niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 76. Pani z laboratorium. (Mathias x Victoria)



Mathias Sakai, dranir klanu Sakai, siedział w nieoznakowanym radiowozie i pił kolejną już (stracił rachubę) kawę dzisiejszego popołudnia. Z nieba strumieniami lała się woda, a wiatr zawodził smętnie pomiędzy budynkami.
Praca detektywa była fajna, o ile nie trzeba było śledzić i obserwować podejrzanych.
Zacisnął mocniej ręce na papierowym kubku i upił kolejny łyk. W sumie, nie miał co narzekać. To nie tak, że w domu ktoś na niego czeka. Synowie się wyprowadzili, córeczka wyjechała nagrywać płytę, a żona... Cóż, Mathias mógłby z ręką na sercu powiedzieć, że od kilku lat on i Ellen są dla siebie jak obcy ludzie.

Pod wieczór zajechał do Federalnego Biura Śledczego (kiedy już przekazał obserwację koledze) i wszedł do środka, z kilkoma foliowymi torebkami na dowody w ręce.
-Dzień do.. dobry wieczór - poprawił się, patrząc na recepcjonistkę.
-Znów późno, panie Sakai. Co tym razem?
-Odciski do bazy danych, DNA z ustnika papierosów.
W laboratorium siedziała kobieta w wieku trzydziestu lat. Ocierała o siebie palce prawej ręki, patrząc na coś przez mikroskop. W końcu oderwała się od niego i spojrzała na swoją prawą dłoń. Zdjęła obrączkę ślubną; już jej nie była potrzebna.
Mathias zapukał do drzwi i otworzył je, nie czekając na odzew.
-Jak to miło wiedzieć, że dyżur ma moja ulubiona pani kryminolog.
- No dzień dobry - uśmiechnęła się do niego lekko. - Co tym razem dostanę w prezencie, panie detektywie?
-Troszkę pracy - podał jej torebki. -Czyli coś, co jest naszym życiem - przysunął sobie stołek i usiadł, patrząc na nią. Zdjął skórzaną kurtkę. -Dużo czasu zajmie pani badanie tego?
- Chce pan sprawdzić zgodność, czy co?
-Odciski dodać do bazy i przepuścić, a DNA porównać.
- No to siedź wygodnie, trochę to potrwa - odruchowo poruszyła palcami. Nic nie poczuła, co było dziwne.
Nie zastanawiając się dłużej, wzięła od niego przedmioty i zabrała się za pracę. Robiła to szybko i sprawnie.
Obserwował ją, gdy pracowała. Stukał palcami o kolan, czując się troszkę znudzony.
-Czy mogę do pani mówić po imieniu?
- Mhm... - oderwała się od laptopa i podała mu dłoń (nadal bez obrączki). - Victoria.
-Mathias - uśmiechnął się do niej szeroko.
Odwzajemniła lekko uśmiech i wróciła do pracy. Odgarnęła włosy na bok, a potem wcisnęła enter.
- Okej, teraz będziemy czekać.
-Długo? Może w międzyczasie skoczymy na jakąś szybką kolację? Nic nie jadłem od południa, a za rogiem jest dobra knajpa. Ja stawiam - zaproponował.
On również nie nosił obrączki. Kochał swoje dzieci, ale o Ellen nie mógł tego powiedzieć. Nie nienawidził jej, ale czuł wobec niej dystans, jakby dzieliła ich ogromna przepaść.
- Dobrze, chętnie. Umieram z głodu - zaśmiała się cicho, ściągając okulary w czarnej, dość grubej oprawie. A potem wstała i ściągnęła to białe coś, co mają też lekarze, zwane kitlem. - Chodźmy.
-Weź kurtkę, może ci być zimno.
- Wezmę, wezmę - no i wzięła ze swojej szafki kurtkę, oraz przebrała buty do pracy na swoje czarne szpilki. No co, ładnie wyglądały z czarną spódniczką i miętową bluzką. Ubierała się elegancko do pracy. Zresztą, nie tylko.
-Długo już tu pracujesz, Victorio? - zapytał Mathias, niezrażony zaskoczonymi spojrzeniami, jakie rzucano im, gdy RAZEM szli do wyjścia
- Zaczęłam zaraz po studiach, więc sześć lat.
-Och, jesteś młodziutka.
Jak na rozwódkę, to nawet bardzo - pomyślała i westchnęła.
- W którą stronę do tej knajpy? - zapytała, zatrzymując się pod dachem wejścia na komisariat. Nadal padało.
Wziął ją za rękę.
-Pobiegniemy - zaproponował.
Victoria spojrzała na ich dłonie, ale nic nie powiedziała.
