sobota, 7 września 2013

Rozdział 68. Samochody. (Zoey x Matt)

Matthew Hell nie należał do osób, które się często uśmiechały. Ukrywał swoje uczucia za chłodną maską obojętności, traktował wszystkich z dystansem. Był samotnikiem, zafascynowanym motoryzacją. Sam skręcił silnik swojego skyline'a, którym teraz startował w wyścigach.
I prędzej odgryzłby sobie rękę niż przyznał,  że ma to po ojcu.
Zajechał na miejsce wyścigu i wysiadł z auta. Lubił atmosferę takiej imprezy.
Kawałek dalej inni bawili się w najlepsze, tańcząc do skocznej, typowo imprezowej muzyki. Dziewczyny był skąpo poubierane, faceci chwalili się swoimi pojazdami. Czyli wieczór wyścigowy jak każdy inny. Tylko z każdym spotkaniem robiło się coraz bardziej bogato. Na przykład dzisiaj mieli już bar, podświetlany neonami.
Właśnie do takiego baru podeszła brunetka w krótkich spodenkach i koszulce na ramiączkach. Zamówiła dla siebie sok. Dziewczyna bowiem prowadziła i brała czynny udział w wyścigach. Nie przejmowała się przegranymi, które przecież każdemu się zdarzały (tylko nie Dominicowi Toretto, ale to inna bajka), a kiedy wygrywała z tymi wypacykowanymi lalusiami... to była dopiero satysfakcja. Zoey Quinn, siostra Heather, również czarownica, uwielbiała ogrywać tych bogatych chłopczyków. Panienki zresztą też. Sama rozkosz!
Matthew również podszedł do baru. Potrząsnął lekko głową, a biała grzywka prawie wpadła mu do oczu.
-Wodę z lodem i cytryną poproszę.
Zoey spojrzała na niego, kiedy usłyszała jakiś przyjemny męski głos obok siebie.
Aha, znała gościa. Tylko nie mogła rozpoznać, czy to ten starszy, czy młodszy. Ale chyba młodszy, bo starszy miał hotel i nie wyglądał na gościa, który chadza na takie przyjątka.
Matthew zerknął na nią ze spokojem.
Kojarzył tę dziewczynę z innych wyścigów, była dobra.
-Powodzenia - pozdrowił ją, lekko unosząc szklankę z wodą.
- Nie, dziękuję - uśmiechnęła się lekko, również unosząc swoją szklankę.
Wypił wodę do końca i zapłacił. A jako, że był dżentelmenem, zapłacił również za nią.
- Nie trzeba, zarobiłam, to za siebie zapłacę - oddała mu pieniądze.
Uniósł dłoń i nie przyjął ich.
-Pani pozwoli - powiedział spokojnie i skłonił lekko głowę.
- No dobra, jak chcesz - wzruszył ramionami, a potem udała się w stronę tłumy. Odwróciła się na chwilę, dość gwałtownie w jego stronę, a jej włosy uniosły się i wyglądało to dość seksownie. Jak na filmach, tylko lepiej.
Matthew spojrzał na nią ostatni raz i poszedł do jedynej miłości w swoim życiu. Czule przesunął palcami po czarnej masce.
A Zoey wbiła się w rytm muzyki i tańczyła swobodnie.
Matthew wygrał. Wszedł w tłum nie po to, by świętować, ale po to, by ochłonąć. Kochał ten zastrzyk adrenaliny. To szybkie bicie serca, gdy drzwi w drzwi wchodził w zakręt z innymi.
- I jak było, panie przystojny? - zagadnęła Zoey, pojawiając się nagle obok niego, nadal tańcząc.
-Szybko - powiedział, patrząc na nią. Była zmysłowa, pachniała niczym ogród kwiatów. Nie umawia ł się z takimi. Raczej wybierał kobiety łatwe, z którymi nie musiał rozmawiać.
- We wszystkim jesteś taki szybki?
-Nie - powiedział krótko.
