sobota, 26 stycznia 2013

Rozdział 42. Obcy Smok (Elizabeth x Connor)

Effy nie byłą do końca przekonana co do pomysłu imprezy... Oczywiście Aria stwierdziła, że powinna iść, w końcu nie pracowała długo w obyczajówce. Chwila moment i już została skierowana na wydział zabójstw. Jutro miał być jej pierwszy dzionek w nowym miejscu. Dziś wieczorem wybierała się do klubu, gdzie często przesiadywali policjanci z jej przyszłego wydziału. 
Ba, Elizabeth Finn ubrała SUKIENKĘ, buty na OBCASIE i rozpuściła włosy. O matko kochana, apokalipsa - pomyślałby pewnie jej zacny brat, Shannon. No cóż...
Effy rozejrzała się po terenie i ruszyła powolutku i spokojnie w głąb sali.
-Jaki ładny rudzielec – zawołał jakiś mężczyzna, a kolega zawtórował mu głośnym gwizdem.
Stojący w rogu mężczyzna spojrzał na nich lodowato i obaj niemal natychmiast przestali. Z szacunkiem w oczach zerkali w stronę owej osoby.
            Był to bowiem porucznik wydziału zabójstw, Connor Navarro. Był wysokim (miał 193 cm wzrostu), dobrze zbudowanym mężczyzną, który dzięki latom spędzonym na szybkiej, intensywnej pracy, miał szczupłą, ale umięśnioną sylwetkę. Podkreślał ją swoim stylem ubierania (chociaż robił to nieświadomie). Nawet teraz miał na sobie proste, głęboko granatowe dżinsy, przetarte lekko na kolanach oraz czarny t-shirt, który podkreślał jego zgrabny brzuszek. Znad paska dżinsów, gdy się nachylał lub unosił ręce, wychylał się brzeg ciemnych bokserek.
Miał czarne włosy i ciemne oczy.
            I chociaż była impreza, on się tym nie przejmował. Właśnie skończył trwające ponad 3 tygodnie śledztwo i zdążył wpaść do domu przebrać się i wykąpać. Kto martwiłby się goleniem? No. Golił się z 2..3 dni temu. Chyba.
-Panowie, dajcie spokój – powiedział głębokim, spokojnym głosem, który był miły dla ucha. Ale biada temu, którego zwiedzie łagodny głos.. –Panienka przyszła się bawić.
-Tak jest ,szefie – oznajmili i wrócili do picia piwa.
            Sam Connor tymczasem przyjrzał się rudzielcowi. Była niesamowicie seksowna. Jej włosy wyglądały jak mieszanka kolorów jesiennego lasu z blaskiem ogniska. Cóż. Biedna, trafiła do siedliska wygłodniałych funkcjonariuszy…
Hahaha, wcale nie taka biedna.
Usiadła przy barze i złączyła nogi ze sobą (tak, Aria jej powiedziała, że jak ma się na sobie sukienkę, to nie wolno siedzieć tak, jak Effy zazwyczaj siadała...). Zawołała barmana gestem dłoni.
- Podwójną szkocką.
Connor wsunął się na krzesło obok niej i gestem zamówił piwo. Wystarczyło mu raz zerknąć, by zapamiętać jak najwięcej szczegółów, ale dopiero gdy znalazł się blisko niej, poczuł niesamowite ciepło w dole brzucha. Ogień rozbudzał się w jego żyłach, a smok zaczynał niecierpliwie szarpać.
Boże, za długo żył w celibacie.
~ Jest uroczy - odezwała się Smoczyca, przyglądając się facetowi. 
Effy zwróciła wzrok zielonych tęczówek w stronę facecika. 
Nooo, przystojniacha. Aż jej się gorąco zrobiło. Bardzo.
Podchwycił jej spojrzenie i uśmiechnął się kącikiem ust, wznosząc kufel piwa w geście pozdrowienia.
A Eff uniosła kieliszeczek swojego alkoholu. Napiła się, ale troszkę pociekło jej z kącika ust. Otarła kropelkę palcem, a potem ją z niego zlizała.
Zaschło mu w ustach. Kociak go uwodził?
~Może z nią wyjdziemy? – zaproponował Smok, merdając radośnie ogonem. ~To śledztwo było długie, ciężkie..
Zignorował głos Smoka w swojej głowie i skinął na barmana.
-Dla pani jeszcze raz to samo, na mój rachunek – powiedział.
- Elizabeth - podała mu dłoń z uśmiechem. 
