę Hikari i Josha Munro. Ona była cheerleaderką, trochę śpiewała i w ogóle wszyscy ją uwielbiali. Z wyjątkiem tych ździr, które jej zazdrościły:
a) urody,
b) że do tej urody dostała intelekt,
c) figury,
d) głosu,
e) powodzenia u obu płci,
i wielu innych rzeczy.
Aktualnie rozmawiała z jednym z chłopaków z drużyny piłkarskiej. Kokietowała go i to było widać. Założyła kosmyk za ucho, kiedy zauważyła Jareda Finn. No, kutfa, i to był facet godzien jej uwagi!
Jego trudno było nie zauważyć. Wyrósł na wysokiego mężczyznę, niczym typowy Szkot. Miał niecały 1.90 metra. Obserwowały go wszystkie laski i był tego świadom, Ale jego wzrok przykuwała znajoma twarz...
- Łaaa, ale ciacho.
- To ten nowy nauczyciel?
- Mam nadzieję, że to on będzie nas uczyć.
- Może daje KORKI...
Może powinien sobie zapisać reklamę na czole?
Jared podszedł do drzwi klasy, otworzył je i gestem zaprosił uczniów do środka, uśmiechając się szelmowsko.
Savannah przeszła obok niego, zarzucając lekko włosy do tyłu i spoglądając na niego zalotnie. No, no, będą widoki! Dziękowała właśnie matce naturze, że w LA jest ciepło, ponieważ jej krótka sukienka unosiła się wysoko, kiedy usidła w ławce w takim miejscu, gdzie mógł sobie na nią popatrzeć.
I popatrzył. Na te szaleńczo długie, zgrabne nogi, które sukienka ledwo zakrywała... Ajć, chwila dłużej i zastanawiał by się nad tym, jaka jest w łóżku.
Dobrze, że jego narzeczona była człowiekiem i nie mogła sprawdzić, co tkwi w jego głowie.
-Dzień dobry, klaso. Nazywam się Jared Finn i jestem nowym nauczycielem fizyki w zastępstwie pana Uugabuga.
- Witam, pana - wstała jakaś brunetka o niebieskich oczach i krótkiej spódniczce w kratkę. - Jestem Melanie Morgan, przewodnicząca szkoły. Chcielibyśmy pana gorąco przywitać.
- Tylko żeby nie za gorąco - "szepnęła" Savannah do Ai, która była z nią w grupie.
-Dziękuję, panno Morgan, za ciepłe przywitanie - obdarzył ją seksownym uśmiechem, na widok którego nawet Ai cichutko westchnęła.
Brunetka odwzajemniła uśmiech i usiadła, zakładając nogę na nogę. A Savannah przewróciła oczami.
- On jest mój - powiedziała nagle na tyle cicho, żeby tylko Ai ją usłyszała.
Ai uniosła brew.
-Sav, jesteś szalona, piękna i uwielbiana, ale nauczyciel..? W dodatku, wiesz, kim on jest. I on wie. Myślisz, że ośmieli się dotknąć bratanicę Dranira Munro?
- Ja jego nie pamiętam - uśmiechnęła się cwano. - Błądzenie ludzka rzecz, tak? I wybacz, ale to nie ja kocham się w kimś od kilku lat i nic z tym nie robię. Okej, wybacz, to było niemiłe, ale i tak uważam, że powinnaś zawrócić mu w głowie.
Ai zarumieniła się i wyjrzała przez okno. Dzisiaj rano wysłała Nickowi ":)" jak zawsze, od dobrych kilku lat. Byli przyjaciółmi.
-Nie będę wprowadzał żadnych udziwnień. Nie ma niezapowiedzianych kartkówek, o ile nie będziecie się zachowywać jak spuszczone ze smyczy bachorki - wyszczerzył się. -Dobrze pamiętam, jak sam tego nie lubiłem. A więc... Czy są jakieś pytania?
-Czy poda pan swój numer telefonu? - zapytała jakaś tipsiara z solarką z samego końca sali.
- Tobie na pewno nie - odezwała się Savannah, wymachując lekko stópką odzianą w wysoki koturn. Chyba powinna poprawić lakier na paznokciach... SWOICH, A NIE TIPSACH! NO.
-Mój numer?
-W razie kontaktu. Gdyby miało nie być całej klasy albo pana - wtrącił jakiś karczek.
-Kto jest przewodniczącym? - Jared sięgnął po dziennik. -Podam jemu, a on w razie czego przekaże wam informację.
- Ja - Melanie Morgan znowu wstała i z dumą podeszła do Jareda.
Cóż, Ai mogła dostrzec jak małe iskierki elektryczne pojawiają się wokół dłoni Savannah.
