sobota, 23 marca 2013

Rozdział 51. Loose your clothes and show your scars. (Nate)


Jace siedział przy szpitalnym łóżku Nate'a już od kilku(nastu) godzin. Nie dał się wyrzucić ze szpitala, nie dał się nie wpuścić do sali. Musiał być ze swoim synem. Synem, którego zawiódł. Nie ochronił go.
Zawiódł tym samym całą swoją rodzinę.
Słyszał wciąż słowa Nate'a. Krótkie, pełne smutku "Tak", które były jego odpowiedzią na pytanie o śmierć. Co takiego spotkało jego dziecko, że uciekł w samobójstwo, zamiast przyjść do niego? Jace oddałby za niego własne życie, nie mówiąc o bogactwie Akardo. A mimo to, Nick mu nie zaufał.
Zawiódł.
-Nate? - zapytał cicho, widząc, jak syn porusza się w łóżku.
Nic mu nie odpowiedział.
Nate nie czuł bólu fizycznego. Nafaszerowali go środkami przeciwbólowymi. Przepraszam i heloł, ale czy on nie próbował się zabić? Może nie użył do tego tabletek ani innych takich, ale jednak.
No cóż.
Wiele by dał za wrzątek wody.
Jace wygładził mu kołdrę szybkim, nerwowym ruchem. Chciał, by Silver tu była. Obaj jego synowie lepiej dogadywali się z ich matką.
Czy to nie kolejna oznaka tego, ze ich zawiódł?
-Twoja mama przyjedzie popołudniu - zaczął lekko zachrypniętym głosem. -Kazałem jej jechać się przespać troszkę - wyjaśnił.
On sam był wciąż w białej koszuli (ale zdjął krawat), a marynarkę rzucił na oparcie krzesła.
Nate patrzył cały czas patrzył w ścianę. Naciągnął na siebie kołdrę.
-Ian przywiezie wtedy Arię. Wyobraź sobie, że chciała tu siedzieć cały czas, ale on przerzucił ja sobie przez ramię i wyniósł. Nie, żebym to pochwalał, ale dba o nią. Chcesz coś zjeść, Nate?
Odkąd Nathan trafił do szpitala, odezwał się jednym słowem "tak", kiedy odpowiadał na pytania. Nie miał ochoty na rozmowy. A poza tym, czuł się, jakby nie miał głosu. W ogóle.
Jace mimo to mówił. Co innego mu zostało? Może w końcu jakoś dotrze do syna?
-Zobacz, kazałem przynieść twój ulubiony sok - podsunął mu słomkę.
Nate położył się na łóżku, a potem odwrócił tyłem do taty. Nakrył się kołdrą.
-To pewnie znaczyło "spadaj tato" - mruknął pod nosem Jace. -Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jaki jesteś teraz podobny do mamy - powiedział łagodnie.
A gdyby tak odwiązać te bandaże? W tej sali na pewno znajdowało się coś, czym mógłby się zainteresować.
-Nawet o tym nie myśl - powiedział Jace. Do jasnej cholery, tu nie chodziło o to, że był psychologiem.
Był ojcem. Po tym, co wczoraj usłyszał wiedział, co chodzi jego synowi po głowie.
-Nie pozwolę ci umrzeć, Nate - oznajmił cicho. Nie był surowy, był zatroskany. -Tak, jak nie pozwoliłem umrzeć twojej mamie. Wiesz, kim dla nas byłeś?
Jeśli tata już sobie pójdzie w końcu (miejmy nadzieję), to coś zrobi. Musi.
-Twoja mama nie mogła zajść w ciążę, wiesz? - zaczął Jace. Uśmiechnął się z wdzięcznością do pielęgniarki, która przyniosła mu kubek herbaty. -Więc gdy dowiedzieliśmy się o Nicku, był dla nas cudem. A gdy dowiedzieliśmy się o tobie - Jace uśmiechnął się i dotknął ramienia syna. -Gdy dowiedzieliśmy się o tobie, byłeś, i wciąż jesteś, najpiękniejszą niespodzianką, jaka nas w życiu spotkała. Czekaliśmy na ciebie. I zawsze będziemy. Jesteś częścią rodziny, Nate. Rodziny, która cię kocha..
Płytki przy zlewie wydały się teraz nadzwyczaj interesujące. Jedna płytka, dwie płytki, trzy płytki, cztery...
-Uwielbiałem cię nosić, jak byłeś mały - westchnął. -Widziałeś zdjęcia? Wciąż je mam w albumie, nie na komputerze. Nigdy nie umiałem ułożyć cię do snu. Ale przy mamie uspokajałeś się jak za dotknięciem magicznej różdżki.. - wzruszenie lekko ścisnęło mu gardło. -Nate...
