sobota, 23 lutego 2013

Rozdział 47. Słoneczne Palm Springs. (Amelia x Juliett)



            Amelia siedziała w wannie i bawiła się wodą. W końcu panowała nad tym żywiołem perfekcyjnie. Wznosiła ją i robiła różne figury. A najlepsze i tak były fontanny. Albo jak woda przepływała nad jej głową. Uwielbiała się moczyć w wannie! Mogła siedzieć w niej godzinami. Jej skóra nie marszczyła się tak szybko jak u innych. Sine usta, kiedy była w Oceanie Spokojnym, u siebie, w Australii, też nie występowały. O, tak, Amelia mogła siedzieć cały dzień w wodzie. Nawet pod wodą wytrzymywała znacznie dłużej niż Obdarzony.
            Ale w końcu wyszła z wanny i ogarnęła się. Zaraz jechała do szkoły. Ostatnio cały czas podjeżdżała po nią Juliett, koleżanka, która przygarnęła ją pierwszego dnia w nowej szkole oraz dziewczyna, która pozwoliła jej zostać u siebie, kiedy schlała się na imprezie.
            Amelia skrzywiła się. To było najgorsze doświadczenie jej życia. Wstyd i upokorzenie. Ale Juliett nie miała nic przeciwko. Wybaczyła jej to i nadal ze sobą rozmawiały. Amelia była szczęśliwa, że tak to się skończyło. Na dowód swojej wdzięczności pomogła jej posprzątać następnego dnia dom, chociaż Juliett powiedziała, że nie trzeba, bo od czegoś są pokojówki.
            Tak czy inaczej Amelia ubrała dzisiaj sukienkę i sandały na płaskiej podeszwie. Rozczesała czarne włosy i przesunęła eyelinerem po powiekach przy rzęsach. No. Potem chwyciła torbę i podeszła do okna. Juliett jeszcze nie przyjechała.
            - Ładnie wyglądasz. Jakiś chłopak? – zwęszył sprawę Sky.
            - Nie! – Amelia aż się zarumieniła. – No dobra, idę dzisiaj na przesłuchanie do szkolnego przedstawienia.
            - O! Chcesz grać? A jakie przedstawienie?
            - Współczesna wersja Romka i Julii. Ale nie będę grać, tylko reżyserować.
            - Nie mówiłaś, że interesujesz się reżyserką – Sky uniósł brew. Czyżby nie wiedział o zainteresowaniach swojej najmłodszej córki?!
            - Bo nie interesowałam. Juliett na to zwróciła uwagę jak ostatnio oglądałyśmy u niej film. I tak jakoś wyszło – wzruszyła ramionami.
            Sky uśmiechnął się.
            - Widzę, że lubisz tę swoją nową koleżankę.
            - Lubię – kiwnęła głową z uśmiechem. – O, przyjechała. To ja lecę – cmoknęła tatę w policzek i wyszła z domu.

            - Gotowa? – zapytała Juliett, kiedy wchodziły do sali teatralnej. Wielka sala, mnóstwo krzeseł, których każdy rząd był nieco wyżej. Prawie jak w kinie. Na samym końcu była wielka scena. Po bokach czerwona kurtyna, na górze reflektory. Jury siedziało już na swoich miejscach, na widowni. Za kulisami czekali uczniowie na swoją kolej. Juliett usiadła na samej górze, a Amelia podeszła do nauczyciela języka angielskiego i nauczycielki sztuki.
            - Dzień dobry, miałam się zgłosić…
            - O, panna Hell – profesor Colt uśmiechnął się do niej. – Usiądź, proszę.
            Czarnowłosa uśmiechnęła się do nauczycielki sztuki, a potem zajęła swoje miejsce.
            - Masz jakieś doświadczenie? – zapytała.
            - Właściwie to nie, ale…
            - Daj jej szansę – przerwał Colt. – Prosimy pierwszego uczestnika!
            Amelia wyjęła zeszyt A4 w kratkę. Zapisała imię i nazwisko pierwszego ucznia i zapisywała uwagi.
             W końcu przyszedł czas na Lance’a Gregor. Odegrał jakąś scenę z „Makbeta”. Amelia była oczarowana nie tylko jego urodą, ale też talentem. Gościu był naprawdę niezły.
            I tak minęło półtorej godziny. Szło dość szybko.
            W końcu profesor Colt, profesor Ados i Amelia zaczęli omawiać każdego, kto się zjawił. Wyniki miały ukazać się za dwa dni, więc nie było pośpiechu.
            Amelia zaimponowała swoim nauczycielom. Miała do tego dryg.
            - Słuszne uwagi, panno Hell – pochwaliła ją nauczycielka.
            - Dziękuję – uśmiechnęła się i spojrzała na tył sali. Pomachała Juliett, cała podekscytowana w środku.