Czekaj, czekaj... on miał żonę, nie?
No cóż...
- Okej, w którą stronę mam biec?
-Tutaj! - pociągnął ją. I po chwili już biegli w strugach deszczu, a Mathias poczuł, że wreszcie dzieje się coś ciekawego.
Vicotria cicho krzyknęła, kiedy po jej karku leciała woda, ale dzielnie biegła jak mogła w tym swoich butach.
Na szczęście szybko dotarli. Co nie zmienia faktu, że i tak byli mokrzy.
- No, ładnie mnie wyprowadziłeś, ładnie - zaśmiała się, ściągając kurtkę.
-Ślicznie wyglądasz, nie martw się - Mathias również ściągnął swoje. I, chociaż to dziwnie zabrzmi (w końcu knajpa, ich dwoje, deszcz, ta atmosfera), on zamówił dla nich herbatę. W końcu oboje byli wciąż "na służbie", a dodatkowo Vicki była człowiekiem, mogła się rozchorować.
Zajęli jakiś wolny stolik, a Victoria zabrała się za czytanie menu.
- Co by sobie tu zjeść... o, sałatka z tuńczykiem na ostro brzmi nieźle. A ty co bierzesz? - spojrzała na niego znad karty, próbując związać długie, czarne włosy.
-Cheeseburger z podwójną porcją frytek, do tego może skrzydełka w ostrej panierce .
- Hm... podoba mi się twój pomysł... Ja też chcę.
-Jedz, jedz. Lubię, jak kobieta ma apetyt - chrząknął.
- Wy wszyscy tak mówicie, a potem wszystko wychodzi po ślubie. Nieładnie.
Skrzywił się.
-Daj spokój. Ślub był największą pomyłką w moim życiu.
- Przepraszam... okej, spokojnie.
-Nie, spoko, to przecież nie twoja wina.
- No nie moja wina, że... dobra, nieważne. Zmieńmy temat. Już pan nie wysyła asystentów do mnie - zauważyła. No, nie widywali się, skoro pytał o to, ile pracuje u nich.
-Nie, nie wysyłam. Co mają mieć lepiej ode mnie - prychnął.
Victora zaśmiała się, spuszczając głowę.
Dopiero teraz zauważyła, że pan Sakai nie ma obrączki... Zapytać, nie zapytać... Zapytać, nie zapytać... zapytać... nie... zapytać...
- Obrączka u czyszczenia?
Zerknął na swoje palce i zamyślił się.
-Nie noszę jej od jakiegoś czasu. Jakoś tak.. coraz częściej myślę o rozwodzie..
Victora uniosła jedną brew wyżej. Czyli nie tylko u niej nie było tak kolorowo.
- Rozumiem. Niektórzy ludzie po prostu do siebie nie pasują - napiła się herbatki i nieco poparzyła. Ałć.
-Wszystko gra? Co taka młoda osoba może wiedzieć o roz.. rozwiodłaś się? - spojrzał na nią, zaskoczony. Nie wykorzystywał daru telepatii. Nie chciał naruszać prywatności.
- Parę dni temu - kiwnęła głową. Pomyślała o złotej obrączce, leżącej teraz na jej stanowisku pracy.
-Co? - Uniósł brwi. -Tak mi przykro, to świeża sprawa - powiedział ze spokojem, kładąc dłoń na jej dłoni.
Victoria uśmiechnęła się do niego lekko.
- Przepraszam, nie będę ci zawracać głowy.
-Daj spokój, widzę, że jedziemy na tym samym wózku, ale ty się już pozbyłaś swojego balastu.
- Nie układa wam się? Kłócicie się?
No cóż, miała nie pytać, nie drążyć tego tematu, ale... może wtedy oboje poczują się lepiej.
-Teraz już rzadziej się kłócimy. Po prostu przestaliśmy ze sobą w ogóle rozmawiać. Ja mieszkam i pracuję tutaj, ona została w Japonii. Przylatuje od czasu do czasu i robi awantury o wszystko. Zadręcza żonę naszego syna, pomiata służbą, a do mnie ma wieczne pretensje, że za dużo pracuję, że po co i tak dalej - machnął ręką. -Chyba nigdy się nie kochaliśmy. Dopóki nasze dzieci były małe, jeszcze jakoś to szło, ale gdy dorosły, wszystko się posypało. A ty masz dzieci?
Victoria słuchała go uważnie. Rzeczywiście, miał przejebaną sytuację. No co, "nieciekawa" było za mało powiedziane.
- Może rzeczywiście weź rozwód. Uwolnisz się - westchnęła. - Nie, nie mam. Chciałam, ale on nie chciał.
