sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 75. Randki. (Karin x Charlie)



Charlie zajechał samochodem pod dom Karin. Dzisiaj mieli tę całą randkę. Ciekawe jak to im pójdzie. Sam nie bywał na randkach, więc... mogło być ciężko.
Ona również nie bywała na randkach .Ale, biorąc pod uwagę, jak przebiegło ich spotkanie na dachu, czuła, że ta randka nie skończy się pocałunkiem w policzek. Ubrała się więc starannie, zastanawiając się, co jest takiego w Charliem, że nie może oderwać od niego oczu i myśli.
            Drzwi otworzyły mu jednak siostry Karin. Były średniego wzrostu, kobieco zaokrąglone tam, gdzie trzeba.
-O mój Boże!
-Ty jesteś Charlie Hell?!
- Yyyy... niiie... jestem jego bratem bliźniakiem... - odpowiedział ostrożnie, zastanawiając się, czy uwierzą.
-O..
-Szkoda – zrobiły zawiedzone miny. –Ale nie widziałyśmy cię w szkole. Nie chodzisz z Charliem?
- Tak naprawdę nazywam się Charlie Hell i jestem umówiony z Karin - przyznał się szczerze.
-Nigdy nie uwierzę, że boski Charlie umówił się z tą znajdą – blondynka machnęła ręką i cofnęła się. –Kaaaariiin! – zawołała. –Masz gościa!
Karin zbiegła po schodach. Miała na sobie czarną sukienkę do połowy ud, bez ramiączek, która ciasno opinała i uwydatniała jej kształty. Włosy upięła wysoko, aby odsłonić szyję. Na nogach miała pończochy (z podwiązką, a jakże) i buty na wysokiej szpilce. Mim oto, gdy stanęła obok mężczyzny, sięgała mu zaledwie do ramienia.
Charlie uśmiechnął się.
- Pięknie wyglądasz - pocałował ją lekko w policzek, niech siostry będą zazdrosne
-Dziękuję. Ty też jesteś boski. Pa, dziewczyny – pomachała im i wyciągnęła go z domu. Kilka kroków dalej, gdy usłyszała trzask zamka i przekręcanego klucza, odetchnęła. –Nigdy mi tego nie darują.
- To ucieknij do mnie. Mieszkam sam, nudzę się. A rodzeństwo mnie nie odwiedza za często.
-Ale by były plotki – zaśmiała się, ujmując go pod ramię. –A wiesz, chętnie.
- Od półtora roku to plotki mnie nie opuszczają, więc żadna nowość - westchnął sobie.
-Widzisz te nagłówki? „Charlie Hell zamieszkał z kobietą, o której nikt nic nie wie!”. Twój agent pewnie by dostał szału.
- E tam, przejmujesz się - machnął ręką.
Dotarli do samochodu i Charlie otworzył jej drzwi. Jestę dżentelmenę i te sprawy.
- Zapraszam.
Wsiadła, a sukienka podjechała do góry, pokazując paseczki od podwiązek. No cóż, o tym, co zrobiła, powie mu dopiero podczas deseru.
No i ruszyli na podbój miasta.
- Gdzie chciałabyś zjeść?
-Obojętnie. Ty.. możesz jeść normalne jedzenie?
- No tak. Jestem wampirem, nie zwierzęciem. Chociaż...
-Chociaż? – podchwyciła, zerkając na niego.
- No nie wiem, niektóre wampiry polują i zachowują się jak zwierzęta.
Przygryzła lekko wargę.
-W jakim sensie jak zwierzęta? – zapytała cicho.
- Oglądałaś kiedyś Animal Planet? Jakiś program o lwach albo innych drapieżnych zwierzętach?
-Ach, w ten sposób – roześmiała się. –Myślałam, że tak, jak we wszystkich filmach, które o was robią. No, może za wyjątkiem „Zmierzchu”, ale tam był dupa, a nie wampir.
Charlie roześmiał się.
- Nie lubisz Edłorda Kallena? To dobrze, bardzo dobrze.
-No błagam – uniosła dłoń. –Oglądałeś te filmy? Ta scena ich seksu? Myślałam, ze się porzygam!