            - I jak? Mieli do ciebie jakieś uwagi? – zapytała Juliett, kiedy jechały już ulicami Beverly Hills.
            - Na początku Ados miała, a Colt od razu stwierdził, że mają mi dać szansę. Ale powiem ci, że strasznie się denerwowałam – zaśmiała się i spojrzała na blondynkę.
            - Mówiłam ci. Dasz sobie radę. Kiedy zaczną się próby?
            - W przyszłym tygodniu. Boże, oni nie będą mnie poważnie traktować – jęknęła Amelia. – Nie dość, że jestem nowa, to jeszcze będę im mówić, co mają robić.
            - A przestań. Jak chcesz, to pójdę z tobą. Jak będą mieć jakieś „ale”, to im coś powiem. Oni wszyscy lubią chodzić na moje domówki, więc jak zagrożę im zakazu wstępu, to wiesz – uśmiechnęła się.
            - Szantaż.
            - Ale jaki prosty. Zwykła impreza. Ach, ten XXI wiek. Jedziemy do mnie zrobić projekt na biologię?
            - Jasne, tylko zadzwonię do mamy i jej powiem, okej?
            - Dzwoń.
            Amelia trochę się zawstydziła. Miała siedemnaście lat, a dzwoniła do mamy, prosząc ją o zgodę. Ale tak została wychowana. A poza tym, nie chciała, żeby Yumi się denerwowała. Zresztą, Yumi i tak sama by w końcu zadzwoniła, więc…

            - To musi być straszne, mieszkać samemu praktycznie w tym wielkim domu – powiedziała Amelia.
            Rodziców Juliett znowu nie było.
            - Przyzwyczaiłam się. Co zjemy? – blondynka poszła do kuchni.
            - Wiesz, u mnie w Australii, też mamy duży dom, ale zawsze ktoś w nim był. Teraz mieszkamy tutaj, u Shuu w hotelu, Matt u siebie… Ai pewnie niedługo wyjedzie na studia…
            - No taka kolej rzeczy. Ty też się pewnie wyprowadzisz jak pojedziesz na studia – Juliett wyjęła z lodówki lazanię i wstawiła ją do piekarnika.
            - Taaak – usiadła na krześle. – Zmieńmy temat. Myślisz, że Lace mnie polubi?
            - Jak nie będziesz mu mówiła, co ma robić, jak grać i będziesz mu prawić komplementy, to pewnie tak.
            - Serio? On taki jest? – skrzywiła się.
            - Z tego co zauważyłam, to tak. Większość facetów tutaj taka jest. Witamy w Hollywood.
            Amelia westchnęła.
            - No trudno…
            - Ale ja nie mówię, że masz odpuszczać – dodała od razu blondynka.
            - Ciekawe, czy mu się spodobam…
            - No proszę cię, jesteś piękna i mądra. Czego chcieć więcej – uśmiechnęła się, siadając na stole. – No już, nie martw się na zapas. Od przyszłego tygodnia będziesz z nim pracować, bo jak mniemam to on zagra Romeo.
            - To takie oczywiste? – speszyła się czarnowłosa.
            Juliett pokiwała głową, a potem obie się roześmiały.

