Jace wszedł do domu i zerknął do
kuchni, potem do salonu. O, Silver nigdzie nie było. Dziwne.
Poszedł schodami na górę i zapukał do pokoju średniego syna.
Poszedł schodami na górę i zapukał do pokoju średniego syna.
Nate siedział przy biurku z
zapaloną lampką i rysował sobie. Nadal miał bandaże na nadgarstkach, chociaż
ścięgna i reszta już się zagoiły. Niestety go uratowali, no co zrobisz... Teraz
wszyscy się nad nim litowali i obchodzili jak z jajkiem. Miał tego dość, ale
nigdzie go też nie puszczali samego. Na mieście łazili za nim ludzie jego
ojca.
Dlatego znalazł sobie kawałek miejsca w swoim pokoju. Jego obrazki nadal były mroczne, na ścianach dalej wisiało to, co wisiało. Miał wyjebane, co powiedzą jego rodzice, czy rodzeństwo. Przecież nie muszą tu wchodzić, nie?
Niestety, ktoś przylazł.
- A jak powiem, że mnie nie ma? - powiedział głośniej, żeby przybysz go usłyszał przez drzwi.
Dlatego znalazł sobie kawałek miejsca w swoim pokoju. Jego obrazki nadal były mroczne, na ścianach dalej wisiało to, co wisiało. Miał wyjebane, co powiedzą jego rodzice, czy rodzeństwo. Przecież nie muszą tu wchodzić, nie?
Niestety, ktoś przylazł.
- A jak powiem, że mnie nie ma? - powiedział głośniej, żeby przybysz go usłyszał przez drzwi.
-Może twoja matka myśli, że jestem
idiotą, ale bez przesady - powiedział Jace z uśmiechem.
- Ja tego nie powiedziałem -
mruknął Nate i wrócił do rysunku.
-Chcę z tobą pogadać synu.
- No to wejdź.
W pokoju poza lampką nie świeciło nic. Nawet okna były pozasłaniane.
W pokoju poza lampką nie świeciło nic. Nawet okna były pozasłaniane.
Jace wszedł do środka i zmrużył
oczy. Okej. Jego syn naprawdę potrzebował trochę kontaktu ze światem.
-Jak się czujesz?
-Jak się czujesz?
- Źle.
Głupie pytanie, pomyślał Jace.
Usiadł na łóżku Nate'a i rozejrzał się dookoła. Okej, zero krytyki, tak?
Chryste, gdzie popełnił błąd..?
-Tak się zastanawiałem, czy dotrzymałbyś mi dzisiaj towarzystwa.
-Tak się zastanawiałem, czy dotrzymałbyś mi dzisiaj towarzystwa.
- Mama nie może? Może Nick? Aria?
Jestem zajęty - nawet na niego nie patrzył, ale też nie był zajęty rysowaniem.
Słuchał go uważnie.
-Mogą, ale oni nie są tobą -
odparł Jace spokojnie. -Jesteś moim synem. Chciałbym zabrać cię w parę miejsc.
- No dobra. O której? - wrócił do
rysowania, że niby nie obchodzi go to, co mówił jego tata.
-Może już? Pojedziemy na pizze nim
twoja mama wpadnie na pomysł ugotowania czegoś - lekko się skrzywił,
wspominając ostatnie pulpety. O ile to były pulpety..
- Okej. Za dwadzieścia minut,
tylko się ogarnę - zwlókł się z fotela i pomaszerował do łazienki wziąć
prysznic. Ani razu nie spojrzał na Jace'a. Unikał go wzrokiem. Może się
wstydził tego, co próbował zrobić?
Jace tymczasem ogarnął się i
napisał krótką wiadomość do żony. A potem czekał na syna w salonie, bawiąc się
z kotkiem, którego niedawno adoptowali, a którego - z braku lepszych pomysłów -
wciąż nazywali Kotem.
Nate zszedł po tych 20
minutach.
- Już.
- Już.
