sobota, 29 września 2012

Rozdział 23. I don’t wanna be friends! (Ai x Nicholas)




Ai nie podobała się ta impreza. Była tu z tym przystojniakiem z drużyny, ale Savannah miała rację. Był tępy. Jak połowa towarzystwa. Pili na umór, część już rzygała w kątach. Jakieś laski tańczyły na stole.. Ai to nie bawiło. Gdy byli sami, pan przystojniak był miły. Ale gdy byli w towarzystwie upił się i sugerował, że powinni iść na górę, bo ładnie dzisiaj wyglądała. Wymknęła się z domu i stanęła przy ogrodzeniu. No tak, była bez auta i bez pieniędzy.
Nie mogła zadzwonić po tatę, gdyż ten by się wściekł. Wybrała pierwszy numer, który przyszedł jej na myśl.
-Nicholas.. odbierz..
A Nicholas Akardo pił sobie właśnie piwko. Był w połowie. I rozmawiał z kumplami z CU. Coś tam gadali o seksie, "dupach" i o ważnych tematach. I tak w kółko. Jak to faceci przy alkoholu.
- Nick, ty chcesz zostać księdzem, czy co? - zapytał jakiś koleś.
- Nie?
- To dlaczego jeszcze nie opowiedziałeś nam o...
- Bo to tak trochę jakby moja sprawa. A, i gejem też nie jestem.
I wtedy zadzwonił jego telefon. 
- No cześć, Ai - zaczął, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
-Aaaai.. - zamruczał jakiś kolega.
-Nicholas...? Mógłbyś po mnie przyjechać...?
- Jasne - no, słońce zakryła chmurka. Wstał gwałtownie, odkładając puszkę. - Gdzie? Już jadę.
Wskoczył do swojego mustanga z 54 roku i ruszył pod wskazany adres. W USA podobno można prowadzić samochód po jednym piwie.
Ona czekała spacerując w pobliżu parku. Miała na sobie czarną sukienkę na ramiączkach. Było jej zimno, więc pocierała ramiona dłońmi. W oczach miała łzy, ale dzielnie walczyła z tym, by nie spadły.
Zajechał tam dość szybko, łamiąc przy okazji kilka przepisów. Wysiadł z auta i podszedł do niej szybko.
- Co jest, kotek? - zapytał, zarzucając jej na ramiona swoją bluzę, po czym przytulił ją do siebie.
-Tamten facet to dupek - wyznała ze wstydem, tuląc się do niego.
- Zrobił ci coś? - spojrzał na nią uważnie. 
Jaa... była piękna. I delikatna. Zabije tego skurwysyna, jeśli coś jej zrobił.
-Nie - uniosła głowę. Miała tylko mokre koniuszki rzęs. -Był zbyt pijany, żeby proponować, więc tylko coś sugerował... 
Jego bluza była taka cieplutka. I on był ciepły. I wysoki. Nawet na 10cm obcasach musiała zadzierać głowę, aby na niego spojrzeć.
- Poczekaj na mnie w samochodzie - zaprowadził ją do auta, otworzył drzwi i wręcz wsadził ją do środka. - Zaraz wrócę - pocałował ją w czoło i zniknął. 
Na imprezę wparował wkurw... jak sto pięćdziesiąt. NIKT NIE BĘDZIE NICZEGO PROPONOWAĆ ANI SUGEROWAĆ JEGO DZIEWCZYNIE. Dobraaa, może niekoniecznie dziewczynie...
Ai czekała. Ze środka dobiegały tylko ciche krzyki. Gdy Nick wrócił do auta, Ai westchnęła cicho.
-Zadzwoniłam do ciebie, żebyś nie zrobił tego samego co tatuś.
- Czyli? - spojrzał na nią, a potem przekręcił kluczyki w stacyjce i pojechali. Jego dłonie były troszkę poranione. Ale pff, i tak zaraz zejdzie. Obdarzeni rox!
Mimo to delikatnie chusteczką otarła krew z jego skóry.
-Znów się dla mnie biłeś. Jak wtedy, gdy mieliśmy 10 lat i Matthew zabrał mojego misia - uśmiechnęła się lekko.
- Bo to był twój miś i ten debil nie miał prawa ci go zabierać, ot co! - a potem westchnął. - Zabiorę cię do siebie, okej? A rodzicom powiesz, że spałaś u koleżanki - spojrzał na nią z czułością, prowadząc samochód i wciskając mocniej gaz.
-Dzięki. Jesteś świetnym przyjacielem, Nick - oparła głowę na jego ramieniu. Ufała mu w 10000%.
Przyjacielem. 
Przez nią nienawidził tego słowa. A zwłaszcza w ich stosunkach. 
Objął ją ramieniem i pocałował w głowę.
Uśmiechnęła się. 
-Rozpalisz w kominku? - zapytała cicho. -Lubię to.
- Jasne - pogłaskał ją po ramieniu.
Kominek. Ile razu chciał się z nią kochać przed nim na podłodze...
W końcu zajechali do jego domku przy plaży (z okna sypialni miał widok na morze i plażę). Pomógł jej wysiąść z auta.
- Madame - uśmiechnął się, prowadząc ją do siebie.
-Książę - odparła. Lubiła ten jego domek. Gdyby nie to, że bała się, że musiałaby go obserwować z ukochaną, to by sobie kupiła obok. A tak pozostaną jej odwiedziny u niego.
Nick wprowadził ją do środka i zamknął drzwi. Mijając ją, cmoknął ją w głowę. A potem połaskotał. Przyjaciele, nie? 
No, podobno.
Rozpalenie w kominku zajęło mu kilka sekund. Miał już wprawę. Nocą było chłodno. A on zbudował ten kominek dla ozdoby. A że Ai się spodobał... 
- Może chcesz coś zjeść albo się czegoś napić? Mam nachosy.
-Z moim ulubionym sosem? - zapytała z nadzieją. Zerknęła na swoją sukienkę. -Nick.. mogę wziąć coś twojego..?
- Jasne, wiesz, który to pokój.
No, znowu będzie ją widział w swoich ciuchach. Jaaa, i jak tu nie robić potem samogwałtu? 
Kiedy jej nie było, rozłożył miękki dywanik przed kominkiem. Lubili tak sobie siedzieć i wpieprzać niezdrowe jedzenie.
Wróciła w jego koszulce z CU. Spod niej wystawały rozpięte podwiązki (podwiązki zdjęła). Założyła nawet jego kapcie, więc wyglądała drobniej niż zazwyczaj.
- Ładnie ci tak, księżniczko Munro - uśmiechnął się i usiadł na dywanie wraz z nachosami i jakimś sokiem obok.
Usiadła obok niego i wyciągnęła stópki w stronę ognia.
-Dlaczego wy, faceci, myślicie tylko o seksie? - westchnęła.
Nick złapał się za serce.
- Jak możesz tak o mnie myśleć?! - spojrzał na nią zszokowany. Oczywiście grał.
-Ty taki nie jesteś. Ale ci, którzy się ze mną umawiają. To, że chodzię do liceum nie oznacza, że pieprzę się po lekcjach - mruknęła.
- Bo jesteś piękna i ich kusisz - przytulił ją mocno do siebie. Niech ją tylko jakiś, kurwa, dotknie, to Nicky połamie mu ręce i wsadzi w dupę. A jak! - Ale ja cię ochronię - szepnął jej na ucho.
-Wiem. Jesteś jak książę na białym koniu - szepnęła. Ładnie pachniał. Szalenie ładnie. I był taki, że czuła się przy nim bezpiecznie. Wsunęła stopy pod jego stopy, aby je ogrzać. -I nie jestem piękna. Gdybym była, miałabym takie powodzenie jak ty. Nick... lubisz seks?
- Ja... no... lubię, jasne, że lubię. To fajne jest. Zwłaszcza jak się kogoś kocha, tak mówią.
No przecież jej nie powie, że jest dwudziestodwuletnim prawiczkiem tylko dlatego, że czeka na nią, nie? Bo to ją kocha i to z nią chce przeżyć swój pierwszy raz, tak? No.
Ale on jej tego nie powie.
-Łał... - Ai wbiła wzrok w ogień, nieśmiało opierając głowę na ramieniu Nicka. Zazdrościła każdej kobiecie, z którą Nick to zrobił.
- A co? Chcesz sprawdzić? - spojrzał na nią.
-Chciałabym. Pewnie dopiero, jak sobie znajdę chłopaka - westchnęła. Szukała. Cały czas. Drugiego Nicka. Dlaczego drugiego? Bo pierwszy traktował ją jak przyjaciółkę.
Jej zdaniem...
- Po co szukać? Masz mnie! - zapewnił ją gorąco, bez zawahania.
Uniosła brew.
-Wieeem, że mam ciebie, Nicky - czule pogłaskała go po kolanie. -Ale chodzi mi o kogoś, kto prócz chodzenia na imprezy będzie wiesz... mnie całował. Jeszcze nikt nigdy mnie nie pocałował.
O Jezu, jej nikt nie pocałował! Mógłby być pierwszy...
Gdyby tylko z łaski swojej ruszył swój seksowny tyłek i coś z tym zrobił.
- Hm... chciałabyś się z kimś całować, mówisz... Może ja?
-O - klasnęła w dłonie. -Dobry pomysł. Nauczysz mnie całować!
Dobra, więc pobawmy się w nauczyciela.
- Okej, chodź tu - odwrócił jej głowę ku sobie. - Gotowa?
Nooo, potem pytać nie miał zamiaru.
-Mhm.. mam jakąś usiąść? Na filmach to wygląda tak naturalnie... No i jak Matthew całuje dziewczynę to też wygląda naturalnie.
