czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział 38. Poznanie. (Lilian & Michael)


Michael powiedział rodzicom, że zostanie u nich w domu tak długo, aż... nie wiedział konkretnie co. Chciał być tu z tą nieznajomą, Słońcem, jak ją nazwał. Chciał ją poznać, przyzwyczaić do siebie i świata... Dowiedzieć się, kim jest, skąd pochodzi, jak się tu znalazła...
Wyszedł z pokoju Izzy. Opowiedział jej bajkę na dobranoc, jak to miał w zwyczaju robić. Oczywiście dziadek Joseph też musiał przy tym być. Izzy go uwielbiała.
Tak czy siak, Mike zawitał do łazienki, a potem do swojego łóżka w pokoju, który w dzieciństwie był jego. Och, tak, to był długi dzień.
Dziewczyna leżała skulona w pościeli .Pierwszą noc spała pod łóżkiem, w obawie, że ktoś przyjdzie do niej gdy zaśnie. Ale gdy zauważyła, że wszyscy tutaj traktują się z szacunkiem i wzajemną miłością, kolejne noce spędziła w łóżku. Specjalnie dla niej, Cassie umieściła w kącie małą, nocną lampkę, aby nie bała się ciemności. Wpatrywała się więc w cienie tańczące na ścianie i próbowała przypomnieć, kim jest...

- Cassie - zamruczał Joseph, przytulając nosek do jej szyi i obejmując ją ręką w pasie. No, w sypialni, sam na sam, pozwalał sobie na takie czułości.
-Szzz - położyła mu palec na ustach, po czym mocniej się w niego wtuliła. -Ona niedługo znów zacznie chodzić. Biedulka ma problemy ze spaniem.. Musimy jej nadać imię - zauważyła nagle.
- Mikey mówi do niej Słońce. Myślisz, że ona mu się spodobała? Tak nagle zapragnął zostać z nami i się nią opiekuje...
-To dobrze. Cos daje mu wreszcie powód, by wstawać. Oczywiście, Izzy też była dobrym powodem - westchnęła. Uwielbiała wnuczkę. -Ale gdyby coś stało się tobie, nie wiem, czy byłabym w stanie iść dalej..
- Tak, też się cieszę, że Mike w końcu się uśmiecha nie tylko w obecności córki - przytulił żonę i pocałował ją w czoło. - Kocham cię - szepnął.
-Ja ciebie mocniej - wymamrotała i znów położyła mu palec na ustach.
-Kroki - szepnęła.

Dziewczyna przemknęła przez korytarz. Znała już poszczególne pomieszczenia, więc bez trudu odnalazła to, o które jej chodziło. Ostrożnie nacisnęła klamkę, po czym wsunęła się do środka. Zamknęła za sobą drzwi i w ciemnościach odnalazła łóżko.
Tak. Spał w nim Michael.
Powolutku wśliznęła się pod kołdrę i na brzegu materacu zwinęła się w kłębek.
Po kilkunastu minutach, kiedy młody naukowiec już spał, mimowolnie przytulił się do jej pleców. Uśmiechnął się przez sen. Zrobiło mu się cieplej. Nie tylko w ciele, ale też w sercu. A jego objęcie było lekkie i czułe.
A ona rozluźniła się. Odkryła, że przy nim nie liczyły się cienie na ścianie i nie wracały koszmary, w których dominowała krew i ból...
Jej zapach wtargnął do płuc Michaela, przez co się przebudził. W pierwszej chwili chciał się odsunąć i zacząć przepraszać. Ale przecież to była jego sypialnia. To ona przyszła do niego. Ale czy wiedziała, że on ja przytula...?
Nawet jeśli, to nie miał zamiaru jej budzić, czy uświadomić jej w tym w inny sposób. Wręcz przeciwnie - przysunął nosek bliżej niej. Ręką, którą ją obejmował, złapał lekko za jej dłoń i uścisnął delikatnie. Jakoś odechciało mu się spać.