Bo tak to się robiło, tak? Uśmiech, ładne słówka, jakieś komplementy...?
-Connor – uścisnął jej dłoń i wtedy poczuł wybuch ognia w sobie. Coś było nie tak. Nigdy nie reagował tak na obecność żadnej kobiety. Zagrożenie? A może skrajne podniecenie?
A może… jedno i drugie?
-Co taka śliczna dziewczyna robi tu sama? – zagadnął, mając ochotę wsunąć dłoń w te rude włosy i przeczesać je palcami.
Tak. Chciał ją mieć w łóżku.
- Przyszłam świętować awans - oparła brodę o rękę i patrzyła na niego, chociaż strasznie ją onieśmielał.
-W takim razie gratuluję – wzniósł mini toast. –Może uczcimy twój awans tańcem? – zaproponował, lekko zniżając głos i pochylając się w jej stronę.
- Bardzo chętnie - zarumieniła się jeszcze bardziej, niż dotąd. Dopiła szkocka i udała się na parkiet.
            Connor poszedł za nią. Kilku bliższych współpracowników uniosło lekko kciuki, gdy dołączył do rudzielca na parkiecie. Bez zbędnej gadki przytulił się do jej pleców i dopasował swój rytm i ruchy do jej. Zastanawiało go, czemu czuje takie dziwne, przyjemne mrowienie ognia pod skórą. Nie miał tak od kiedy skończył 15 lat i zaliczył pierwszą dziewczynę…
Biedaczek. Sorry, I'm not sorry.
Effy trochę zaskoczyła ta pewność siebie tego kolesia, ale strasznie się jej to spodobało. I, co dziwniejsze, wiedziała, co ma robić. Zakręciła więc biodrami, dopasowując się do niego. Położyła dłonie na jego dłoniach i odchyliła głowę do tyłu.
Podobało mu się, że nie była tak strasznie niska jak większość kobiet, które znał. Trzymając dłonie na brzuchu rudzielca wysyłał jej lekkie impulsy mocy, które podniecały i drażniły. Cóż. Dlaczego nie mieliby się potem ze sobą zabawić, nie?
~Coś mi nie pasuje – mruknął nagle Smok.
Daj spokój, parsknął w myślach Connor. Jedyne, co mu troszkę nie pasowało, to fakt, że zrobił się twardy. Miał nadzieje, że ujdzie to jego podwładnym, a tej lasce niekoniecznie..
Effy to poczuła... no cóż... Było to trochę straszne, bo byłą dziewicą, a chciała iść z tym facetem do łóżka. 
Uniosła rękę i odchyliła ją do tyłu, aby przeczesać jego włosy.
Lekko odwrócił głowę i dotknął ustami wnętrza jej nadgarstka. Przeszył go przyjemny prąd. I dreszczyk emocji. Jej skóra była idealna w smaku.
Zapragnął ją u g r y ź  ć.
Effy zamknęła oczy i zagryzła dolną wargę. O matko boska...
Nagle odwróciła się gwałtownie i pocałowała go równie szybko i mocno. Ale także namiętnie, trzymając dłoń na jego karku i nie pozwalając mu się odsunąć.
            Tym go zaskoczyła, ale szok minął w ułamku sekundy. Poczuł tak skrajne podniecenie, że omal wybuchł. Odwzajemnił pocałunek, przyciskając biodra rudzielca do swojego podbrzusza. Poruszył się lekko, ocierając się o nią i pogłębiając pocałunek. Któryś z policjantów zagwizdał, ale dobrze wiedzieli, że nie wchodzi się szefowi w paradę. Nie tylko dlatego, że był szefem, lecz dlatego, że był dobrym gliną i przyjacielem. Soł.
-Wyjdziemy na chwilę, urwisie? – zamruczał jej do ucha. Szybciej dotrą do jego auta, a stamtąd do mieszkania, nim do toalety w tym tłoku..
- Mhm, chodźmy - westchnęła, sama nie wiedząc, czy to dobry pomysł.
            Wyprowadził ją dosyć szybko. Na zewnątrz oparł ją o ścianę i znów pocałował. Jego podniecenia nie przerwał nawet chłód nocy (i tak był smokiem, pff), ani też szum lejącego z nieba deszczu. Położył dłonie na biodrach rudzielca i lekko podciągnął jej sukienkę wyżej, całując jej szyję.
-Do mnie czy do ciebie? – wyszeptał gorączkowo.