- A, no to chyba dobrze - puściła mu oczko, a potem zniknęła w tłumie. Nie chciał gadać, to nie. Ona na pewno nie będzie mu się narzucała.
Nagle Matthew poczuł dziwny impuls, jakby dookoła niego ktoś zaciągnał sznur i pociągnał. Szybkim krokiem poszedl za nieznajomą. Złapał ją za ramię.
W tym samym momencie, w ziemię tuż przed jej stopami, trafiła kula. Odłamki ziemi rozbryznęły w powietrzu, a Matthew Odruchowo pociągnął dziewczynę jeszcze bardziej do tyłu, osłaniając sobą.
Zoey nie zdążyła zareagować, kiedy nagle znalazła się za Mattem. Okej, o co w ogóle chodziło?
- Co się... - wyjrzała zza jego wysokiego ciała i spojrzała przed siebie. - Super, Łowcy. Lepiej wiejmy, wasza wysokość - złapała go za rękę i zaczęła się wycofywać.
Nawet nie zapytał, kim sa Łowcy i czemu nazwała go Waszą Wysokością. Szybkim krokiem skierował się do aut, ciągnąc ją za sobą.
Zoey odwróciła się w ich stronę i wyciągnęła ręce przed siebie. Skorzystała z piasku, który był praktycznie wszędzie.
- Awoksaip azrub! - krzyknęła, wywołując zaklęcie. Piasek się uniósł i zaczął z zawrotnym tempie "przeszkadzać" łowcom. - Szybko, uciekamy! - dodała do Matta. - Świetnie, przebite opony - jęknęła, widząc w jakim stanie łowcy zostawili jej samochód.
-Chodź - wciągnął ją do swojego skyline'a i ruszył z piskiem opon. Od razu przyspieszył, pozostawiając łowców daleko w tyle. Ale Matthew wiedział, że zrelaksuje się dopiero wtedy, gdy wraz z tą dziewczyną przekroczy barierę ochronną swojego domu. Dopiero tam będą bezpieczni.
Zoey jeszcze długo patrzyła przez tylnią szybę, nim w końcu usiadła jak człowiek na fotelu pasażera i zapięła pasy. Odetchnęła.
-Matthew Hell - podał jej rękę, nie odrywając wzroku od ulicy.
-Skąd tak dużo wiesz? Jesteś z któregoś z klanów?
- Jestem czarownicą, czyli pełnoprawnym członkiem świata nadprzyrodzonego. Mam ostęp do naszych gazet i informacji. Tak, twoje zdjęcie bez koszulki też widziałam - zaśmiała się cicho.
-Ta? Z której imprezy? - zapytał sucho, ale w głębi siebie poczuł się niezręcznie. -Czarownica? Znasz może niejaką Heather, nazwiska nie znam?
- Z tej w budynku do rozbiórki. Znam Heather, to moja starsza siostra.
-Ta sama, co była w ostatniej gazecie? Jej zdjęcia z jakiejś prywatki z moim kuzynem? Jaki ten świat mały - powiedział gorzko.
- Tak, ta sama. I racja, świat jest mały - spojrzała w lusterko.
-Masz się gdzie schronić? - zapytał. -Masz kogoś, kto cię ochroni?
- Mam, możesz mnie tam zawieźć - podała mu adres.
Matthew szybko ogarnął drogę, wpisując adres w wmontowany GPS.
-Czym podpadłaś Łowcom, czarodziejko?
- Hm, no nie wiem, może tym, że jestem czarownicą? Aczkolwiek mogę się mylić.
Westchnął.
-Czyli to prawda, że ścigają was bez powodu? - skręcił we wskazaną uliczkę. I ostro dał po hamulcach.
budynek, o którym mówiła Zoey, płonął.
- O mój Boże - szepnęła, próbując wysiąść, ale pasy ją powstrzymały. Szybko się ich pozbyła, a potem wysiadła z Nissana i pobiegła w tamtą stronę. - Heather! Heather! - Zoey zaczęła panikować. - Oby cię tam nie było - szeptała, szukając swojego telefonu. - Kurwa, gdzie jest ten pierdolony telefon?! - już miała łzy w oczach. Szybko wróciła do samochodu i zaczęła szukać. - Telefon - powiedziała jedynie. Nie miała go. Ktoś musiał go jej ukraść na wyścigach.
