parę miesięcy wcześniej…
Stephen obudził się rano w wyśmienitym humorze. Ach, gdy
sobie pomyśli, że on i Maddy znów się spotkają… gdzieś w ciemnym korytarzu.
Była słodka i niewinna. Podobała mu się nie tylko z wyglądu. Och, tak,
obserwował ją i podsłuchiwał jaka była w stosunku do innych. Maddy była w
porządku. Była dobra i w ogóle. Jak nie te, z którymi dotąd się spotykał. Może
to właśnie dlatego był nią mocno zainteresowany.
Kiedy się umył i ubrał zszedł na dół. Po drodze spotkał
ojca.
- Cześć, tato. Wiesz może gdzie tu u nas jest kuchnia?
Tak, tak, mieszkał tutaj dwadzieścia ponad lat, ale nigdy w
życiu nie widziano go w kuchni ani w piwnicy.
Noah uniósł jedną brew.
- Jak chce ci się jeść to śniadanie jest w jadalni - odparł. No cóż, wstyd przyznać, ale on też nie bardzo wiedział, gdzie jest tu kuchnia (nawet jeśli zamek należał do niego!).
- Jak chce ci się jeść to śniadanie jest w jadalni - odparł. No cóż, wstyd przyznać, ale on też nie bardzo wiedział, gdzie jest tu kuchnia (nawet jeśli zamek należał do niego!).
- Nie, szukam kogoś i wiesz...
Może jest w kuchni. To wskażesz mi drogę?
- Mama jest w ogrodzie.
No bo kogo innego Stephen mógłby szukać w ich domu? Nie byli dużą rodziną..
No bo kogo innego Stephen mógłby szukać w ich domu? Nie byli dużą rodziną..
- Nie szukam mamy nooo. Dobra,
chyba mi nie pomożesz - tak więc polazł do ogrodu. Annie roześmiała się
radośnie, słysząc pytanie syna. Ale grzecznie zaprowadziła go do kuchni. - Ale
tu ładnie mamy - stwierdził, rozglądając się.
- Ano, ładnie - Annie nadal się śmiała, a potem wróciła do ogrodu.
- Cześć, dziewczyny - zaczął panicz, spoglądając na kucharkę i służące.
- Ano, ładnie - Annie nadal się śmiała, a potem wróciła do ogrodu.
- Cześć, dziewczyny - zaczął panicz, spoglądając na kucharkę i służące.
A te ustawiły się w karnym szeregu
i czekały, jakby na rozstrzelanie, z głowami opuszczonymi w geście szacunku.
- Dzień dobry, paniczu - powiedziały chórem.
- Dzień dobry, paniczu - powiedziały chórem.
- Wiecie może, gdzie jest Maddy?
Potrzebuję jej - a co będzie owijać w jedwab.
Kucharka spojrzała na pokojówki,
które jakby się skuliły.
- Maddy nie ma, milordzie - powiedziała. Jej oczy były lekko zaczerwienione.
- Maddy nie ma, milordzie - powiedziała. Jej oczy były lekko zaczerwienione.
- Jak to "nie ma"? To
gdzie jest? Wyszła do sklepu?
- N-nie, paniczu - zająknęła się
kobieta, miętosząc w dłoniach fartuszek. - Zni...zniknęła.
- Zniknęła? Co to ma znaczyć? Ktoś
ją...
~ŻE JEJ NIE MA IDIOTO! - ryknął
Smok.
- Nie, panie - Zanna, jedna z pokojówek, odważyła się na niego spojrzeć. -Zostawiła list, że odchodzi szukać szczęścia gdzieś dalej .Że jej ee.... - zamyśliła się, jakby szukała słów w głowie -Że jej aspiracje są większe niż sprzątanie po kimś.
- Nie, panie - Zanna, jedna z pokojówek, odważyła się na niego spojrzeć. -Zostawiła list, że odchodzi szukać szczęścia gdzieś dalej .Że jej ee.... - zamyśliła się, jakby szukała słów w głowie -Że jej aspiracje są większe niż sprzątanie po kimś.
Stephen uniósł brwi.
- Mhm... Pisała, gdzie pojechała?
- Mhm... Pisała, gdzie pojechała?
- Nie, milordzie - odparła Zanna.
Kucharka otarła łzę z oka.
- Moja córeczka odeszła, paniczu - wymamrotała.
- Moja córeczka odeszła, paniczu - wymamrotała.
- Dziękuję - mruknął jedynie,
wychodząc z kuchni. Zacisnął pięści, wokół których pojawił się ogień. Okej,
odeszła przez niego. To było więcej jak pewne. I właśnie dlatego miał ochotę
coś rozwalić. Najlepiej sobie twarz.
