sobota, 24 listopada 2012

Rozdział 34. Secret. (Savannah x Jared)


Jared wszedł do sali bankietowej spóźniony Fuck fuck fuck fuck fuck! Cassie powyrywa mu nogi z tyłka za to, ze zgubił się na bankiet z okazji jej rocznicy ślubu. Miał nadzieję wmieszać się w tłum gości, no ale..
- Wszystkiego najlepszego, wujku - Savannah w tym czasie składała życzenia Josephowi i Cassie i życzyła szczęścia.
Miała na sobie krótką sukienkę w kolorze czerni, do tego buty na wysokim obcasie, lekko różowe usta i rozpuszczone włosy.
Odeszła na bok i rozejrzała się za swoimi braćmi.
-Hej hej hej, jak się ma moja cudowna siostra? -Jared niespodziewanie objął Cassie i cmoknął w policzek. -Wyglądasz cudownie. A wiesz, jakie korki na mieście? Kocha..
-Spóźniłeś się - mruknęła Cassie, ale z czułością poprawiła mu krawat. -Nawet Dranir przyjechał wcześniej od ciebie.
- Aż dziwne - westchnął Joseph, przewracając oczami.
A mogli sobie posiedzieć w domku. Przez tv np.
-Joey, bądź grzeczny - szturchnęła go lekko. -No.
- Jestem - wyprostował się jeszcze bardziej. O ile to było możliwe.
- Głodny jestem - zakomunikował Charlie, środkowy brat.
Savannah spojrzała na niego.
- Może... no nie wiem... idź coś zjeść? - zaproponowała.
- Nie tak głodny.
- Faceci - przewróciła oczami. A potem skierowała swój wzrok ku profesorowi fizyki.
O, tak. F a c e c i.
Jared również na nią zerknął i elegancko skinął głową. Może w szkole była jego uczennicą, ale tutaj była kimś o wiele, wiele wyżej stojącym od niego: była księżniczką.
-Lady Savannah - powiedział z uśmiechem. Musiał zachować pozory, skoro niedaleko był jej tatuś, nie?
- Cześć, profesorze - uśmiechnęła się do przystojniaka.
-Twój ostatni sprawdzian z fizyki poszedł dobrze. Brawo - pochwalił.
- Dziękuję. To chyba zasługa pańskich korepetycji - spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się lekko.
Odwzajemnił uśmiech i z tacy mijającego ich kelnera porwał dwa kieliszki szampana.
-Milady? - podał jej jeden.
- Nie mogę pić - zachichotała.
-Czemu? - uniósł brew.
- Nie mam 21 lat.
-Oj, to wyjątkowy wieczór - wsunął jej kieliszek do ręki. -Poza tym, twój tato nie patrzy, a mama się uśmiecha i odwraca wzrok.
- Mimo to, nie piję szampana. Nie lubię. Wolę... inne napoje. Załatwi mi profesor whisky z colą?
Uniósł brew naprawdę wysoko. Hej, to nie tak, że dużo jego gestów było naśladowaniem gestów Josepha, które wyniósł z dzieciństwa.
Trudno zaprzeczyć temu, że mąż siostry był dla niego ojcem.
-No nie wiem, nie wiem. Czy mi wolno.. czy nie spotka mnie kara... co będę z tego miał...
- A co by pan chciał? - lekko zakręciła biodrami. Nie, wcale go nie kokietowała.
-No nie wiem - udał, że się zastanawia. -Może tańca z księżniczką Munro. Dla takiego plebsu jak ja to będzie zaszczyt - pozbył się kieliszków i podał jej dłoń.
- No dobrze, skoro tego profesor chce - uśmiechnęła się i ujęła jego dłoń.
Pociągnął ją na parkiet, gdzie - haha - właśnie leciała spokojniejsza melodia. Co prawda, wieczór należał do Cassie i Josepha, ale życie boli, soł... Jared przytulił do siebie Savannah i uśmiechnął się do niej czarująco.
- Mogę liczyć na pytania na następny sprawdzian? - zaśmiała się niewinnie, przyklejając się do niego całym ciałem.
-Oj, to kosztuje więcej niż taniec - roześmiał się.
- Żartowałam. Poradzę sobie.
-Wiem. Jesteś moją najlepszą uczennicą, milady Savannah - wyznał.
- Geny - zaśmiała się. - No i trochę w tym mojej zasługi. No ale co zrobić, jestem genialna - roześmiała się głośniej.