- Do ciebie - pocałowała go w szyję, którą nawet lekko ugryzła.
            Jakoś udało mu się doprowadzić ją do auta, nie biorąc jej po drodze kilka razy. Gdy tylko widział jej pośladki, miał ochotę rżnąć rudzielca aż do utraty tchu..
~To niemo..
Smoku, nie teraz!, warknął i ruszył spod klubu z piskiem opon.
Effy w czasie jazdy pochylała się nad Connorem i całowała go w szyję. Macała go również po udzie.
            No cóż, gdyby Navi wiedział, co robi teraz jego ukochana córeczka..
            Connor ujął dłoń rudzielca i przesunął na swój krok.
-Nie krepuj się – zamruczał, uśmiechając się do niej. Nie wiedział czemu, ale widok jej oczu hipnotyzował go.
- Skup się na jeździe, przystojniaku - uśmiechnęła się i dalej mu przeszkadzała. No tak, mogła spowodować wypadek, no ale... to było od niej silniejsze!
            Connor zaparkował pod swoim apartamentowcem i szybko wysiadł. Okrążył auto i otworzył drzwi ze strony Elizabeth i pomógł jej wyjść.
            Nie mógł utrzymać rąk przy sobie. Chciał jej dotykać. Mocno, intensywnie, poczuć, jak zwija się w rozkoszy. W windzie oparł ja o ścianę i uniósł, wsuwając dłonie pod jej pośladki. Jego usta odnalazły jej kark, który lekko przygryzł. Az jęknął z zadowolenia.
O matko kochana, to było... COŚ. Effy mocno objęła go nogami, a jej dłonie błądziły po jego cudnych plecach.
            Cały świat przestał się liczyć, gdy – wreszcie! – przekroczyli próg jego mieszkania. Zatrzasnął drzwi nogą i skierował się do pierwszego pomieszczenia z brzegu – salonu.
            Oparł Effy twarzą do sciany, a sam odnalazł zamek jej sukienki.
-Ładna, ale nie będzie nam potrzebna – ugryzł ją w bark, dłonią muskając pierś.
Odwróciła się do niego przodem.
- Wolę cię mieć na oku - szepnęła, podciągając jego t-shirt w górę, aż w końcu go zdjęła.
            Poleciał za sukienką, tak samo jak pasek jego spodni i jej stanik. Pochylił nisko głowę i zamknął w ustach jeden z sutków, jednocześnie wsuwając dłoń między jej uda. Delikatnie próbował wybadać, czy rudzielec jest już gotów. Rudzielec jęknął głośno, zaciskając palce na jego włosach z tyłu głowy.
            Z gardła Connora wyrwał się cichy, ochrypły krzyk. Szarpnięciem zerwał z niej majteczki i cisnął je gdzieś w bok, patrząc Effy w oczy. Chciał ją wziąć od tyłu, ale wtedy mogłaby się poczuć urażona i wyjść, a on nie miał zamiaru szybko kończyć.. Zsunął z siebie spodnie i bokserki, które zawisły gdzieś w okolicach jego kostek, po czym uniósł ją tak, jak uniósł w windzie i wbił się w nią szybkim, gwałtownym ruchem.
Effy krzyknęła, wbijając paznokcie w jego ramiona. I to by było na tyle, jeśli chodzi o romantyczny pierwszy raz z facetem, którego by kochała.
-Kurwa – wyrwało mu się z zaciśniętych ust, ale znieruchomiał. Niepewnym, delikatnym gestem pogłaskał ją po włosach, czując, jak jej ciało zaciska się na nim. Gdyby wiedział, że jest dziewicą, może byłby wolniejszy, ostrożniejszy.. Chociaż pragnął jej do granic szaleństwa. –Zaraz przestanie, urwisie – powiedział łagodnie.
Jeszcze nigdy nie skrzywdził zwykłego człowieka.. Poczuł wyrzuty sumienia.
-Przeniesiemy się do łóżka. Zaniosę cię – szepnął.
- Nie trzeba.
Była Smoczycą, to nie robiło na niej już wrażenia. Ot, zabolało i przestało. 
Uśmiechnęła się do niego i pocałowała go namiętnie.
            Jej deklaracja zrobiła na nim wrażenie. Poczuł szacunek do tej dziewczyny. Przyjąć w sobie smoka była ciężko, a ona miała drobną budowę.. Ugryzł ją w obojczyk.
-Mam kontynuować, urwisie?
- Oczywiście - przesunęła nosem po jego policzku i ugryzła go w ucho.
