środa, 22 sierpnia 2012

Rozdział 17. U teściów. (Vanessa x Rikuo)



Niebo przecięła błyskawica, jedna za druga, a ponad nimi co chwila przetaczał się grzmot. Porywisty wiatr szarpał koronami drzew, a także ich wypożyczonym autkiem. Mimo to, Rikuo pewnie je prowadził, ani na chwilę nie tracąc z oka Vanessy. Miała prawo się bać, w końcu przez kilkanaście dni będzie sam na sam tylko z jego rodziną. Ale, jak powiedział jej parę dni temu (wręczając kimono z haftem rodowym Sakai), teraz jest jedną z nich.
Gdy zajechali na miejsce, wysiadł pierwszy i z rozłożonym parasolem otworzył drzwi dla niej. Powoli podsunął jej rękę, aby pomóc żonie wysiąść.
- Nie bój się - szepnął jeszcze, gdy przed domem, pod zadaszeniem, pojawił się jego brat i ojciec.
- Nie boję się... no dobra, może trochę - wyznała, łapiąc go pod ramię.
Okeeeej... może teściowe nie są takie złe...
Uśmiechnął się do niej.
- Oni nie gryzą, kochanie - powiedział łagodnie. Podczas gdy oni wspinali się po schodach do Sanktuarium Sakai, służba rozpakowywała już ich bagaże z auta i zanosiła do pokoju. Wbrew tradycji, Rikuo poprosił, aby nie wysyłali Vanessy do innej sypialni. Chciał być z nią cały czas, aby się nie bała.
- Witajcie - przywitał ich z uśmiechem na ustach Mathias, podczas gdy Rin po prostu przytulił bratową, a bratu uścisnął rękę.
- Dobry wieczór - Vanessa skłoniła się lekko.
- Ohayo, Vanessa-chan - powitał ją Mathias, całując w czoło. - Ale się wam pogoda zepsuła. Wchodźcie do środka, zimno jak diabli - gestem zaprosił ich do domu.
Wpierw skierowali się do swojego pokoju, gdzie milczące dwie pokojówki już układały ich ubrania w szafach.
- Może weź prysznic, żeby się rozgrzać? - zaproponował cicho Rikuo. Trzymał w dłoniach dłonie żony i martwił się, gdyż były one lodowato zimne.
- Po samej podróży by się przydał - uśmiechnęła się delikatnie, a potem znalazła żel, gąbkę i ręcznik. Po tym zniknęła w łazience.
On tymczasem skoczył do drugiej łazienki, opłukał się, a potem, całkiem niechętnie, ogolił. Matka była przewrażliwiona na punkcie jego wyglądu. Ech.
Wrócił do pokoju w samym ręczniku (dobrze, że pokojówki już uciekły) i zaczął szukać swojego kimona. Oczywiście, kimono dla Vanessy przygotowały. Ech. Znów o nim zapomniały.
No i w tym momencie wyszła Vanessa. Również w samym ręczniku. Uśmiechnęła się do niego, a potem podreptała po swoje kimono. Kiedy je założyła (tyłem do niego, oczywiście), spojrzała w lustro i rozczesała włosy.
- Szkoda, że musisz je spiąć - powiedział .Założył już dół kimona (męskie miało coś a'la spodnie i na to górę).
- Przynajmniej nie będą mi przeszkadzały - ciach, ciach i ładny koczek już był.
Podszedł bliżej. Przez chwilę walczył z tym, aby jej wyjąć szpilki z koka i obserwować, jak włosy rozsypują się na jej drobnych ramionach, ale w końcu poczucie obowiązku zwyciężyło.
- Podobasz mi się w naszym kimonie.
A i owszem, bo było naprawdę ładne. Skromne, czarne, ale na rękawach miało lekkie, srebrne hafty, prawie niewidoczne, ale układające się w różne wzory. Przy szyi z kolei był wyhaftowany ornament rodu, troszkę zmodyfikowany, jako iż należał on do Barona Sakai, czyli do Rikuo.
- Dziękuję. Też dobrze wyglądasz. To co, idziemy? - wstała z krzesełka i spojrzała na niego.
- Mhm - wyciągnął do niej dłoń. - Poznasz moją babcię. Nie mogła być na naszym ślubie.
- Wiem, mówiłeś - złapała go za dłoń. No to miejmy to z głowy.
No i wyszli.
Santkarium Sakai było dużym kompleksem budynków, zbudowanych w tradycji dawnej Japonii. Co prawda, regularnie je konserwowano, aby nic się nie psuło, mimo to czuło się tu namacalne ślady historii.
