sobota, 13 października 2012

Rozdział 26. Sztorm. (Ryuu x Rose, Ian x Aria)



Indie były super. Piękne i kolorowe. Rose czułą się tutaj jak w bajce, ale czy chciałaby tu zostać na dłużej... No chyba, że ze swoim b r a t e m. Z którym ostatnio miała pewne... zajścia, żeby nie powiedzieć d o j ś c i a.
Blondynka siedziała właśnie na parapecie w sari (a co się będzie wyróżniać, a poza tym bardzo jej się to podobało, soł fak ju) i spoglądała na miasto z hotelowego pokoju.
Ryuu wyszedł spod prysznica, wycierając rude włosy ręcznikiem. Miał na sobie tylko dżinsy z rozpiętym paskiem i dwoma guziczkami, również niezapiętymi. Czarne bokserki lekko wystawały, urywając się tuż pod linią ciemnych włosków na jego podbrzuszu. Wojsko robiło swoje; mężczyzna był szczupły, ale nie chudy. Wysportowany, ale bez przesady. Gdy poruszał się cicho i zwinnie, niczym dzikie zwierzę, widać było grę wypracowanych mięśni pod jego skórą.
Na widok s i o s t r y w sari zrobiło mu się sucho w ustach.
-Ślicznie wyglądasz – wykrztusił w końcu.
Rose zeskoczyła z parapetu i stanęła prosto, a potem okręciła się dookoła własnej osi.
- Naprawdę? - uśmiechnęła się i lekko zarumieniła. On też wyglądał cudnie.
-Najpiękniejsza – przyznał bez cienia zajęknięcia w głosie. Bo ona taka dla niego była: cudowna. Lekko poprawił jej włosy, czule przeczesując kosmyki między palcami. Rozkoszował się ich miękkością i ciepłem.
Spojrzała na niego z uśmiechem i przytuliła się do niego mocno. Ehe, lubiła się do niego tulić. Był ciepły, wygodny i czuła się bezpiecznie. Więc tak, jak kobieta powinna czuć się przy mężczyźnie.
Ryuu bez zastanowienia się pocałował ją mocno w czubek głowy.
-Jakie mamy plany na dziś? – zamruczał cichym, zmysłowym głosem. Cóż, przy Rose czuł się prawdziwym mężczyzną. Takim, którego partnerka jest obok.
I wciąż zastanawiało go, dlaczego Smok z tylu wolnych kobiet wybrał na jego partnerkę właśnie Rose…?
- Tygrysy. A potem... się zobaczy - uśmiechnęła się do niego, macając go paluszkami po plecach.
-Wczoraj tygrysy, dziś tygrysy, jutro tygrysy – westchnął Ryuu. –Masz obsesję, kocie – tak wielką, jak ja na twoim punkcie, pomyślał. Dla niego każdy dzień, od kiedy skończy ł21 lat był dniem wypełnionym myślami, fantazjami i marzeniami o Rose.
- Ale po to tu przyjechaliśmy. Po tygrysy! Musimy je ratować!
-Tak, tak. Budujemy domki, zdobywamy jedzenie. A jeden z nich mnie ugryzł, o tutaj – pokazał paluszkiem na swoją brodę. –Pocałuj, żeby nie bolało – poprosił.
- Nie masz rany - powiedziała złośliwie, ale z uśmiechem i w końcu go pocałowała.
-Bo tygrysek był mały i nie miał zębów – przyznał z pomrukiem Ryuu i lekko musnął wargami jej usta. –Mm.. przepraszam – dodał szeptem. –Nie trafiłem w nos..
- Nie musiałeś trafiać w nos - powiedziała cicho, z zamkniętymi oczami.
-Mówisz? – zapytał lekko ochrypniętym głosem. Znów pocałował Rose, tym razem troszkę mocniej, wsuwając język miedzy jej słodkie, miękkie wargi.
Blondynka odwzajemniła pocałunek, zaciskając palce na jego plecach. No, no. Lubiła to z nim robić. No i nikt nie mógł ich przyłapać.
Ryuu oparł ją o ścianę i pogłębił pocałunek, władczo i zaborczo panując nad jej wargami. Każdy cal jego ciała mówił o tym, że należy do tej drobnej kobiety. Objął Rose mocniej w pasie i lekko uniósł.
Rose uniosła sari, aby sobie go objąć nogami. No co no... Oparła dłonie na jego ramionach, a potem wsunęła palce w jego włosy.
-Dotykaj mnie – zachęcał, z nutką samotności w głosie. Uspokajał go, a jednocześnie rozpalał jej dotyk. Dłońmi żołnierza, ale tez lekarza, przesunął po jej udach, aż do bioder, by ostatecznie wsunąć je pod zgrabne pośladki i lekko ścisnąć.