            - Co robisz w weekend? – zapytała Juliett, zapisując ostatnie zdanie. No, w końcu skończyły to badziewie na tę beznadziejną lekcję, jaką jest biologia.
            - Hm… właściwie to nic. Miałam z rodzicami oglądać domy – jęknęła, chowając twarz w poduszkę. Leżała na łóżku, na brzuchu, i patrzyła w laptopa koleżanki.
            - Nuuuuda – ziewnęła blondynka i zapisała plik. – No, z głowy!
            - No wiem, że nuda – uniosła na nią wzrok, a potem podniosła się do pozycji siedzącej. – A ty co robisz?
            - Zabieram cię do Palm Springs.
            - Słucham? – Amelia otworzyła szeroko oczy. – Do Palm Springs?
            - Taka miejscowość niedaleko od LA. Słonecznie i ciepło. Mamy tam domek z basenem i tak dalej. Chcesz się ze mną wyrwać? Proooooszę! – Juliett złożyła łapki jak do modlitwy i spojrzała na nią szczenięcym wzrokiem.
            - Nie wiem, czy mi rodzice pozwolą – speszyła się, odwracając wzrok.
            Chciałaby pojechać, dlaczego nie. Fajnie byłoby się wyrwać na cały weekend poza „dom”. No i basen tam miał być.
            - Co byśmy tam robiły? Jakieś imprezy?
            - No właśnie nie. Chciałam mieć trochę spokoju. Ale jak ty chcesz…
            - Nie! W porządku. Cisza i święty spokój. Może być – uśmiechnęła się.
            - No, to dzwoń – Juliett pośpieszała ją. – Bo dzisiaj środa. W piątek po szkole wyjedziemy i w niedzielę wieczorem wrócimy.
            - Okej, okej, ale porozmawiam z nimi w domu, na spokojnie.
            - No dooobra. Ale potem od razu do mnie dzwoń i powiedz co i jak.

            Udało się. Amelia jakoś przebłagała Sky’a, a on Yumi. Dali radę. Amelia spakowała się w czwartek i w piątek rano wrzuciła torbę do bagażnika samochodu Juliett. Teraz obie jechały pustą drogą w stronę Palm Springs.
            Amelia wystawiła dłoń poza samochód i robiła nią różne wzorki na wietrze. Uśmiechnęła się lekko. Kto by pomyślał, że będzie miała tutaj taką dobra koleżankę. Może nawet przyjaciółkę?
            Wjechały do miasta. Bogate domy. Duże. Zdobione. Sama arystokracja tu mieszkała. Tak jak w LA, w Beverly Hills. Przechodnie również byli poubierani w markowe, drogie ciuszki. Amelia spojrzała na siebie. Zwykłe, krótkie, dżinsowe spodenki, koszulka na ramiączkach i trampki. Juliett miała na sobie sukienkę. Nie wyglądała na droga, ale na pewno taka była.
            - Już niedaleko – wjechały na boczną drogę. Tutaj domy były oddalone od siebie nieco bardziej.
            W końcu zatrzymały się przed niezbyt dużym domem. Ogrodzony był murem w jasnym kolorze. Na froncie stało kilka palm i innych takich.
            W środku domu było wszechstronnie. Było tylko jedno piętro, jedna sypialnia, jedna łazienka, kuchnia, salon. W ogrodzie znajdował się duży basen, grill, stoły i krzesła, parę leżaków. Idealnie na wolny weekend.
            - Świetnie – Amelia uśmiechnęła się szeroko i postawiła swoją torbę na podłodze.
            - Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci to, że będziemy spać w jednym łóżku.
            - Nie, daj spokój – nadal się uśmiechała. – Mamy coś w lodówce w ogóle?
            - Nie, wszystko jest powyłączane. Poczekaj – Juliett opuściła pomieszczenie, a Amelia rozejrzała się dokładniej. Czuła się trochę jak w domu, w Australii. Ciepło i miło.
            - Okej, wszystko powłączane. Możemy iść na zakupy – uśmiechnęła się.