Zaprowadził ją do głównej sali, gdzie na matach siedziała już część jego rodziny. Była tutaj ciocia Ayu wraz z mężem (również mieli czarne kimona, ale bez srebrnych haftów Sakai, lecz z wizerunkami smoków) oraz ich synowie (ubrani tak samo jak rodzice) i córka.
Byli również jego rodzice. Matka wyglądała, jak zawsze, perfekcyjnie w czarnym kimonie (na jej nie było ani haftów, ani Smoka). Lekko uniosła głowę, gdy weszli. Rikuo podszedł się z nią przywitać kurtuazyjnym całusem w policzek.
A wtedy dostrzegł swoją babcię, którą po prostu mocno wyściskał.
- Poznaj Vanessę, babciu - powiedział z dumą, obejmując żonę ramieniem.
- Miło mi panią w końcu poznać - przywitała się grzecznie, skłaniając się. - Jestem Vanessa.
A jego babcia, bardzo serdeczna kobieta, leciutko ją przytuliła (co tam konwenanse i tradycja).
- Witaj w rodzinie, kochanie - powiedziała z ciepłym uśmiechem. - Mów mi 'babciu', jak reszta moich wnuków - poprosiła.
- D-dobrze - przytuliła ją lekko.
Vanessa tak bardzo starała się nie rozglądać i patrzeć na tych wszystkich ludzi... Jezu, ile ich tu było? Więcej ich matka nie miała?!
Okej, okej... najważniejsze to nie panikować - pomyślała - spokojnie, serduszko, będzie dobrze...
Uśmiechnęła się szeroko.
- Twój marnotrawny brat gdzieś przepadł - zwróciła się do Rikuo. - Więc na chwilę obecną nie musicie tu z nami być. Znaczy się... przygotowałam dla was miejsce obok Mathiasa - dodała. - Czeka tam na was ciepła herbata. Przyda się po tej zimnej podróży.
Rikuo podprowadził żonę do maty i pomógł jej usiąść, tuż obok swoich rodziców. Mathias niemal natychmiast nalał filiżankę herbaty dla synowej (co tam, że wg tradycji to kobieta powinna nalewać), gdyż El nie miała na to zamiaru.
Gdy usiadł obok niej, Rikuo lekko pogłaskał ją po dłoni.
- Nie było tak strasznie, co?
- Nie chwal dnia przed zachodem - szepnęła. - Dziękuję - uśmiechnęła się leciutko do Mathiasa i napiła się herbatki. A co. I tak większość zdawała się być wyluzowana.
- To teraz także twoja rodzina, Nessa. Nikt cię tu nie skrzywdzi, prawda, tato?
- Oczywiście. Nie krępuj się - dodał. El prychnęła cicho.
- Masz przekrzywione obi - zauważyła. Rikuo uniósł brew i zerknął na żonę.
- Faktycznie. Nie zauważyłem - powiedział z uśmiechem i poprawił je. - Już. Ślicznie - lekko musnął wargami skroń żony.
Vanessa zarumieniła się i spuściła wzrok.
- Miałaś piękną sukienkę na ślubie - zaczęła Rose, córka Ayumi. - Była prosta, ale coś w sobie miała. Ja nadal czekam na płytę ze zdjęciami i filmami.
- Ach, tak... wydawca miał jakieś problemy... niedługo powinny dotrzeć.  
- Rose-chan, jak tylko ją dostaniemy, to wpierw sami obejrzymy, a potem zdecydujemy, czy pokażemy dalej - zażartował Rikuo. -Jestem tak strasznie niefotogeniczny.
- Nie gadaj bzdur, synu - oznajmiła El.
- Ale ja chcę wszystko zobaczyć! - powiedziała Rose. No, wszystko!
No może oprócz siebie i brata...
Cały czas, podczas rozmów, trzymał rękę gdzieś w okolicach lub wręcz na żonie. To na ramieniu, to ją obejmował. Mathias z uśmiechem zauważył, że syn chciał podkreślać na każdym kroku, że owa kobieta jest  j e g o.
- Vanesso, gdzie kupiłaś te szpilki do włosów? - zagadnęła z pozoru niedbale El.
- W amerykańskim sklepie w Los Angeles - uśmiechnęła się lekko. No, teściowej podobały się szpilki do włosów. To już coś.
El uniosła brew.
- Do tego kimona bardziej pasowałaby fryzura z klamerką, niż ze szpilkami - oznajmiła sucho.
Rikuo zmarszczył brwi. Okej, mama mogłaby być milsza. Nie ułatwiała Vanessie zaaklimatyzowania się w rodzinie.