-Owszem.
Była całkowitym przeciwieństwem jego narzeczonej. I może właśnie dlatego tak na niego oddziaływała..
- Mają tutaj ładny ogród i staw. Przejdziemy się potem? - przypadkowo otarła się piersiami o jego tors.
-Jeśli to życzenie księżniczki - zamruczał.
- Tym ksieżniczkowaniem ułatwiasz sprawę, profesorze. Ale najpierw poproszę mojego drinka - uśmiechnęła się.
-A co na to twój tatuś? - oczywiście, przytulał ją mocniej niż powinien, ale cii.
- Nie musi przecież o tym wiedzieć...
-Okej, spotkajmy się na tarasie...
Savannah wzięła swój szal i zarzuciła na ramiona. Wyszła ukradkiem do ogrodu.
Po kilku minutach pojawił się Jared. Niósł whisky z colą, a także lampkę wina dla siebie.
-Przepraszam za zwłokę, milady.
- Nic się nie stało - wzięła od niego szklankę i ruszyła ścieżką. - Więc co tam u c i e b i e, Jared?
Wzruszył ramionami.
-Nudno - przyznał szczerze. -Mam pewien dylemat, ale to inna bajka.
- I pewnie nie chce pan o tym mówić.
Oparł się o balustradę w uroczej, drewnianej altance.
-Po prostu mam wrażenie, że ślub to zły pomysł - wyznał.
Savannah zrobiła minę jakby... no po prostu no... urażonej kotki czy coś. Nie chciała, żeby ten facet się żenił z jakąś lafiryndą, tak? No.
- Każdy facet się boi - ale zaśmiała się lekko i położyła dłoń na jego cudnym ramieniu.
Prychnął, ze smutkiem i rozbawieniem jednocześnie.
-To nie tak, że się boję. To moja przyjaciółka, więc rozumiemy się i lubimy. Ale nie ma.. tego czegoś - zerknął w oczy Savannah i to coś się pojawiło. Oj cii..
- A... nie ma chemii? - stanęła jeszcze bliżej niego.
-Ani troszkę. Ale moja dyrekcja wymaga, bym się ustatkował, bo uczennice podobno robią zakłady, która pierwsza mnie uwiedzie - westchnął.
- To akurat jest prawda - zaśmiała się. - Ta cała Morgan ma na ciebie wielką ochotę.
Westchnął.
-Z deszczu pod rynnę.
- Nie kręci cię to, że tyle młodych panienek na ciebie leci? - uniosła brew.
-Nie, jeśli miałbym przez to stracić pracę. I rozczarować Cassie.. i Josepha - dodał ciszej. -Zdrowie, księżniczko - stuknął się z nią kieliszkiem.
- No nie musisz się zgadzać... Albo przenieś się do podstawówki. Tam dziewczynki uważają, że chłopcy są fuuj - zaśmiała się i napiła swojego drinka.
Roześmiał się wesoło. Szkoda, że to nie było takie proste.
-W podstawówce nie ma fizyki - westchnął. -Poza tym, wtedy przestałbym uczyć ciebie...
Savannah uśmiechnęła się.
- Korepetycje, Jared. Jeśli to musi być fizyka, no to niestety wszędzie będziesz narażony na podrywy. Znaczy w każdej szkole - poklepała go po ramieniu i spojrzała w oczy.
-Mam do wyboru fizykę lub matematykę. Niestety, ścisły ze mnie umysł, księżniczko - lekko musnął jej talię, niby że zrywał kwiatek czy coś.
- I to ma być niestety? To cudownie - uśmiechnęła się.
-Podobno kobiety lecą na mózgowców - zażartował.
- Ja z pewnością - cmoknęła go w brodę.
-Mówisz? - porzucił księzniczkowanie. Ona pocałowała go w brodę (Chociaż musiała stanąć na paluszkach, co było słodkie). -I co cię jeszcze pociąga?
- Styl na nastolatka - zmierzyła go wzrokiem. Okej, okej, miał gajerek na sobie, ale codziennie łaził inaczej. - Rozczochrane włosy. Jasne oczy. Lekki zarost...
Uniósł brew.
-Zacznę sobie to odhaczać na liście - wymamrotał i lekko przesunął palcami po jej włosach. Były lepsze w dotyku niż się zastanawiał.
