sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział 52. Come closer. (Nate)



Jace wszedł do domu i zerknął do kuchni, potem do salonu. O, Silver nigdzie nie było. Dziwne.
Poszedł schodami na górę i zapukał do pokoju średniego syna.
Nate siedział przy biurku z zapaloną lampką i rysował sobie. Nadal miał bandaże na nadgarstkach, chociaż ścięgna i reszta już się zagoiły. Niestety go uratowali, no co zrobisz... Teraz wszyscy się nad nim litowali i obchodzili jak z jajkiem. Miał tego dość, ale nigdzie go też nie puszczali samego. Na mieście łazili za nim ludzie jego ojca.
Dlatego znalazł sobie kawałek miejsca w swoim pokoju. Jego obrazki nadal były mroczne, na ścianach dalej wisiało to, co wisiało. Miał wyjebane, co powiedzą jego rodzice, czy rodzeństwo. Przecież nie muszą tu wchodzić, nie?
Niestety, ktoś przylazł.
- A jak powiem, że mnie nie ma? - powiedział głośniej, żeby przybysz go usłyszał przez drzwi.
-Może twoja matka myśli, że jestem idiotą, ale bez przesady - powiedział Jace z uśmiechem.
- Ja tego nie powiedziałem - mruknął Nate i wrócił do rysunku.
-Chcę z tobą pogadać synu.
- No to wejdź.
W pokoju poza lampką nie świeciło nic. Nawet okna były pozasłaniane.
Jace wszedł do środka i zmrużył oczy. Okej. Jego syn naprawdę potrzebował trochę kontaktu ze światem.
-Jak się czujesz?
- Źle.
Głupie pytanie, pomyślał Jace. Usiadł na łóżku Nate'a i rozejrzał się dookoła. Okej, zero krytyki, tak? Chryste, gdzie popełnił błąd..?
-Tak się zastanawiałem, czy dotrzymałbyś mi dzisiaj towarzystwa.
- Mama nie może? Może Nick? Aria? Jestem zajęty - nawet na niego nie patrzył, ale też nie był zajęty rysowaniem. Słuchał go uważnie.
-Mogą, ale oni nie są tobą - odparł Jace spokojnie. -Jesteś moim synem. Chciałbym zabrać cię w parę miejsc.
- No dobra. O której? - wrócił do rysowania, że niby nie obchodzi go to, co mówił jego tata.
-Może już? Pojedziemy na pizze nim twoja mama wpadnie na pomysł ugotowania czegoś - lekko się skrzywił, wspominając ostatnie pulpety. O ile to były pulpety..
- Okej. Za dwadzieścia minut, tylko się ogarnę - zwlókł się z fotela i pomaszerował do łazienki wziąć prysznic. Ani razu nie spojrzał na Jace'a. Unikał go wzrokiem. Może się wstydził tego, co próbował zrobić?
Jace tymczasem ogarnął się i napisał krótką wiadomość do żony. A potem czekał na syna w salonie, bawiąc się z kotkiem, którego niedawno adoptowali, a którego - z braku lepszych pomysłów - wciąż nazywali Kotem.
Nate zszedł po tych 20 minutach.
- Już.
-Może wymyślisz imię dla tego zwierzaka? - Jace z trudem odczepił małe pazurku od koszulki. -Coś z upartym, drażliwym, wrednym pieściochem.. Silver już zaklepane, więc musi być coś innego - dodał pod nosem.
- Puszek - Nate uniósł brew. - Idziemy?
-Jasne - złapał swoją kurtkę i skierował się do drzwi. -Wolisz pizze czy kebab? A może frytki?
- Kebab. Zestaw mega.
No chociaż jedzeniem mógł się cieszyć na tym świecie.
Jace wyszczerzył się radośnie. I chociaż miał ponad 45 lat, wciąż uwielbiał śmieciowe żarcie.
-I tu się synu rozumiemy - odblokował auto i usiadł za kierownicą.
Nathan kiwnął głową i usiadł na miejscu pasażera. Zapiął grzecznie pas i spojrzał za okno.