- Nie byłem na tyle odważny...
-Tyś niewinny – zachichotała radośnie. –A tak na poważnie, to niewiele straciłeś. Mnie zawsze polowanie wampira kojarzy się z uwodzeniem ofiary. Ale to takie tylko wiesz, głupie myślenie – lekko się zarumieniła.
- Uwodzenie ofiary? Niie. Zachodzisz od tyłu lub od przodu i bach. Po sprawie - zaparkował przy jednej z restauracji, a potem pomógł jej wysiąść z auta. - Zapraszam.
-Aaa. Tak to działa – powiedziała, podając mu swoją dłoń. –Jak to jest być wampirem, Charlie? – zagadnęła.
- Niefajnie. Nie rozmawiajmy o tym - poprowadził ją do drzwi wejściowych.
-Jasne. Przepraszam, Charlie. Po prostu.. chcę o tobie wiedzieć. Dużo.
- Wiesz już nieco z gazet i internetu. Nie wszystko to prawda, ale... - uśmiechnął się.
-Ale? Orgia, o której dwa tygodnie temu pisał Pudelek! Serio potrafisz zaspokoić 4 kobiety na raz?
- A to akurat prawda....
Spojrzała na niego z otwartymi ustami.
-I wiesz… pożywiałeś się nimi? – zapytała ciszej. –I jak to robisz, że jesteś wampirem, a masz.. no wiesz? – zarumieniła się ogniście.
- No tak. Pożywiłem się - zgodził się cicho, kiedy zajmowali stolik. - Mam co?
-No.. – zacisnęła uda – Erekcję. Wzwód – wyszeptała.
- A... no to maaaamy to - machnął ręką. - Nie mamy z tym problemów, kochanie. Nie musisz się bać, zaspokoję cię.
Była czerwona aż na szyi.
-Pytałam z czystej ciekawości – mruknęła. Musiała zrobić coś, by znów wejść w rolę kusicielki, a nie wystraszonej panny z zakonu. W końcu jeśli chciała Charli’ego dla siebie, to musiała coś wymyśleć. W końcu on otaczał się aktorkami i piosenkarkami, dla których seks był zabawą. A ją fascynował. Charlie, nie seks. No dobra, obie te rzeczy ją fascynowały, a najbardziej jakby je tak połączyć. Ale nie chciała się nim dzielić.
- A ja tylko odpowiadam - uśmiechnął się, biorąc menu do rąk. Naprawdę starał się nie myśleć o tym, w co ubrana jest Karin. No i co ma pod spodem.
-Dziękuję. Ale nie będziesz mieć kłopotów, wiesz, przez mówienie mi o tym? – również wzięła menu do rąk. Nic z czosnkiem, powtórzyła sobie w myślach.
- Mówienie o czym?
-Nie zdradzasz mi teraz żadnych wampirzych tajemnic? Bo wiesz, to co mówisz, jest seksowne..  – zamruczała i pod stołem lekko potarła noga jego nogę.
- Nie wiem. Koleś, który mnie przemienił, ma mnie gdzieś. I chyba sie cieszę z tego powodu.
-Mhm. Nie chcesz o tym rozmawiać, więc powiedz mi coś innego.
- A może ty powiedz coś o sobie. Co to za dwie tam, które mi drzwi otworzyły?
-Moje przyszywane siostry – lekko się skrzywiła. –Mój ojciec ożenił się z ich matką, a potem zmarł. Czekam, aż będę pełnoletnia, by się od nich wyrwać.
Charlie uniósł brew wyżej.
- Niczym Kopciuszek.
-Tak, tylko Kopciuszek spotkał swojego księcia – westchnęła. Gdy kelner podał im jedzenie, uśmiechnęła się do niego, ale milczała. Dopiero gdy poszedł, znów się odezwała – Lubisz seksowną bieliznę?
- Jestem księciem!
Upsi.
- Oczywiście, że lubię. Co to za pytanie? Kto nie lubi?