-Może wymyślisz imię dla tego
zwierzaka? - Jace z trudem odczepił małe pazurku od koszulki. -Coś z upartym,
drażliwym, wrednym pieściochem.. Silver już zaklepane, więc musi być coś innego
- dodał pod nosem.
- Puszek - Nate uniósł brew. -
Idziemy?
-Jasne - złapał swoją kurtkę i
skierował się do drzwi. -Wolisz pizze czy kebab? A może frytki?
- Kebab. Zestaw mega.
No chociaż jedzeniem mógł się cieszyć na tym świecie.
No chociaż jedzeniem mógł się cieszyć na tym świecie.
Jace wyszczerzył się radośnie. I
chociaż miał ponad 45 lat, wciąż uwielbiał śmieciowe żarcie.
-I tu się synu rozumiemy - odblokował auto i usiadł za kierownicą.
-I tu się synu rozumiemy - odblokował auto i usiadł za kierownicą.
Nathan kiwnął głową i usiadł na
miejscu pasażera. Zapiął grzecznie pas i spojrzał za okno.
-Rozmawiałem z dziekanatem na
twojej uczelni - zaczął łagodnie Jace, gdy wyjeżdżali z posesji. -Powiedział,
że możesz wrócić, gdy poczujesz się gotowy.
- Nie wrócę tam - warknął od razu
i spojrzał na ojca.
Jace zerknął na niego z troską.
-A powiesz mi dlaczego? - poprosił łagodnie. Nie patrzył na syna z naganą czy potępieniem, tylko z troską i niepokojem.
-A powiesz mi dlaczego? - poprosił łagodnie. Nie patrzył na syna z naganą czy potępieniem, tylko z troską i niepokojem.
- Po prostu nie jestem tam mile
widziany - mruknął nieprzyjaźnie i wrócił do oglądania obrazów za szybą.
Jace wbił wzrok w drogę przed
sobą.
-Wiesz, że możesz zmienić szkołę, stać nas na to - powiedział cicho - ale uciekanie przed problemami nic nie da, synku - dodał łagodniej.
-Wiesz, że możesz zmienić szkołę, stać nas na to - powiedział cicho - ale uciekanie przed problemami nic nie da, synku - dodał łagodniej.
- Przecież nie będę się z nimi
bił.
-Jesteś na to za mądry.
- A oni za głupi, żeby słuchać.
-Do niektórych ludzi nie trafisz,
takie życie - powiedział ze stoickim spokojem Jace, parkując pod fast foodem.
-Z czym wolisz kebaba? - zagadnął, gdy szli do wejścia.
- Standardowego chcę - wsadził
łapki do kieszeni dżinsów i wszedł do środka. Podszedł do lady.
-Serio? - Jace zmarszczył brew.
Czyli tylko on i Nick zamawiali podwójną porcję mięsa, Aria wolała podwójną
sałatkę.. -Chcesz coś do tego? - zapytał, sięgając po portfel.
- Nestea brzoskwiniową z lodówki.
Zamówił, dla siebie wziął colę.
Zajęli miejsce przy stoliku, a Jace, swoim zwyczajem, rzucił wszystko (tj.
klucze od domu, od auta i komórkę) na blat.
-Chcesz pogadać o tych typkach?
-Chcesz pogadać o tych typkach?
- Nie - Nate zajął swoje miejsce i
rozejrzał się po lokalu.
-Ale wiesz, że zawsze możesz?
- Tak, wiem, tato. Mówiłeś mi to.
Jace poczochrał kudełki.
-Wiesz, po prostu.. Martwię się o ciebie. Tyle. Aż tyle.
Napił się coli, chcąc zebrać myśli.
-Wiesz, po prostu.. Martwię się o ciebie. Tyle. Aż tyle.
Napił się coli, chcąc zebrać myśli.
- Nie dziwne. Twój syn chciał się
zabić.
-Wiem - Jace poczuł ucisk w sercu.
-Piekielnie nas wystraszyłeś.
Nate nic nie powiedział. Odwrócił
wzrok. Może zaraz im żarcie przyniosą...