            Znów oparł Effy o ścianę i mocniej rozchylił jej nogi. Zaczął się poruszać powoli, z wyczuciem, chcąc, aby przyzwyczaiła się do jego ciała i rytmu, który jej narzucał. Może później pozwoli jej być do góry, ale na razie to on dominował.. Ugryzł ją w ramię, pozostawiając na nim swój lekki ślad zębów.
Effy odchyliła głowę do tyłu i zamknęła oczy. Zaczęła pojękiwać cicho, sunąc paznokciami po jego ramionach i plecach.
-Dobrze ci, mój piękny rudzielcu? – wychrypiał, ssąc płatek jej ucha. Fakt, że dodał „mój” dotarł do niego dopiero po chwili..
- Bardzo - zamruczała i pocałowała go znowu. Czuła w sobie gorąco i duże podniecenie, które z każdą chwilą wzrastało. - Szybciej...
            Spełnił jej rozkaz. Zaczął poruszać się ostro, momentami wręcz brutalnie, ale wydawało się, że nie wyrządza jej krzywdy. Była wąska, ale dawała radę przyjąć go całego, więc wchodził naprawdę głęboko, czując, jak z każdym pchnięciem zatraca się w tajemniczej Effy coraz bardziej i bardziej..
Elizabeth zaczęła jęczeć głośniej. Nie chciała tego, ale to samo się działo. Było jej po prostu wspaniale z tym facetem. Może nawet by się z nim umówiła... O ile oczywiście by chciał.
            Jeżeli każde z ich spotkań miałoby się tak kończyć, to jest chętny, jak najbardziej..
Brał ją ostro, ale pieszczota jego dłoni na jej piersi była delikatna i czuła. Chciał dojść w niej. Uczynić ją swoją, naznaczyć, mocno, by każdy widział.
Effy poczuła deszcze, przechodzące przez jej ciało. To było zajebiste uczucie.  Chciała więcej, chciała skończyć wraz z nim.
            Och, Connor miał daleko do końca. Oderwał się od ściany i ostrożnie ułożył Effy na łóżku. Opadł na nią, powoli wsuwając się do jej wilgotnego, rozpalonego wnętrza. Zaczął się teraz poruszać pod innym kątem, delikatniej, ale intensywniej. Jego usta błądziły po jej szyi, karku i ramionach. Wszędzie zostawiał ślady swoich zębów. Nie wiedział czemu, ale chciał, by mu uległa jeszcze bardziej. Oddała mu się cała..
No przecież się oddała. Cała. Jeszcze mu było mało.
Całowała go w szyję i szczękę, usta i policzki.
            Pogłębiał swoje ruchy, intensyfikując zdobywanie jej. Pocałował Effy prosto w usta i cicho wymówił jej imię. Oj, nie był święty, ale tu, teraz, z nią.. to były najlepsze chwile w jego życiu.
~Nasza – szepnął mu twardo w umyśle Smok i Connor zgodził się z nim.
Należała do nich. Cała. I mogła nawet jeszcze o tym nie wiedzieć, prff.
            Connor odgarnął jej włosy z ramienia, a potem zanurzył w nich twarz.
-Sa cudowne – wymamrotał, oddychając szybko.
- Dziękuję - jęknęła, odchylając głowę do tyłu.
            Wykorzystał ten ruch, by lekko zębami złapać jej gardło. Smok podsunął mu wizję tego, jak zazwyczaj w ten sposób podporządkowuje sobie partnerkę. Nie, żeby ją skrzywdzić, gdyż nacisk zębów był delikatny, wręcz pieszczotliwy, ale oznaczał dominację. Connor poczuł się jeszcze twardszy, o ile było to możliwe.
Effy jęknęła cicho, głaszcząc Connora po karku. Czuła, że zbliża się do końca.
            On również to czuł. Skurcze, które pojawiały się coraz częściej i były coraz bardziej intensywne. Pieprzyć zabezpieczenia, ona i tak była jego. Puścił jej gardło i odnalazł usta Effy, które, ku jej zaskoczeniu, pocałował delikatnie i pieszczotliwie.
-Mogę skończyć w środku? – wyszeptał. Wolał się upewnić.
- Tak...
Nie wiedziała, czy dzisiaj ma dzień owulacji. Nigdy jej to jakoś nie interesowało. A teraz to pf, nie przejmowała się, nie w tym momencie. 
I tak nie miała czasu na zastanowienie się, ponieważ po krótkiej chwili doszła z głośnym krzykiem.