Otworzyła oczy i zamrugała kilkakrotnie. Było jej ciepło i przyjemnie. Po raz pierwszy w całym swoim życiu czuła się bezpieczna. Jej uwagę przykuło zdjęcie na stoliczku. Piękna kobieta obejmowała małą dziewczynkę.
Dziewczynkę znała, nawet raz bawiła się z nią pluszakami. I jednego od niej dostała (niestety został w łóżku). Ale kim była kobieta?
Paluszkiem nieśmiało dotknęła jej twarzy.
Michael zauważył jej zainteresowanie zdjęciem. Zastanawiał się, czy powinien się odezwać. Jeśli to zrobi i ona ucieknie...? Nie mogła mu tego zrobić, nie i już!
Egoisto - prychnął na siebie.
Ale nie odezwał się. Opowie jej rano. Na razie egoistycznie cieszył się jej bliskością. To śmieszne, bo była tu kilka dni, a on...
To pewnie był ktoś bliski dla jej Archanioła. Cóż... ze smutkiem opuściła rękę i mocniej się skuliła. Na razie nie było nigdzie widać, więc pewnie On sobie wziął ją na zastępstwo. Okej, pasowało jej to. Chociaż parę chwil, by móc pamiętać to ciepło do końca życia..
A on nieśmiało dotknął ustami jej ramienia. Kciukiem masował jej dłoń. Skuliła się, więc chciał dodać jej otuchy...
Zrobiło się jej gorąco.
-Mi... - szepnęła.
- Przepraszam, wystraszyłem cię? - szepnął, unosząc głowę.
-Mi - powtórzyła ze słabym uśmiechem. Since powoli się goiły, a rany zabliźniały. Nie była już również wygłodzona.
- To ja, Słońce. Jestem tutaj - otarł policzek o jej ramię.
-Mi! - ucieszyła się.
- Dobrze się czujesz? Potrzebujesz czegoś? - uśmiechnął się.
Pokręciła głową przecząco. I pokazała palcem na zdjęcie, a potem pytająco na niego.
- A, to... - uniósł się i sięgnął po ramkę. Ułożył się wygodnie, opierając się o poduszki. Delikatnym gestem dłoni nakazał jej się do siebie zbliżyć, może nawet przytulić, jeśli by chciała, oczywiście.
Ale ona usiadła po turecku i wbiła w niego pytający wzrok.
No dobra, zrozumiał to.
- To jest Izzy - wskazał na niemowlę - a to Carrie, moja żona, która umarła w noc zrobienia tego zdjęcia. Poznałem ją w szkole i zakochałem się w niej. Niedługo potem wzięliśmy ślub. Kochałem ją, dała mi dziecko - przerwał na chwilę, spuszczając wzrok. - Nie nacieszyliśmy się naszą małą rodzinką.
Nie zrozumiała do końca wszystkiego. Umarła? Jak to umarła? Przecież ona tez umarła, a mimo to była z nim? Ale chcąc coś dla niego zrobić, nieśmiało pogłaskała go po włosach.
Michael uśmiechnął się lekko na ten gest.
- To już cztery lata, odkąd jej nie ma... Tęsknię za nią bardzo.
Ale nie powie jej, że czasami w nocy umiera z bólu i tęsknoty.
-Mi... - w jej głosie był smutek. I, jak widziała w telewizji (którą pokochała) szeroko rozłożyła ramiona (wciąż troszkę wychudzone) i mocno go przytuliła. -Mi...
Przytulił się do niej, ale nie ściskał mocno. Nie chciał jej skrzywdzić.
- W porządku już...
-Mi.. - pogłaskała go po plecach i poklepała, jak w filmach. Po czym się odsunęła.
- Dziękuję, Słońce. Chcesz iść spać...?
Przytaknęła i znów zwinęła się w kłębuszek.
- Mogę cię przytulić?
Przytaknęła i zamknęła oczki.
A więc położył się obok i znów objął ją ramieniem, tym razem świadomie.