- Siedź - uśmiechnął się, a potem przyłożył swoje usta do jej ust. 
NO! W końcu!
Ai zamknęła oczy, czując, jak jej serduszko bije szybko i szaleńczo. Usta Nicka były gorące i wilgotne. I tak cudownie miękkie. Poddała im się całkowicie.
Nick tymczasem położył dłoń na jej policzku i lekko ją pogłaskał. Potem rozchylił językiem jej wargi i zaprosił jej język do zabawy. Ai pisnęła cichutko. A to była nowość. Ostrożnie dotknęła jego języka swoim. Nicky uśmiechnął się przez pocałunek. Przybliżył się do niej jeszcze bardziej, drugą dłoń kładąc w miejscu między łopatkami. Instynktownie objęła go za szyję i wtuliła się w niego. Łał. Miał chłopak wprawę.
Bożeszdrogi. Już pan Akardo miał ciasno w spodniach. Niedobrze, niedobrze...
Ai w końcu oderała się od niego, by zaczerpnąć tchu.
-Jesteś... niesamowity - wykrztusiła.
- Nie przerywaj... - poprosił cicho i znów miał zamiar ją pocałować.
-Nie wiem, czy będzie mnie stać na korepetycje z panem, panie książę - wymamrotała.
- Dla księżniczki będą darmowe lekcje - zapewnił ją, cały czas ją obejmując.
Zarumieniła się.
-Na pewno?
- Na pewno - uśmiechnął się i odgarnął jej włosy. - Jesteś piękna, wiesz?
Zaśmiała się cicho.
-Mnie nie musisz tego mówić Nick. W sensie nasze lekcje nie muszą być aż tak autentyczne.
- A... no okej... Jak chcesz - zabrał od niej łapska.
Ona uklękła pomiędzy jego nogami. 
-Sprawdźmy, co opanowałam.. - pochyliła się i pocałowała go nieśmiało.
Chwalmy projektantów i krawców, że szyją szerokie spodnie tam, gdzie powinni. 
Nick od razu odwzajemnił pocałunek, znowu ją obejmując i przyciągając do siebie.
-Hmm... - zamruczała i objęła go nogami w pasie. -Jak będzie ci ciężko to zejdę..
- Siedź - pocałował ją namiętnie, przebiegając palcami po jej kręgosłupie.
Ai wyczuła zmianę w sposobie jego pocałunku, a jej ciało odruchowo się w niego wtuliła. Tym razem sama pogłębiła pocałunek.
Uśmiechnął się lekko. I nagle pocałował ją w szyję i obojczyk.
Zachichotała zalotnie.
-To było przyjemne...
- Jeszcze raz? - tym razem kilkakrotnie pocałował ją w szyję i ucho.
-Jeśli mogę prosić..
- Ty możesz o wszystko, kochana.
Wyszczerzyła się radośnie.
-Nawet o seks?
- Nawet o to... A co? Chciałabyś...?
-W sumie wiesz - zamyśliła się - Pierwszy raz jest krępujący. I dziwny. Wiesz, zazwyczaj podobno nie wychodzi dobrze. A ty byś mi tego nie wypominał i nie śmiał byś się potem ze mnie...
Nick uniósł brew. I zrobiło mu się o wiele za gorąco.
- Jasne, że bym się nie śmiał.
Obdarzyła go promiennym uśmiechem.
-Więc może powinniśmy pójść ze sobą do łóżka. Podzielisz się ze mną doświadczeniem.
- Doświadczeniem - powtórzy po mniej, akcentując to cudne słowo. - Jasne, tak jak mówisz! Ale że teraz?
-Nie - parsknęła. -Może hm... zrobimy to tak, jak w tych romantycznych filmach? O ile to nie będzie dla ciebie zbyt kiczowate..
Pomimo ciekawskiej, naukowej natury, była również romantyczką.
- W sensie świece, róże i te sprawy?
Bożeszdrogi, niewiele brakowało, a zaraz by doszedł. A nawet go nie dotknęła.
-No. Ładna bielizna... Głupie, nie? - zaśmiała się z samej siebie.
- Mnie się podoba. Będzie idealne - uśmiechnął się i odgarnął jej włosy z ramienia. 
Spokojnie, spokojnie... Oddychaj.
-Lubisz czarną bieliznę? Koronkową?
Na tobie wszystko uwielbiam - pomyślał.
- Jasne, będzie na tobie ładnie wyglądać.
Strasznie seksownie!
-Okej. Savannah mi kupiła taki śmieszny zestaw - wyciągnęła jedną nóżkę - takie podwiązki ma, jak ten.
Jaaa...
- Tak, jasne. To jutro u mnie? - odchrząknął.
-Nie. Daj mi czas, a wszystko urządzę. Może u mnie? W mieszkanku?
- Ja mam kominek... Dam ci klucze i przyjdziesz wcześniej... i zrobisz... co masz... do zrobienia...
Ja pierdziu, Nick, ogarnij się.
-W sumie... okej.
Nie chciała robić tego w łóżku, w którym był z innymi. Nawet jeśli to była tylko zabawa..
Nick uśmiechnął się i pocałował ją w czoło.
_________________________________________
Hohohoohoh :D Dziękujemy za komentarze :D 

sobota, 22 września 2012

Rozdział 22. Nowe mieszkanie, nowe życie (Aria x Ian)



            Jace wypakował ostatni karton i zaniósł go po schodach do uroczego apartamentu w jednym z budynków mieszkalnych na osiedlu nieopodal oceanu. Gdy stawiał je w holu, tuż obok innych pudeł, nie mógł uwierzyć, że jego córka właśnie się wyprowadziła z domu swojego dzieciństwa i zamieszkała sama. Co prawda, niecałą godzinę drogi, ale mimo to był zaniepokojony.
-Na pewno wszystko masz? Nie chcesz, żebym został z tobą na pierwszą noc? Co prawda, obok mieszka Ian, ale mimo wszystko…
- Dam sobie radę, tato - uśmiechnęła się do niego. - A teraz zabiorę się za rozpakowywanie.
-W razie czego weź to. I nie mów, że panikuje – dodał, nim otworzyła usta. –Taką samą kartkę dałem Nickowi i Nate’owi. Są tutaj numery na pogotowie, policję, straż, do mamy, do mnie i do najbliższej pizzeri. Córeczko – uścisnął ją krótko. –To idę. Idę. No.
Przy drzwiach zatrzymał się jednak i zerknął na nią pytająco.
- Tato, dam sobie radę. Nie mam ośmiu lat. Do zobaczenia w sobotę - wręcz wypchnęła go z mieszkania i zamknęła drzwi. No.
A potem zabrała się za rozpakowywanie. Na początek parę sprzętów kuchennych i kilka talerzy. Okej, na kolację będzie dopsz.
            Jace tymczasem podszedł do mieszkania Iana i zapukał. A gdy nikt nie otworzył, zadzwonił kilkakrotnie. Dopiero gdy ze środka usłyszał siarczyste przekleństwo i trzask czegoś, uśmiechnął się pod nosem i odsunął kilka kroków.
            Drzwi otworzył mu zaspany Ian, w bokserkach, koszulce i japonkach. Jego rude włosy wyglądały jak gniazdo, stercząc na wszystkie strony. Chłopak przetarł zaspane oczy.
-Wujek Jace – wymamrotał.
-Taaak, ty nie budzisz się przed pierwszą kawą – przyznał dranir Akardo i podał Ianowi taką samą kartkę, jaką dał Arii. –Moja córka mieszka obok. Mianuję cię jej opiekunem, okej? Ale wiesz, tak żeby się nie zorientowała, nie?
-Uugabugah? – powtórzył Ian, patrząc na niego troszkę nieprzytomnie. Nie spał od 72 godzin, bowiem polował na wampiry i w sumie tyle, co położył się rano, a tu już była 18!
-tak, właśnie tak. No, to do zobaczenia w sobotę!
Wesoło pogwizdując zszedł po schodach, a Ian wlepił wzrok w kartkę z numerami telefonów.
Aria w tym czasie układały ubrania w nowej, wielkiej szafie. No, w końcu miała taką, w którą się mieściła i jeszcze zostało jej miejsca na pudła z innymi pierdołami. 
Jej mieszkanko było w większości pomalowane w pastelowe, jasne kolory. Przeważnie były to odcienie czerwieni, różu i fioletu. Delikatne barwy jak delikatna mieszkanka apartamentu na wysokim piętrze z balkonem.
            Radosne rozpakowywanie przerwał jej dzwonek do drzwi. Ian zdążył się już przebrać (w dżinsy i koszulkę, dalej miał na nogach japonki), a także coś zrobić z włosami (już nie sterczały tak bardzo).
- Ian? - Aria uniosła brew wyżej, przyglądając mu się.
-Cześćmaszkawę? – wymamrotał. Ehe, bo gdy on otworzył swoją lodówkę, odkrył, ze nie zrobił zakupów na ten tydzień (ach te wciągające wampiry) i została mu w niej paczka sardynek i zepsute już mleko. Z kolei na ostatniej półce leżał jego trampek i Ian wolał nie dochodzić jak on się tam znalazł.
- Mam, wejdź - otworzyła mu drzwi, a potem zaprowadziła do kuchni. - Siadaj.
Rozejrzał się niepewnie dookoła. Okej. Było tu zdecydowanie bardzo.. kobieco, a on nie był do tego przyzwyczajony. Owszem, miał mamę i siostrę, nawet narzeczoną, ale żadna z nich nie była tak.. delikatna, jak Aria.
Cóż, to go troszkę kręciło.