            Connor pchnął jeszcze raz, wbijając się mocno i głęboko, po czym opadł na Effy i doszedł, pojękując cicho pod nosem. Wypełniał ją swoim nasieniem, lekko jeszcze poruszając biodrami. Oddychał szybko i ciężko, wyczerpany, ale mega szczęśliwy.
I ona była szczęśliwa. Przytuliła się do niego, oddychając szybko. Uśmiechnęła się dopiero po chwili, cmoknęła go w skroń i głaskała w miejscu między łopatkami. No.
            Poczuł się dziwnie. Jeszcze nigdy nie zaufał żadnej kobiecie na tyle, by być z nią tak blisko, by widziała go w chwili tak ogromnej słabości. By kochać się z nią bez zabezpieczenia (widocznie Effy musiała brać pigułki, pomyślał). Jego urwis był niesamowity.
            Oparł się na łokciach, aby jej nie przygniatać. Delikatnie musnął wargami jej skronie i nos, dopiero potem usta.
-Jesteś cudowna – szepnął ciepło.
~Connor, mogę już wyjść? – mruknął Smok. ~Może ty masz jeszcze siłę, ale ja musze się zdrzemnąć.
Spoko, idź do swojego pokoju, mruknął sennie Connor i pocałował rowek między piersiami Effy, uśmiechając się.

A kiedy Smok wyszedł, Effy spojrzała na niego totalnie bardzo mocno zaskoczona. 
- SMOK?! - aż zrzuciła z siebie Connora, nakrywając się kołdrą (no teraz to poczuła się zawstydzona).
~ Jaaaki przystojniak! - ucieszyła się Smoczyca. - Ja też chcę wyjść!
~Co? – zdziwił się Smok, równie dobrze jak Connor, który, nie skrępowany nagością, stanął obok. –Ty.go.widzisz?! To niemożliwe, musiałabyś być w ciąży, a na to za wcześnie!
- Jesteś z klanu Finn? Ale jak to możliwe? Przecież.. nie, to nie może być... ale w takim razie... o matko - Effy myślała szybciej niż kiedykolwiek. JAK to, do cholery, było możliwe?! Smokami byłą tylko jej rodzina Finn. - Kim ty jesteś?! - podniosła się do pozycji siedzącej i spojrzała na Connora nieco przestraszonym wzrokiem.
            Z m a r t w i ł a  go jej przerażona mina.
-Nie, nie należę do Finn… a skąd ty wiesz o Finn? – zapytał podejrzliwie.
- O matko - ukryła twarz w dłoniach. - Nazywam się Elizabeth Finn. Skąd ty w ogóle jesteś? Jak to możliwe, że jesteś smokiem?
-Finn – powtórzył pod nosem. –CI FINN? Jezu – złapał za ręcznik, porzucony rano na krześle i owinął się nim dookoła bioder. –Jeśli jesteś Smoczycą Finn, musisz być księżniczką – wycedził. –Błagam, powiedz mi, że ojciec cię wydziedziczył i że się nienawidzicie – mruknął.
- Eee... jestem córką brata dranira - uniosła dumnie głowę. Wstała z łóżka i zachwiała się. Noo, to teraz powodzenia. Usiadła z powrotem. - Nadal nie wiem, kim jesteś ty.
-Wujek cię nienawidzi? – zapytał z nadzieją, ale po chwili westchnął. Boże. Przesunął dłonią po twarzy, dobierając słowa. –Właśnie przeleciałem księżniczkę Finn. Ba, odebrałem jej niewinność. Jezu.. Dobra, pewnie opowiadali wam w dzieciństwie legendę o piątym klanie, który należał do Finn? W pewnym momencie, jeszcze przed narodzeniem Chrystusa, oddzieliliśmy się. Różnica światopoglądowa. Klan Navarro. Klan, gdzie każdy jest smokiem. U was jest tylko rodzina królewska, gdyż prapra(..)dziadek uprowadził moją praprapra(…)babkę i uczynił swoją żoną – urwał na chwilę.
- O, fajnie.
Jeszcze jeden klan, ta? Nic o nich nie słyszała. Nigdy. Ani tata, ani mama, ani wujkowie, ani ciocie nic nie wspominały na ten temat. Świetnie. 
- Nic o was nie słyszałam. Znane mi się tylko cztery klany: Finn, Munro, Akardo i Sakai. To wszystko. Dlaczego się rozdzieliliście? Co się stało?