- Nessa ma bardzo gęste włosy, ciężko je upiąć klamerką - odparł. - Często się nimi bawię.
- Tak trzymać, synu - wyszczerzył się Mathias.
Noo, przynajmniej ojciec był przyjemny. Spojrzała na niego, a potem na Rikuo i tak jakoś się zarumieniła, kiedy jej wargi znów wygięły się w uśmiechu.
Rikuo tymczasem podał jej kawałek swojego ciasta.
- Spróbuj - zachęcił.
No to spróbowała (co tam, że dziwnie się z tym czuła).
- Słodkie. I smaczne.
- Moje ulubione - wyjaśnił. -Babcia piecze je osobiście, świadoma tego, że wraz z kuzynami na kilka kęsów wsuniemy całą blachę.
- Ciężko wyżywić smoka - westchnął Ryuu, po czym podał kolejną porcję ciasta siostrze.
- Zgodzę się - poparła go Nessa. - Jedz, mężu. Smacznego.
- To słodkie - powiedziała Ayumi, opierając sie o tors męża. Widziała w tej dwójce to, czego ona doświadczyła na początku swojego małżeństwa. - Ach, chciałabym znów być w waszym wieku - westchnęła.
VAnessa w tym czasie popijała herbatę, bo tylko tyle zdołała przełknąć.
- Podobno przeprowadziliście się do Los Angeles - odezwał się chyba po raz pierwszy Ian. - Musimy się spotkać - dodał. Z czystej grzeczności.
- Bardzo chętnie. Chciałabyś? - zapytał Vanessy.
El uniosła brew ponownie. No nie. On naprawdę pytał się swojej żonki o zdanie? Była kobietą, która miała mu służyć, a nie kierować jego życiem!
- Och, tak, bardzo chętnie - odpowiedziała Nessa.
- No i fajnie! Na plaży - dorzuciła Rose. - Pogramy w siatkówkę na piasku.
- O matko, dawno tego nie robiłem - westchnął Rikuo, głaszcząc ramię Vanessy. Robił to już odruchowo, nie zastanawiał się nad gestami.
- Skopię ci t... pokaże ci, gdzie twoje miejsce - zaśmiał się Ryuu.
- No i świetnie, jesteśmy umówieni. Zdrówko młodej pary - uniosła swoją szklankę z sokiem.
Rikuo odwzajemnił toast. Aww. Oni wciąż nazywali ich młodą parą!
- Właśnie, gdzie w końcu wybieracie się w podróż poślubną, Rikuo-kun? - zagadnęła go Ayumi.
- Hmm. Nie zastanawiałem się nad tym. Nessa, a ty gdzie chciałabyś pojechać? - zapytał żonę.
El odchrząknęła cicho.
- To chyba twoja decyzja, synu - zauważyła ironicznie.
- Oj mamo, ale to bez sensu, jeśli wybiorę miejsce, które się nie spodoba Vanessie - odparł przytomnie Rikuo. - Chcę zabrać ją gdzieś, gdzie chce jechać.
- Ja... ee... ja... - Vanessa spojrzała na filiżankę z herbatą, jakby ta miała jej pomóc w czymkolwiek. - Jeszcze się nie zastanawiałam...
- Wiesz, co jest najlepszym sposobem - Ryuu lekko poklepał ją po dłoni - Otwórz atlas, zamknij oczy i wyceluj palcem. A potem pozwól, żeby Rikuo spełnił twoje życzenie.
- Na rozkaz - zasalutował Rikuo, i cała rodzina, prócz Ellen, roześmiała się.
- Dobrze, więc tak zrobimy - uśmiechnęła się.
- Ależ ty czarujesz tym uśmiechem, Nessa. Podoba mi się - dopiła sok do końca.
- Nie tylko tobie, siostro - Ian lekko skinął głową w stronę kuzyna, który wpatrywał się w troszkę otępiało - uwielbieńczym wzrokiem w żonę.
- No właśnie to mi się podoba. Zobacz, jest cały jej - zaśmiała się cicho na ucho brata.
- Wpadł po uszy - westchnął i objął siostrę. - To takie... ciepłe.
- Bo jest smokiem, idioto - mruknął troszkę zazdrosny Ryuu.
A właśnie, co robiły smoki? A pomimo burzy radośnie hasały na zewnątrz.
- Rikuo ma wspaniałego smoka - pochwaliła Vanessa, czując się już nieco pewniej. I w towarzystwie męża i w towarzystwie rodziny.
- Podoba ci się? - zainteresował się Mathias.
- Chyba nie ma wyboru - wtrąciła Ellen.
- Tak, jest śliczny. I ładnie śpiewa.