-Jesteś aniołem – jęknął i usiadł, wcześniej jednak dokładnie obejrzał krzesło.
- Coś nie tak? - zapytała. - Tak się rozglądasz... - nastawiła wodę na kawę i wsypała do szklanki kawy.
-Po prostu wszystko wygląda tu jak ze sklepu z porcelaną – wyznał, nakazując Smokowi siedzenie na tyłku. –Nie chciałbym ci czegoś potłuc – ziewnął szeroko.
Przy okazji rzucił na nią okiem. Od śmierci narzeczonej nie pragnął wielu kobiet, tymczasem na widok Arii czuł, jak krew krąży mu szybciej w żyłach. Pamiętał ich pocałunek i to, jak ją spłoszył.
- Spokojnie, nic nie stłuczesz - postawiła mu przed kinolek kubek z kawą. - To nie ja wymyśliłam, że będę mieszkać obok ciebie, to wina mojego taty.
Ian zanurzył wargi w czarnym płynie bogów i przez chwilę kontemplował cudowność świata.
-Nie mam nic przeciwko. Zawsze będę miał od kogo wysępić jedzenie, nie? A ty nie musisz się bać, bo gdy zabezpieczę swoje mieszkanie, mogę zabezpieczyć twoje przy okazji smoczym oddechem i wszystko gra. Widzisz, same korzyści – wyrzucił z siebie na jednym oddechu i wrócił do picia kawusi.
Ehe, same korzyści - pomyślała z uśmiechem. No cóż, Ian obok, ona sama w mieszkaniu, czego można więcej chcieć? Ach, no tak, żeby Ian ją pokochał tak, jak ona kocha jego. Upsi...
-Wkręcić ci coś czy ci z czymś pomóc? – zaoferował. –Skoro już wysępiłem kawę.
- Radzę sobie. Ale chyba lampa w salonie robi fochy, więc mógłbyś sprawdzić...
-Się robi, księżniczko – powiedział i wstał. Dopił kawę i skierował się do salonu.
Och, więcej pastelowych kolorów i delikatnych mebli. Cóż, plus był jeden: nie będzie słyszał zza ściany skrzypienia tych mebli, gdy Aria wreszcie da komuś szansę.
Poczuł się nagle nieswojo..
-Która lampa?
- Na suficie - weszła do salonu zaraz za nim, ale stojąc tak kilka metrów dalej. No co, chciała go sobie popodziwiać.
-Okej.
Stanął pod lampę i lekko uniósł głowę. Ostrożnie dotknął jej palcami i zaraz je cofnął.
-Zapal światło. Zgaś. Zapal jeszcze raz – uniósł lekko palec i dotknął żarówki. –Okej, możesz zgasić. To nic wielkiego, Rose też miała ten problem. Źle się wkręciło żarówkę i coś tam błyskało.
Wykręcił żarówkę i wkręcił ponownie, mocniej i pewniej.
-Sprawdź teraz.
- Działa wszystko - uśmiechnęła się. - Dziękuję - przytuliła się do niego. - Zasłużyłeś na obiad - zaśmiała się.
Okej. Jemu naprawdę podobało się, gdy się dotykali. Smokowi też, bo coraz odważniej zaczynał machać ogonem.
-Jeżeli będziesz mnie karmić i poić, zostanę twoim najwierniejszym sługą, księżniczko – wyznał, patrząc w dół, prosto w jej oczy. Ach. Śliczne miała te oczęta, takie pełne ciepła i ufne. Chociaż Ian chciałby zobaczyć, jaki mają wyraz, gdy Aria szczytuje. Czy zamykają się, czy zachodzą mgłą.. A może wpatrywałyby się w niego tak jak teraz…?
~Mogę wyjść? – zapytał Smok, przerywając mu wizję.
-Ee.. Smok pyta, czy może wyjść. Masz coś przeciwko?
- Smok? Jasne! Zapraszam - ucieszyła się, szeroko się uśmiechając.
            Po chwili tuż obok nich siedział, co prawda, w formie niematerialnej, ale siedział, rdzawo czarny smok. Ian, pod postacią smoka, był bardzo podobny do ojca.
Smok elegancko dygnął przed Aria, uginając przednie łapy i pochylając łeb.
~Księżniczko Akardo – powiedział.
Ze wszystkich smoków miał chyba najwięcej gracji i ogłady, czego nie można było powiedzieć o jego człowieku…
No cóż.
- Smok! - Aria natychmiast wyciągnęła łapki i pogłaskała go po mordce. Awww...
~Do usług, milady – oznajmił poważnie smok, chociaż z entuzjazmem nadstawił łeb do głaskania. Troszkę to zaskoczyło Iana, gdyż nigdy wcześniej nie chciał tego robić…
- Jaki słodki - Aria z radością miziała go po mordce, nosku i za uszkiem.
Ian obserwował ich. Oboje byli zadowoleni, i Aria i smok. I chyba tylko on czuł się nieswojo z myślami o seksie z Arią oraz samotnością, która ciążyła mu coraz bardziej.
-Może zamówimy coś do jedzenia? – powiedział nagle. –Mam w mieszkaniu butelkę dobrego wina. Wiesz, z okazji wprowadzki i tak dalej..
- Zamówimy? Daj spokój, zaraz coś upichcę na ciepło. Może być makaron z sosem serowym?
-Jesteś aniołem, ale chyba już ci o tym mówiłem – westchnął. –Będę u ciebie stałym gościem – dodał. –Wiesz, drobne naprawy, różne eee.. usługi..? .. w ramach jedzenia, no.
- Dobrze. Będę dzwonić z każdym słoikiem.
-Jeżeli dostanę część jego zawartości to będę nim zdążysz się rozłączyć – zapewnił ją. –Smoku, starczy, nie męcz Arii..
~Ale..ale… a mogę się przejść? Sprawdzić, czy w mieszkaniu wszystko gra… a wy sobie porozmawiacie w kuchni?
- Przejdź się, bardzo proszę - uśmiechnęła się i obserwowała Smoka.  -  Jest uroczy.
-Mhm… wyszedł do ciebie. Wiesz, jeszcze nigdy tego nie zrobił. Lubi cię – wrócił do kuchni i zgarnął do zlewu kubek, z którego pił. Umył go.
            A potem pomógł jej (na tyle ile umiał) przygotować kolację, skoczył również po wino. Otworzył je w salonie i nalał do kieliszków, po czym usiadł na sofie.
-Jezu, Aria, mam wrażenie, że jestem w domku dla lalek – wyznał. –Te meble do ciebie pasują, są eleganckie i delikatne, ale czy praktyczne?
- A kogo to obchodzi? Są ładne. Czego można więcej chcieć?
-Że jeśli się na nim położysz, to nie złoży się pod Toba? – sięgnął po posiłek i zaczął wsuwać. A robił to z niewiarygodną prędkością. No cóż, dużo jadł. –Wiesz, jakbyś tu chciała być ee.. .z kimś, no.
- Spokojnie, na wszystko przyjdzie czas - uśmiechnęła się do niego i również zaczęła jeść. - Poza tym, nie są takie kruche na jakie wyglądają.
Och, nie żeby nie miał ochoty ich wykorzystać i sprawdzić, czy coś.
-Wierzę.
Aria wcinała i popijała ostrożnie wino. No cóż, miała słabą głowę, co zrobisz. Raz na jakiś czas przyglądała mu się uważnie. Ech, byli sami, a on miał ją w... no.
-Nalać ci jeszcze, księżniczko? – zapytał, gdy już, po posiłku, rozluźniony siedział na sofie.
- Nie, dzięki. Ja nie powinnam dużo pić.
            Nagle z zewnątrz dobiegł ich grzmot, a następnie zerwał się ostry wiatr. Światło zamigotało.
-Ach, znów burza.
- No cóż... - usiadła obok niego. Przytuliła do siebie poduszkę i pociągnęła nogi do siebie. Okej, o takiej atrakcji mieszkania samemu nie pomyślała...
Zerknął na nią, czując zalewającą go…troskę i ciepło.
-Boisz się? – zapytał i powoli otoczył ją ramieniem. -Poczekać z tobą, aż się skończy? Względnie mogę skorzystać z tego – pogrzebał w kieszeni dżinsów i wyjął karteczkę od Jace’a.
- Przestań! - wyrwała mu kartkę, zgniotła ją i wyrzuciła. - Dam sobie radę.
-Ej, tam był potrzebny numer! Po pizzę! – oburzył się. Ale gdy znów zagrzmiało, mocniej ją przytulił. A światło zamigotało, po czym zgasło całkiem.
- No świetnie - mruknęła, ale pff, ochoczo się do niego przytuliła. Mrrr... jak miło.
Ian leniwie pstryknął palcami, a w powietrzu zamigotało kilka wąskich, eleganckich płomyczków, które oświetliły salon, nadając mu troszkę magiczny wygląd.
-Lepiej? – zapytał, patrząc na tajemnicze cienie, które tańczyły na podłodze i ścianach.
- Jest cudownie - zamruczała, zachwycona. - Znaczy ten, damy radę, nie? 
Mhm, co zrobisz, że był wspaniały i był obok?
-Masz, napij się jeszcze – podał jej lampkę wina. Leniwie poruszał palcem po jej ramieniu, patrząc na ścianę. –Myślałaś o tym? – zapytał nagle.
- Nie chcę już - odłożyła kieliszek i spojrzała na niego. - O czym?
-O naszym pocałunku – ściszył głos i sam dopił wino jednym łykiem. Na nim nie robiło praktycznie żadnego wrażenia.
- Trochę myślałam - przyznała, rumieniąc się. Dlatego spuściła wzrok.