Serio? Miał jej opowiadać historię klanów, ubrany w ręcznik, podczas gdy ona, naga, siedziała w jego łóżku?
-Ubierzmy się – mruknął. –Dam ci jakiś dres i zrobię herbaty. Pogadamy – zaproponował.
Z szafki wyjął czysty t-shirt i spodenki, które jej podał.
-Jeśli chciałabyś się umyć, prysznic jest tam – pokazał palcem łazienkę. Cóż, gdyby nie wypuścił smoka, teraz oboje byliby pod tym prysznicem..
- No nie wiem, czy zostanę... Nie mam pewności, że nic mi nie zrobisz - wzięła jego rzeczy i otulona kołdrą powędrowała do łazienki.
Ha, nigdzie się nie wybierała. Effy stawiała czoło wyzwaniom.
            Na samą myśl, ze ktoś – nie tylko on – mógłby ją skrzywdzić, poczuł gniew.
-Ze mną jesteś bezpieczna – warknął.
            Sam śmignął do łazienki na wyższym poziomie swojego apartamentu, po czym wrócił do sypialni. Na widok rozkopanego łóżka znów poczuł przyjemny dreszcz. Pieprzyć to, że Effy była księżniczką.. Dla niego była rudowłosym urwisem, z którym chciał sypiać.
-Kawy czy herbaty? – zawołał, przekrzykując szum wody.
- Herbaty - powiedziała, stając w progu w jego ciuszkach. No, spodnie musiała trzymać, bo by spadły jej gładko z tyłka. I czuła się jak wieszak na jego koszulkę no ale...
            Za to on znów poczuł podniecenie. Odwrócił wzrok.
-Pewnie podniecałabyś mnie nawet w worku na ziemniaki – mruknął. –Tędy.
Pokazał jej drogę do kuchni, pełnej pustych pudełek po pizze i chińszczyźnie na wynos. No cóż, wolał tak jadać (o ile miał czas jeść), niż potem Myślec o zmywaniu…  Na stole stały dwa kubki herbaty i paczka ciasteczek, które wyglądały na troszkę stare.
Usiadła na krześle, cały czas na niego patrząc.
- Opowiadaj.
Smoczyca tymczasem zasiadła sobie w kuchni za postacią Effy.
            Smok podszedł do niej. Był większy i miał dłuższy ogon, najeżony kolcami. Z ciekawością oglądał Smoczycę.
~Piękna – zachwycił się.
Connor powstrzymał się od palnięcia go w pysk i zerknął na Effy. Była tak piękna, że szkoda mu było czasu na rozmowę. Chciał się z nią pieprzyć..
-U zarania dziejów nasze klany skłócił stosunek do ludzi – mruknął. –4 duże klany uznały, że będą kontrolować życie zwykłych ludzi i chronić je przed Stworzeniami Nocy. Navarro mówiło to samo, ale bez bycia u władzy. Zbyt duża władza w rękach Obdarzonych? Mogłoby dojść do selekcji, et cetra – machnął lekko ręką. –Sytuacja zmieniła się w średniowieczu, podczas inkwizycji – wyjaśnił. –Wtedy wasze klany usunęły się w cień. A nasz już wtedy figurował jako „legenda”. Mimo tego, że żyliśmy i mieliśmy się dobrze..
- Nic o was nie słyszałam. Założę się, że moi kuzyni również... dlaczego się nie przypomnieliście? - dopytywała się Effy, obejmując palcami kubek herbaci.
Smoczyca spojrzała na Smoka i uśmiechnęła się, pokazując kiełki. A gdyby sobie tak z nim polatać na przykład... albo parę innych rzeczy.
Wzruszył ramionami.
-Gdy spróbowaliśmy, jeden z twoich przodków porwał siostrę mojego przodka – wyjaśnił cierpliwie. –Stąd w waszej królewskiej linii Smoki. Jako, że ona była Smoczycą, macie jedną w pokoleniu, reszta to mężczyźni. Po tamtym Rada Starszych uznała, że nie będziemy wkraczać na wasz teren. Żyliśmy w.. – urwał. –Nie podam ci lokalizacji – dodał twardo.
Smok usiadł i podał Smoczycy jedną z piłeczek, które kupował mu Connor.
Smoczyca chętnie przystała na zabawę. Pochyliła się nad piłeczką i pchnęła ją nosem.