Matthew złapał ją mocno za rękę. Zadzwonił ze swojej komórki do Rina.
-Cześć. Czy twoja mała czarownica jest z tobą? ... Skąd wiem? Nieistotne. Jest?
Zoey patrzyła na niego w ogromnym napięciu. W jej oczach zbierały się coraz większe łzy i tylko czekały, aż w końcu będą mogły popłynąć w dół.
-Okej, dzięki - rozłączył się. -Niejaka Heather jest teraz z moim kuzynem. Podobno przerwałem im bardzo obiecujący wieczór, no ale.
- O Boże, nic jej nie jest - powiedziała cicho, próbując uspokoić samą siebie. Zakryła sobie usta dłonią, a łzy w końcu uleciały.
Matthew spojrzał na nią z lekkim zaskoczeniem. Niepewnie wyciągnął rękę i poklepał ją po ramieniu, a potem niezdarnie objął.
Zoey przytuliła się do niego, zaciskając pięści na jego koszulce.
- Dziękuję.
-Jasne. Spoko. Ee.. masz inne miejsce, mniej gorące? - zapytał.
- Nie... muszę pogadać z Heather...
- Heather... mamy problem...
Matthew tymczasem wykręcił z uliczki i zaczął kierować się w stronę swojego domu. Stracili troszkę czasu, więc wolał go nadrobić. Dziś przenocuje czarownicę u siebie, a jutro odwiezie ją tam, gdzie będzie chciała.
Nagle omal nie wcisnął hamulca. Chwila, moment. Czemu on to robi?
Bo jest debilem i ufa nowo spotkanej osobie na tyle, żeby wpuścić ją do swojego domu.
No cóż. Debil czy nie, on po prostu chce pomóc kobiecie, która została sama z Łowcami na głowie. Szkoda mu jej było.
-Przenocujesz u mnie, czarodziejko.
- Dobrze, dobrze... zaraz, chwila, moment, o czym ty mówisz? Nie, nie, nie, zawieź mnie do jakiegoś hotelu.
-W hotelu nie ma żadnych zabezpieczeń. Dopadną cię, nim położysz tęW śliczną główkę na poduszce. Ze mną nie ośmielą się zadrzeć.
- Ile chcesz za tę pomoc? - zapytała od razu.
-Nic. Jesteś siostrą partnerki mojego kuzyna.
- Mhm - spojrzała za okno. Jej ręce nadal drżały.
Po chwili wyjechali z miasta. Matthew mieszkał w dzielnicy małych, piętrowych domków. Do jego "posiadłości" przylegał ogród. Był Władcą Ziemi, kochał rośliny, hodował zioła, leczył drzewa, jakkolwiek to brzmi. W dodatku rozumiał mowę niektórych zwierząt.
- Nie mam ciuchów, kosmetyków, szczotki do zębów, do włosów... nie mam nic. Znowu - powiedziała, kiedy wysiedli z samochodu przed jego chatą.
-Mam w domu parę ubrań mojej siostry, nie obrazi się. Szczotka się znajdzie, zapasową do zębów też mam - powiedział ze spokojem, mimo wszystkich wydarzeń. Gdy zaparkował w garażu, mięsnie jego ramion lekko się rozluźniły. Tutaj nic im nie groziło.
- Dzięki... - wędrowała cały czas za nim.
Otworzył drzwi i gestem zaprosił ją do środka. Tu też wszędzie były rośliny.
-Nie zdejmuj butów, przesadzałem kwiaty. Nie zdążyłem zebrać ziemi.
- Ahm, okej - rozglądała się dookoła, idąc cały czas za nim.
Zabrał ją na górę. Tutaj były dwie sypialnie, dwie łazienki i pokój, w którym stała kanapa, TV i bieżnia.