Ale znalazł się w pokoju, w którym zaczął rzucać czym popadnie. Statkiem pirackim, książkami, lampką nocną, rzucił krzesłem o ścianę... Wpadł w furię. I trochę mu ulżyło, kiedy pięścią z całej siły przywalił w ścianę, którą lekko zniszczył. Odetchnął, czując ból w kościach.
Ale znalazł się w pokoju, w którym zaczął rzucać czym popadnie. Statkiem pirackim, książkami, lampką nocną, rzucił krzesłem o ścianę... Wpadł w furię. I trochę mu ulżyło, kiedy pięścią z całej siły przywalił w ścianę, którą lekko zniszczył. Odetchnął, czując ból w kościach.
Noah wpadł do jego pokoju bez
pukania.
- Stephen, na litość boską, co ty wyprawiasz?!
- Stephen, na litość boską, co ty wyprawiasz?!
- Nic - warknął, a potem usiadł
pod ścianą.
- Synu, źle się czujesz? - Noah,
który bardzo kochał swojego jedynaka, podszedł do niego i kucnął na przeciwko.
- Coś się stało, Stephen?
- Ona odeszła przeze mnie. Nie
wiem, co mam robić... Szukać jej, czy zostawić w spokoju...
- Kto odszedł?
- Maddy... - odwrócił wzrok. Nie
wiedział jak zareaguje jego ojciec na wieść, że jego syn lubi pokojówkę...
- Maddy... mówisz o tej uroczej,
młodej pokojówce? - Noah uniósł brwi. No ładne rzeczy, pod jego dachem... No
ale o co może mieć pretensje, nie wiedział nawet, gdzie jest kuchnia, a co
dopiero wiedzieć o tym, że jego syn spotka się z jedną ze służących? -
Skrzywdziłeś ją, Stephen?
- Nie wiem, bardzo możliwe...
Wiem, mama mi mówiła, że... a nieważne. Co mam robić, tato?
- Jeżeli nie kochasz jej - zaczął
Noah - to.. cóż, odpuść. Ale jeżeli coś czujesz, nawet, jeśli ona tego nie
odwzajemnia, to przynajmniej zasługujesz na jakieś wyjaśnienie, prawda? Moim
zdaniem powinieneś ją odnaleźć i wiedzieć, DLACZEGO od ciebie odeszła...
- Wiem, kto może coś wiedzieć.
Dzięki, tato - wstał i podszedł do szafy. Spakował do plecaka kilka rzeczy. A
potem wyszedł i skierował się do ogrodu, skąd zamierzał zamienić się w smoka i
pofrunąć do tego cepa, przyszłego dranira, tfu tfu.
Ale zatrzymał się, kiedy usłyszał rozmowę pokojówek. Może coś wiedzą.
Ale zatrzymał się, kiedy usłyszał rozmowę pokojówek. Może coś wiedzą.
Zanna zadowolona zaciągnęła się
papierosem.
- Uwierzysz? - uśmiechnęła się szeroko. - Ponad 3 miesiące temu przyłapałam ich w jednej z sypialni na górze. Pieprzyli się jak króliczki. A ona przyszła do mnie dwa dni temu, zapłakana.
- Rzucił ją? - zapytała z nadzieją starsza od Zanny pokojówka, imieniem Agatha.
- Lepiej - zachichotała. - Zaciążyła. Czaisz to? Zaciążyła z paniczem.
- Och! I co jej doradziłaś?
- Powiedziałam jej, że jeśli milord lub panicz się o tym dowiedzą, to każą jej wyskrobać dziecka, a potem ją wyrzucą na bruk. Myślałam, że ta idiotka po cichu sama wyskrobie bachora, ale ona zamiast tego spakowała się i oznajmiła, że wychowa je daleko stąd. I nikt nigdy nie dowie się, że panicz Stephen zrobił dzieciaka zwykłej pokojówce.
- Uwierzysz? - uśmiechnęła się szeroko. - Ponad 3 miesiące temu przyłapałam ich w jednej z sypialni na górze. Pieprzyli się jak króliczki. A ona przyszła do mnie dwa dni temu, zapłakana.
- Rzucił ją? - zapytała z nadzieją starsza od Zanny pokojówka, imieniem Agatha.
- Lepiej - zachichotała. - Zaciążyła. Czaisz to? Zaciążyła z paniczem.
- Och! I co jej doradziłaś?
- Powiedziałam jej, że jeśli milord lub panicz się o tym dowiedzą, to każą jej wyskrobać dziecka, a potem ją wyrzucą na bruk. Myślałam, że ta idiotka po cichu sama wyskrobie bachora, ale ona zamiast tego spakowała się i oznajmiła, że wychowa je daleko stąd. I nikt nigdy nie dowie się, że panicz Stephen zrobił dzieciaka zwykłej pokojówce.