- Och... to smutne... - spuściła wzrok. Nie wyobrażała sobie teraz wujka Rayne'a jak kogoś porywa. Albo Ian. No to nie ci ludzi, bez przesady, tak? To pewnie byli przodkowie z tą częścią krwi, którą teraz ma wujcio Noah i kuzynek Stephen.
-Nie mogę ci teraz pozwolić odejść – powiedział cicho. –Jesteś zagrożeniem, dla nas wszystkich. Całego Mo.. naszego klanu. Pogarsza to fakt, że jeśli zaginiesz, będą cię szukać bez ustanku – potarł dłonią kark i pociągnął łyk herbaty. –I to, że wciąż marze o rżnięciu cię. Nie rozumiem tego.
- Ładnie się wyrażasz o kobiecie - prychnęła. Wkurzyło ją to i miała ochotę mu przyje... sieknąć mu w ten przystojny ryj.
-A jak inaczej nazwiesz to, co robiliśmy? – mruknął. –Byłem wobec ciebie gwałtowny i ostry. Ale nie rozumiem, czemu. Nigdy mi się to nie zdarzyło. Zawsze byłem czułym kochankiem. A coś w tobie sprawia, że chcę być z tobą cały czas w łóżku. A gdy powiedziałaś o tym, że mógłbym cię skrzywdzić – zacisnął pięść. –Byłem zły.
O DŻIZYS FAKIN KRAJS.
- Sztorm - szepnęła, lekko przerażona. Ona odczuwała to samo. O kur... O ŻESZ TY KUR... 
Świetnie. Tata na pewno ją teraz zabije. Albo mu nie powie. O, to jest dobre rozwiązanie.
-Co? Sztorm? – spojrzał na nią ze zdziwieniem. Owszem, lało, ale nie aż tak.
- O matko, nie mów mi, że nie wiesz, co to Sztorm... - spojrzała an niego przerażona. Nie mogła mu tego opowiedzieć! Jej tata bał się z nią o tym porozmawiać (no dobra, krępował się), więc mama z nią o TYCH sprawach porozmawiała.
-No to taka burza, tylko że na morzu – mruknął. –Ale nie rozumiem, w jakim kontekście o tym mówisz. Co to ma wspólnego z naszym seksem?
- Kochanie, Sztorm to takie ciekawe zjawisko, dotyczące Smoków - uśmiechnął się do współczująco. - Każdy Smok doświadcza Sztormu. Teraz będziesz zazdrosny o każdego, kto będzie ze mną rozmawiał, ba, patrzył, będziesz chciał zjeść każdego, kto będzie do mnie zarywał i będziesz chciał być już tylko ze mną. Nie pozwolisz, żeby stała mi się krzywda. Będziesz obok zawsze i już na zawsze.
Uniósł brew.
-I tylko ja to czuję?
- Ja też to czuję - wymamrotała, odwracając wzrok. 
Smoczyca tymczasem otarła pyszczek o podpyszczek Smoka.
-Aha. Smoki jak widać też – oparł się plecami o lodówkę. Nagle go olśniło. –Jeżeli bym umarł, umiałabyś żyć dalej..?
- Nie pytaj mnie o takie rzeczy w dniu, w którym się poznaliśmy i uprawialiśmy seks! W dodatku ja pierwszy raz w swoim życiu! - krzyknęła ze złością, rumieniąc się w kolor swoich włosów. Znów odwróciła wzrok. - Czuję do ciebie coś... nie wiem jak to nazwać... przyciąganie... z tobą nie miało to znaczenia, że TO zrobiliśmy bez niczego tak w sumie... no i bez zabezpieczenia...
-Jeśli jesteś w ciąży.. – chciał się poczuć zły, ale poczuł tylko nadzieję. –Nie, nie chodziło mi o twoje czy moje uczucia, urwisie. Teraz, skoro o tym mówiłaś, będę cię miał na oku, jeśli możesz być w ciąży – ah, przyjemny dreszczyk. –Ale pytałem w związku z moim bratem. Po 21 urodzinach spotkał swoją żonę. Uratował ją przed wampirami, a miesiąc później byli już małżeństwem. Był w niej strasznie zakochany, ale gdy zginęła – uderzył ręką w rękę – Puf. Jakby coś w nim umarło. Myślisz, że to też Sztorm?
- To był Sztorm. Pojawił się, kiedy zagrażało jej coś złego - uśmiechnęła się do niego lekko.