-Wiesz, że możesz ze mną porozmawiać o wszystkim  -powiedział cicho Jace. -Nigdy cię nie odtrącę, synu.
Gadanie, gadanie, gadanie. Nate zacisnął palce na prześcieradle.
-Czy... - Jace na chwilę zamilkł, przycisnął dłoń do serca. Musiał o to zapytać. -Czy ty nienawidzisz Aleca..? Czy to o niego chodzi, Nate...?
Dopiero to poruszyło Nathanem. Uniósł głowę i spojrzał na ojca z wymalowanym na twarzy "Zwariowałeś?".
Alec był super. Znaczy ryczał w nocy. Ale Aria też ryczała w nocy. To nie miało znaczenia.
Ulżyło mu.
-Bo.. zacząłeś się dziwnie zachowywać, gdy z mamą przedstawiliśmy wam Aleca. Nigdy, ale to nigdy, nie chciałem, by któreś z was poczuło się przez to mniej kochane - powiedział żarliwie Jace. Wziął głęboki oddech. Silver go zabije. -Widzisz, przed narodzinami Nicka, twoja mama i ja... straciliśmy dziecko. W wypadku.
Nate położył się z powrotem. Nie chciał tego słuchać. Tak, nie zwariował do końca, że patrzył tylko w ścianę i nic do niego nie dochodziło.
-Dlatego, myśleliśmy, ze nie będziemy mogli mieć więcej dzieci - dokończył Jace. -Rozumiesz teraz, jak bardzo nam na was zależy? - dotknął dłoni syna. Nagle wolną ręką wyjął telefon. Odnalazł galerię i podsunął coś Nate'owi pod nos. -Pamiętasz? Narysowałeś mi to na dzień ojca, gdy miałeś 6 lat. Do dzisiaj wisi w moim gabinecie. Zawsze byłem z ciebie dumny.
Do sali wszedł nagle najstarszy syn, Nick. Uśmiechnął się leciutko, chociaż wszystko go bolało. Jego brat...
Usiadł obok taty.
- Cześć, Nate - przywitał się grzecznie. A ciało pod kołdrą poruszyło się.
-Właśnie opowiadałem Nate'owi o tym, jaki jestem z was dumny - powiedział Jace, sięgając po zimną już herbatę. -Jak mama? - zapytał cicho.
- Dałem jej środki nasenne. Aria z Ianem są w domu i jej pilnują - odwrócił wzrok.
-Alec?
- Wszystko z nim w porządku.
-Dzięki - Jace poklepał go lekko po ramieniu.
Komórka Nicka obwieściła nadejście sms. Nadawacą była Ai..
"Przylatuję o 17.30. Nie zostawię cię z tym samego
- Ai będzie w LA - powiedział nagle. - Stęskniła sie za tobą, Nate - dodał, patrząc na kulkę pod kołdrą. - Cały czas tak leży? - zapytał cicho.
-Spojrzał się na mnie jak na idiotę tylko raz, gdy zapytałem, czy to przez Aleca - powiedział cicho Jace. -Ai przylatuje? To dobrze. Słyszysz, Nate? Lubisz Ai, prawda?
Nick westchnął. To będzie dłuuuugi okres w ich życiu.
- Czyli nie wiesz, dlaczego tak się stało? - zapytał niepewnie.
-Jak widzisz, Nate nie jest rozowny. A ja chciałbym wiedzieć, by móc go przed tym chronić - potarł dłońmi twarz, czując igiełki zarostu. Silver się zirytuje, pomyślał. Narzeka, ze ja drapie.
Westchnął ciężko. Był zmęczony. Oddał synowi część swojej energii i zarwał noc, czuwając przy nim. Może przez to myslał o wszystkim..
- Może teraz i ty powinieneś pojechać do domu, co? Wziąć prysznic, wyspać się - położył dłoń na jego ramieniu i uśmiechnął się lekko.
-Nie zostawię Nate'a - powiedział twardo Jace - dopóki nie upewnię się, że nic mu nie grozi. Nikt z zewnątrz, on sam.
- Tato, cały czas tutaj będę - zapewnił go.
-Wiem, Nick. Wiem. Ale.. - uśmiechnął się do swojego pierworodnego. Był taki podobny do Silver. -Przy tobie też bym tak siedział. Nigdy nie zostawię żadnego z was. Ale możesz mi skoczyć po kawę.
- Mama cię zabije, wiesz o tym? - upewnił się Nick, wstając z miejsca.
-Tym razem za co?