-Och - pokiwał ze zrozumieniem głową. -Nie wyobrażam sobie życia bez moich dzieci - powiedział cicho. - Riya, Rin i Rikuo. Hmm.. chciałabyś zobaczyć zdjęcie?
- No oczywiście, że bym chciała! Co to za pytanie!
Mathias wyjął portfel, a ze środka kilka zdjęć. Rozłożył je i podał jej.
-To jest Rin, mój najstarszy syn. Ten obok to jego brat bliźniak, Rikuo. Na tym zdjęciu Rikuo jest ze swoją żoną, Vanessą. A ta ślicznotka to moja córka, Riya. Jest piosenkarką - powiedział, nie kryjąc dumy.
Victora oglądała sobie i co jakiś czas unosiła zdjęcie któreś, aby zrównać je z Mathiasem.
- Kropka w kropkę ty - uśmiechnęła się. - Że tak powiem: dobra robota, panie detektywie - oddała mu zdjęcia. Sama chciałaby mieć dzieci, no ale.
Wyszczerzył się radośnie.
-No nie? - powiedział, jakby jego kłopoty z żoną nie istniały. -Są cudowne, prawda? Vanessa jest w ciąży. Wyglądam na dziadka?
Victoria roześmiała się.
- Ani trochę. Ile ty masz lat, człowieku. W ogóle nie wyglądasz jakbyś miał dorosłe dzieci, wiesz?
-Dobre geny - postukał się w pierś. -Nie powiem, jeszcze się wystraszysz. Niech będzie, że ponad 40, okej?
- O matko - znów się zaśmiała. - Zazdroszczę ci tych genów, naprawdę.
Uśmiechnął się.
-Ano. Ale to hmm.. rodzinne - wyjaśnił.
- No domyślam się - westchnęła.
W końcu zabrała się za swoje jedzenie.
On również jadł. Szybko i z ogromnym apetytem.
- Wiesz co? - zagadnęła Victoria, wcinając frytkę. - Herbata nie bardzo pasuje do tej kolacji.
-Ale cię rozgrzeje, żebyś się nie rozchorowała. Kto wtedy zajmie się mn.. moimi dowodami?
- No wiesz, jeszcze masz Marcusa - powiedziała poważnie. - A jak zachoruję, to przynajmniej poleżę sobie w łóżku, w domu...
-Sama? - pomachał lekko widelcem. -Beznadziejnie samemu. Ja to nie mogę spać, jak jestem sam w mieszkaniu. Włączam TV i oglądam mecze, póki nie padnę.
- No wiesz, beznadziejnie czy nie, spać trzeba. Przytulę się do poduszki i śpię - spojrzała na zegarek. - No, jeszcze dwie godziny i się do takowej przytulę.
-Zazdroszczę ci. Chyba sobie kupię psa.
- Nie radzę przy twoim trybie życia. Pies potrzebuje sporo uwagi, a ty... no cóż, jesteś wiecznie zabiegany. Ale może rybki...
-Nie lubię rybek. Może kot? Koty są indywidualistami, a miałbym z kim spać.
- O, kot brzmi całkiem nieźle.
-To jak będę mieć wolne to się przejdę do schroniska.
- Okej, wierzę w ciebie, że wybierzesz kota, który nie zrujnuje ci domu.
-Wszystkie koty rujnują dom  -roześmiał się. -W sumie to jest właśnie fajne, bo denerwujesz się, ale wciąż go kochasz. Jak dziecko.
- E tam, nie przepadam jakoś specjalnie za kotami. Nie przeszkadzają mi, ale nie.
-Jasne, nie wszyscy je lubią.
Kelnerka przyniosła im rachunek, który zapłacił Mat, dodatkowo wręczając dziewczynie napiwek.
- To co? Jutro lunch? Ja płacę - dodała szybko. - Zrewanżuję się.
-Lunch chętnie, ale płacę ja - puścił jej oczko.
- Dlaczego znowu ty? Nie zgadzam się.
-Jestem facetem. Lubię równouprawnienie, ale postawienie jedzenia pięknej kobiecie to coś, z czym się urodziłem. Kobieta nie będzie za mnie płacić - powiedział z błyskiem w oku. -Pozwól się rozpieszczać od czasu do czasu, Vicki.
Panna Vise spojrzała na niego i uśmiechnęła się lekko. Zrobiło jej się strasznie miło, kiedy ją skomplementował. No co, takie słowa od takiego faceta...
-Szkoda, że musimy wracać do pracy - westchnął.
- Ano, ale spójrz na to pozytywnie: może znalazło dopasowanie - puściła mu oczko, wstając od stołu.
Mathias czuł, że nie tylko wyniki odnalazły dziś swoje dopasowanie..