-To mój pokój, ten jest wolny - pokazał mniejszą sypialnie. -Rozgość się.
- Okej, dzięki. Gdzie masz te ubrania?
-W szafce.
Ale, jak się okazało, ubrania na Zoey nie pasowały.
-Idź pod prysznic czy coś - Matthew podrapał się w brodę. -Dam ci coś mojego.
- Robi się coraz romantyczniej - mruknęła.
Po dwudziestu minutach była z powrotem w samym ręczniku.
Matthew wszedł, niosąc w rekach kosz z praniem.
-Nie prasowałem jeszcze - bąknął. -Są czyste rzeczy.
- Spoko, jakoś to przeżyję - uśmiechnęła się i wzięła jakąś koszulkę. - Dziękuję.
-Nie ma za co. Głodna?
- Nie. Moja siostra dzwoniła?
Spojrzał na nią z lekkim rozbawieniem.
-Jest z Rinem, a Rin jest.. absorbujący.
- Nie śmiej się ze mnie - warknęła, mocą odpychając go za drzwi. - Spalili mi dom i polują na moje życie, muszę pogadać z siostrą, a ty jeszcze patrzysz na mnie jak na kretynkę! - i tym optymistycznym akcentem zatrzasnęła drzwi.
-Baby - mruknął pod nosem. -Rób, co chcesz. Nie ma za co.
Poszedł na dół, do swoich kaktusów. Zacmokał cicho i zabrał się za przesadzanie ich do większych doniczek. Z czego "przesadzanie" polegało na tym, że używał władzy nad ziemią, by ta sama uniosła się i wraz z rośliną przeskoczyła do większej doniczki.
Zoey wytarła się ręcznikiem a potem założyła jego koszulkę. Podeszła do okna i spojrzała przez nie.
Matthew tymczasem sprzątnął ziemię, po czym poszedł do lodówki. Wyjął zimną chińszczyznę i wrzucił do mikrofalówki, potem otworzył piwo.
Nagle ktoś zaczął się dobijać do drzwi.
Matthew podszedł do nich i otworzył je, widząc na progu Rina i obcą dziewczynę. Była bardzo ładna.
-Ty pewnie jesteś Heather. Cześć. Zoey jest do góry - powiedział spokojnie.
Heather nie miała czasu na takie pierdoły. Szybko poszła do góry, gdzie znalazła młodszą siostrę.
- Boję się - wyznała Zoey, trzymając siostrę za ręce. - Oni są coraz bliżej - znowu miała łzy w oczach.
- Wiem, wiem - Heather przytuliła ją mocno do siebie. - Namówię Rin, żebyś mogła zostać u nas, okej? - spojrzała na nią. - Nie zostawię cię.
Obiecałam, że będę cię chronić i słowa dotrzymam - pomyślała, głaszcząc ją po mokrych włosach.
Kuzyni tymczasem usiedli przy stole. Rin w szybkich słowach powiedział Matthew, o co chodzi z Łowcami. Hell zamyślił się.
-Trzeba z tym coś zrobić.
- Mam tu trochę swoich rzeczy. Przydadzą się - powiedziała Heather.
- Daj spokój, mam na sobie koszulkę Matthew Hell - Zoey uśmiechnęła się, a potem obie wybuchły śmiechem. - Schowaj to. Powiedz, że nie wiem, że pies je zjadł albo zapomniałaś...
Starsza siostra wrzuciła torbę pod łóżko.
- Ups... - uśmiechnęła się niewinnie, a potem zeszły na dół.
Rin natychmiast objął Heather. Lubił podkreślać, że należy do niego. Tymczasem Matthew przełożył troszkę odgrzanej potrawy z kurczakiem i ryżem słodko kwaśnym do miski i podał ją Zoey.
-Zjedz to - mruknął.
- Nie jestem głodna, naprawdę. Dzięki.
- Rin, Zoey może z nami zamieszkać?
-Co.. hmm.. oczywiście, taka sytuacja. Jakoś się zmieścimy - powiedział.