- Bo powinieneś iść do domu się wyspać, wykąpać i coś zjeść. A tymczasem, siedzisz tutaj z naszym niemową - dodał głośniej. - Tobie też coś kupię - wyszedł z sali.
-Wasza mama zrobiłaby to samo, gdyby nie to, że Alec jej potrzebuje. Gdyby mogła, wzięłaby go tutaj - dodał ciszej Jace.
- Alec potrzebuje też ciebie - rozległo się cicho spod białej kołdry.
Jace poczuł, jak coś mocno, bardzo mocno, ściska go w gardle.
-Ty potrzebujesz mnie bardziej, synku - powiedział, a w jego oczach pojawiły się łzy.
- Nie potrzebuję - zapewnił go głośniej.
-Nate, możesz mnie obrażać, możesz na mnie krzyczeć, możesz mi mówić, że mnie nienawidzisz, możesz nie robić nic - wyszeptał Jace - Ale nigdy, przenigdy, nie zrobisz niczego, po czym przestałoby mi na tobie zależeć i po czym zostawiłbym cię samego.
- Nie czuję nic - odpowiedział brutalnie.
Bo przecież lepiej było odczuwać nienawiść, niż n i c.
-Trudno. Musi ci wystarczyć to, że ja cię kocham.
Wysłał do Silver sms: "Nate ożywia się, gdy mówimy o Alecu. Moja lwico, wywalcz pobyt dziecka tutaj, z nami. Może to pomoże naszemu synkowi".
Nate nie powiedział już nic. Odgarnął kołdrę na bok, a potem wstał i udał się do drzwi. Trochę go bolało ciało od tego leżenia.
Jace natychmiast poszedł za nim.
Nate skierował się do męskiej łazienki.
Jace za nim.
-Nie zamykaj kabiny, bo wyważę drzwi - powiedział cicho.
Nate nic nie powiedział, w ogóle nie zareagował, chociaż najpewniej przewróciłby oczami.
Stał w kabinie i patrzył na przeciwległą ścianę. Nagle pogłaskał palcami bandaż na ręce. Po chwili delikatne ruchy stały się natarczywe, by zmienić się w brutalne drapanie.
-Nate! - Jace wtargnął do środka i złapał go za ręce. jedyne, co przyszło mu do głowy, to mocno przytulić syna do siebie. -Juz dobrze, Nate.
Ale on nie zareagował. Stał, jak stał, ze spuszczonymi wzdłuż swojego ciała rękami.
-Wszystko będzie dobrze, synku  -wyszeptał Jace. -Chodź, wrócisz do łóżka.
Dał się prowadzić, jakby był szmacianą lalką, z tym że Nate szedł o własnych siłach.
Jace z troską położył go do łóżka i nakrył kołdrą.
-Chcesz, żebym zadzwonił po mamę? - zapytał. -Nie musisz mówić. Rusz głową.
Nathan patrzył w sufit. Nie mrugał nawet wtedy, kiedy w jego ciemnoniebieskich oczach pojawiły się łzy, a potem spłynęły na poduszkę. Zaczął drżeć.
-Jezu, Nate.. - Jace usiadł obok niego. Okrył go kołdrą i wezwał na pomoc południowe powietrze, pełne ciepła i zapachu świeżych owoców. Otulił nim Nate, niczym drugą kołdrą.
Ktoś zapukał do drzwi, a po chwili w drzwiach stała Silver z Alecem w nosidełku. Spojrzała na Jace'a, a potem na Nate'a. Podeszła bliżej i posadziła nosidełko na krześle.
- Nick został na korytarzu. Ma twoją kawę - powiedziała automatycznie, podchodząc bliżej syna. Pogłaskała go po głowie.  
Jace spojrzał na nią z ulgą, po czym wyjął Aleca z nosidełka. Dziecko wyrywało się do Nate'a, wyciągając w jego stronę swoje pulchne rączki.
-Zobacz, Nate. Ktoś tu wyraźnie chce do ciebie - powiedział łagodnie.
Ponad dziećmi posłał żonie ciepłe spojrzenie i lekki "buziak".
Nate poruszył głową, lekko, prawie nie zauważalnie. Spojrzał na swojego braciszka. Nie, nie mógł go dotknąć.
On nie mógł, ale Alec nic sobie z tego nie robił. Tak długo wyciągał rączki, dopóki Jace nie podszedł na tyle blisko, by dziecko mogło dotknąć paluszkami twarzy Nate'a. A gdy Alec wreszcie jej dosięgnął, uśmiechnął się szeroko w bezzębnym uśmiechu i zagaworzył radośnie.