- Załatwię tę szmatę na włefie.
-Zapewne - Ai westchnęła. -Przecież możesz wziąć jego numer od kogokolwiek. Zapewne Nicholas również go ma.
- Ale ta kretynka się do niego przystawia. Dostanie piłką w łeb to się zamknie, idiotka. Hm... - spojrzała na siebie. - Pójdziesz ze mną na zakupy? Muszę kupić sobie nową bieliznę...
-Savannah! Ty naprawdę zamierzasz go uwieść? - Ai ledwo udawało się zachować szept.
- Tak - spojrzała na kuzynkę. - Ja zawsze dostaję to, co chcę. Jeszcze ci opowiem, jak to było przeżyć z nim swój pierwszy raz - puściła jej oczko.
Ai szeroko otworzyła oczy. Okej.. Jej kuzynka chciała przeżyć swój pierwszy raz z nauczycielem. Okej...
-Tatuś mówił, że Jared jest zaręczony..
- A kogo to obchodzi?
-No jego. Pewnie ją kocha, Sav...
- Albo nie. Gdyby ją kochał, to patrzyłby tak na te wszystkie kretynki? - ruchem głowy wskazała na klasę.
-Nie patrzy na nie. On się uśmiecha. To jego pierwszy dzień...
- Oj, jak tam chcesz. Może wpadnę dzisiaj do wujka Josepha. Pewnie coś wie. Albo ciocia Cassie. Ale najpierw zakupy. Tobie też coś kupimy. Dla Nicka.

Podczas zakupów Ai kupiła sobie kilka książek i nowe trampki.
-Ten chłopak.. z drużyny.. zaprosił mnie na imprezę w sobotę - wyznała Savannah.
- Travis? Przystojny, ale tępy. Uważaj na niego - powiedziała Savannah, kiedy wchodziły do sklepu z seksowną bielizną. Czarna, czerwona, biała... Musi zapłacić gotówką, bo tatuś nie może się dowiedzieć co i gdzie kupowała.
-Okej... Ale wygląda na niegroźnego. I jest mną zainteresowany, w przeciwieństwie do Nicka - dodała z żalem, patrząc na czarny komplecik z jedwabiu. Pewnie takie nosiły laski, z którymi sypiał przyszły dranir Akardo.
- Bo Nick jest ślepy. Dobrze, że idziesz. Może w końcu zacznie być zazdrosny. Może ta? - przyłożyła do swojego ciała czarną bieliznę na wieszaczku. - Na pierwsze kroki.
-Pierwsze kroki...? To znaczy?
- A w jakich warunkach najlepiej podrywa się nauczyciela? Na korkach. W jego domu. Chociaż... skoro ma narzeczoną, to może lepiej w szkole, kiedy już wszyscy pójdą do domu... - Savannah uśmiechnęła się do siebie i wrzuciła do małego koszyczka jeszcze dwa białe i trzy czerwone kompleciki. - Tobie proponuję ten - wręczyła jej koronkowy, czarny zestaw.
Ai zarumieniła się.
-I co ja z tym zrobię? Wejdę do łóżka Nicka i położę się obok jego aktualnej kochanki...?
- On ma jakąś? - Savannah uniosła brwi. W życiu nie widziała Nicka z jakąś laską. Dobra, widziała, jak to one kleiły się do niego.
Ai uniosła brew.
-190 cm czystego, męskiego seksu i miałby nikogo nie mieć? - parsknęła śmiechem. -Może mi jeszcze powiesz, że jest prawiczkiem?
- Ja tam nie wiem. Może jest aseksualny? Nigdy nie wiedziałam go z żadną... A może jest gejem? - no nic, tak czy siak, wrzuciła do koszyczka bieliznę, którą jej wybrała. Zawsze się przyda.
-Nick? Gejem? No proszę cię. Wiedziałabym o tym.
- No to ja nie wiem... - Savannah powrzucała do koszyczka kilka ładnych zestawów w rozmiarze Ai, po czym poszła do kasy. - Dzień dobry - uśmiechnęła się i wyciągnęła portfel. - Za bardzo się stresujesz. Musiałabyś pokazać mu troszkę ciała. Nie za dużo, żeby nie pomyślał sobie nie wiadomo czego.
-To znaczy co? Przecież jako dzieci siedzieliśmy razem w brodziku. Widział mnie już nagą.
- Matko kochana, trzymaj mnie - mruknęła blondynka. - Nie widzisz, ze on jest ślepy? Niewidomy? To jest FACET - zapłaciła, wzięła papierową torebkę z logo sklepu i wyszły. - Umów się z nim, załóż coś seksi, bieliznę, którą ci kupiłam i uwiedź go. Jesteś ładna, piękna w sumie, czym ty się stresujesz?