- Czy to nie ciota Akardo? - zakpił jakiś męski głos za nim.
Nathan przełknął ślinę i powoli spojrzał na grupkę studentów ze swojej uczelni.
- Kto to? Twój nadziany chłopak? - dodał drugi, patrząc na nowy telefon Jace'a.
- Czy to nie ciota Akardo? - zakpił jakiś męski głos za nim.
Nathan przełknął ślinę i powoli spojrzał na grupkę studentów ze swojej uczelni.
- Kto to? Twój nadziany chłopak? - dodał drugi, patrząc na nowy telefon Jace'a.
Jace wpierw zerknął na tego
dzieciaka z takim wtf wypisanym na twarzy, że kwalifikował się do nagrody
Oskara, po czym zerknął na syna.
-Kto to?
-Kto to?
- Koledzy - mruknął Nate.
- Wiesz, Akardo, myślałem, że wolisz młodszych od niego - kontynuowali tamci. - Lubicie ostre gierki, widzę - powiedział jeden, zauważając bandaże na nadgarstkach czarnowłosego. Pochylił się nad uchem Nate'a. - Ostro cię pieprzy w swoim eleganckim samochodzie?
- Wiesz, Akardo, myślałem, że wolisz młodszych od niego - kontynuowali tamci. - Lubicie ostre gierki, widzę - powiedział jeden, zauważając bandaże na nadgarstkach czarnowłosego. Pochylił się nad uchem Nate'a. - Ostro cię pieprzy w swoim eleganckim samochodzie?
Jace wstał. I może to, że był
wysoki nie miało wiele do powiedzenia, ale to, że w powietrzu zawibrowała moc
DRANIRA już miało.
-Cześć. Pewnie jesteś kolegą mojego syna - powiedział głosem ociekającym od słodkiego jadu. -Może chcecie się przysiąść?
-Bawią się w dom - zawył ze śmiechu jeden z dupków, ale w tym samym momencie dookoła niego zabrakło powietrza i zaczął się łapczywie dusić. Jace pogmerał sobie w uchu małym palcem.
-Przepraszam, mówiliście coś?
-Cześć. Pewnie jesteś kolegą mojego syna - powiedział głosem ociekającym od słodkiego jadu. -Może chcecie się przysiąść?
-Bawią się w dom - zawył ze śmiechu jeden z dupków, ale w tym samym momencie dookoła niego zabrakło powietrza i zaczął się łapczywie dusić. Jace pogmerał sobie w uchu małym palcem.
-Przepraszam, mówiliście coś?
- Tato, daj spokój - Nate wstał i
podszedł do Jace'a. - Chodźmy stąd.
- No, patrzcie, nawet każe do siebie mówić "tato".
- To jest mój tata, kretynie - warknął.
- No, patrzcie, nawet każe do siebie mówić "tato".
- To jest mój tata, kretynie - warknął.
-Nie, Nate - Jace położył rękę na
ramieniu syna. -Nie pozwolę, by jakieś ameby cię obrażały. A przynajmniej nie,
dopóki nie znam powodu.
-Ciota! - roześmiał się.
-Homosie!
-Ciota! - roześmiał się.
-Homosie!
- Chodźcie, chłopaki, niech
pedałki nacieszą się sobą - zarechotał jeden z grupki.
Jace zmarszczył brew. AHA. No
wolałby się tak o tym nie dowiedzieć, ale nie ma co płakać nad rozlanym
mlekiem.
-Poczekajcie, koledzy - zabrał powietrze z ich przestrzeni. Zaczęli się lekko podduszać, zrobiło im się również gorąco. Wściekły Jace nie był już tą samą, miłą osobą. Zdjął okulary, a jego zielone oczy zabłyszczały jadowicie. -Może porozmawiamy o tolerancji.
-O..dopu..uśc sobie - charknął z trudem jeden.
Jace zacmokał cichutko.
-Tak jak wy odpuszczacie?