-Trochę – powtórzył. Okej, zabolało. Bo on myślał i to często.
I znów zagrzmiało i zawiało. A potem deszcz zabębnił o parapety.
- Mhm, bardzo trochę - dodała ciszej. Może deszcz ją zagłuszył.
-Chciałem cię przeprosić – powiedział w końcu. –Za to, że wtedy tak wyskoczyłem z seksem. Wieśniak ze mnie – wzruszył lekko ramionami.
- Mhm, przejmujesz sie tym? - uniosła brew.
-Tym, że cię spłoszyłem. Troszkę tak – powiedział, chociaż kosztowało go to troszkę dumy, ego i dobrej woli. Ale nie chciał, by Aria źle o nim myślała. Lubił ją, bo dobrze mu się z nią rozmawiało. No i przy niej czuł się mężczyzną; mógł ją chronić i się nią opiekować. Jak tata mamą, a taki wzorzec wyniesiony z domu, go kręcił.
- No wiesz, to było... dziwne. Ot tak zasugerowałeś seks. No cóż... - odwróciła wzrok. 
No kochała go, jasne, że go kochała. Od samego początku. Ale jeszcze nie była gotowa na takie zbliżenia z nim. Jeszcze nie. Zresztą, jeśli chciał od niej tylko tego...
-Wybacz – poprosił szczerze, chociaż jako przyszły dranir i rozpieszczony syn Ayu i Rayne’a rzadko o coś prosił. –Jeśli cię wtedy wystraszyłem i zniesmaczyłem. Po prostu – westchnął i poczochrał się po włosach wolną ręką. –Nie ukrywam, że pociągasz mnie. Bardzo. Chciałbym być z tobą nie tylko w łóżku. Ale jesteś piękną kobietą. Nie sypiam z każdą piękną kobietą. Do tanga trzeba dwojga – podsumował.
Aria uśmiechnęła się, rumieniąc się. Uniosła na niego spojrzenie. 
- Pocałuj mnie.
Uniósł zdziwiony brew i zerknął na nią, nie mogąc oderwać wzroku od jej pięknych, wręcz magnetyzujących go oczu.
-Upiłem cię – wyszeptał, z nutką grozy w głosie.
- Mhm, chciałbyś. Ale skoro nie chcesz... - spochmurniała i poczuła się jak idiotka.
A jużci.
Pochylił się i wpił się w jej wargi tak, jak lubił: władczo i namiętnie, przejmując kontrolę, ale dając jej pole na wycofanie się. Smakowała winem i słodyczą, tak, jak zapamiętał. Ale teraz było nawet lepiej. Wsunął język między jej wargi i pogłębił pocałunek, zachęcając Arię do współpracy.
Oczywiście, że się na tę współpracę zgodziła. Odwzajemniała pieszczotę, nico mniej pewniej niż on. Zamknęła oczy, rozkoszując się chwilą. Mhrr... Przytuliła się do niego bardziej.
Posadził ją sobie bokiem na kolanach i mocno otoczył ramieniem, aby się nie bała tych grzmotów i wichury… chociaż w jego głowie był większy zamęt.
Drugą ręką masował delikatnie jej kark, bawiąc się blond kosmykami. Mhm. To było to. Pewnego dnia, może nie dziś i nie jutro, ale pewnego dnia będzie ją miał.
Skubnął wargami jej dolną wargę, linię brody, a następnie szyję.
- To takie przyjemnie - westchnęła Aria, zachwycona całą tą sytuacją. Pogłaskała go po ramieniu i karku.
-Istotnie, księżniczko – ugryzł lekko jej ucho. Z nieznanych Ianowi przyczyn, Smok zażądał, aby wgryzł się w jej ramię gestem ‘pana i władcy’ podczas gdy on nigdy o tym nie myślał. Ale nie, takie ‘oznakowanie’ partnerki nie tylko wskazywałoby każdemu smokowi, że Aria do niego należy, lecz następowało w o wiele bardziej intymnych warunkach.
Lecz dlaczego chce ugryźć właśnie ją? To go dręczyło.
Aria po chwili jednak przytuliła się do niego mocno i westchnęła.
Bezwiednie przytulił wargi do jej skroni. Okej. Musi jej to powiedzieć, bo inaczej się samo wyda.
-Chyba mam Sztorm – wymamrotał.
- Z KIM?! - Aria gwałtownie uniosła głowę, przez co uderzyła czubkiem głowy o jego brodę. - Ałaaaaa, przepraszam cię... Boli?
-Nie – roztarł brodę. –Jeśli masz taką samą siłę w prawym sierpowym, księżniczko, to nie chcę wchodzić ci w paradę – westchnął Ian i wbił wzrok w sufit. –Z sygnałów, jakie wysyła mi Smok, zwłaszcza od czasu twojego wypadku, cóż.. Chyba z tobą. Spokojnie! – dodał, nim zdążyłaby się wystraszyć. –To nie znaczy, że musimy ze sobą sypiać.
Omyfuckinggod! Jej marzenia właśnie się spełniły! Ciemnoniebieskie oczy Arii ozdobiły wesołe iskierki, serce zaczęło tańczyć jak szalone, a krew płynęła tak szybko, jak nigdy wcześniej. Na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech. W oczach po chwili pojawiły się łzy radości. Tak, miała ochotę płakać ze szczęścia.
- Naprawdę? - ścisnęła jego dłoń, nieświadomie przytulając ją do siebie.
No cóż.. Ian ucieszył się, że jej ulżyło.
-Jasne – odparł, starając się brzmieć obojętnie. –No wiesz, Sztorm nie ma na celu tylko poczęcia kolejnego pokolenia smoków. Głównie chodzi o ochronę partnerki – wymyślał na szybko, co z tego, że kit tak grubymi nićmi szyty… -Coś musi ci zagrażać. Więc będę cię chronił jak oka w głowie, księżniczko. Czy tego chcesz, czy nie, będziesz mieć Smoka na karku.
Nie dodał, że Sztorm nie wyklucza miłości. To przerażało nawet jego samego. Czy mógł znów kogoś pokochać?
- Świetnie! Ale będzie zabawa!
Mhm, do zakochania jeden krok, bla bla bla...
-Zabawa – westchnął. Oczywiście. Sztorm nie zakładał, że partnerka będzie odwzajemniać uczucie, więc nawet jeśli on poczuje coś więcej, będzie musiał pozwolić jej odejść z innym. I mimo tego wciąż stać na jej straży.
Gówniana robota.
-Jutro powiem twojemu ojcu.
- Ciekawe jak to przyjmie...
-Hmm.. Spodoba mu się to, że prędzej sam zginę, niż pozwolę by coś ci się stało. A trudno się mnie pozbyć. Ale z drugiej strony wszystkim Sztorm kojarzy się z … no wiesz. Tworzeniem małych smoczków. No.
- Oj ciii... - cmoknęła go, w co włożyła tyle odwagi, że hoho.
Pogłaskał ją po plecach.
-Nie martw się, zapewnię go o ee…platonicznym układzie, jaki nas połączył.
- Układzie? - przekręciła głowę lekko w bok.
Ian odrobinkę się zmieszał.
-No wiesz. Ty jesteś przeze mnie chroniona, ja jestem przez ciebie karmiony. Zero seksu. Twój tata powinien być zadowolony, nie?
- Oj ciii... - przytuliła się do niego mocno.
Odwzajemnił uścisk. Okej, chociaż był taki wysoki i silny i w ogóle, bardzo lubił przytulać i być przytulanym (wpływ Ayu, jak nic). A Aria pachniała bardzo przyjemnie, wystarczyło wsunąć nos w jej włosy, by odpłynąć w przestrzeń myślami, skupionymi na niej.
A ona jeszcze przez długi czas głaskała go po włosach i karku, a raz po raz cmokała w czoło.
Oj, tak, był facetem, z którym chciała spędzić resztę życia.

środa, 12 września 2012

Rozdział 21. Saving people, hunting things... (Aria x Ian)



Ian już od kilku tygodni pomieszkiwał u Jace’a. Co szukał mieszkania, dranir Akardo natychmiast wysuwał szereg argumentów, które przemawiały za tym, aby wciąż u nich mieszkał. Koronnym było to, że uratował Arii życie i, że chociaż jest księciem Finn, to ochronił księżniczkę Akardo i jest czymś w rodzaju „jej strażnika”. Dlatego też Ian, za każdym razem, gdy Aria szła gdzieś sama, trzymał się w dyskretnej odległości i czuwał, aby nie spotkała jej krzywda.
            Jace zauważył młodego Finn, gdy ten wszedł do kuchni. Jak zwykle, po otwarciu lodówki, zlokalizował karton mleka o wypił go duszkiem.
-Jakieś plany na dziś? – zagadnął go.
Ian obrócił się, jakby dopiero skontaktował się ze światem.
-Cześć, wujku. W sumie tak. Wieczorem idę skopać tyłki paru wampirom. Znalazłem ich gniazdo..
Jace uśmiechnął się tylko. Wampiry.. heh. Żadne z ich dzieci nie wiedziało, że ponad 20 lat temu Silver zasłużyła sobie na tytuł Pogromczyni Wampirów.
- Pójdę z tobą - Nick pojawił się w kuchni z pustą szklanką, którą wstawił do zmywarki.
Cóż, wiedział, że Ian by sobie poradził, ale on musiał dać upust swojej złości. Poza tym może w końcu pogada z kuzynem jak z człowiekiem. Może. W końcu.
-Jasne, jeśli chcesz – powiedział Ian bez uczuć. Wiedział, że Nick, jako przyszły dranir, też był silny. Mógł się przydać.
- Chcę. O której wyjeżdżamy?