-Jestem dziewicą - mruknęła. -Nie umiem flirtować, uwodzić.. No i Nick jest moim przyjacielem. Zobacz - pokazała jej skrzynkę odbiorczą, gdzie pan Akardo odpisał na jej porannego sms-a ";)".
- Ja też jestem dziewicą, a flirtować umiem. Koleś jak on może być tylko rodziną i kochankiem, a nie przyjacielem. Ty, ty, ty, poczekaj - Savannah zatrzymała się nagle i wyciągając rękę na bok, aby Ai też się zatrzymała. - Czy to nie pan profesor Jared? - wskazała na faceta przed nimi.
Owszem, to był on. Na zakupach z narzeczoną, która paplała jak najęta, pokazując mu coś co wystawę.
-Si, on.
- A co to tam to takie tamto takie to obok niego się przylepiło? - dopytywała się dalej Savannah.
-Pewnie jego narzeczona. Trzyma dłoń w kieszeni jego spodni. Ciekawe, czy zna wszystkie bokserki, jakie on nosi..
No i Savannah cholera strzeliła. JAK. JAKAŚ. *CENZURA*. TRZYMA. SIĘ. TAK. BLISKO. JAREDA?
- Potrzymaj - dała Ai torbę z zakupami, po czym kupiła shake'a w pobliskim sklepiku. Potem ruszyła w stronę "pary". No i cóż za pech, kiedy wpadła między nich, oblewając JĄ porzeczkowym napojem.
- O my God! - zaczęła przedstawienie panna Munro, puszczając kubeczek i zakrywając sobie usta dłońmi.
-Janett, wszystko gra? - Jared złapał narzeczoną. -Och, panna Munro... wszystko w porządku, drogie panie?
-Tak, kochanie. Tylko się troszkę ubrudziłam. Ale to - uniosła dłoń -Mmm, porzeczkowy. Twój ulubiony... - zaśmiała się,
Are you fucking kidding me?
- Bardzo przepraszam...! Wiem, że plama już nie zejdzie... Może ja pomogę... - pochyliła się (tak, tyłkiem do profesorka), aby podnieść torebkę tej całej Janett.
-Nie szkodzi, i tak nie lubiłam tej sukienki. Jesteś uczennicą Jareda?
Jared tymczasem powąchał szyję Janett. No. Porzeczki, Mrrr.
- Jestem.
Jeszcze. Tylko.
- A pani... jest JAREDA...?
-Narzeczoną. Pobieramy się za dwa tygodnie - wyjaśniła z uśmiechem. -Czy wy..
-Panna Munro jest z nami spokrewniona, taka siódma woda po kisielu - wyjaśnił pospiesznie Jared. -Poza szkołą mówi do mnie Jared. Jestem jakby jej… wujkiem.
Ai parsknęła śmiechem. Oho, cyrk na kółkach. Szkoda, że Nick tego nie widzi.
Za dwa tygodnie...
Wujkiem.
Dobra, pieprz się, Jaredzie Finn.
- Ta, właśnie tak, wujaszku - uśmiechnęła się sztucznie słodko i walnęła go mocno pięścią w ramię. - Muszę iść. Jeszcze raz przepraszam.
-Nie szkodzi. Do zobaczenia w poniedziałek, Savannah - jej imię wypowiedział miękko, z nutką zmysłowości w głosie.
Ai oczekiwała na przyjście przyjaciółki. Podała jej chusteczkę.
-Nie wyszło ci..
- Och, ja jeszcze nie skończyłam, kochana. Zabawa się dopiero zaczyna.

W domu oznajmiła tacie wprost, że:
- Potrzebuję korków z fizyki z Jaredem Finn!
- Ale córciu - zaczął spokojnie Josh, zdejmując na chwilę okulary. - Przecież ja ci mogę pomóc.
- On potrzebuje pomocy finansowej. Ślub mu się zbliża, czyż nie? - zapytała słodko i podała mu telefon. - DZWOŃ.
Jared akurat skończył uprawiać seks. Nie nazwie tego zbyt szumnie. Janett była ciekawą towarzyszką rozmów, ale nie było między nimi chemii. Aczkolwiek dyrektor zasugerował mu, że uczennice staną się spokojniejsze, gdy zobaczą obrączkę, więc postanowił oświadczyć się przyjaciółce. Przynajmniej będą mieli o czym rozmawiać.
-Halo? - odebrał, szukając swoich bokserek. Najwyższy czas ewakuować się z mieszkania Janett.
- Cześć, Jared, tu Josh - zaczął spokojnie mężczyzna, patrząc na swoją córką, która... cóż, wpatrywała się w niego jak w obrazek. - Mam sprawę. Masz chwilę?