Nate gwałtownie naciągnął na siebie kołdrę. Znów odwrócił się do nich tyłem i skulił mocno. Zacisnął mocno powieki.
Alec spojrzał, lekko zdezorientowany na Jace'a, potem na Silver, a potem się rozpłakał cicho. Jace zaczał go kołysać.
-Pójdziesz do lekarza zapytać, co i jak? - zwrócił się do żony. -Ja uspokoję malucha.
Silver mało się odzywała od czasu, kiedy dowiedziała się, że jej syn wylądował w szpitalu, ponieważ próbował się zabić. Teraz też nic nie powiedziała. Kiwnęła jedynie głową i wyszła z sali, a na korytarzu w końcu mogła się rozpłakać. Dobrze, że Nick tam był.
Jace tymczasem usiadł na krześle i zaczął kołysać Aleca, póki ten się nie uspokoił. A uspokili się obaj na tyle, ze Jace.. zasnął. Alec tymczasem lekko poruszał główką, by patrzeć na Nate'a.

Na korytarz wbiegła Ai. Zauważyła Nicka i bez słowa się w niego wtuliła.
-Co z Nate'em?
- Źle - spojrzał na Silver, która wolała być teraz sama. - Obudził się, ale zachowuje się... dziwnie.
Ai westchnęła cicho, po czym pogładziła Nicka po ramieniu.
-A ty jak się czujesz?
Taaak, zajebiście jej idzie zapominanie o nim. Rzuciła wszystko, by teraz być przy nim. Oczywiście, przy jego młodszym bracie również, ale Nick.. Nick zawsze był priorytetem.
-Ciociu Erin.. - kobietę również objęła, mocno.
- Dobrze - odpowiedział Nick.
Nie, wcale nie.

Nate'a uderzyła cisza. Dziwne. Przez cały czas tata coś mówił.
Uniósł głowę i rozejrzał się. Spojrzał na Aleca. Wahał się długą chwilę, ale w końcu wstał i podszedł do braciszka. Wziął go na ręce, a potem podszedł do okna i pokazał mu widok na miasto.
Alec ucieszył się i mocno poklepał Nate'a po policzku. Nie patrzył na miasto. Patrzył na braciszka, obdarzając go swoim, lekko wilgotnym, uśmiechem.
Rany Nate'a znów zaczęły domagać się uwagi.
Ale nie zrobił nic. Przecież trzymał w ramionach dziecko.
Dziecko, które ziewnęło lekko i ufnie ułożyło główkę na jego ramieniu.
-Bam - zamruczał sennie Alec, uderzając lekko Nate'a w pierś swoją malutką piąsteczką.
- Ałć... - mruknął i spojrzał na niego. Dzieci.
-Ać  -powtórzył Alec. I zasnął.
Za to Jace się obudził, ale się z tym nie zdradził. Spod przymrużonych powiek obserwował synów.
Nate jeszcze dłuższą chwilę bujał go w swoich ramionach, a potem położył go w nosidełku i przykrył kocykiem. Sam wrócił do łóżka, w którym zasnął.
Jace, upewniwszy się, że obaj śpią, wyszedł na korytarz. Zauważył kątem oka, jak Ai ciągnie Nicka do szpitalnej stołówki i poczuł wdzięczność do tej dziewczyny.
Podszedł do Silver.
-Jak się czujesz, skarbie? - zapytał, kucając naprzeciwko niej.
- A jak myślisz, Jace? Nasze dziecko próbowało się zabić czterdzieści trzy godziny temu - zacisnęła palce na swoich kolanach.
-To nie twoja wina, skarbie - szepnął łagodnie, nakrywając jej dłonie swoimi.
- Na pewno? Skąd wiesz? Może zrobiłam coś lub powiedziałam...
-Ty? - pocałował jej dłoń. -Kochasz te dzieciaki najbardziej na świecie. Nigdy byś ich nie skrzywdziła, Silver, kochanie. To ja zawaliłem, nie zauważyłem, że z Nate'em dzieje się coś złego. Skupiłem się na Alecu, na pracy... Przepraszam, kochanie.
- Widzieliśmy, Jace, tylko uwierzyliśmy w jego kłamstwa - jej głos zadrżał.
Pamiętała, jak mówił, że musi zrobić projekt.
Jace objął ją, przytulił. Gdyby mógł zrobić cokolwiek, by jej ulżyć, zrobiłby to bez wahania.
-Nate jest taki podobny do ciebie - szepnął, tuląc ją mocno. -Też nie chce mówić o problemach. Nie wiem, co robić, Erin - wymamrotał.
Silver przytuliła się do niego mocno. Zacisnęła palce na jego koszuli.
- Ja też nie, ja też...