-Za 10 minut. Cześć, Aria – przywitał się. Jak zawsze, na jej widok, poczuł znajome ciepło. Była piękna. Odziedziczyła to, co najlepsze, po obojgu rodziców.
- Cześć, Ian. Gdzie idziecie?
-Polować na parę złych wampirów – jego głos był dalej beznamiętny.
-Duże gniazdo? – zainteresował się Jace.
-Około 50 dorosłych wampirów. Czyli takich, które są rok po przemianie – wyjaśnił. –Reszta to koło 20 piskląt. Są silniejsze, ale łatwiej je zabić.
- Tylko uważaj na siebie - poprosiła cicho Aria.
- Spoko, mała - Nick uśmiechnął się i poczochrał jej włosy. - Co, dranirowie nie dadzą sobie rady?
- Może chcecie kilka rad? - zapytała Silver.
- Mamo, daj spokój - machnął ręką Nick.
-Oj, Nick, nie lekceważ matki. Ma doświadczenie – powiedział z dumą Jace, obejmując Silver w pasie i czule muskając wargami jej włosy. Tyle lat byli już małżeństwem, ech…
- Jakie doświadczenie? - zapytali jednocześnie cała trójka rodzeństwa Akardo (tak, Nathan też znalazł się na cudownym obrazku rodzinnym).
-Wasza mama, będąc w ciąży z tobą, Nick, zabiła królową wampirów z Nowego Yorku. Krzesłem. Była niesamowita – tym razem jego usta musnęły jej szyję.
-Łał – powiedział Ian. Tego też im zazdrościł; miłości, jaka między nimi wciąż kwitła, mimo tylko lat bycia ze sobą…
A całej trójce opadły szczęki.
- Ż... ż.. że co?! Mamo! Jak mogłaś mnie narażać?!
- Nie miałam wyboru. Zaatakowała mnie, ździra. Aria, nie powtarzaj za mamą takich słów.
- Hm... to może od razu nie umrzesz - Nathan spojrzał na brata i parsknął śmiechem.
-Wasza mama już wtedy była niesamowita – roześmiał się Jace.
-Jesteś moją bohaterką, ciociu Silver – bąknął Ian.
- Nie przesadzaj, Ian - Silver machnęła ręką z uśmiechem. - Taka szmata, która próbowała odbić mi waszego ojca, również dostała kołkiem prosto w to swoje pseudoserce. No co, też była wampirem z Bożej łaski.
- Mamo... - Aria spojrzała na nią. - No i bardzo dobrze! Nikt ci nie będzie próbował zabierać taty! Nawet takie ździrowate wampirzyce! 
-A tata się nigdy nigdzie nie wybierał – pogłaskał Silver po ramieniu. –Jechać z wami, chłopcy?
-Nie trzeba, wujku – powiedział Ian i pokazał mu zawartość swojej torby. Ot, kilka kołków. –Resztę załatwiam ogniem – wyjaśnił. Obok kołków leżało kilka bandaży.
- Hm... mam w sobie krew Pogromczyni Wampirów. Poczułem się pewniej. Dzięki, mamo - Nick pocałował Silver w policzek.
- Uważaj na siebie, Nicky. I ty, Ian. Wróćcie w jednym kawałku i w zbliżonej ilości krwi.
-Okej. Da się zrobić, ciociu. Dobranoc, Ari – powiedział Ian i poczochrał ją po włosach. No. Od kiedy zobaczył ją tylko w bieliźnie, starał się zbudować dystans. Żeby nie myśleć o tym, o czym myślał mimo wszystko, chociaż myśleć sobie o tym zabraniał.
- Ej, nie tykać włosów! Idźcie już, niech was zeżrą wampiry!
- Nie, lepiej nie - wtrąciła Silver.
Nick wyszedł z domu i odetchnął.
- Jeeezu, jak miło, że mój domek już stoi i na mnie czeka.
-Ja tam wynająłem mieszkanie – powiedział cicho Ian, gdy szli do auta. –Ale nie mów ojcu. Jakoś dziwnie reaguje na wieść o mojej wyprowadzce od was. Jakbym potrzebował opieki – mruknął, siadając za kierownicą. –Ładna dzielnica. Trzy pokoje, kuchnia i dwie łazienki. Niedaleko knajpa, więc z głodu nie umrę…
- Spoko, zrób parapetówkę.
On w plecaku trzymał siatkę z piaskiem. Zwykłym z plaży. W kieszeni miał troszkę małych, przeźroczystych kuleczek. Ba, nawet zaopatrzył się w karty do gry.
-Jak chcesz, to wpadnij. Napijemy się piwa.. – zaczął i urwał. Impreza… dawno żadnej nie organizował. Ot, brał udział w paru „towarzyskich spotkaniach”, gdy do mamy przychodziły koleżanki, albo szedł napić się piwa z kolegami czy kuzynami, ale impreza.. No, ot, bal Arii.
- Dobra, kiedy?
Ich rozmowa była naprawdę przecudowna.
-Jutro? – zaproponował. No, przynajmniej rozmawiali. A to już coś. –Hm. Spotykasz się z kimś? – zapytał, co by nie wyjść na nierozmowną osobę.
- Okej, jutro o 20 wpadnę. Chyba nawet Clippersi grają - westchnął. - Ja? Nie, z nikim.
Jaaa... jak mu powiedzieć, że jest zakochany jak szaleniec w jego kuzynce...?
Nie mówić. Dobry pomysł.
-Szkoda. Warto jest mieć powód do walki – powiedział Ian, parkując nieopodal opuszczonej rudery. Wyjął dwa kołki i wsadził po jednym do każdego buta. Pozostałe wsunął za pasek, jeden do kieszeni w dżinsach. Trzy podał Nickowi.
- Grasjas - Nick schował je za pasek. Plecak zarzucił na ramię. - Zamawiam wejście górą!
-Spoko. Poczekaj na mój znak, skupię ich na dole, a potem zajdziesz ich od tyłu.
Tak też zrobił. Miał powód do walki i nie była to tylko zemsta. Poczekał chwilę, aż Nick wejdzie na górę, poczym kulą ognia rozwalił to, co kiedyś było drzwiami.
-Cześć, pijawki. Tęskniłyście? – ryknął, wchodząc. Dookoła niego tańczyły płomienie, a jego dłonie lizał ogień.
Nick tymczasem przykucnął na barierce, na trzecim piętrze. Wampiry z drugiego i pierwszego wyskoczyły ze swoich pokoi, a Nick wyjął z kieszeni talię kart. Wyjął z niej asa kier, po czym "zainfekował" go. Puścił kartę, której kontury zaświeciły się na złoto. Powoli opadała, przyciągając uwagę stworów. Karta opadła, a po chwili wybuchła.
- No, to się nazywa wejście! - zaśmiał się, a jego głos rozległ się po chałupie.
Ian usłyszał eksplozję i poczuł iskierkę radości. Polowanie z kimś było ciekawsze. Pstryknął palcami, a w powietrzu uformowało się kilka kul ognia, Nie musiał celować, po prostu machnął ręką, a one pomknęły w stronę wampirów. Kilka z nich zaczęło płonąć, podczas gdy on miał już w rękach kołek. No.
Zaczęła się bitwa.
Nick stanął na barierce. Z plecaka wziął garści piasku, po czym skoczył w dół. Po drodze sypał piaskiem, naładowując go energią kinetyczną. Ah, kochał dźwięk wybuchu.
Zatrzymał się na barierce na drugim piętrze. Wyjął kołek, naładował go i rzucił w brzuch wampirowi. Szybko schował się za drzwiami, które trzymały się na jednym zawiasie.
- Bleh... - stwierdził, obserwując jelito grube. Jego kawałek w sumie.
            Ian walczył z mniejszą efektownością. Wolał być szybko i skuteczny. Kołek tu, kołek tam, kula ognia i pah, kolejne wampiry padają martwe. Gdy któryś z nich przeorał mu pazurami plecy, nawet nie drgnęła mu powieka. Obrócił się i promieniem ognia przeciął go na pół.
Nick tymczasem wykonał pseudopiruet, puszczając wokół siebie kuleczki. Teraz żałował, że zapomniał o jakimś kombinezonie. Fuuu!
            Po kilkunastu minutach udało im się zagonić wampiry (a raczej niedobitki) do kąta. Syczał, parskały, podczas gdy Ian odciął ich od wyjścia ścianami ognia.
-A teraz, gnojki, powiedzieć mi. Co wiecie o zabójstwie przyszłej dranicowej Finn?!
-Nic – mruknął jakiś odważniejszy, szczerząc ostre kły. –Ale każda kobieta, która może urodzić waszego bękarta, ma zginąć! – dodał.
-Kolorowo – Ian pstryknął w jego stronę kuleczką ognia, a po chwili pyskacz już radośnie skwierczał.
-Nie zabijaj mnie! – krzyknął jakiś wampir. –Wiem, kto jest kolejnym celem!!
Kiedy Ian trzymał ich w jednym miejscu, Nick sypał dookoła nich piasek. Nucił jakaś wesołą melodię pod nosem. Coś po hiszpańsku. No, nikt nie będzie od tak go sobie gryzł i drapał, tak?! Albo udawał, że jest lepszy w walce wręcz! Chamstwo!
- Zginiecie, skurwysyny - nucił dalej cicho, a kiedy skończył sypać niegroźnie-wyglądającą-broń, stanął obok Iana i przetasował karty. - No to mów, nim mi as pik przypadkowo spadnie.
-Nasz Władca chce dopaść dziwki Akardo!
Ian poczuł, że ogień zaczyna buzować mocniej. Oj, to mu się nie spodobało.