-Poczekajcie, koledzy - zabrał powietrze z ich przestrzeni. Zaczęli się lekko podduszać, zrobiło im się również gorąco. Wściekły Jace nie był już tą samą, miłą osobą. Zdjął okulary, a jego zielone oczy zabłyszczały jadowicie. -Może porozmawiamy o tolerancji.
-O..dopu..uśc sobie - charknął z trudem jeden.
Jace zacmokał cichutko.
-Tak jak wy odpuszczacie?
- Tato, przestań, to bez sensu - powiedział
Nate, lekko go szturchając. - Jeszcze przypadkowo coś im zrobisz. Lepiej się w
to nie mieszać...
-Nate, idź do auta. Ja sobie z
nimi pogadam. Możesz zostać. To dotyczy ciebie, mamy, mnie, nas
wszystkich.
Gdyby Silver tu była, te gnojki już by nie żyły. No cóż, jeden właśnie osuwał się na kolana, łapiąc się za gardło.
Gdyby Silver tu była, te gnojki już by nie żyły. No cóż, jeden właśnie osuwał się na kolana, łapiąc się za gardło.
- Tato, wszyscy się patrzą -
warknął cicho Nate.
Jace odpuścił. Kolesie zaczęli
łapczywie łapać powietrze.
Pochylił się jednak nad nimi nisko.
-To nie koniec - rzucił.
Pochylił się jednak nad nimi nisko.
-To nie koniec - rzucił.
- Nigdy się nie umiałeś bronić -
zaśmiał się pogardliwie jeszcze jeden, nim Nathan ruszył w kierunku wyjścia.
Ale Nate podszedł do niego i skorzystał z tego, że tamten stał na kolanach i opierał się rękoma o ziemię. Czarnowłosy z całej siły kopnął go w żebra, a potem pochylił się nad jęczącym chłopakiem.
- Uważaj, bo kiedyś mogę zachcieć pieprzyć ciebie - warknął, a potem wybiegł z restauracji.
Ale Nate podszedł do niego i skorzystał z tego, że tamten stał na kolanach i opierał się rękoma o ziemię. Czarnowłosy z całej siły kopnął go w żebra, a potem pochylił się nad jęczącym chłopakiem.
- Uważaj, bo kiedyś mogę zachcieć pieprzyć ciebie - warknął, a potem wybiegł z restauracji.
Jace szybkim krokiem wyszedł za
nim, zgarniając oczywiście ich jedzenie.
-Nate, zaczekaj!
-Nate, zaczekaj!
Ale on się nie zatrzymywał. Miał
zaciśnięte pięści i z całej siły próbował powstrzymać łzy. Minął ich samochód i
postanowił sam iść z buta do domu.
Nad Los Angeles zebrały się burzowe chmury. Niebo przecięła błyskawica, a potem lunął deszcz. Nate nie przejmował się, że pogodynka mówiła, że to będzie bezchmurny wieczór. On po prostu czasami nie panował nad swoimi mocami.
Nad Los Angeles zebrały się burzowe chmury. Niebo przecięła błyskawica, a potem lunął deszcz. Nate nie przejmował się, że pogodynka mówiła, że to będzie bezchmurny wieczór. On po prostu czasami nie panował nad swoimi mocami.
Jace dogonił go z lekkim trudem i
złapał za ramię.
-Nathan, czekaj - powiedział twardo.
-Nathan, czekaj - powiedział twardo.
- Nie będę o niczym rozmawiał! -
krzyknął, a z jego oczu momentalnie poleciały łzy.
-Synu - powiedział Jace łagodnie i
po prostu go przytulił, korzystając ze swojego mniej rozwiniętego daru, iluzji,
ukrył ich przed oczami ludzi. -Dlaczego mi nie powiedziałeś? - zapytał cicho.
- Nie miałem się czym chwalić! -
krzyknął, a po chwili przytulił się do niego mocno.
Jace odwzajemnił uścisk, czując
się tak, jak gdyby Nate znów miał 5 lat i czegoś się bał. Boże, był gotów zabić
tych skurwieli, którzy skrzywdzili jego dziecko.