- A myślałem, że wszystkie
jesteście miłe i w porządku - powiedział Stephen, wychodząc z cienia. - Jesteś
zwolniona. I to w trybie natychmiastowym.
A potem minął je i skierował się do ogrodu. Ledwo to powiedział, bo w jego głowie cały czas kotłowało się słowo "dziecko". Maddy ma w brzuszku jego dziecko. A uciekła nie przez niego, tylko przez tę szmatę.
Na jego usta wypełzł uśmiech. Było to trochę przerażające, ale... Jasne, mógł mieć z nią dziecko. Bardzo chętnie. Ale najpierw musiał ją znaleźć i porozmawiać. Wyjaśnić, że to co powiedziała jej Zanna, jest kłamstwem. Musiała mu uwierzyć. Nie było innego wyjścia.
Zmienił się w smoka, wziął w pysk plecak i wzbił się w powietrze. Był dobry z geografii, dlatego dokładnie wiedział, gdzie są Stany Zjednoczone i gdzie jest Los Angeles, gdzie zatrzymał się ich cudowny przyszły król.
A potem minął je i skierował się do ogrodu. Ledwo to powiedział, bo w jego głowie cały czas kotłowało się słowo "dziecko". Maddy ma w brzuszku jego dziecko. A uciekła nie przez niego, tylko przez tę szmatę.
Na jego usta wypełzł uśmiech. Było to trochę przerażające, ale... Jasne, mógł mieć z nią dziecko. Bardzo chętnie. Ale najpierw musiał ją znaleźć i porozmawiać. Wyjaśnić, że to co powiedziała jej Zanna, jest kłamstwem. Musiała mu uwierzyć. Nie było innego wyjścia.
Zmienił się w smoka, wziął w pysk plecak i wzbił się w powietrze. Był dobry z geografii, dlatego dokładnie wiedział, gdzie są Stany Zjednoczone i gdzie jest Los Angeles, gdzie zatrzymał się ich cudowny przyszły król.
Ian w samych szortach leżał nad
basenem w ogródku Jace'a i Silver. Jak to Smok, wygrzewał się w ciepłym słonku,
a na nosie miał przeciwsłoneczne okulary. Awww. było mu mega przyjemnie. Oczywiście, było to
silniejsze od niego, ale co chwila zerkał na Arię w bikini. Od czasu wypadku
miał ją prawie cały czas na oku.
Przyjemny widok, jakby nie było.
Przyjemny widok, jakby nie było.
- Chodź do wody, Smoku, bo się
spalisz - zaśmiała się Aria i chlapnęła go wodą.
- Nie przepadam za pływaniem
-mruknął. Ale skoro księżniczka go woła... Wstał z leżaka i zdjął
okulary, po czym elegancko zanurkował nieopodal niej. Aw. Nieprzyjemne uczucie,
gdy jego rozpalona skóra zetknęła się z zimną wodą.
Podpłynęła do niego.
- I co? Nie jest tak źle, prawda? Kiedyś musimy iść na plażę. Ale nie sami. Ze wszystkimi! I będzie super! Fale, woda, zimne napoje, drożdżówki... - rozmarzyła się.
Aria naprawdę chciała, żeby Ian w końcu wyszedł z tej depresji... Ale co ona mogła.
- I co? Nie jest tak źle, prawda? Kiedyś musimy iść na plażę. Ale nie sami. Ze wszystkimi! I będzie super! Fale, woda, zimne napoje, drożdżówki... - rozmarzyła się.
Aria naprawdę chciała, żeby Ian w końcu wyszedł z tej depresji... Ale co ona mogła.
-Jest mokro, księżniczko -
westchnął. - Ale jeśli chcesz, możemy się wybrać na plażę...
- Wiesz, woda charakteryzuje się
tym, że jest mokra...
- Oj no wiem, ale jest też zimna.
Smoki nie są stworzone do pływania, tylko do lotu - westchnął. - Kiedyś zabiorę
cię wieczorem na lot nad miastem - powiedział nagle.
- Dzisiaj! - pisnęła
podekscytowana, a zaraz potem dodała pytająco: - Znaczy dzisiaj?
- Może być dzisiaj - podpłynął
bliżej niej, nagle podniecony na myśl, że jej długie nogi będą go obejmowały...
- Okej, jak tylko się ściemni? -
upewniła się.
- Mhmm... - zamruczał. Był bardzo
blisko niej. Widział kropelki wody, przyklejone do jej rzęs. Wyglądały jak łzy,
więc lekko otarł je kciukiem. Chciał ją pocałować.
Może by mu się udało, gdyby nie
padł na nich cień.
- Wyłaź z wody, Romeo. Musimy pogadać.