-Rozmawiałem z dziekanatem na twojej uczelni - zaczął łagodnie Jace, gdy wyjeżdżali z posesji. -Powiedział, że możesz wrócić, gdy poczujesz się gotowy.
- Nie wrócę tam - warknął od razu i spojrzał na ojca.
Jace zerknął na niego z troską.
-A powiesz mi dlaczego? - poprosił łagodnie. Nie patrzył na syna z naganą czy potępieniem, tylko z troską i niepokojem.
- Po prostu nie jestem tam mile widziany - mruknął nieprzyjaźnie i wrócił do oglądania obrazów za szybą.
Jace wbił wzrok w drogę przed sobą.
-Wiesz, że możesz zmienić szkołę, stać nas na to - powiedział cicho - ale uciekanie przed problemami nic nie da, synku - dodał łagodniej.
- Przecież nie będę się z nimi bił.
-Jesteś na to za mądry.
- A oni za głupi, żeby słuchać.
-Do niektórych ludzi nie trafisz, takie życie - powiedział ze stoickim spokojem Jace, parkując pod fast foodem. -Z czym wolisz kebaba? - zagadnął, gdy szli do wejścia.
- Standardowego chcę - wsadził łapki do kieszeni dżinsów i wszedł do środka. Podszedł do lady.
-Serio? - Jace zmarszczył brew. Czyli tylko on i Nick zamawiali podwójną porcję mięsa, Aria wolała podwójną sałatkę.. -Chcesz coś do tego? - zapytał, sięgając po portfel.
- Nestea brzoskwiniową z lodówki.
Zamówił, dla siebie wziął colę. Zajęli miejsce przy stoliku, a Jace, swoim zwyczajem, rzucił wszystko (tj. klucze od domu, od auta i komórkę) na blat.
-Chcesz pogadać o tych typkach?
- Nie - Nate zajął swoje miejsce i rozejrzał się po lokalu.
-Ale wiesz, że zawsze możesz?
- Tak, wiem, tato. Mówiłeś mi to.
Jace poczochrał kudełki.
-Wiesz, po prostu.. Martwię się o ciebie. Tyle. Aż tyle.
Napił się coli, chcąc zebrać myśli.
- Nie dziwne. Twój syn chciał się zabić.
-Wiem - Jace poczuł ucisk w sercu. -Piekielnie nas wystraszyłeś.
Nate nic nie powiedział. Odwrócił wzrok. Może zaraz im żarcie przyniosą...
- Czy to nie ciota Akardo? - zakpił jakiś męski głos za nim.
Nathan przełknął ślinę i powoli spojrzał na grupkę studentów ze swojej uczelni.
- Kto to? Twój nadziany chłopak? - dodał drugi, patrząc na nowy telefon Jace'a.
Jace wpierw zerknął na tego dzieciaka z takim wtf wypisanym na twarzy, że kwalifikował się do nagrody Oskara, po czym zerknął na syna.
-Kto to?
- Koledzy - mruknął Nate.
- Wiesz, Akardo, myślałem, że wolisz młodszych od niego - kontynuowali tamci. - Lubicie ostre gierki, widzę - powiedział jeden, zauważając bandaże na nadgarstkach czarnowłosego. Pochylił się nad uchem Nate'a. - Ostro cię pieprzy w swoim eleganckim samochodzie?
Jace wstał. I może to, że był wysoki nie miało wiele do powiedzenia, ale to, że w powietrzu zawibrowała moc DRANIRA już miało.
-Cześć. Pewnie jesteś kolegą mojego syna - powiedział głosem ociekającym od słodkiego jadu. -Może chcecie się przysiąść?
-Bawią się w dom - zawył ze śmiechu jeden z dupków, ale w tym samym momencie dookoła niego zabrakło powietrza i zaczął się łapczywie dusić. Jace pogmerał sobie w uchu małym palcem.
-Przepraszam, mówiliście coś?
- Tato, daj spokój - Nate wstał i podszedł do Jace'a. - Chodźmy stąd.
- No, patrzcie, nawet każe do siebie mówić "tato".
- To jest mój tata, kretynie - warknął.
-Nie, Nate - Jace położył rękę na ramieniu syna. -Nie pozwolę, by jakieś ameby cię obrażały. A przynajmniej nie, dopóki nie znam powodu.
-Ciota! - roześmiał się.
-Homosie!
- Chodźcie, chłopaki, niech pedałki nacieszą się sobą - zarechotał jeden z grupki.
Jace zmarszczył brew. AHA. No wolałby się tak o tym nie dowiedzieć, ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem.
-Poczekajcie, koledzy - zabrał powietrze z ich przestrzeni. Zaczęli się lekko podduszać, zrobiło im się również gorąco. Wściekły Jace nie był już tą samą, miłą osobą. Zdjął okulary, a jego zielone oczy zabłyszczały jadowicie. -Może porozmawiamy o tolerancji.
-O..dopu..uśc sobie - charknął z trudem jeden.
Jace zacmokał cichutko.
-Tak jak wy odpuszczacie?
- Tato, przestań, to bez sensu - powiedział Nate, lekko go szturchając. - Jeszcze przypadkowo coś im zrobisz. Lepiej się w to nie mieszać...
-Nate, idź do auta. Ja sobie z nimi pogadam. Możesz zostać. To dotyczy ciebie, mamy, mnie, nas wszystkich.
Gdyby Silver tu była, te gnojki już by nie żyły. No cóż, jeden właśnie osuwał się na kolana, łapiąc się za gardło.
- Tato, wszyscy się patrzą - warknął cicho Nate.
Jace odpuścił. Kolesie zaczęli łapczywie łapać powietrze.
Pochylił się jednak nad nimi nisko.
-To nie koniec - rzucił.
- Nigdy się nie umiałeś bronić - zaśmiał się pogardliwie jeszcze jeden, nim Nathan ruszył w kierunku wyjścia.
Ale Nate podszedł do niego i skorzystał z tego, że tamten stał na kolanach i opierał się rękoma o ziemię. Czarnowłosy z całej siły kopnął go w żebra, a potem pochylił się nad jęczącym chłopakiem.
- Uważaj, bo kiedyś mogę zachcieć pieprzyć ciebie - warknął, a potem wybiegł z restauracji.
Jace szybkim krokiem wyszedł za nim, zgarniając oczywiście ich jedzenie.
-Nate, zaczekaj!
Ale on się nie zatrzymywał. Miał zaciśnięte pięści i z całej siły próbował powstrzymać łzy. Minął ich samochód i postanowił sam iść z buta do domu.
Nad Los Angeles zebrały się burzowe chmury. Niebo przecięła błyskawica, a potem lunął deszcz. Nate nie przejmował się, że pogodynka mówiła, że to będzie bezchmurny wieczór. On po prostu czasami nie panował nad swoimi mocami.
Jace dogonił go z lekkim trudem i złapał za ramię.
-Nathan, czekaj - powiedział twardo.
- Nie będę o niczym rozmawiał! - krzyknął, a z jego oczu momentalnie poleciały łzy.
-Synu - powiedział Jace łagodnie i po prostu go przytulił, korzystając ze swojego mniej rozwiniętego daru, iluzji, ukrył ich przed oczami ludzi. -Dlaczego mi nie powiedziałeś? - zapytał cicho.
- Nie miałem się czym chwalić! - krzyknął, a po chwili przytulił się do niego mocno.
Jace odwzajemnił uścisk, czując się tak, jak gdyby Nate znów miał 5 lat i czegoś się bał. Boże, był gotów zabić tych skurwieli, którzy skrzywdzili jego dziecko.
-Miałeś - powiedział cicho. -To część ciebie.
- Nie miałem... - powiedział cicho, na nowo się rozpłakując. - Nienawidzę siebie za to.
-Synu, ale za co? - głoś Jace'a był łagodny, kojący. Niepewnie pogłaskał Nate'a po włosach. -Ja to rozumiem. Mama też zrozumie. Myślałeś, że przestaniemy cię kochać..?
- Po tym, co działo się na uczelni nie przewidywałem innej reakcji...
Jace westchnął.
-Obawiałem się, że to powiesz. Ale my tacy nie jesteśmy. Jesteśmy twoją rodziną, Nate. Zawsze będziemy przy tobie. Kochamy cię.
- Tego nie wiedziałem... - szepnął, nadal trzymając się w objęciach taty.
Jace poklepał go po plecach.
-Synku, gdybyś kogoś zabił, pomógłbym ci zakopywać ciało - powiedział wesoło. -Dla mnie i dla mamy zawsze będziecie najważniejsi na świecie. Niezależnie od tego, kim i jacy jesteście. Jesteś gejem. Akceptuję to - powiedział wyraźnie.
- Serio...? - zapytał niepewnie, patrząc mu w oczy.
-Tak, synu - Jace uśmiechnął się do niego. -Wciąż jesteś moim dzieckiem. wciąż mocno cię kocham. Jeśli chcesz, razem powiemy mamie.
- Okej... Tato? Przepraszam za to wszystko... - spuścił wzrok, speszony.
Jace lekko poklepał go po głowie.
-Już okej, Nate. Nie jestem zły. Ale teraz przynajmniej wiem, czemu to robiłeś. Jestem też poniekąd winien - przyznał po chwili, speszony.
- Ty? Niby dlaczego?
-Nie zapewniłem ci bezpiecznej atmosfery. Bałeś się powiedzieć mi prawdę - mówił spokojnie. -Przepraszam, Nate, jeśli cię zawiodłem.
- Nie zawiodłeś mnie.
Jace uśmiechnął się szeroko, czując ciepło w sercu.
-Super to wiedzieć. A teraz chodź, bo nam kebaby wystygną - szturchnął go lekko w żebra i roześmiał się cicho. -Wiesz, Aria ma tego rudego jaszczura, Nick spotyka się z Ai.. Ty kogoś masz? - zapytał obojętnie, ale tak pozytywnie.
- Nie - odwrócił wzrok i pomaszerował do samochodu.
-Och, szkoda - pomaszerował za nim. -Ale wiesz, że nie musisz się przed nami wstydzić - zawiesił mu ramię na ramionach i wyszczerzył się. -Twoja mama będzie zadowolona, że wie już, co jest grane. Powiedz jej tak, jak powiedziałeś mnie.
- Ale sam się dowiedziałeś i miałeś być przy tym!
-Będę. Nie martw się - wsiedli do auta i Jace sięgnął po kebaba. Wbił w niego łapczywie zęby, a odrobina sosu spłynęła mu po brodzie. Otarł ją serwetką. No zawsze się packał, co zrobisz. -Możesz poćwiczyć na mnie. Wyobraź sobie, że jestem mamą. Nie jestem tak groźny, ale masz bogatą wyobraźnię.
- Nie, dzięki - roześmiał się. W końcu. Od bardzo długiego czasu.
A Jace z ulga usłyszał ten dźwięk. Brakowało mu go.
-Jedz, nim całkiem wystygnie - zachęcił.
Więc Nate zaczął wpieprzać kebab. Widelcem. Białym, plastikowym. Kulturalnie.
-Bardzo wdałeś się w mamę - powiedział nagle Jace, uśmiechając się do niego. Co z tego, że ojcowskie oblicze psuł kawałek sałatki w kąciku warg.
- Może trochę - uśmiechnął się, a potem wrócił do jedzenia.
Było mu teraz jakoś lżej, kiedy Jace już wiedział.

Jace zaparkował pod domem i zauważył światła w salonie.
-Mama pewnie ogląda TV razem z małym.
Nate odetchnął, a potem wyszedł z samochodu.
Po chwili byli już w domu.
- Gdzie żeście byli? - zapytała Silver, wstając z kanapy.
- Mamo, muszę ci coś powiedzieć... - zaczął niepewnie Nate.
- Co żeście zrobili?
No, przynajmniej Nate zaczął się odzywać.
-Silver, kochanie, usiądź sobie lepiej - zaczął Jace, po czym wziął Aleca na ręce i pocałował w ciemną czuprynę.
Silver nie chciała krzyczeć, nie przy Nathanie. Usiadła więc na kanapie.
- No więc... - zaczął Nate. - Chodzi o to, że... nie będziesz miała drugiej synowej.