Ryuu uśmiechnął się.
- To ciekawe, że tylko twój smok śpiewa.
- Najważniejsze, że podoba się to Vanessie - odparł rozsądnie Rikuo.
Ellen nie mogła tego dłużej strawić. Jej syn cały czas patrzył, mówił i myślał o tej całej Vanessie.
- Może gdy pozna kobietę, z którą będzie mieć Sztorm, smok przemówi - uznała.
Ałć, kuźwa. To bolało.
I to chyba dosłownie, bo Vanessa skrzywiła się lekko jakby z bólu, spuszczając głowę. No tak, wiedziała, że Smoki mają Sztormy i w ogóle...
- Mamo - syknął Rikuo i przytulił żonę. Nawet Rayne, Ayumi i Mathias patrzyli na Ellen ze zdziwieniem.
- Zono, coś cię dzisiaj ugryzło? - zapytał sucho Mathias.
- Ależ oczywiście, że nie. Martwię się tylko o mojego syna - odparła wyniośle.
- Staram się najlepiej jak mogę - powiedziała Vanessa, próbując używać poważnego tonu. Było jej troszkę ciężko, bo ona była raczej cichą osóbką.
- Oczywiście - powiedział szybko Mathias. - Jestem pewien, że..
- Jestem dumny z mojej żony - oznajmił głośno Rikuo. - Dostała się na medycynę. Jest szalenie mądra, zabawna i śliczna - uzupełnił.
- Ależ oczywiście - El zmrużyła oczy. - Ani przez chwilę w to nie wątpiłam.
Klasnęła w ręce, a do środka weszły służące z kolacją.
No tak, dopiero kolacja... A gdzie tu do końca...
- Jedzono - ucieszyła się Rose, próbując jakoś rozładować powstałe napięcie.
- Smacznego - oznajmiła babcia, podczas kiedy Ayu uśmiechnęła się do Vanessy.
- Musicie nas odwiedzić w Szkocji - oznajmiła. - Chciałabyś zobaczyć Rikuo w kilcie?
Vanessa uniosła brwi, a potem spojrzała na męża.
- To musiałby być niezły widok - zaśmiała się, zakrywając sobie usta dłonią.
- Mam zdjęcia z ostatniej imprezy u nas - Ryuu posłusznie podał jej komórkę, chociaż Rikuo robił wszystko, aby mu ją wyrwać.
Ale Vanessa odwróciła się tyłem do męża i zaczęła przeglądać zdjęcia, raz po raz wsuwając do ust jedzonko. Mniam.
- To jesteś ty, Rikuo? ach, jego imię jakoś tak płynniej przechodziło przez jej usta.
- Taaak. Jeszcze wtedy miałem dłuższe włosy. A te krety wcisnęły mnie w kilt i zrobili sesję zdjęciową, jakbym był modelem Calvina Claine'a - westchnął. - To okrutne. Powinnaś mi współczuć, żono.
- Oczywiście, współczuję ci, mężu.
- Jak cholera - zamruczał i leciutko musnął wargami jej czoło. - Żartuję. Te zdjęcia są do żartu, więc śmiej się - poprosił. Znaczy się.. o ile ją bawią, oczywiście.
- Są zabawne - oddała komórkę Ryuu, którego pod tym mini stolikiem czy coś tam Rose głaskała po nodze. Ten dreszczyk emocji...
Ano. Ale jeśli wpadną...
- To dobrze. Ciebie tez wtedy ubierzemy w kilt - oznajmił Rikuo.
- To się nazywa tartan - poprawił go beznamiętnie Ian. - Założę się, że Vanessa wyglądałaby w nim ślicznie.
Ellen prychnęła pod nosem. Nawet te rudzielce są pod jej urokiem. To jakaś sztuczka czy coś?
- Bardzo chętnie bym przymierzyła. Jestem otwarta na nowe doświadczenia.
-Och - szepnęła z uśmiechem Ellen. - W takim razie może jutro pomożesz mi przygotować wszystko na przyjazd pozostałych gości, Vanesso?
- Chciałem jej pokazać pobliskie miasteczko - zaczął Rikuo, ale matka zmierzyła go zimnym spojrzeniem.
- Chcę bliżej poznać moją synową... - przyznała, uśmiechając się. Ale coś w tym uśmiechu nie podobało się Rikuo.
- Jasne, dlaczego nie. Miasteczko możemy zwiedzić wieczorem albo na następny dzień - zaproponowała cicho Vanessa, biorąc filiżankę do rąk.
Resztę herbaty, którą miała zamiast wypić teraz, wylądowały na kimonie Rikuo.