- Stephen, cześć - przywitała się Aria, lekko się rumieniąc. Kuźwa, a było tak blisko.
- Wyłaź z wody, Romeo. Musimy pogadać.
- Stephen, cześć - przywitała się Aria, lekko się rumieniąc. Kuźwa, a było tak blisko.
Ian uniósł brew.
- Ta? Bo co?
- Ta? Bo co?
- Bo od ciebie zależy czyjeś
życie. Wyłaź, albo zrobię to siłą.
- Może byś tak zauważył, że jesteś
w obecności księżniczki, tępy gnojku.
- Ach, gdzież moje maniery -
mruknął, a potem wziął dłoń Arii i ją cmoknął. - Lepiej ci na duszy? Powiedz
mi, gdzie jest Maddy. Przyjaźnicie się. Musisz coś wiedzieć.
- Maddy? Rozmawiałem z nią
zaledwie wczoraj. Dzwoniła, zapłaka.. - urwał i nagle wyskoczył z wody
zgrabnie. - TO PRZEZ CIEBIE PŁAKAŁA?!
- Nie, przez ciebie. Wiesz, gdzie
ona jest?
- Nie. Dzwoniła tylko poprosić o
pożyczkę. Wysłałem jej pieniądze na konto.
- Mów, gdzie ona jest! - ryknął
nagle.
- Stephen, spokojnie - Aria uniosła się i wyszła z basenu. Podeszła do chłopaków. - Co się stało?
- Maddy uciekła. Chcę ją znaleźć.
- Ian, na pewno nie wiesz gdzie jest Maddy? Sama teraz się zmartwiłam... - skrzyżowała łapki na piersiach, jakby zrobiło się jej zimno.
- Stephen, spokojnie - Aria uniosła się i wyszła z basenu. Podeszła do chłopaków. - Co się stało?
- Maddy uciekła. Chcę ją znaleźć.
- Ian, na pewno nie wiesz gdzie jest Maddy? Sama teraz się zmartwiłam... - skrzyżowała łapki na piersiach, jakby zrobiło się jej zimno.
Ian pchnął w jej stronę falę
ciepła, po czym zerknął pogardliwie na Stephena.
- Nie wiem, gdzie jest. Potrzebowała kasy na "nowy start", jak to określiła. Więc dałem jej określoną sumę, gdyż, jak wspomniałeś, jesteśmy przyjaciółmi. Ale nie wiem, gdzie ona jest...
- Nie wiem, gdzie jest. Potrzebowała kasy na "nowy start", jak to określiła. Więc dałem jej określoną sumę, gdyż, jak wspomniałeś, jesteśmy przyjaciółmi. Ale nie wiem, gdzie ona jest...
Stephen zmierzył go wzrokiem, a
potem westchnął.
- Nie martw się, Stephen - Aria położyła dłoń na jego ramieniu. - Znajdziemy ją.
- Nie martw się, Stephen - Aria położyła dłoń na jego ramieniu. - Znajdziemy ją.
- No cóż. Jeśli Maddy przed nim
uciekła, to nie mam zamiaru mu pomagać - prychnął Ian.
- Nie chcesz jej znaleźć? -
syknęła Aria. - A jeśli ma kłopoty?
- Eh, nieważne. Niepotrzebnie tu przyleciałem.
- Eh, nieważne. Niepotrzebnie tu przyleciałem.
- Jeśli będzie mieć kłopoty, to do
mnie zadzwoni. Maddy mi ufa - powiedział cicho do Stephena. - Jeśli się ze mną
skontaktuje, dam ci znać, że jest cała i nic jej nie grozi.
- I mam ci uwierzyć?
- Stepheeeen.
- No dobra, już dobra. Tylko masz się odezwać, bo cię zabiję, jasne?
- Tak, wszyscy zrozumieli. Chcesz się czegoś napić? Zjeść coś? Odpocząć?
- Nie, ale dzięki. Wracam do domu, może się czegoś dowiem.
- Stepheeeen.
- No dobra, już dobra. Tylko masz się odezwać, bo cię zabiję, jasne?
- Tak, wszyscy zrozumieli. Chcesz się czegoś napić? Zjeść coś? Odpocząć?
- Nie, ale dzięki. Wracam do domu, może się czegoś dowiem.
~Odnajdziemy ja - obiecał mu Smok.
- tato, gdzie jest kuchnia?
hehehehe xD Jaki ojciec, taki syn xD Noah & Stephen są wyrąbani w kosmos wręcz :D
OdpowiedzUsuńXD boska rozmowa z Noah :D
OdpowiedzUsuń~Menolly
biedna Maddy ;( . Niech już ja Stephan znajdzie i będą żyć długo i szczęśliwie . To będzie pierwsze dziecko na tym jakże wspaniałym blogu !!
OdpowiedzUsuń