To było złe, prawda? Bardzo.
Ale chciała go dotykać i to robiła. Po ramionach, rękach, plecach, karku, kręgosłupie.
A Ryuu szeptał jej do ucha czułe, miękkie słowa, zarówno po szkocku, jak i po angielsku i francusku. Nazywał ją swoim skarbem, swoją miłością, swoim życiem. Jego usta błądziły po jej szyi, ramieniu i karku, który lekko przygryzł, aż z jego gardła wyrwał się cichy jęk. Nie myślał już o konsekwencjach.
- Ryuu... - szepnęła, odchylając głowę do tyłu.
Jego zęby ostrożnie musnęły jej gardło. Moja!, krzyczał smok w nim.
-Tak? – wymamrotał, dłońmi głaszcząc jej pupę.
- Nic, nic... lubię twoje imię.
-A ja lubię, jak je mówisz. Tylko ty jedna tak je wymawiasz – przyznał z uśmiechem. –Rose – szepnął i ugryzł ją w ucho.
Uśmiechnęła się i pocałowała go.
- Aż szkoda wracać do domu...
-Więc nie wracajmy. Chcę – urwał. Nie, nie mógł jej tego powiedzieć.
- Musimy, Ryuu... Też nie chcę, ale musimy....
-Więc nim wyjedziemy, zróbmy to – wyrwało mu się. Mimo wszystko, brnął w to dalej. –Chcę z tobą spędzić noc, Rose…


Aria właśnie siłowała się z karmą dla swojego psa, Kiary. Tak, tego, którego dostała od Iana na urodziny. Zwierzak rósł i jadł jak opętany. Dobrze, że Ian zdeklarował się z nią jeździć na zakupy, bo te parę kilo karmy dla niej... No a on taki silny... i w ogóle...
W każdym bądź razie, wracając do rzeczywistości, wsypała do miski karmę, a do drugiej nalała świeżej wody.
- No. Smacznego - pogłaskała psa po głowie z uśmiechem.
Kurczak się robił w piekarniku. Och, to nie tak, że kierowała sie zasadą "przez żołądek do serca" i wcale nie zapraszała codziennie do siebie Iana na obiad!
I to nie tak, że on przychodził tylko jeść. Stał przed drzwiami mieszkania Arii i rozważał dwie propozycje. Pierwszą było to, by dała mu klucze, on da jej do siebie. Drugą… skoro sąsiadowali ścianami, można by w jednej zrobić dziurę, co to dla smoka..
Nacisnął jednak dzwonek. Kultura, kheh… Ciężko mu szło powstrzymywanie się, bo na całej klatce pachniało obiadem, który gotowała.
Aria poleciała jak na skrzydłach do drzwi.
- Iaaan, cieszę się, że jesteś - pocałowała go w policzek.
-Poczułem zapach.. obiadu – uzupełnił, bo zapach Arii czuł cały czas. No cóż.. – Pachnie cudownie.
- Wejdź, wejdź, rozgość się.
Znowu.
Oj, cicho.
-Właśnie, miałem ci zaproponować – zaczął i usiadł w salonie, chociaż nie bardzo wiedział, jak zacząć. –Wiesz, chodzi mi o to, że.. Chciałbym ci dać klucze do mnie, a ty dasz mi swoje. Albo wstawimy drzwi miedzy naszymi mieszkaniami – oznajmił. –Jesteś partnerką mojego Sztormu, nie chcę się martwić tym, że w razie czego będę musiał wyważać drzwi – dodał, jakby tłumaczył się przed samym sobą. To nie tak przecież, że on chce być blisko Arii..
- Tak! - powiedziała od razu. - Znaczy noooo, fajnie by było z tymi drzwiami. Masz rację - wyjęła kurczaka z piekarnika, stojąc do niego tyłem. Nie widział jak bardzo się szczerzy z radości. - Może po obiedzie pojedziemy poszukać drzwi...?
-Jasne, bardzo chętnie – poczuł radość gdzieś na dnie żołądka, że Aria się zgodziła. A gdy się tak wypięła do niego tyłem, poczuł, że jego spodnie robią się troszkę za ciasne. Chrząknął. –I miałbym jeszcze jedną prośbę.. ale to później – tej drugiej żadne z nich łatwo nie przełknie.
- No dobrze, dobrze - rozdzieliła jedzonko. - Keczup chcesz?
-Chętnie - spojrzał na nią z wdzięcznością. –Przez stołowanie się u ciebie przytyłem.
- Och... nic nie widać. Jedz - postawiła mu przed nosem duuużo żarełka i keczup. - Do picia mrożonej herbatki?