-Słyszałam, że są faceci, który wolą wiesz, stonowane białe majteczki, biały stanik, zero seksowności, tylko taka kusząca niewinność – wolała unikać pytań o rodzinę, a który facet nie zmieniłby tematu, gdyby zeszło na bieliznę?
- No ja lubię jedno i drugie. Które masz na sobie?
-Żadne – odparła wprost i lekko oblizała wargi.
Charlie spojrzał na nią uważnie. Poczuł, jak spodnie robią mu się za ciasne. Niefajnie...
- Nie masz NIC pod tą sukienką...?
-Ona ma wbudowany stanik, bo ma odsłonięte plecy. No i że jest obcisła, to nie widac tylko paska od podwiązek. Ale majtki już się odznaczały, nawet te najcieńsze… najdrobniejsze… - celowo ściszała głos.
- To... cudownie - odpowiedział równie cicho, próbując skupić się na jedzeniu, ale jego myśli uciekały.
-Wiesz, troszkę się denerwowałam – wyznała. –Chciałam ci o tym powiedzieć dopiero podczas deseru, no ale tak jakoś wyszło.. – zawinęła makaronik na widelec i pooowli wsunęła go do ust.
- Cieszę się, że masz do mnie takie zaufanie.
-Mówiłam ci już. Jest w tobie cos, czemu nie umiem się oprzeć. Jakbym była zauroczona.
Nie dodała, ze śni jej się po nocach..
- Nic ci nie robiłem takiego! Z góry mówię, żeby potem nie było.
-Charlie – dotknęła ręką jego dłoni. –Wiem. Może po prostu mój instynkt samozachowawczy nawalił i po prostu chcę, żebyś mnie zjadł i nie tylko – powiedziała łagodnie.
- Sama pchasz się w ramiona krwiopijcy. I to nie jest dobry pomysł.
-Nie jest – zgodziła się. –Ale mnie to odpowiada. Czuję, że tak miało być.
- Skoro tak mówisz - podniósł się i pochylił nad nią, by ją pocałować.
Błysnęło kilka fleszy, a Karin spłoszyła się lekko, mimo to odwzajemniła pocałunek. Lekko przeczesała dłonią jego włosy, jakby chciała podkreślić, że należy do niej.
- Mają tutaj dobry sos pomidorowy - zaśmiał się, siadając z powrotem na miejsce.
-Myślałam, że zasmakowało ci co innego – i oblizała wargi, pamiętając jego smak.
No i ta sobie jedli i rozmawiali, flirtowali. Taka randka – randka. Nawet wyszło.
Potem poszli na spacerek. Charlie zarzucił na ramiona Karin swoją marynarkę, a potem złapał ją za rękę.
Otuliła się nią i jej zapachem. Gorzej radziła sobie z zimnem tu i ówdzie, bo wiało. No ale, na własne życzenie. Mocno splotła swoje palce z palcami Charli’ego.
-Dokąd idziemy? 
- Przed siebie! Tam, gdzie prowadzi nas droga. Nie śpieszy ci się, co? Kopciuszku? - uśmiechnął się, spoglądając na nią.
-Nie nazywaj mnie Kopciuszkiem, chyba, ze jesteś kimś więcej niż księciem muzyki – zaśmiała się i przytuliła do jego ramienia. –Nie spieszy. Nie lubię wracać do domu.
- jestem wampirem. Mało ci? - zaśmiał się, obejmując ją i przyciągając do siebie.
-A więc dobrze. Jesteś księciem nocy. Moim księciem – szepnęła, patrząc mu w oczy. –Masz jakieś życzenia dla swego sługi, książę?
- Hm... nie, nie mam. A ty, księżniczko?
-Hmm… mógłbyś mnie zabrać do swojego pałacu? Te buty są seksowne, ale niewygodne – uniosła lekko nogę, by mógł podziwiać ją w pełnej krasie.
- Tak jest, księżniczko.
Wrócili pod restaurację, żeby potem samochodem pojechać do jego willi na wzgórzach Los Angeles.
-Mam pytanie! Skoro wampiry są zimne, wybacz bezpośredniość, to jeśli nosicie na sobie dużo materiału, jak na przykład, koszula i marynarka, czy wasze ciało nie ociepla się?