- Cieszę się, że się pojawiłaś. Dobranoc.
-Noc - zgodziła się potulnie.

Popołudniu, po obiadku, wszyscy odpoczywali najedzeni. Nawet nieznajoma, która zasnęła w pokoju Izzy podczas zabawy pluszakami.
Cassie nagle telepatycznie wezwała synów do siebie. Wręcz krzykiem.
W pierwszej chwili Michael myślał, że mama znowu znalazła kogoś w ogródku. Jednakże zamiast tego, Cassie znajdowała się w salonie przez telewizorem, w którym leciały wiadomości.
- Co się dzieje?
-Zobacz! - wycelowała palec w ekran telewizora. Znajdowało się na nim zbliżenie zdjęcia. A na owej fotografii był nie kto inny, jak ich tajemniczy gość. Zdjęcie wyglądało jak te z legitymacji lub dowodu osobistego.
-Ma na imię Lilian - powiedziała ciepło Cassie. -Szuka jej wuj..
W tym samym momencie na dół zeszła Lilian, dzierżąc w rękach pluszowego misia, którego dostała od Izzy. Jej oczy szeroko otwarły się na widok własnej twarzy. Podeszła do plazmy i opuszkami palców niepewnie dotknęła obrazu.
- Już wiemy jak masz na imię i kto cię szuka - uśmiechnął się Mike i podszedł bliżej Lilian.
Uśmiechnęła się szeroko do niego i pokazała palcem na zdjęcie.
- Lilian!
- Właśnie tak. Ładne imię. Pasuje do ciebie.
I wtedy obraz się zmienił. Pojawił się na nim gruby mężczyzna z nalaną twarzą, przypominający wieprzka. Obok niego siedział młodszy, jakby szczuplejsza wersja starszego. Obaj mieli zimny wyraz oczu, ale błagalnie patrzyli w kamerę.
-Pomóżcie nam odnaleźć narzeczoną mojego syna! - błagał.
Na ich widok Lilian zbladła, a potem głośno i przeraźliwie pisnęła. Uciekła za kanapę i skuliła się.
Michael zareagował od razu. W mgnieniu oka pojawił się obok dziewczyny i przytulił ją do siebie.
- Mamo, wyłącz to.
Już wiedział, kto ją tak urządził. No, czas na zemstę.
Cassie wyłączyła telewizor.
-Biedactwo..
- Już ich nie ma - szepnął czarnowłosy, nadal ją obejmując.
Skuliła się i zaczęła cichutko płakać.
- Policja podobno jej szuka w okolicy - powiedziała cicho Cassie. - Wędrują po domach. Trzeba ostrzec wszystkich, żeby nie mówili o tym, że Lilian z nami jest - pogłaskała dziewczynę po ramieniu.
- Powiedz tacie i Jamesowi. Wezmę ją do siebie i uspokoję.
I tak też zrobił. Wziął Lilian na ręce i zaprowadził do swojego pokoju, gdzie posadził ją na łóżku. Uśmiechnął się lekko, kiedy zobaczył w jej rękach pluszaka od Izzy.
- Nie znajdą cię tutaj. Jesteś bezpieczna - mówił cicho i spokojnie, patrząc jej w oczy.
Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Jakby próbowała mu coś przekazać w ten sposób... Uniosła rękę i pokazała mu kilka blizn. A potem ręką wycelowała w telewizor w jego pokoju. Blizny - telewizor i znów blizny. A potem błagalnie się wczepiła w niego.
Michael przytulił ją do siebie mocno i pogłaskał po plecach.
- Nie dostaną cię, obiecuję. Obronię cię. Przysięgam.
Przytuliła się do niego i odetchnęła głęboko. Może zrozumiał, o co jej chodzi. Wspomnienia do niej wracały, ale wciąż były zamazane. Ale tamtych dwóch rozpoznała natychmiast i skojarzyła z bólem..
On uniósł jej łapki i pocałował w miejscach, gdzie miała blizny.