Kur... ta kobieta.. dziewczyna.. była jego uczennicą. I księżniczką. A on myślał o tym, by kochać się z nią namiętnie w świetle księżyca.
Och, ona też o tym myśli *machnęła ręką*.
Savannah oparła się o barierkę tyłem do niej. Zacisnęła w palcach wolnej ręki końcówkę krawatu Jareda i przyciągnęła go do siebie bliżej. Ehe, bliżej.
-Uważaj, bo będę go musiał poprawiać, a jestem w tym kiepski - szepnął cicho, zmysłowym i lekko ochrypniętym głosem.
- Wedle mnie możesz go zdjąć - pocałowała go w kącik ust.
-Savannah - wyszeptał ostrzegawczo, chociaż przeszył go przyjemny dreszczyk ekscytacji.
- Tak mam na imię. Tata wymyślał... - odłożyła szklaneczkę na balustradę, gdzieś dalej o nich (żeby przypadkiem jej nie zbić). Teraz objęła palcami wyższą część krawatu i znowu wykonała ruch, przybliżając Jareda do siebie.
Oparł się o barierkę, zamykając ją pomiędzy swoimi ramionami.
-Nie masz dokąd uciec teraz - poinformował ją.
- I co ja, biedna, teraz zrobię... - zrobiła niewinną minkę. Ale uniosła kolano, ocierając się nim o udo biednego Jareda.
-Będziesz chyba musiała wykupić się z mojej niewoli.. albo skazać się na moją łaskę - nachylił się nad nią. Awww. Pachniała cudownie.
- Jakoś to przetrwam - westchnęła, obejmując łapkami jego szyję.
-Och gdybyś wiedziała, co cię czeka - westchnął wprost do ucha Savannah.
- Może mi zdradzisz...?
-Ubrałbym cię w seksowny strój pokojówki... i kazał usługiwać... A wieczorami dbał o to, byś nie szła spać sama, bo przecież możesz się bać ciemności..
- Może kiedyś... - przesunęła językiem po jego dolnej wardze.
-Tak łatwo rujnujesz moje marzenia i fantazje, że aż boli mnie serce.. - prychnął i nosem przesunął po jej szyi.
I w tym momencie nawet nie pamiętał, że jest zaręczony..
- Rujnuję? Chyba robię nadzieję... - przesunęła palcami po jego karku.
-Że kiedyś zobaczę cię w takim stroju?
- Właśnie...
-Och musisz wiedzieć coś jeszcze - przesunął opuszkami palców po jej nagim ramieniu.
- Jesteś bałaganiarzem? - zaśmiała się.
-Nie. Mam mały fetysik..
- Słucham.
-Uwielbiam u kobiet podwiązki i pończochy - ugryzł lekko ucho Savannah.
No cóż. Jego narzeczona nosiła dżinsy i bieliznę prostą. No cóż.. Zero seksapilu.
- A ja lubię je zakładać - uśmiechnęła się. - Więc... kiedy mnie pocałujesz w końcu?
-Hmm... może za chwilę? - lekko musnął wargami jej obojczyk, A potem szyję.
- Ale nie zasnę prędzej?
-Jesteś bardzo niecierpliwa, Sav - szepnął miękko i posadził ją na balustradzie, ale tak, by znaleźć się między jej nogami. Dobrze, że było ciemno i nie znajdowali się w polu widzenia z okien sali...
- Po wujku Sky'u - uśmiechnęła się. Objęła nogami Jareda w pasie i przyciągnęła blisko siebie.
-Taaak, taaak - pogłaskał ją po włosach i pocałował. Lekko, ale z pasją.
Savannah natychmiastowo odwzajemniła pocałunek, przytulając się do niego.
No cóż. To było złe.
Ale co z tego?
Otarł się o nią lekko, ciesząc się z dotyku jej ciepłego ciała.
Dziewczyna pogłębiła pocałunek, palcami jednej dłoni sunąc po jego szyi.
Przerwał pocałunek, by spojrzeć na twarz Savannah.
Chrząknął.
-No no..
Już...? Aż się zasmuciła.
- Coś się stało?
Pomijając fakt, iż on ma narzeczoną, ofc.
-Przytulamy się w ogrodzie.. piekna kobieta i ja.. wszystko gra - znów ją pocałował.
Uśmiechnęła się przez pocałunek. Przytuliła do niego bardziej, zaciskając palce na jego łopatkach.