-Cudownie. Po prostu cudownie. Tobie nie może nawet ten rudy włos spaść z głowy – mruknął. –Jeśli to, co mówisz jest prawdą i przestanę żyć i czuć gdy coś ci się stanie, to.. – urwał i zaczerpnął powietrza. –Jezu, znam cię kilka godzin, a nie chcę cie wypuszczać z łóżka nie tylko dla seksu, ale też po to, by nic ci nie groziło.
- Nie puścisz mnie do domu? - uniosła brwi.
-Nie wiem – odpowiedział szczerze. –Nie mogę cię porwać, bo twój ojciec i, nie daj Boże, wuj, zmiażdżą Navarro, żeby cię odnaleźć. A jeśli pozwolę ci wrócić  do domu, będę martwił się, czy jesteś bezpieczna.
~I tęsknił za przytulaniem się – dopowiedział Smok.
Effy uśmiechnęła się na słowa Smoka. 
- Jest druga w nocy... - zaczęła wstając z krzesła i podchodząc do niego. Byłoby całkiem seksownie i pociągająco, gdyby nie trzymała cały czas spodni.
-Wychodzę do pracy po 7. Mogę odwieźć cię wtedy do domu. Zostawisz mi swój numer telefonu. Gdyby okazało się, że jesteś w ciąży.. – mimowolnie, wręcz odruchowo położył dłoń na jej brzuchu i uśmiechnął się.
- Nawet jeśli nie, to co nam szkodzi się spotykać...?
O nie, nie mogła być w ciąży. Nie i koniec.
-Nic. Tak, chcę się z tobą spotykać – odparł szczerze. –I nie ukrywam, że owszem, fascynujesz mnie, ale ogromnie cię pragnę. Powiedz mi.. czy osoby, połączone tym.. no, Sztormem, pobierają się?
- Mój tata ma Sztorm z mamą. Wujek miał z ciocią. Mój brat ma chyba z moją przyjaciółką. Zobaczymy co będzie z nami....
-Mhm.. – przyciągnął ją do siebie i przytulił, jakby to była najbardziej normalna rzecz na świecie. Bez butów na obcasie już nie była taka duża, ale pasowała idealnie do jego ramion. –Zostajesz? 
- Zostaję - pocałowała go w mostek. Przytuliła się do niego i... było cudnie.
Boże, przy nim czuła się k o b i e t ą. I to było wspaniałe.
            Wziął ją na ręce (spodenki, które podtrzymywała, zsunęły się, ale nie dbał o to, zostawił je na podłodze). Skierował się do sypialni. Nie pytał o nic, w końcu będą się spotykać, poznawać.. Potem jej powie tę ważną rzecz… Kładąc ją do łóżka zerknął na zdjęcie dziecka na szafce nocnej. Taa…
- Kto to? - zapytała, idąc wzrokiem za jego spojrzeniem. Oparła brodę o jego klatkę piersiową.
            Była pierwszą kobietą, która zrobiła to tak naturalnie. Odruchowo pogłaskał ją po włosach i nawet nie musiał się wiercić. Było mu idealnie wygodnie, czując jej ciepłe ciało obok siebie. Smoki zostały w salonie, spiąc przytulone do siebie.
-Mój bratanek, Jeremy – wyjaśnił. –Nie mam jeszcze własnych dzieci.
- O, ładny chłopiec - uśmiechnęła się, przytulając do Connora. - Ile ma?
-Niecałe 3 latka. Śpij, Effy. Muszę wstać jutro do pracy – wymamrotał, zafascynowany miękkimi włosami, które dotykały jego skóry.
- Oj dobra, dobra - ułożyła się wygodnie i zamknęła oczy. No, fajnie było. Chyba naprawdę podziękuję Arii, że ją do tego namówiła. - Dobranoc, Connor.
-Dobranoc, Effy.
            Zasypiając, zastanawiał się, gdzie mogła pracować. Może jako przedszkolanka? Albo sprzedawczyni w ekskluzywnym butiku! A może była lekarką? Albo prawniczką? Uspokajająco głaskał jej włosy, wsłuchując się w oddech Effy.
Aż w końcu sam zasnął.

_________________________
Po pierwsze, wszystkiego najlepszego dla Ace, która ma jutro urodziny! :*
Po drugie, zapraszamy na http://white-moon-story.blogspot.com/ - może komuś się spodoba ;)
Po trzecie, co do skakania po parach: robimy to między innymi dlatego, że wiele rzeczy dzieje się równoczesnie, podczas gdy między zdarzeniami z życia konkretnej pary mija kilka tygodni :) Proszę, nie gniewajcie się ^^