-Jasne, panie Munro. Słucham.
- Ale nie mów do mnie "pan", to, że nie masz 30 lat, nie znaczy, że... a nieważne. Słuchaj. Zarobisz sobie trochę. Nauczysz moją córkę fizyki.
-Ale Savannah jest dobra z fizyki. Ma mocną 3.
- No właśnie. 3. Ona musi mieć minimum 4. A ja nie mam na co pieniędzy wydawać. To jak?
-Oczywiście. Kiedy Savannah pasuje, wujku Joshu?
- Chociażby dzisiaj. Albo jutro. A tobie?
-Może być i dzisiaj. Za godzinę?
- Jasne. Wstawi się więc u ciebie. Do zobaczenia.

Savannah pobiegła zrobić szybki prysznic, założyła nową bieliznę i krótką sukienkę. Koturny ładnie podkreśliły jej nogi. Upewniła się, że tata jej nie zobaczył w tym stroju i poleciała do samochodu. Zadbała o to, aby wyglądać kusząco, nim wysiadła i poszła do mieszkania profesorka. No, zaraz dostanie nauczkę, że jej się tak po prostu nie ignoruje.
Otworzył jej, w dżinsach i koszulce.
-Witam, panno Munro.
- Cześć - weszła do środka, podciągając sukienkę. Nie żeby przy dwóch czy trzech krokach (ewentualnie siedmiu) widać było jej czerwoną bieliznę. - Ładne mieszkanie - rozejrzała się.
-Dzięki. Urządzam się.
Zamknął drzwi. Kurde. Ta bielizna...
- Podoba mi się - usiadła na przeciwko niego na tym czymś, gdzie się opiera rękę na fotelu na przeciwko niego i zarzuciła nogę na nogę (podczas wykonywania tej czynności zadbała o "widoki", a że te majtki były prawie przeźroczyste...). - Chciałabym mieć chociażby 4-. Postaram się skupić.
-Oboje postaramy - mruknął. Podał jej książkę. -Czego nie rozumiesz?
Nieczuły drań - pomyślała Savannah, biorąc książki do ręki. - Hm... tego. Ale to prowadzi nas o dwa tematy wstecz... - odgarnęła włosy do tyłu, ukazując mu swój dekolt.
-Są ludzie z większymi - pocieszył ją. Podał jej kartkę. -A więc... - zaczął tłumaczyć zagadnienie, starając się nie myśleć o jej jasnej skórze. Pewnie była gładka i delikatna. Uff. Beznadziejnie być Obdarzonym. Był znów gotów.
- Aaa - usiadła obok niego, a kiedy to zrobiła, ich uda się zetknęły. Kutfa, jej sutki i tak było lekko widać, nawet przez stanik, kiedy stwardniały. Cholerny drań, no! - Czyli tak - zaczęła coś zapisywać na kartce.
-Dokładnie. Tylko uważaj. Zamieniłaś plus z minusem.. - ładnie pachniała. Bardzo ładnie.
- Och, rzeczywiście - poprawiła się i spojrzała na niego z uśmiechem. - Wszystko w porządku?
-Oczywiście - skłamał.
- To się cieszę - zaczęła robić następne zadanie. Potem się wyprostowała i chwilę myślała. I w sumie dokładnie nie wiedziała, co zrobiła, kiedy długopis wypadł jej z dłoni i wylądował między jego nogami. - Przepraszam...! Ale ze mnie niezdara - sięgnęła po długopis, ocierając dłonią jego krok. Z dumą uznała, że osiągnęła swój cel.
Syknął cicho. Prawie doszedł. Mała kusicielka..
-Nie szkodzi.
Seksowna kusicielka!
- O, późno już. Lepiej już pójdę. Masz pewnie dużo spraw - Savannah wstała i wyeksponowała swoje nogi, które miały ponad metr długości. - Na następne zajęcia jakoś się zgadamy.
-Oczywiście. Prosiłbym tylko, abyś w szkole nic o nich nie mówiła.
- Dlaczego? Ale okej, jak chcesz - wzięła swoją torebkę i udała się do drzwi.
Otworzył je dla niej.
-Przekaż pozdrowienia tacie. Wyrosłaś na prawdziwą księżniczkę.
- Dziękuję - uśmiechnęła się i, mimo że była wysoka i na koturnach, to i tak musiała stanąć na palcach, aby pocałować go w policzek. - Dobranoc. Miłej nocy - a potem wycofała się do swojego samochodu i już jej nie było.
A on stał w drzwiach, nie wiedząc, co robić. Krążyła w jego myślach, ponętna... UCZENNICA!