-To znaczy KTO KOGO chce dopaść? – zapytał przesadnie słodkim głosem.
-Lord Drake chce dopaść królową Akardo, ale wpierw mamy pozbyć się księżniczki. Tej blond dupeczki – wampir nie dokończył, bo Ian wbił mu kolano w krocze. Żywy czy.. prawie żywy, bolało tak samo.
-Dla ciebie LADY BLOND DUPECZKI, pijawko.
Dobrze, że Nickowi został jeszcze jeden kołek. Teraz wbił go wampirowi w ramię, a potem przebił nim dłoń.
- Nawet niech nie próbuje - syknął.
-Skąd wiesz, że nie ma ich tam teraz…? Że ta blondyneczka właśnie nie stała się szwedzkim stołem?
            Ian zamarł na chwilę. O nie. Nie. Nie chciał powtórki z rozrywki. Nie chciał, aby Aria umierała w jego ramionach. Rozłożył ramiona, a w miejscu gdzie były wampiry wybuchła kula ognia, która je pochłonęła.
-Jedźmy – powiedział cicho.
- Ian, daj spokój. Aria jest w domu bezpieczna z Nathanem i rodzicami. Poradzą sobie. Bardziej martwi mnie ten cały lord D... Da... De... jak mu tam. Kto to jest i dlaczego chce dorwać moją siostrę i matkę? Wiesz coś na ten temat?
-Zapytamy twoich rodziców. Ale jedźmy. Chcę zobaczyć, że są cali.
Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś im się stało, przez to, że ściągnął do ich domu, on, pogromca wampirów.
- Ja prowadzę - mruknął Nick. No, a jak on prowadził, o znaleźli się w kilka minut w domu. - Ciemno. Chyba poszli spać.
-Sprawdź rodziców, ja Arię.
Nie czekał na odpowiedź. Co tam, że jego koszulka na plecach była cała pocięta i trzymała się na słowo honoru; Ian musiał być pewny, że Arii nic nie jest.
            Wpadł do jej pokoju i zatrzymał się na progu, czekając, aż w zmroku ją odnajdzie.
-Ari!
- Jesteście! - Aria poderwała się z łóżka. - Nic wam nie jest?
On zapalił światło.
-Pytanie brzmi: „czy wam nic nie jest”? – złapał ją w ramiona i obejrzał ze wszystkich stron. No. Wyglądała okej.
- Nam? Nic. Wszystko w porządku. Ale ty... O matko, a co z Nickiem?!
-Nick jest cały, poszedł sprawdzić, co z twoimi rodzicami. Uff – odetchnął. Dopiero teraz poczuł lekki ból. Hmm. Szok opadł.. – Wampiry chcą was dopaść. Ciebie i twoją mamę.
- C-co? - przyłożyła dłoń do jego czoła. - Powinieneś się wykąpać i iść odpocząć.
-Jakiś Drake. Chce ciebie. Skrzywdzić, rozumiesz?! Nie wyjdziesz z domu bez ochrony, Ari – powiedział i oparł czoło o jej czoło. Skąd ten strach o jej życie? Skąd to uczucie zimna, gdy jechali do domu i zastanawiał się, czy zastanie ją żywą?
- Ian... - szepnęła, kładąc dłonie na jego nadgarstkach. - Porozmawiajmy o tym rano. Powinieneś odpocząć...
-Pozwól mi najpierw zabezpieczyć twój pokój – szepnął.
- Jest zabezpieczony, Ian... Jestem bezpieczna i ty też. Pozwól mi przemyć swoje rany...
-Nie chodzi o moje bezpieczeństwo – mruknął, poirytowany. Podszedł do okna i sprawdził zabezpieczenia. Niezłe. Ale Smoczy Dym nie zaszkodzi. Zaczął powoli roztaczać niewidzialną barierę dookoła domu, była jak kokon z dymu, którego nie dostrzegał nikt, prócz innych smoków. Tymczasem jednak nikt, kto miał złe zamiary wobec domowników, nie mógł przekroczyć progu, a Ian będzie natychmiast zaalarmowany o jego obecności.
Aria podeszłą do niego od tyłu i powoli ściągnęła z niego koszulkę. Potem siłą posadziła go na krześle. Następnie poszła po apteczkę, po czym zaczęła obmywać mu rany wodą utlenioną.
-Nie musisz tego robić – odwrócił głowę, aby na nią spojrzeć. –Zawsze się samo zrasta.
- Widzę. Nie przeszkadzaj mi - mruknęła. Przy okazji umyła mu te jego cudownie umięśnione ramiona i plecy... Mrrr...
-Dla pewności będę tu dzisiaj spał – powiedział cicho. –Gdzieś na podłodze. Nie będę przeszkadzał.
- Skoro musisz zostać, to śpij ze mną w łóżku.
Uniósł jedną brew.
-Nie chce się narazić twojemu ojcu, Ari. Ałć – syknął, gdy plecy zapiekły. Cóż. Znów będzie miał bliznę. Szit.
- On tu nie wchodzi bez pukania. Tylko mama wchodzi jak chce. Ale ona nie ma nic przeciwko tobie - uśmiechnęła się. - Goi się dość szybko.
-Jak na psie – podsumował, wzruszając ramionami. –A blizny zostają, bo wampiry mają ten swój jad. Ot, jestem jeszcze brzydszy.
Serio? Miał zostać u niej na noc? Czy ona nawet nie podejrzewała go o szereg marzeń, jakie pojawiły się w jego głowie?!
- Brzydszy? Chory chyba jesteś - przewróciła oczami. - A teraz do łóżka, bo mnie chce się spać.
-To kładź się – poprosił, a sam zaczął rozpinać spodnie.
Aria wskoczyła do łóżka, położyła głowę na poduszce i wtuliła się w kołdrę.
Ian w bokserkach wsunął się pod kołdrę po drugiej stronie i założył ręce za głowę. Ta. Jakby mógł zasnąć, gdy ona leży obok. Dobrze, że spała w normalnym stroju a nie jakiejś frymuśnej bieliźnie..
- Cieszę się, że tu jesteś - szepnęła, nim zasnęła.
Gdzie?, pomyślał Ian. W twoim domu czy łóżku?

niedziela, 9 września 2012

Rozdział 20. Marzenia. (Emily x Shannon)

Rozdział Shannon Emily (x)

Emily stała na brzegu oceanu w Los Angeles, a fale sprawiały, że jej stopy powoli zatapiały się w mokrym, żółtym piasku. Robiło to na niej duże wrażenie, tak jak wcześniej widok swojej osoby w zielonym bikini w lustrze. Musiała przyznać, że wyglądała całkiem nieźle. Nie była chuda, ani gruba, a długie, czarne włosy spięła wysoko, żeby jej nie przeszkadzały w pływaniu. Uśmiechała się teraz szeroko, bo to była jej pierwsza wizyta nad wodą. Pomijając krótkie wyjazdy nad jeziora w Szkocji, której nigdy nie opuszczała. Aż do tej pory.
A za nią, z dziecięcym zapałem, jej facet, Shannon Finn, budował zamek. 
Pochyliła się nad wodą, nabrała jej do plastikowego, małego wiaderka, a potem wyciągnęła stopy spod piasku i wróciła do chłopaka.
-Jeśli chuchnę na ten piasek, to się utwardzi i zrobimy wieżę – oznajmił radośnie, patrząc na nią wesoło. No i pożądliwie, ale co mógł poradzić na to, że miał piękną dziewczynę? No nic.
- Rób, co chcesz, ale nie zwracaj uwagi innych ludzi... - drobnymi łapkami lepiła mury i komnaty.
-Zwróciłbym, gdybym zmienił się w smoka i porwał cię – uznał i ponad zamkiem obdarzył ją krótkim, ale pełnym czułości całusem. –A nie muszę porywać, bo jesteś moja. No. Chcesz taki zamek, skarbie? – zapytał, robiąc fosę. Ależ miał radości.
- A po co mi taki zamek? Domek by wystarczył - pokazała mu język.
Zrobił głupią minę w odpowiedzi na język.
-Cóż, dom moich rodziców w Szkocji jest nasz – powiedział cicho. –Ale faktycznie, przydałoby się coś gdzieś, gdzie cieplej. Marzniesz szybko i łatwo – pogłaskał ja po ramieniu. Teraz rozumiał nie tylko to, jak Obdarzeni troszczyli się o śmiertelników, ale też to, jak Smok troszczył się o swoją partnerkę. Było to ciężkie zadanie, ale nie niewykonalne.
- Mnie się tu podoba - powiedziała, chowając stopy w piasek i zwracając wzrok ku wodzie. Duże fale, kilku surferów, dalej motorówki i narty wodne. 
A wieczorem kolorowe światła, muzyka, restauracje, bary, piękne stroje. Żyć, nie umierać. No i kilka mil dalej samo Hollywood!
Nie był zaskoczony jej wyborem. Wszędzie dobrze, byleby daleko od matki gehenny, którą przeszła w Szkocji.
-Coś wymyślę – obiecał i przytulił ją. –A tymczasem zobacz, jaki mamy zajebisty zamek – ucieszył się.
Roześmiała się i pocałowała go mocno, mocno. No, a kilka miesięcy temu wydawał się nietykalny.
Przesunął dłońmi po jej plecach.
-Jesteś szczęśliwa? – zapytał cicho, zerkając jej w oczy. –Ze mną? Tutaj?
- Najbardziej na świecie! - przytuliła się do niego.
-Cieszę się – szepnął.