-Miałeś - powiedział cicho. -To część ciebie.
-Miałeś - powiedział cicho. -To część ciebie.
- Nie miałem... - powiedział
cicho, na nowo się rozpłakując. - Nienawidzę siebie za to.
-Synu, ale za co? - głoś Jace'a
był łagodny, kojący. Niepewnie pogłaskał Nate'a po włosach. -Ja to rozumiem.
Mama też zrozumie. Myślałeś, że przestaniemy cię kochać..?
- Po tym, co działo się na uczelni
nie przewidywałem innej reakcji...
Jace westchnął.
-Obawiałem się, że to powiesz. Ale my tacy nie jesteśmy. Jesteśmy twoją rodziną, Nate. Zawsze będziemy przy tobie. Kochamy cię.
-Obawiałem się, że to powiesz. Ale my tacy nie jesteśmy. Jesteśmy twoją rodziną, Nate. Zawsze będziemy przy tobie. Kochamy cię.
- Tego nie wiedziałem... -
szepnął, nadal trzymając się w objęciach taty.
Jace poklepał go po plecach.
-Synku, gdybyś kogoś zabił, pomógłbym ci zakopywać ciało - powiedział wesoło. -Dla mnie i dla mamy zawsze będziecie najważniejsi na świecie. Niezależnie od tego, kim i jacy jesteście. Jesteś gejem. Akceptuję to - powiedział wyraźnie.
-Synku, gdybyś kogoś zabił, pomógłbym ci zakopywać ciało - powiedział wesoło. -Dla mnie i dla mamy zawsze będziecie najważniejsi na świecie. Niezależnie od tego, kim i jacy jesteście. Jesteś gejem. Akceptuję to - powiedział wyraźnie.
- Serio...? - zapytał niepewnie,
patrząc mu w oczy.
-Tak, synu - Jace uśmiechnął się
do niego. -Wciąż jesteś moim dzieckiem. wciąż mocno cię kocham. Jeśli chcesz,
razem powiemy mamie.
- Okej... Tato? Przepraszam za to
wszystko... - spuścił wzrok, speszony.
Jace lekko poklepał go po
głowie.
-Już okej, Nate. Nie jestem zły. Ale teraz przynajmniej wiem, czemu to robiłeś. Jestem też poniekąd winien - przyznał po chwili, speszony.
-Już okej, Nate. Nie jestem zły. Ale teraz przynajmniej wiem, czemu to robiłeś. Jestem też poniekąd winien - przyznał po chwili, speszony.
- Ty? Niby dlaczego?
-Nie zapewniłem ci bezpiecznej
atmosfery. Bałeś się powiedzieć mi prawdę - mówił spokojnie. -Przepraszam,
Nate, jeśli cię zawiodłem.
- Nie zawiodłeś mnie.
Jace uśmiechnął się szeroko,
czując ciepło w sercu.
-Super to wiedzieć. A teraz chodź, bo nam kebaby wystygną - szturchnął go lekko w żebra i roześmiał się cicho. -Wiesz, Aria ma tego rudego jaszczura, Nick spotyka się z Ai.. Ty kogoś masz? - zapytał obojętnie, ale tak pozytywnie.
-Super to wiedzieć. A teraz chodź, bo nam kebaby wystygną - szturchnął go lekko w żebra i roześmiał się cicho. -Wiesz, Aria ma tego rudego jaszczura, Nick spotyka się z Ai.. Ty kogoś masz? - zapytał obojętnie, ale tak pozytywnie.
- Nie - odwrócił wzrok i
pomaszerował do samochodu.
-Och, szkoda - pomaszerował za
nim. -Ale wiesz, że nie musisz się przed nami wstydzić - zawiesił mu ramię na
ramionach i wyszczerzył się. -Twoja mama będzie zadowolona, że wie już, co jest
grane. Powiedz jej tak, jak powiedziałeś mnie.
- Ale sam się dowiedziałeś i
miałeś być przy tym!