- Nie będziesz ich więcej miała.
-Nie? - spojrzała mu w oczy.
- Nie. Już nikt cię nie skrzywdzi. Nie będziesz cierpiała.
Lilian uwierzyła mu na słowo. I zasnęła, zmęczona tym wszystkim.
Jakby wiedząc o tym, Cassie wśliznęła się do środka i spojrzała na śpiącą dziewczynę.
- Boże, co oni jej zrobili - szepnęła.
Michael akurat ślęczał przy laptopie i szukał czegoś na ich temat. Och, znalazł. Keep calm and hack the system.
- Nie dostaną jej. Nie pozwolę na to.
-Nie pozwolimy - podkreśliła Cassie. -Już zadzwoniłam do twojego taty, tylko wiesz... Izzy trzeba to wytłumaczyć. Ona może nie rozumieć, że obecność Lilian trzeba trzymać w sekrecie, przynajmniej dopóty, dopóki nie odzyska pamięci..
- Porozmawiam z nią rano - spojrzał na mamę, a potem na Lilian. - Najważniejsze, to spławić policję.
- Dokładnie. Gdybym nie bała się, że Lilian się przestraszy, poprosiłabym Lady Yumi o to, aby wzięli ją do Sanktuarium na jakiś czas. Ale wiesz, że ona się wszystkiego boi. Prócz ciebie..
- Mogę zabrać ją i Izzy do Australii. Raczej nie będą jej tam szukać... - znowu na nią spojrzał. - Myślisz, że to dobry pomysł?
-Tak, myślę, że tak - usiadła na łóżku i nerwowo wygładziła kapę. Lilian spała, przytulona do pluszaka. - Jest taka niewinna - szepnęła. - To, co jej zrobiono, to straszne..
- Więc porozmawiam z nią jutro na temat tego wyjazdu. Mamo, ja planuję ich zabić - wyznał szczerze.
- Michael - Cassie spojrzała na swojego syna z mieszaniną szoku i strachu. -To, co zrobili jest straszne i powinni za to zapłacić, ale...
- Wiem - spuścił wzrok. A potem pokręcił głową. - Ostatecznie wyślę ich do więzienia.
- I niech tam zgniją - powiedziała twardo. -Lata samotności, to jest to. Poniżania. Nie możesz być taki, jak oni - pogłaskała syna po kolanie.
- Wiem, po prostu... - przetarł twarz dłońmi. - Dobrze, niech ci będzie. Masz rację. Nie będę taki jak oni.
- Wiem, skarbie - szepnęła łagodnie. - To boli. Ale dla tej dziewczyny to będzie nowy start. Odnajdziemy dla niej dobry dom.
- Jeśli odzyska pamięć i będzie chciała odejść...
Ta myśl była straszna. Nie chciał się z nią rozstawać. Z drugiej strony chciał, żeby było z nią w porządku...
- Izzy ją bardzo polubiła - Cassie poprawiła troskliwie kołderkę na ramionach Lilian. - Może to dobry pomysł, abyście wyjechali do Australii wszyscy troje.
- Dzięki, mamo - oparł głowę na jej ramieniu. - Co ja bym bez ciebie zrobił... - uśmiechnął się.
- Pewnie to samo, co twój ojciec i brat. Wpadlibyście w poważne kłopoty - posmyrała go po brodzie. - Tylko musicie lecieć prywatnym samolotem. Żadnych pytań...
- Nie myślałem nawet o publicznym. Idź spać, mamo. Też się będę zbierać. Zdradzić ci sekret? - ściszył głos. - Przy niej nie mam koszmarów.
Cassie rozpromieniła się.
- Naprawdę? - szepnęła radośnie. - To dobrze! To cudnie!
- Dobranoc - pocałował mamę w policzek, a potem poszedł do łazienki. Kiedy z niej wyszedł, Cassie już nie było, a Mikey wsunął się bezszelestnie do łóżka i przytulił się do pleców Lilian.
Zemści się za nią. Oj, zemści się.