- Nie. Nosimy je, żeby wyglądać seksownie. I nie świecić nagimi ciałami.
Zaśmiała się.
-Pewnie jakbyś wyszedł nago na ulicę, kobiety dostawałyby zawałów.
- Nie tylko kobiety - zaśmiał się.
Wprowadził ją do domu i tak dalej. Duży dom, bo Charlie ma klaustrofobię.
            Karin rozejrzała się dookoła. Było tu bardzo ładnie, przestronnie, wszystko urządzone z gustem.
-Sam meblowałeś?
- Brat i siostra mi pomagali.
-Jesteś z nimi blisko? – zapytała, ściągając z siebie marynarkę i kładąc ją na oparciu.
- Byłem. Kiedy byłem daleko od domu... no cóż, jakoś tak się posypało - podał jej ramkę ze zdjęciem. - To Kei, a to Savannah.
-Jesteś podobny do siostry – powiedziała z lekkim uśmiechem. –A twój brat to prawdziwy przystojniak. Pewnie macie to w genach, co? Wyglądają na dobrych ludzi – dodała cicho.
- Brat woli chłopców - wytknął jej język. - Są dobrymi ludźmi. Trochę szajbniętymi, ale kocham ich.
-Zazdroszczę ci – powiedziała wprost. Usiadła na kanapie i zdjęła szpilki, po czym cichutko odetchnęła z ulgą. Poczuła się przy nim swobodnie. I wcale się go nie bała.
- Połóż się. Zrobię ci masaż - usiadł na końcu kanapy. - Opowiedz o swoim tacie.
            Położyła się i spojrzała na niego. Ręce założyła za głowę, lekko prężąc całe ciało.
-Był podróżnikiem. Kręcił program o sztuce survivalu. Jeździł w różne, niebezpieczne miejsca. Przywoził mi potem zabawki i rzeczy, związane z odwiedzonym krajem. Oglądałam go w telewizji i marzyłam, że pewnego dnia będę podróżować tak, jak on. Ale zginął pod lawiną. I nigdy więcej nie marzyłam o podróżowaniu.
- O... - Charlie spojrzał na nią. - Musiał być super.
-Był niesamowity – uśmiechnęła się. –Tęsknie za nim. I jak mi naprawdę smutno, to oglądam nagrany na DVD program. Jego program – dodała, a  waciku jej oka pojawiła się łza, którą otarła szybkim ruchem ręki.
Charlie spojrzał na nią uważnie. Przestał ją masować, a po chwili już leżał obok niej.
- Nie płacz - pocałował ją w policzek.
Spojrzała na niego z uśmiechem.
-Przestałam płakać dawno temu – powiedziała. –A ty? – dotknęła jego policzka, po czym pocałowała go lekko.
- Nigdy nie płakałem - objął ją w pasie.
-Mój dzielny książę – szepnęła.
Uśmiechnął się do niej i pocałował ją.
- Nie musisz wracać dzisiaj do domu.
-Miałam nadzieję, że to powiesz – wymamrotała, wtulając twarz w jego szyję. Poczuła się bezpiecznie, jak jeszcze nigdy w swoim życiu.
Charlie wziął ją na ręce i zaprowadził do sypialni. Położył ją na łóżku, a potem położył się obok niej. Chrzanić ubrania.
-Bardzo chciałabym przespać się z tobą – wyznała. –Ale nie dziś. Nie gniewaj się – szepnęła, bo nagle się wystraszyła. Może zbytnio się pospieszyła?
- Nie gniewam się, skarbie - pocałował ją w skroń. - Śpij, dobranoc.
-Zostaniesz ze mną? Całą noc? – upewniła się, wtulając się w niego.
- No tak. To jest mój dom - objął ją i okrył kołderką.
-Dziękuję, Charles. Całkiem dobry z ciebie wampir – ziewnęła i zasnęła w chwilę po tym.
Bowiem po raz pierwszy, od śmierci ojca, wreszcie czuła się przy kimś na tyle dobrze, by móc spokojnie spać.