            Wieczorem zasiadły przez telewizorem, a Amelia wzięła w łapki parę pudełek z filmami na DVD. Co chwilę było tylko takie „nie, nie, nie, nuda, nie”. W końcu zdecydowały się na melodramat, który obie widziały, ale był tak genialny, że mogły obejrzeć jeszcze raz.
            Amelia położyła się na kanapie, kiedy Juliett odwróciła się tyłem. Sięgnęła do tyłu i rozwiązała zapięcie od sukienki, które były na jej karku. Amelia mimowolnie powiodła za nią wzrokiem. Uniosła się na łokciach, powoli i po cichu, patrząc jak sukienka Juliett delikatnie spływa w dół. Miała gładkie plecy, bez żadnych „pocałunków słońca”. Jej blond włosy opadły lekko, a Amelia poczuła, że się rumieni. Szybko odwróciła wzrok, a Juliett ubrała jakąś koszulkę.
            - Co się stało? – zapytała blondynka, widząc czerwone uszy Amelii.
            - Nic…
            - Zawstydziłam cię? – przysiadła się bliżej, patrząc na nią z uśmiechem. – Hej, a może ty się nigdy nie całowałaś z dziewczyną!
            - Co? Oszalałaś? Oczywi…
            - Nie kłam – Juliett nadal się uśmiechała. – To jak ćwiczyłaś pocałunki, żeby dobrze wypaść przed facetem?
            - Ja nie… to znaczy… po prostu… - Amelia odwróciła głowę. Czuła, jak jej policzki wręcz płoną. – Nie słyszałam o czymś takim…
            - Okej, jak będziesz chciała „poćwiczyć”, to jestem obok – zwróciła wzrok ku TV. – O, jest Tom! – ucieszyła się i skupiła na filmie.
            Chociaż Amelia uwielbiała rolę Toma w tym filmie, to jakoś nie mogła się skupić. Cały czas myślała o „propozycji” Juliett. No dobra, od czasu, kiedy widziała ją z tamtą dziewczyną… o, matko!
            Poczuła jak jej serce zaczyna szybciej bić. Woda w szklance zaczęła drżeć, ale szybko ją uspokoiła. Nie chciała zwracać na to uwagi.
            A zresztą, co jej szkodzi. To tylko pocałunek, prawda? O co tyle hałasu, nie?
            - Okej – odezwała się w końcu. Czy jej ręce zaczęły drżeć?
            - Co „okej”? – Juliett spojrzała na nią z jedną uniesioną brwią.
            Amelia spojrzała na nią z takim „już ty wiesz”. Panna Lorrian uśmiechnęła się i zbliżyła do niej. Odgarnęła czarne włosy Amelii do tyłu, a potem położyła dłoń na jej policzku.
            - Spokojnie, nie zjem cię – zapewniła ją.
            A potem zamknęła oczy i pocałowała ją lekko i czule. Amelia również przymknęła powieki i odwzajemniła nieśmiało pocałunek. Jej serce biło teraz naprawdę mocno i szybko. Miała wrażenie, że Juliett to usłyszy. A tymczasem poczuła, jak pocałunek się pogłębia, a ona nie miała nic przeciwko. Położyła zatem jedną dłoń (która drżała) na jej ramieniu i powoli przesunęła nią na szyję Juliett. Sama zaczęła całował ją namiętniej, jednak kryła się w tym pocałunku ta nieśmiałość i niepewność. I czuła się przy tym niesamowicie.
            I była niezadowolona, kiedy blondynka odsunęła się od niej.
            - I jak?
            - Łał… Po prostu łał…


___________________________________________________
Ten rozdział był tak długo pisany, że pewnie nie ma ani ładu, ani składu, ale mimo wszystko… enjoy :D