            Wieczorem, gdy Emily się kąpała, zaczął szykować wszystko w salonie. Pewnie myślała, że zapomniał o tym, że dzisiaj miała imieniny. Haha, nie. Shannon pamiętał o wszystkim, co mogło dać jej szczęście.
            Zamówił więc włoskie jedzenie, butelkę dobrego soku (skoro Emily nie piła), pstryknięciem palca pozapalał świece i czekał,. Aż usłyszy piski radości i zaskoczenia. 
A ona weszła do salonu w jego koszulce i spodenkach piżamowych. 
- Co ty... Jakaś okazja jest? - uniosła brew. - O mój Boże, mamy jakaś miesięcznicę?!
Skierował palec na kalendarz.
-Masz dzisiaj imieniny. Zobacz: Stephena, Heather i Emily. Nom. Wszystkiego najlepszego, kotku – powiedział dumny z tego, że ją zaskoczył.
- Aaa, no tak! - zaśmiała się. - Zapominałam. To twoja wina - walnęła go w ramię, a potem je pocałowała, żeby nie bolało. No. - Dziękuję.
-Nie ma za co – podał jej szklankę soku. –Wypożyczyłem twoje ulubione filmy. Jedzenie jest ciepłe. Milady? – ujął jej dłoń i podprowadził do kanapy.
Emily uśmiechała się szeroko i usiadła przy stole. 
- Mogłam się chociaż przebrać...
-Jak dla mnie wyglądasz przecudnie – pocałował ją w szyjkę, marząc o tym, by kiedyś skubnąć ją zębami. –Niezależnie od tego, co masz na sobie, jesteś dla mnie piękna. Kocham cię – zamruczał i podał jej wąskie pudełeczko. –Taki tam drobiazg.
- Ja ciebie też kocham - pocałowała go. - Co to? Co mi dajesz?
-No otwórz i zobacz. Mam nadzieję, że ci się spodoba – zawiesił głos, myśląc o srebrnym serduszku na srebrnym łańcuszku, który zaklął tak, by tylko Emily lub on mógł go zdjąć. Tak nic i nikt nie zerwie go z szyi dziewczyny, będzie również chronił ją do pewnego stopnia. Na tyle serduszka wygrawerował ich imiona i datę ich pierwszego pocałunku. –Taki tam drobiazg – powtórzył.
Emily otworzyła pudełeczko i zapiszczała. Wisiorek był śliczny. 
- Jest piękny - wzięła go w dłonie i obejrzała z każdej strony. - Załóż - odwróciła się tyłem i zgarnęła włosy na bok.
Założył i pocałował ją mocno w kark, uśmiechając się pod nosem. Mmm.
Przytulił się do pleców Emily.
-To jaki film puszczamy najpierw..?
- Jakąś komedię. 
Po kolacji usiadła na kanapie wygodnie i poklepała miejsce obok siebie.
Usiadł obok i natychmiast objął ją ramieniem. No cóż. Jako typowy smok lubił kontakt fizyczny z partnerką, gdyż to go uszczęśliwiało, Soł. Puścił film i rozsiadł się wygodniej. Emily wciąż dolewał soku, ale sam sięgnął po zimną wodę. Taaak, tutaj było zdecydowanie za gorąco dla smoka, ale zniesie to dla ukochanej.
Emily piła sobie soczek i obserwowała jak Mila Kunis całuje Justina Timberlake'a. A potem tak po prostu poszli do łóżka! 
I nagle zaczęła się zastanawiać, dlaczego, do jasnej ciasnej, oni jeszcze tego nie robią?! Może coś z nią było nie tak? Nie podobała mu się...?
- Shannon...? - spojrzała na niego, a kiedy i on zwrócił wzrok ku niej, pocałowała go lekko i czule, a potem coraz namiętniej. 
Wiedziała, że powinna się ubrać lepiej!
Smok zamruczał cicho z zadowolenia.
-Zimno ci, kochanie? – zapytał nagle i sięgnął po kocyk. –Będę pilnował do końca świata, żeby było ci ciepło – obiecał cicho, otulając nim jej ramiona. A potem znów pocałował Emily, przyciskając jej ciało do swojego, a dłonią błądząc po jej biodrze.
- Nie chcę kocyka.
Kurwać, w pokoju było ponad dwadzieścia pięć stopni! Jeszcze miała smoka obok siebie! Czy on jest niepoważny?!
Odrzuciła koc, znowu przyciskając usta do jego ust. Paluszkami przebiegła po jego policzku, a potem wtopiła je w jego włosy.
On po prostu inaczej odczuwał temperatury.
Shannon przesunął ustami po jej szyi i ramieniu, które lekko ugryzł.
-Przegapisz swój ulubiony moment w filmie – zamruczał.
- Mhm, pozwij mnie - całując go, wsunęła łapki pod jego koszulę i pogłaskała go po brzusiu. No, no... aww, w dotyku był równie cudny, co z wyglądu.
            Shannon uśmiechnął się. Rozczulały go te ich, z pozoru, niewinne i lekkie pieszczoty, jakimi się obdarowywali, wiec odpowiadał na nie równie chętnie. Bez słowa zdjął swoją koszulkę, aby Emily mogła go sobie pomiziać, a sam zaczął się obsypywaniem pocałunkami jej karku.
Och, oczywiście, że go sobie miziała. Powoli, jakby robiła to pierwszy raz, badała go i poznawała, błądząc łapkami po jego karku, szyi, ramionach, rękach, dłoniach, torsie, plecach, wzdłuż kręgosłupa.
Westchnęła mu cicho do ucha, unosząc w końcu ręce w górę.
Ściągnął z niej koszulkę i pchnął ją lekko, aby się położyła, podsuwając Emily poduszkę pod głowę. Ta smocza zręczność, co zrobisz… Pochylił się i z lekko zamglonymi oczami dotknął ustami jej brzucha.
Co było dziwne dla Emily, nie odczuwała zawstydzenia. Nie krępowała się przed nim. Cieszyło ja to i uśmiechnęła się, głaszcząc go po głowie.
Uśmiechnął się do niej słodko i zaczął całować wyżej, powoli zbliżając się do piersi. Ale nie dotknął ich, chociaż bolesne pulsowanie w spodniach odbierało mu zdolność logicznego myślenia. Uniósł wzrok, pytając ją spojrzeniem o zgodę.
Emily pokiwała głową. Pragnęła jego dotyku na całym swoim ciele. Na całym ciele.
Shannon ostrożnie zaczął pieścić ustami jej pierś, dłonią kręcąc małe kółeczka na drugiej. Chciał, by czuła się bezpiecznie, więc wszystko robił powoli. Doprowadzało go to do szału, ale wiedział, że musi zdobyć zaufanie Emily w tych kwestiach.
Jej dłonie głaskały go po ramionach i karku. Spodobały się jej te pieszczoty.
Uśmiechnął się i pocałował dziewczynę w usta. Rozczulała go jej drobna sylwetka i malutkie łapki. Kochał ją Az do ostatniego włókienka włosów czy skrawka paznokcia.
-Jesteś śliczna, wiesz? – zamruczał, muskając wargami jej szyję. Lekko przytulił się do niej, wciąż opierając się na łokciach. Jeszcze by jej coś złamał i dopiero by było…
- Dziękuję... - pocałowała go, rozpinając drżącymi dłońmi (od podniecenia) jego spodnie.
-Emily? – uniósł brew, zaskoczony. Nie żeby mu się to nie podobało, ale.. Emily nigdy nie sugerowała, że zaczną..
Oj, ci, jak mu coś przeszkadza, może spać na wycieraczce. 
- No co...
-Nie wiem, czy mam cię zanieść do łóżka czy.. – zerknął na nią badawczo, a potem dłonią musnął jej policzek. Boże, takie to to kruche… Nosem potarł jej szyję.
- Do łóżka - poprosiła cicho.
Wstał i podniósł ją, mocno przyciskając do swojego wysportowanego ciała. A więc klamka zapadnie.
-Nigdy nie – zająknął się i lekko zarumienił. –Nie byłem z dziewicą – dodał troszkę ciszej. –Boję się – wyznał. –Ale zrobię wszystko..
- Ufam ci, kochanie - szepnęła i pocałowała go lekko w policzek. - I chcę to zrobić z tobą.
Jego serce zabiło mocniej.
-Cieszę się – szepnął i położył ją na ICH łóżku. Było tam dużo poduszek i wygodny materac, a jakże. Shannon położył się obok Emily i wrócił do pieszczenia ustami jej szyi. Musiała być gotowa…
A ona wzdychała cicho, czując jak przyjemne ciepło rozchodzi się po jej ciele. Zaciskała palce na jego włosach, unosząc mimowolnie biodra wyżej. Ehe, chciała, żeby ją tam dotknął...
Jakby czytając jej w myślach, delikatnie pogłaskał dziewczynę po brzuchu, a potem zsunął ją niżej.. i niżej i dotknął jej TAM. Przy okazji jemu samemu wyrwał się z gardła ni to jęk, ni to cichy warkot.
Emily westchnęła głośno. 
- Mocniej - poprosiła, rumieniąc się.
Uniósł głowę.
-To było jedno z najbardziej seksownych słów jakie usłyszałem – jęknął  i wsunął rękę pod materiał spodenek i nakrył ją całą, po czym mocno ją przycisnął.
Jęknęła, nie kryjąc się z tym. Uniosła biodra, a także rozchyliła nogi.
Wsunął w nią paluszek, patrząc z troską na jej twarz. Jeśli to ją zaboli, to nie posunie się dalej..
Emily zacisnęła palce na jego ramionach. Zamknęła oczy.
-Boli? – zapytał, powoli poruszając palcem.
- Trochę...