-Tak. Spadłaś mi z nieba, aniele – zamruczał, patrząc jej w oczy. Czy tylko jemu robiło się wtedy gorąco? Gdy byli nawet nie tak blisko siebie, ale ten prąd, ta gdzieś tłumiona namiętność i uczucia bombardowały ich zmysły?
Nie, nie tylko jemu.
- Nie przesadzaj, smacznego. Kiara już je - uśmiechnęła się, spoglądając na psa. A potem sama zabrała się za jedzonko.
-Widzę. To dobrze, ze nie jesteś tu sama. W razie czego Kiara cię obroni – uznał.
- Poradzę sobie. Nie tylko ty masz supermoce - uśmiechnęła się.
-Okej, okej. Panno Akardo – swoją porcję już zjadł.
- No - nadal się uśmiechała, chociaż usta miała brudne.
Zapragnął całować jej usta, które uśmiechały się do niego tak słodko. Czubkiem języka zdjąć plamki z jej aksamitnej skóry. A potem kochać się z Arią dopóty, dopóki oboje nie będą nasyceni wzajemną obecnością.
A nie mógł. Ona go nie kochała, nie mógł wymagać od niej tego, czego Smok wymaga od swojej partnerki.
Też coś. Gdyby tylko wiedział, co ona do niego czuje...
- Soł... jedziemy? - napiła się soku.
-Jasne. Ja jestem gotów – wzruszył ramionami.
- Poczekaj, skoczę do łazienki umyć ryjek - no i czmychnęła, a potem zjawiła się przy drzwiach.
On tymczasem wygrzebał w kieszeni portfel, a w skórzanej kurtce kluczyki od auta. Pobawił się chwilę też z Kiara, a gdy Aria wyszła, zeszli razem na dół do auta. Otworzył dla niej drzwi i nachylił się, by zapiąć jej pasy. Przy okazji głęboko wciągnął jej zapach.
To było smutne, że był tak blisko... a jednak tak daleko.
Naprawdę smutne.
Więc pocałowała go w policzek. Chociaż tyle, prawda?
Ian był zaskoczony tym gestem. Uniósł głowę znad pasów i spojrzał w oczy Arii.
A potem powoli i ostrożnie pocałował ją w usta. Nie był to jednam namiętny pocałunek, nie. Był lekki i krótki. Ian odsunął się od dziewczyny i chrząknął.
-Przepraszam – bąknął. –Nie mam prawa cię całować… Nawet, jeśli tego chcę.
- A chcesz? - spojrzała na niego szybko.
-Tak. Znaczy się – lekko się zarumienił. – Wiesz, Sztorm i te pierdoły. To smok tego potrzebuje.
~KŁAMCA!
- Smok...?  Tylko on...?
Ian odwrócił wzrok.
-Jateż – bąknął – potrzebujębliskości – dodał, ale nie mówił głośno.
Aria złapała go za rękę i uśmiechnęła się do niego.
- Pocałuj mnie jeszcze raz - poprosiła cichutko.
Och, nie musiała mu tego drugi raz mówić. Ian, troszkę rozpaczliwym gestem, przylgnął wargami do jej warg, niemal natychmiast rozchylając je językiem. Chciał prawdziwego pocałunku, rozpalającego zmysły i dającego mu świadomość nie bycia samotnym, nim Aria zdoła się rozmyślić.
Aria tymczasem odwzajemniała pocałunek równie mocno, choć jeszcze nie do końca śmiało. I nie, nie zamierzała się rozmyślać, bo Ian całował wprost genialnie.
Dłoń mężczyzny zabłądziła na jej ramię. Zaczął je głaskać, coraz wyżej, aż dotknął szyi. Opuszkami palców pieścił jej skórę.
A ona wsunęła palce w jego włosy, zaś drugą ręką głaskała go po plecach.
-Musimy przestać – wymamrotał. –Bo zaraz zanim pojechać po drzwi, zabiorę cię do siebie i będziemy się całować do upadłego – próbował to obrócić w żart, chociaż szczerze miał ochotę na tę drugą wersję popołudnia.
- Drzwi można załatwić kiedy indziej - zauważyła cicho Aria, trzymając go za dłoń.
No teraz to na pewno sobie nie odpuści!
-Czyli wracamy na górę? – wyszeptał, muskając ciepłymi wargami jej ucho. Nie mógł się powstrzymać i lekko ją ukąsił.
- Tak, proszę... - odpięła pasy i wyszła z samochodu.
A więc wziął ją na ręce, a auto zamknął nogą. Bez chwili wahania skierował się znów do domu. Wolał iść do siebie, bo u niej nawet pies mógłby zmienić atmosferę..