-Wygrasz teraz zakład? - zapytał z uśmiechem, od niechcenia bawiąc się zamkiem jej sukienki.
- Nie brałam w nim udziału, bo wiedziałam, że będę pierwsza - uśmiechnęła się radośnie.
Uniósł brew.
-No cóż - roześmiał się i pocałował ją w nos. -I co dalej?
- Potem cię przelecę - zaśmiała się i pocałowała go w brodę.
-Ty mnie przelecisz? - uniósł wzrok. -A może ja ciebie, co?
- Jeśli będziesz chciał...
-Biorąc pod uwagę fakt, że jesteś moją uczennicą...
- No to ja przelecę swojego profesora - uśmiechnęła się złośliwie.
-A może to twój profesor tak cię zerżnie, że fizyka, matematyka, angielski i cała reszta przestanie mieć znaczenie? Będziemy się liczyli tylko my dwoje?
- Jasne. To kiedy, p r o f e s o r z e?
Jasne, akurat. Ale go podpuszczała..
-Może pójdziemy na randkę, panno odważna? - rozpiął lekko jej sukienkę i wsunął rękę pod spód, by dotknąć jej nagich pleców.
Savannah zamruczała mu coś na to.
- A zaprosisz mnie?
-Kino, kolacja, seks? Powiedz tylko, kiedy - uśmiechnął się.
- W sobotę za dwa tygodnie?
-Może być, chociaż każesz mi na siebie długo czekać - przyznał i przesunął dłonią po jej kręgosłupie.
- Och, taka już jestem - cmoknęła go w szyję.
Przez jej ciało przechodziły ostrzejsze dreszcze, odkąd dotykał jej nagiej skóry... aj...
-Masz strasznie wrażliwą skórę, już czuję gęsią skórkę - zaśmiał się i ugryzł ją w ramię.
- Nie podoba ci się?
-Nie, jest cudowna - uśmiechnął się. -Ale chyba ci zimno, Wasza Wysokość.
- Och, to nie z zimna - uśmiechnęła się i musnęła ustami jego szyję.
-Mmm? - nosem dotknął jej szyi. Dlaczego nie czuł wyrzutów sumienia, tylko radość? Może był złym człowiekiem?
- Domyśl się, profesorze - pocałowała go w usta. Znowu. Mocno i namiętnie.
Jared mocno przygarnął Savannah do swojego ciepłego ciała i odwzajemnił pocałunek. Och, domyślał się i to bardzo dobrze. Czuł takie samo podniecenie i ekscytację, gdy ocierał się o nią delikatnie. Mrrr.
- Jared... - szepnęła między pocałunkami.
-Tak? - pogłaskał włosy Savannah, bawiąc się niektórymi kosmykami.
- Nic, nic...
-Powiedz - poprosił, ciągnąć lekko zębami jej ucho.
- Oj, no nic.
-Sav - spojrzał jej w oczy.
- Hm?
-Co się stało? Prócz tego, że całujesz się z własnym nauczycielem w altance?
- No nic. O to chodzi, że wszystko gra - uśmiechnęła się.
Chciał jej odpowiedzieć, gdy ktoś chrząknął za jego plecami. Gdy obrócił się, czując rosnącą panikę, zauważył uśmiechniętą Ai.
-Dobrze, że postawiłam na ciebie, Sav - ucieszyła się dziewczyna. -I że wyszłam bez Nicka. Słuchajcie, Cassie was szuka.
-Księżniczko Ai..
-Daj spokój, Jar - poklepała go po ramieniu, nie przejmując się ani trochę tym, w jakiej pozycji znajdował się z Savannah. Co prawda, nie miałaby nic przeciwko, gdyby to ona i Nick tak zabijali czas na przyjęciu. -Jesteś dla mnie jak brat, nie? No.
- No to ten... - Savannah stanęła o własnych siłach i zapięła sukienkę. - Ale nie chcemy zniszczyć mu reputacji, więc... - puściła oczko kuzynce.
-Ja nic nie widziałam - odparła beztrosko Ai. -Swoją drogą, wygodnie tak? Bo muszę to komuś zaproponować...
- Bardzo - uśmiechnęła się złośliwie blondynka, a potem spojrzała na Jareda. Cmoknęła go lekko i udała się do środka lokalu.
Jared odczekał chwilę i poszedł za nią, z kolei Ai wyjęła telefon. Odnalazła numer Nicka i szybko nakreśliła sms: "Spotkajmy się w altance?"