- Mhm... A dlaczego? Idziesz do zakonu?
- Nie! Chodzi o to...
- Jesteś gejem.
- Ni... Skąd wiedziałaś? - Nate uniósł brwi wysoko, a Silver uśmiechnęła się i wstała.
- Tak samo zaczynał David, twój wujek, kiedy przyszedł do mnie do pokoju, żeby mi o tym powiedzieć - przytuliła syna.
- To było powodem tamtego... incydentu - szepnął, przytulając się do niej.
A ona ścisnęła go mocniej.
- Powinnam była zauważyć...
- Nie, już w porządku. Porozmawialiśmy sobie z tatą i... jest dobrze.
- Już się bałam, że wstąpiłeś mi do jakiejś sekty - dodała po chwili i uśmiechnęła się do niego. - A teraz marsz umyć żeby, bo jedzie wam z jap sosem czosnkowym.
Jace chuchnął sobie w dłoń i powąchał.
-Wcale nie - burknął, po czym uśmiechnął się do żony. -Robimy rodzinne tulanie?
- No chodź, żeby ci smutno nie było - Silver wyciągnęła do niego łapki.
Jace przytulił ją, tuląc jednocześnie Aleca, po czym drugą rękę wyciągnął do Nate'a.
Awww, i tulili się wszyscy!

Wieczorem Jace w samych spodniach leżał na łóżku, nakryty do pasa. Drzwi do pokoiku obok były uchylone, żeby z Silver słyszeli, czy Alec się nie obudził. Czekał, aż żona się pojawi.
- Więc? - Silver nagle wskoczyła obok niego do łóżka i spojrzała na niego zaciekawiona, opierając głowię o rękę zgiętą w łokciu. - Sam ci powiedział?
No kurde. Skąd ona wiedziała? Radar miała?
-Spotkaliśmy jego "kolegów" - powiedział cicho.
- "Kolegów"? - uniosła brwi.
-To oni go prześladowali - powiedział, obracając się twarzą do Silver.
- To dlatego on... o Boże - Silver położyła się na łóżku i spojrzała w sufit.
Pogłaskał ją po dłoni.
-Dzisiaj byłem gotów ich zabić - szepnął. -Gdyby Nate mnie nie powstrzymał, udusiłbym grupę nastolatków.
- To dobrze, że tam był - spojrzała na niego, unosząc głowę, a potem przytuliła się do niego. - To już jest za nami, prawda, Jace?
Nakrył żonę kołdrą i mocno przytulił.
-Do czasu, gdy Alec zacznie dorastać - mruknął.
- Chodziło mi o sprawę z Nate'em.
-Nie wiem, ci kolesie wciąż będą się na niego rzucać. Może zmienimy mu uczelnię? Co ja mówię - żachnął się - Nate jest już dorosły, to jego decyzja...
- Oczywiście, że zmienimy. Idzie na CU. Do Arii i Nicka. Powiedziałam. I tak się stanie. Nie będę więcej narażać mojego dziecka.
-Pamiętasz, jak dowiedziałaś się, że znów jesteś w ciąży? - rozmarzył się lekko.
- Co to ma do rzeczy, kochanie?
-Też cały czas powtarzałaś, że nie zrobisz nic, co narazi nasze dziecko - pocałował ją lekko w skroń. -A tymczasem jak byłaś w ciąży z Nickiem mordowałaś wampiry.
- Oj cicho... - uśmiechnęła się i pocałowała go. - Kocham cię bardzo mocno.
Uniósł głowę.
-Masz gorączkę? - zapytał złośliwie. -Też cię kocham, moja ty pogromczyni.
- Nie, nie mam gorączki - prychnęła i odwróciła się do niego plecami. - Dobranoc.
-O, już ozdrowiałaś - przytulił się do jej pleców. -Wiesz co? Cała nasza czwórka chyba wdała się w ciebie.
- No, ja je nosiłam dziewięć miesięcy w brzuchu, nie ty. Dobranoc, Jace.
-Dobranoc, skarbie - przytulił głowę do jej włosów, a po chwili ciszej dodał: -Dziękuję.