Już w windzie znów zaczął ją całować. Nie narzucał tempa; były to leniwe, ale namiętne i czułe pocałunki. Długo kontrolował smocze zachciewajki, ale już dłużej nie mógł.
Aria czuła się super. W końcu spełniały się jej marzenia. Dlatego przytulała się do niego i w ogóle cieszyła się chwilą.
Jakoś udało mu się otworzyć drzwi do mieszkania. Zamknął je za sobą i nie bawiąc się w ściąganie butów, skierował się do sypialni. Była ona pomieszczeniem urządzonym elegancko, ale po spartańsku: szafa, stolik z TV i ogromne łóżko, obok którego stał stoliczek nocny z lampą, książką i okularami. Materac był twardy, ale wygodny, o czym Aria mogła się przekonać, gdy Ian ostrożnie położył ją na ciepłej, czarnej pościeli. Dopiero teraz stracił troszkę pewności, którą miał wcześniej. Mimo to, powoli zaczął zsuwać buty z jej nóg.
A ona sunęła dłońmi po jego plecach i brzuchu i karku. Przestawała go całować na chwilę, żeby złapać oddech.
Gdy zrzucił z nóg trampki, ułożył się obok niej, opierając się na łokciu. Jego usta odnalazły pewno miejsce na obojczyku, które go zafascynowało. Ian zaczął je leciutko całować, lizać czubkiem języka i kąsać. Jego dłoń spoczęła na brzuchu Arii.
Wszystko tutaj pachniało nim, obok był on, dotykał ją on, całował ją on. Aria właśnie była najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem.
-Mogę dotknąć twojej skóry? – wychrypiał. Nie miał odwagi dotykać jej bez pozwolenia, w obawie, że Aria się odsunie.
- Możesz...
Żeby nie powiedzieć m u s i s z.
Podciągnął jej koszulkę, ale nie na tyle, by ją rozebrać. Odsłonił tylko płaski brzuch Arii i znów przyłożył do niego swoją dużą, ciepłą rękę. Lekko głaskał nią, pieszcząc jej skórę ostrożnie i z wyczuciem, mimo ognia, który trawił go od środka. Ian odnalazł jej usta ponownie i pocałował Arię władczo, tak, jak smok całuje swoją partnerkę..
Aria uniosła łapki i objęła go, przyciągając do siebie. Ciekawe czy on też czuł tę... fascynację i pragnienie...
Ian ułożył się wygodniej, ale tak, by Aria do niego przylegała. Coraz pewniej głaskał jej brzuch, momentami zsuwając rękę za nisko lub za wysoko, ale szybko sam się poprawiał. Na chwilę odsunął się tylko od Arii, by ściągnąć koszulkę.
-Gorąco mi – wyznał i zaczął leciutko ssać płatek jej ucha.
- Mnie też... mogę również zdjąć... parę rzeczy?
Może jednak też to odczuwał...
No ale poza tym, heloł, jakie ciacho z niego!
-Jeśli tylko masz ochotę – szepnął jej do ucha. Mięśnie jego brzucha napięły się, ni to w stresie, ni to w ekscytacji..
Uniosła się więc i szybko zdjęła sukienkę. Tak, właśnie leżała przed nim w samej bieliźnie. Kolorowej, ale cicho. Następnym razem będzie zakładać same seksowne. Teraz już za późno.
A jego skrajnie podnieciły właśnie te kolory. Była niesamowicie seksowna. Cudowna. Namiętna. Rozplótł jej warkocz i przeczesał włosy palcami. Nieśmiało dotknął ustami dolinki między jej piersiami.
O Boże, to było wspaniałe! To wszystko, ta bliskość, on, ona!
Ian spojrzał jej w oczy i lekko zamknął w ustach sutek, oczywiście, przez stanik. Nie pozwolił sobie na ściągnięcie z Arii ani jednej części garderoby! Można i tak..
Aria westchnęła cicho. No, no!
Ian pocałował jej szyję.
-Jesteś piękna – szepnął.
- Naprawdę tak uważasz...? - i tak była już czerwona na twarzy...
-Nie okłamałbym cię, Aria – wyznał. –Nigdy. Nie tylko przez Sztorm.
Pocałowała go mocno.
Telefon zaczął dzwonić z jej torebki.
Czar prysnął.
_________________
Bardzo byśmy chciały spełniać Wasze prośby, ale to, co wrzucamy, w dużej mierze zależy od tego, na co mamy ochotę ^^. Ale dziękujemy wszystkim za komentarze. Zainteresowanych zapraszamy na nasz drugi blog: http://cherrissimo.blogspot.com/ :)

3 komentarze: