środa, 8 sierpnia 2012

Rozdział 15. Wypadek.


Aria skończyła lekcje gry na pianinie i wsiadła do samochodu. Jedzie do domu, gdzie jest Ian. Uśmiechnęła się na samą myśl.
Niestety, nie było tak kolorowo jak przypuszczała. Korki na drogach były niesamowite. Chyba naprawdę przerzuci się na rower, o który poprosi tatę.
Wyjechała z rzędu samochodów i skręciła w boczą ulicę. W końcu znalazła się na innej drodze. Ale i ta szczęśliwa nie była. Ciężarówka nie zatrzymała się przed linią zatrzymania stop, wjeżdżając w bok jej mercedesa od strony kierowcy.
            Ian, który właśnie spacerował po parku, nagle poczuł, jak coś nim szarpie.
Smok? – zapytał cicho w myślach.
~SZYBKO! – wrzasnęła gadzina, a on aż lekko podskoczył. Smok odezwał się po raz pierwszy od dwóch lat, niemal natychmiast stawiając go w stan gotowości.
            Kierując się jego instynktem, Ian zaczął biec. Miał nadzieję, że Smoczy GPS prowadzi go w konkretne miejsce.
Samochód Arii przetoczył się kilkakrotnie, robiąc tak zwaną beczkę. Ona już dawno straciła przytomność. Nie wiedziała, że auto skończyła do góry nogami, całe wgniecione i porysane.
Gdy Ian dostrzegł zbiegowisko ludzi, nie musiał się dłużej kierować Smokiem. Zaczął przepychać się przez tłum. Ktoś wzywał karetkę, ale on chciał zobaczyć, co się stało.
Gdy zobaczył znajomego mercedesa, jego żołądek zacisnął się.
-Aria, Jezu – jęknął i rzucił się w stronę, cóż, wraku. Ktoś próbował go złapać, wskazując na rozlaną benzynę, która wylewała się zarówno z mercedesa, jak i z ciężarówki. Wystarczyłaby iskra, a nawet obdarzone geny jej nie uratują.
Aria leżała tam, w środku, przygnieciona wszystkim, czym się dało. Krew sączyła jej się ze skroni, potylicy, nosa i nogi.
-Straż pożarna i karetka nie dojedzie przez te korki – szepnęła jakaś starsza kobieta, po czym malowniczo zemdlała. Oczywiście, nikt nie kwapił się do pomocy, więc Ian sam dotarł do auta.
Okej, spokojnie, nakazał sobie w myślach. Znał się na autach, sam kiedyś jeździł mercedesem. Jeżeli odegnie drzwi, może wyciągnie Arię ze środka.
-Aria! – nawoływał, a na widok jej krwi stanął mu przed oczami jego sen.
Ale ona nie odzywała się. Była nieprzytomna, a jej myśli krążyły wokół przyjemnego miejsca.
Może umarłam...
On tymczasem, używając tylko swojej siły (nie mógł użyć ognia w obawie o zapłon paliwa), wyrwał drzwi. Delikatnie obmacał kark dziewczyny i klatkę piersiową, ciesząc się, że miała zapięte pasy.
-Aria, obudź się, do jasnej cholery!
Słyszała go. Ale ta druga strona była "silniejsza".
Wsunął się do auta, co przez powietrzną poduszkę było ciężkie. Ale musiał odpiąć jej pas, żeby ją wyjąć. W końcu jednak postanowił go przepalić (och trudno). Nieprzytomną Arię wziął na ręce i zabrał na bok. W ostatnim momencie, gdyż nagle mercedes stanął w płomieniach.
Wszyscy patrzyli na tą scenę i po chwili rozległ się krzyk radości.
- Łaa, gdyby nie on, ta dziewczyna już by nie żyła.
- To bohater.
I kilka innych tekstów się posypało.
Iana jednak one nic nie obchodziły. Delikatnie położył Arię na trawie i zaczął obmacywać jej ciało, sprawdzając, czy zaczęło się już samo leczyć. Okej, dotykał jej, ale bez podtekstów.. Mimowolnie oczywiście, zauważył, że jest naprawdę dobrze zbudowana. Cały czas również powtarzał jej imię.
Aria słyszała go. I choć tamta strona wydawała się ciekawsza, to TUTAJ był Ian. Chyba inne argumenty przy tym wymiękają, co?
- Ian...? - jęknęła cicho, nie otwierając oczu.
-Tak, kochanie, to ja. No dalej, obudź się – teraz obmacywał jej biodra i uda.
- Ian... koch... - a potem otworzyła oczy. Uff, dobrze, że się powstrzymała. - Co ty tu robisz...? I o co chodzi?
-Miałaś wypadek. Ale już w porządku, nic ci się nie stało – zapewnił ją. Z plecaka wyjął butelkę wody i ostrożnie podsunął jej do ust. –Napij się. I hmm.. miałaś ubezpieczone auto?
- Ubezpieczeniem się martwisz? - zapytała słabo i napiła się troszkę. - Chcę do domu...
-Jasne.
Zabrał jej butelkę i założył plecak. –Obejmij mnie za szyję – polecił, bez trudu biorąc ją na ręce. Z daleka dobiegał ich dźwięk karetki, ale on ze spokojem zaczął się oddalać.
Trzymała się go, wtulając nos w jego szyję. Ból powoli przechodził, jednak osłabienie zamykało jej oczy na nowo.
Gdy Jace zobaczył ich przez okno wybiegł tak szybko, że zgubił kapcie.
-Silver! Silver, chodź tu natychmiast!
Biegiem dopadł Iana, który, niezmęczony, niósł Arię do domu.
-Miała wypadek, ale nic jej nie jest – uspokoił wujka.
- Aria! - krzyknęła Silver, podbiegając do nich. - Aria, wszystko w porządku? Co się stało? Jaki wypadek?
-Jakiś kretyn wjechał prosto w nią – powiedział, kładąc ją delikatnie na kanapie. –Gdyby nie była Obdarzona.. – zawiesił głos, patrząc na bladą twarz dziewczyny. –W ostatniej chwili udało mi się ją wyciągnąć z wraku. Kierowcy nie.. – teraz dopiero uświadomił sobie, że jego też mógł uratować..
O ile jakiś kierowca tam był...
- Wszystko w porządku, tylko jakoś sennie się czuję...
Silver wróciła z miską wody i gąbką. Zaczęła ścierać krew z córki. Milczała. Gdyby straciła i drugie dziecko...?
Natychmiast wstała i mocno przytuliła się do Iana.
- Dziękuję - szepnęła.
Jace objął ich oboje.
-Zawsze będziesz mile widzianym gościem, gdziekolwiek na Akardo trafisz – powiedział, świadom tego samego, co zona: mogli stracić drugie dziecko..
-Naprawdę… ja tylko.. pomogłem – wybąkał. –Najważniejsze, że Arii nic nie jest..
- Pomogłeś? Uratowałeś jej życie, Ian. Zawsze będziemy ci wdzięczni - dodała Silver.
Zarumienił się. Wcześniej ofiary wampirów również mu dziękowały, ale nie czuł się wtedy taki skrępowany.
-Je..jestem cały we krwi i brudny i w ogóle.. Może pójdę się umyć, żebyście się ode mnie nie zabrudzili..
Gdy wyszedł, Jace pokręcił głową.
-Na taką depresję znam tylko jedno lekarstwo – westchnął i pogłaskał córeczkę po głowie. –Aria, śpij, skarbie.
Ona i tak już dawno spała, wyczerpana i zmęczona.
- Jakie, kochanie? - zapytała Silver i skierowała się do kuchni. Może powinna spróbować znowu coś ugotować...
Uniósł brew.
-Zaaplikowaliśmy je sobie ponad 20 lat temu, skarbie – pocałował żonę w kark i szyję. –Miłość.
Uśmiechnęła się, odwróciła do niego i pocałowała w usta.
- Tylko, że on się boi. Smok musiałby go "zmusić". Ale teraz potrzeba jeszcze dziewczyny.
-Hmm. Aria ma wkrótce swój bal. Będzie tam masa dziewcząt w wieku idealnym do zamążpójścia, zwłaszcza dla księcia Finn. Może pozna kogoś, kto powoli go wyleczy? Wiesz, o co mi chodzi.. Delikatnie, jak z dzikim zwierzakiem.
- Miejmy nadzieję. To na co masz ochotę?

            Ian siedział i czytał. Był, niestety, dalekowidzem, więc do czytania zakładał okulary. Oczywiście, był to sekret, o którym wiedziało niewiele osób i tak miało pozostać. Zazwyczaj nosił szkła kontaktowe.
No bo kto widział zabójcę w okularach?
Przewrócił stronę i sięgnął po szklankę, dla odmiany z herbatą.
I ktoś zapukał do jego drzwi.
- Mogę? - zapytała Aria, uchylając lekko drzwi.
-Oczywiście, wejdź – powiedział, szybko ściągając okulary i chowając je wraz z książką.
Weszła do środka w lekkiej sukience i mokrych włosach. Kiedy tylko się obudziła, poszła pod prysznic. Cieszyła się, że przytomność straciła wtedy od razu, że nie musiała czuć bólu, ani nic oglądać.
- Przyszłam ci podziękować za ratunek - powiedziała, odgarniając mokre kosmyki za ucho.
-To.. było dziwne. Smok kazał mi biec. Odezwał się po raz pierwszy od dwóch lat, wiesz? Kazał mi po prostu być szybkim. I kierował mną. To on cię uratował, nie ja..
- Ale to nie on mnie wyciągnął - uśmiechnęła się. - Dziękuję ci bardzo - przytuliła się do niego mocno.
-Jest za co, ale zrobiłbym to jeszcze raz bez wahania – powiedział. –Nie musisz mi dziękować – pogłaskał ją po włosach. Czuł, jak jej ciało delikatnie przylega do jego. Tak ładnie pachniała.
- Oby nie było następnego razu - uśmiechnęła się.
-Wtedy też przybiegnę ci na ratunek, księżniczko – elegancko pocałował ją w dłoń.
Aria uśmiechnęła się. Szkoda tylko, że robił to tylko ze względu na przyjaźń.
- Przyjedziesz na mój bal, prawda?
Dawno nie był na żadnym przyjęciu. Unikał ich jak diabeł święconej wody.
-Oczywiście – zapewnił ją. Obiecał już Nickowi, że pomoże mu przetrwać tę imprezę. No ale też będzie tam dla niej. –Musisz mi obiecać któryś ze swoich tańców.
- Jasne, masz zarezerwowany jako pierwszy. No, nie licząc taty i braci. No wiesz, rodzina pierwsza - westchnęła.
-Rozumiem, księżniczko. Jestem tylko pośrednim księciem Finn – powiedział żartem. Powinien się teraz uśmiechnąć, ale mu nie wyszło.
Zaśmiała się.
Eh, będzie ciężko, ale kiedyś Ian w końcu się uśmiechnie.