Shannon zaprzestał się poruszać. Zaczął za to obsypywać ją pocałunkami i szeptał czułe słówka wprost do jej ucha. Lekkim ruchem ściągnął jej spodenki i jego pocałunki powoli przesuwały się w dół…
- Ale nie przestawaj - poprosiła cicho, znów unosząc bioderka. 
Też chciała mu sprawić przyjemność, kurczę, noo!
-Skarbie, zaraz ci dam coś lepszego – obiecał z ogromną czułością w głosie. Musiał hamować swoje popędy i siłę. Emily nie była obdarzona, mógł ją skrzywdzić.. Pocałował więc ostrożnie wewnętrzną stronę jej uda.
Westchnęła cicho, a jej dłoń spoczęła na brzuchu.
A język Shannona dotarł tam, gdzie zmierzał. Ostrożnie odkrywał przed nią kolejne etapy rozkoszy, wszystko robił powoli i dokładnie.
Emily dziwnie się z tym czuła. Dziwnie, ale przyjemnie, dlatego jęknęła cichutko. Zacisnęła palce jednej ręki na pościeli, zamykając oczy.
Pieścił ją coraz śmielej i coraz intensywniej. Znów wsunął w nią palec, tym razem wolniej, spokojniej. Przegryzła dolną wargę, powstrzymując się od wydawania pewnych dźwięków rozkoszy.
Shannon tymczasem zaczął palcem poruszać, jego język również zaczął poruszać się śmielej, Az w końcu niepewnie zaczął ją ssać.
Emily po chwili osiągnęła szczyt, krzycząc głośno.
Spojrzała na niego zamglonymi oczami i uśmiechnęła się.
- Łał...
Pocałował ją w brzuszek i wyszczerzył radośnie zęby w szczęśliwym uśmiechu.
-Rozumiem, że ci się podobało? – zagadnął, patrząc Emily w oczy.
- Bardzo - objęła go i pocałowała. - To teraz ta następna część? - zapytała nieśmiało.
-A chcesz? – zamruczał, kładąc się obok niej na łokciu. Ujął dłoń dziewczyny i poprowadził na cóż, dosyć duże, wybrzuszenie w spodniach. –Mamy czas, Em – wyszeptał czule.
- Nie mamy. Chcę przestać być dziewicą z tobą dzisiaj - zarumieniła się ostro, kiedy go tam dotknęła.
Jęknął.
-Okej – zamruczał i uśmiechnął się. –A więc dotykaj mnie, skarbie. Poznaj mnie tak jak ja poznałem ciebie. Możesz mnie oglądać, głaskać, cokolwiek. Jestem twój – dodał, muskając palcem jej brodę.
A więc oglądała, jeszcze raz błądząc palcami po jego ciele. 
- Wiesz, że jesteś piękny?
Jego mięsnie napinały się pod jej dotykiem, ale był cierpliwy. Musiał ją wszystkiego nauczyć, tak?
-Usłyszeć to z ust takiej ślicznej dziewczyny to prawdziwy komplement – stwierdził.
Uśmiechnęła się i pocałowała go w nos. 
- Zrób to teraz. Jestem gotowa - zapewniła go, zginając nogi w kolanach, aby ułatwić mu dostęp do siebie.
Pstryknął palcami, a świece w pokoju lekko przygasły, a Shannon zsunął z siebie bokserki. Lekko przygniótł ją do materaca swoim ciężarem, muskając wargami jej usta. Otarł się o Emily, jednocześnie patrząc jej w oczy,
-Kocham cię – wyszeptał, a potem pocałował ją i wszedł w nią jednym pchnięciem.
Nie zdążyła mu opowiedzieć, ponieważ krzyknęła, wbijając w jego ramiona paznokcie. 
No to finito, koniec bycia niewinną. I to z nim.
Uśmiechnęła się i pocałowała go mocno.
Shannon znieruchomiał, pozwalając jej przywyknąć do tego uczucia. Jednocześnie żałował, że nie mógł na siebie wziąć jej bólu, w końcu to on powinien cierpieć. Musnął wargami jej obojczyki, a potem szyję i usta.
- Kocham cię - powiedziała. - Tak strasznie mocno cię kocham - dodała ciszej, przytulając się do niego.
Shannon odwzajemnił uścisk, czując się wspaniale w ramionach ukochanej.
-Wiem, Emily. Ja ciebie też. Czasami to aż boli – wyszeptał.
- Przepraszam...
-Nie, skarbie.. – zamruczał i pocałował ją. –Pierwszy raz w życiu czuję, że moje serce naprawdę bije – oznajmił. Okej, niepewnie się poruszył. –Boli?
- Już nie, Shannon - szepnęła. - A ja słyszę twoje serce - uśmiechnęła się i poruszyła lekko biodrami.
Dopasował swoje lekkie pchnięcia do jej ruchów. Nie, była za drobna na ostrzejsze zagrywki, ale to mu nie przeszkadzało.
-Dziwne – szepnął – moje serce leży tuż przede mną..
Pocałowała go w odpowiedzi, czując dokładnie źródło przyjemności, która powoli rozchodziła się po całym jej ciele.
            Shannon również przestał mówić. Poruszał się troszkę szybciej, ale wciąż ostrożnie. Nie przygniatał jej całkiem. Nie przestawał jej chronić nawet teraz.
Dziewczyna jęknęła co jakiś czas. Jej palce sunęły wzdłuż jego kręgosłupa, to w dół, to w górę. 
Spojrzała na jego twarz i przez chwilę znów się zastanawiała, jak to możliwe, że o n wybrał właśnie j ą.
On nie myślał o takich rzeczach, ponieważ to było dla niego oczywiste. Skupił się na jej szyi. Smok podsycał go i zachęcał, aby ją ugryzł, oznaczył… Shannon zwiesił głowę. Tak, chciał to zrobić.. Emily znów jęknęła, przesuwając paznokciami po jego ramionach i łopatkach.
            Shannon zaczął się poruszać mocniej, gnąc w rękach prześcieradło .Wolał gnieść materiał niż jej skórę. No cóż, nigdy go nie obchodziły szczegóły, ale teraz nawet rozkosz, którą czuł schodziła na dalsze plany. Liczyła się tylko Emily, jej ciepło, zapach, dotyk. W końcu ugryzł ją lekko w ramię, ale czuł, że to za mało. Dziewczyna wsunęła palce w jego włosy. Odchyliła głowę do tyłu i przegryzła dolną wargę, by po chwili jęknąć głośno. Podrapała znów jego plecy, czując, że jest już blisko.
O tak, on również był blisko. Wbił się w nią mocno, by po chwili się wycofać, ale zaraz powtórzyć czynność. Lekka mgiełka przesłoniła mu oczy i zdrowy rozsądek; odnalazł TO miejsce na szyi, w którym Smoki oznaczały swoje partnerki i mocno ugryzł ją tam, mrucząc cicho. I wtedy po raz drugi dzisiejszego wieczoru doszła. Z jej ust wydobył się krzyk, układający się w jego imię. To było lepsze niż poprzednie.
Tak, on też to poczuł, nie popuszczając uścisku zębów, doszedł w niej, wypełniając Emily swoim spełnieniem. Dyszał ciężko i dopiero po chwili był w stanie puścić jej szyję. Ale minęło kilka minut, nim zaczął myśleć… Do tego czasu leżał z nosem wtulonym w jej szyję i wdychał zapach Emily.
Ona po kilki chwilach zaczęła głaskać go po karku i za uszkiem. 
- Nigdy nie czułam się taka szczęśliwa - wyznała mu szeptem z uśmiechem na ustach.
Uniósł głowę i uśmiechnął się do niej.
-Ugryzłem cię – wyszeptał zawstydzony, palcem muskając ślad na jej skórze.
- To nic. Troszkę zabolało, ale, no wiesz... - zarumieniła się i odwróciła wzrok. - Orgazm to... no wiesz no...
-Skarbie, jesteśmy w najintymniejszej sytuacji, w jakiej może być mężczyzna z kobietą, a ty się wstydzisz? – zamruczał i musnął wargami jej skroń. –Orgazm to? Dokończ – zachęcił.
- Sprawił, że nie bolało twoje ugryzienie, nooo! Nie wstydzę się! - jej policzki były teraz czerwone jak wino.
-Jasne – cmoknął ją lekko i ułożył na boku, nie chcąc przygniatać jej ciała. –To znak – powiedział nagle. –Smoki tak robią, wiesz? – mówił cicho.
Emily natychmiast się do niego przytuliła, w poszukiwaniu ciepła. I w ogóle lubiła (żeby nie powiedzieć obsesyjnie "uwielbiała") się do niego przytulać. Do s w o j e g o faceta.
Objął ją ramieniem i pocałował w czoło.
-Effy nie musi o tym wiedzieć, nie? – zapytał nagle. –No wiesz… o szczegółach. Znaczy się, ja wiem, że kobiety o tym rozmawiają, ale..  Ach ,Em, ja.. yy.. no…
- Co? - uniosła na niego spojrzenie. 
No. Od teraz będą ze sobą sypiać. W każdym tego słowa znaczeniu.
-No.. – teraz on był koloru wina. –No wiesz… Znaczy się…  O boże, zapomnij – jęknął i ukrył twarz w jej szyi. –Podobało ci się..?
- Bardzo mi się podobało - cmoknęła go w policzek, a potem ułożyła wygodnie głowę na jego ramieniu. Przykryła się kołderką i zamknęła oczy. - Dobranoc, kochanie.
-Dobranoc – zamruczał.
            A potem czekał, aż Emily zaśnie, głaszcząc ją po plecach i intensywnie myśląc.
Domek w ciepłym miejscu, tak?
Da się zrobić.