-Będę. Nie martw się - wsiedli do
auta i Jace sięgnął po kebaba. Wbił w niego łapczywie zęby, a odrobina sosu
spłynęła mu po brodzie. Otarł ją serwetką. No zawsze się packał, co zrobisz.
-Możesz poćwiczyć na mnie. Wyobraź sobie, że jestem mamą. Nie jestem tak
groźny, ale masz bogatą wyobraźnię.
- Nie, dzięki - roześmiał się. W
końcu. Od bardzo długiego czasu.
A Jace z ulga usłyszał ten dźwięk.
Brakowało mu go.
-Jedz, nim całkiem wystygnie - zachęcił.
-Jedz, nim całkiem wystygnie - zachęcił.
Więc Nate zaczął wpieprzać kebab.
Widelcem. Białym, plastikowym. Kulturalnie.
-Bardzo wdałeś się w mamę -
powiedział nagle Jace, uśmiechając się do niego. Co z tego, że ojcowskie
oblicze psuł kawałek sałatki w kąciku warg.
- Może trochę - uśmiechnął się, a
potem wrócił do jedzenia.
Było mu teraz jakoś lżej, kiedy Jace już wiedział.
Było mu teraz jakoś lżej, kiedy Jace już wiedział.
Jace zaparkował pod domem i
zauważył światła w salonie.
-Mama pewnie ogląda TV razem z małym.
-Mama pewnie ogląda TV razem z małym.
Nate odetchnął, a potem wyszedł z
samochodu.
Po chwili byli już w domu.
- Gdzie żeście byli? - zapytała Silver, wstając z kanapy.
- Mamo, muszę ci coś powiedzieć... - zaczął niepewnie Nate.
- Co żeście zrobili?
No, przynajmniej Nate zaczął się odzywać.
Po chwili byli już w domu.
- Gdzie żeście byli? - zapytała Silver, wstając z kanapy.
- Mamo, muszę ci coś powiedzieć... - zaczął niepewnie Nate.
- Co żeście zrobili?
No, przynajmniej Nate zaczął się odzywać.
-Silver, kochanie, usiądź sobie
lepiej - zaczął Jace, po czym wziął Aleca na ręce i pocałował w ciemną
czuprynę.
Silver nie chciała krzyczeć, nie
przy Nathanie. Usiadła więc na kanapie.
- No więc... - zaczął Nate. - Chodzi o to, że... nie będziesz miała drugiej synowej.
- Mhm... A dlaczego? Idziesz do zakonu?
- Nie! Chodzi o to...
- Jesteś gejem.
- Ni... Skąd wiedziałaś? - Nate uniósł brwi wysoko, a Silver uśmiechnęła się i wstała.
- Tak samo zaczynał David, twój wujek, kiedy przyszedł do mnie do pokoju, żeby mi o tym powiedzieć - przytuliła syna.
- To było powodem tamtego... incydentu - szepnął, przytulając się do niej.
A ona ścisnęła go mocniej.
- Powinnam była zauważyć...
- Nie, już w porządku. Porozmawialiśmy sobie z tatą i... jest dobrze.
- Już się bałam, że wstąpiłeś mi do jakiejś sekty - dodała po chwili i uśmiechnęła się do niego. - A teraz marsz umyć żeby, bo jedzie wam z jap sosem czosnkowym.
- No więc... - zaczął Nate. - Chodzi o to, że... nie będziesz miała drugiej synowej.
- Mhm... A dlaczego? Idziesz do zakonu?
- Nie! Chodzi o to...
- Jesteś gejem.
- Ni... Skąd wiedziałaś? - Nate uniósł brwi wysoko, a Silver uśmiechnęła się i wstała.
- Tak samo zaczynał David, twój wujek, kiedy przyszedł do mnie do pokoju, żeby mi o tym powiedzieć - przytuliła syna.
- To było powodem tamtego... incydentu - szepnął, przytulając się do niej.
A ona ścisnęła go mocniej.
- Powinnam była zauważyć...
- Nie, już w porządku. Porozmawialiśmy sobie z tatą i... jest dobrze.
- Już się bałam, że wstąpiłeś mi do jakiejś sekty - dodała po chwili i uśmiechnęła się do niego. - A teraz marsz umyć żeby, bo jedzie wam z jap sosem czosnkowym.
Jace chuchnął sobie w dłoń i powąchał.
-Wcale nie - burknął, po czym uśmiechnął się do żony. -Robimy rodzinne tulanie?
-Wcale nie - burknął, po czym uśmiechnął się do żony. -Robimy rodzinne tulanie?
- No chodź, żeby ci smutno nie
było - Silver wyciągnęła do niego łapki.
Jace przytulił ją, tuląc
jednocześnie Aleca, po czym drugą rękę wyciągnął do Nate'a.
Awww, i tulili się wszyscy!
Wieczorem Jace w samych spodniach
leżał na łóżku, nakryty do pasa. Drzwi do pokoiku obok były uchylone, żeby z
Silver słyszeli, czy Alec się nie obudził. Czekał, aż żona się pojawi.
- Więc? - Silver nagle wskoczyła
obok niego do łóżka i spojrzała na niego zaciekawiona, opierając głowię o rękę
zgiętą w łokciu. - Sam ci powiedział?
No kurde. Skąd ona wiedziała?
Radar miała?
-Spotkaliśmy jego "kolegów" - powiedział cicho.
-Spotkaliśmy jego "kolegów" - powiedział cicho.
- "Kolegów"? - uniosła
brwi.
-To oni go prześladowali -
powiedział, obracając się twarzą do Silver.
- To dlatego on... o Boże - Silver
położyła się na łóżku i spojrzała w sufit.
Pogłaskał ją po dłoni.
-Dzisiaj byłem gotów ich zabić - szepnął. -Gdyby Nate mnie nie powstrzymał, udusiłbym grupę nastolatków.
-Dzisiaj byłem gotów ich zabić - szepnął. -Gdyby Nate mnie nie powstrzymał, udusiłbym grupę nastolatków.
- To dobrze, że tam był -
spojrzała na niego, unosząc głowę, a potem przytuliła się do niego. - To już
jest za nami, prawda, Jace?
Nakrył żonę kołdrą i mocno
przytulił.
-Do czasu, gdy Alec zacznie dorastać - mruknął.
-Do czasu, gdy Alec zacznie dorastać - mruknął.
- Chodziło mi o sprawę z Nate'em.
-Nie wiem, ci kolesie wciąż będą
się na niego rzucać. Może zmienimy mu uczelnię? Co ja mówię - żachnął się -
Nate jest już dorosły, to jego decyzja...
- Oczywiście, że zmienimy. Idzie
na CU. Do Arii i Nicka. Powiedziałam. I tak się stanie. Nie będę więcej narażać
mojego dziecka.
-Pamiętasz, jak dowiedziałaś się,
że znów jesteś w ciąży? - rozmarzył się lekko.
- Co to ma do rzeczy, kochanie?
-Też cały czas powtarzałaś, że nie
zrobisz nic, co narazi nasze dziecko - pocałował ją lekko w skroń. -A tymczasem
jak byłaś w ciąży z Nickiem mordowałaś wampiry.
- Oj cicho... - uśmiechnęła się i
pocałowała go. - Kocham cię bardzo mocno.
Uniósł głowę.
-Masz gorączkę? - zapytał złośliwie. -Też cię kocham, moja ty pogromczyni.
-Masz gorączkę? - zapytał złośliwie. -Też cię kocham, moja ty pogromczyni.
- Nie, nie mam gorączki -
prychnęła i odwróciła się do niego plecami. - Dobranoc.
-O, już ozdrowiałaś - przytulił
się do jej pleców. -Wiesz co? Cała nasza czwórka chyba wdała się w ciebie.
- No, ja je nosiłam dziewięć
miesięcy w brzuchu, nie ty. Dobranoc, Jace.
-Dobranoc, skarbie - przytulił
głowę do jej włosów, a po chwili ciszej dodał: -Dziękuję.