-Zjedz - powtórzył. -Powinnaś się rozgrzać.
ZOey westchnęła zrezygnowana i zaczęła powoli dzióbać jedzonko.
- Dzięki, Rin - powiedziała Zoey, a od Heather dostał całusa.
-Zawsze możesz zostać u mnie - wypalił nagle Matthew. Rin spojrzał na niego z wdzięcznością. Zoey była siostrą Heather, chciał jej pomóc, ale.. chciał też i mieć Heather dla siebie.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł - powiedziała Heather.
-To tylko propozycja.
-Matthew mieszka tu sam ze swoimi roślinami i dziczeje. Zoey może pomoże mu ogarnąć, że ludzie istnieją.. - wtrącił Rin.
- Aha, czyli nie chcesz Zoey u siebie - powiedziała Heather, patrząc na swojego faceta. - Świetnie.
-Nie, kochanie – Rin westchnął ciężko. –Chodzi mi o to, że kiedy będziecie rozdzielone, będzie was łatwiej pilnować. Tak, kiedy będziecie obie w jednym miejscu tylko z jednym strażnikiem, czyli mną, stanowicie łatwy cel. Tak, jeśli jesteście rozdzielone i Matthew strzeże Zoey, jeśli zaatakują którąś z was, będzie szansa, by ostrzec drugą „parę”.
- To chyba dobry plan - Zoey spojrzała porozumiewawczo na siostrę. No co, jak często można zostać sam na sam w mieszkaniu z facetem? Jego mieszkaniu. Dobra, zamieszkać z facetem, który wygląda jak Matthew Hell? No właśnie, no właśnie.
- No dobra, niech wam będzie. Ale MY musimy spotykać się regularnie, jasne? - powiedziała ostro Heather.
- No raczej - młodsza czarownica uśmiechnęła się do niej.
-Matthew mieszka zaledwie 20 minut drogi ode mnie.
-Chwila, chwila.. – Hell uniósł ręce. –Ja pracuję. Mam zabierać Zoey ze sobą do przychodni?
- Mogę ci pomóc. Jestem czarownicą, pamiętasz?
-Czyli wszystko postanowione – Rin ucieszył się z własnej pomysłowości.
W końcu Rin i Heather wyszli. Zoey dojadła w końcu tę kolację.
- Okej, o której i w jakie dni pracujesz w przychodni, panie weterynarzu?
-Od poniedziałku do soboty, awaryjnie w niedzielę. Od 8 do 16. Widzisz ten zielony budynek na rogu? – pokazał jej z okna. –To moja przychodnia.
- Okej, więc idziemy jutro o godzinieee...? - spojrzała na niego.
-Ja wstaję o 6. Mogę cię obudzić, jeśli chcesz – wrzuciło kosza opakowanie po chińszczyźnie. –Umiesz gotować, sprzątać?
- Nie gotuję, sprzątam, bo muszę.
-Aha. Pracujesz gdzieś, studiujesz?
- Studiuję. Chcę zostać pielęgniarką. Więc czemu nie, będę miała tam u ciebie jakieś praktyki - uśmiechnęła się.
-Okej. Pojedziemy jutro do sklepu kupić ci jakieś ubrania – powiedział nagle, z całą mocą uświadamiając sobie, że Zoey jest ubrana w jego koszulkę, która odsłaniała jej seksowne nogi.
- Mam trochę ubrań Heather. Potem pójdę z nią na zakupy. A nie, chwila, przecież nie będę mogła.
-Czemu? Mogę iść z tobą .Co prawda to będzie traumatyczne.. – wystarczyło mu, że parę razy poszedł na zakupy z Ai. Nigdy więcej, obiecywał sobie.
- Biedny - poklepała go po ramieniu. - No nic, idę spać. Jutro pogadamy. Dobranoc - poszła do swojego (no cóż) pokoju.
            A Matthew jeszcze długo siedział w kuchni. Myślał, jakim cudem wpakował się w to wszystko i czemu skończył jak ochroniarz seksownej czarownicy..?