sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 66. Wypadki chodzą po ludziach (Emily x Shannon)

 Shannon przeszedł się po domu, w którym od niedawna mieszkał wraz z Emily. Wyremontowany, ładny dom był czymś, co od dawna chciał podarować swojej ukochanej. 
-Nie wychodź dzisiaj z domu - poprosił, widząc ją w kuchni. -Zapowiadają silne wiatry, nawet huragan. Nasz dom jest zabezpieczony, tutaj jesteś bezpieczna.
- To dobrze, bo nawet mi się nie chce wychodzić.
Emily miała już spory brzuszek. Szkoda tylko, że ślubu nie wzięli, no ale. Przynajmniej Shannon nie uciekł.
-To dobrze - powiedział krótko i pocałował ją w czoło. -Jak się dziś czujemy?
- My się czujemy dobrze. Jesteśmy wciąż głodni, ale w porządku jest. O której dzisiaj wrócisz? - przytuliła się do niego.
-Postaram się szybko - obiecał, ujmując jej ręce. -Jakbyś czegoś potrzebowała, dzwoń. Gdybyś się wystraszyła, w piwnicy jest schron.
- To może lepiej nie idź. Zaczynam się martwić.
-Jestem smokiem, kochanie. Nic mi nie będzie. Postaram się wyrwać wcześniej z pracy.
- I tak się martwię. Nie idź, o - przytuliła się do niego mocno.
-Skarbie.. - pogłaskał j a po włosach. -Wiem. Poproszę Vanessę i Rikuo, żeby ci dotrzymali towarzystwa, co? Od kiedy ich synek się urodził, mają dużo czasu.
- Chyba powinno być odwrotnie - zaśmiała się. - Dobrze, idź. Ale wracaj wtedy, kiedy nie będzie szalała pogoda, dobrze? Smok, nie smok, musisz na siebie uważać. Dobrze? Obiecujesz?
-Obiecuję. Do zobaczenia wieczorem - powiedział czule i pocałował ją lekko w usta.
- Powodzenia w pracy - odprowadziła go do drzwi.
Shannon na podjeździe obrócił się i pomachał do niej.
-Dbaj o siebie, Em! - zawołał i wsiadł do auta.

Zgodnie z jego obietnicą, popołudniu na podjeździe pojawiło się auto Rikuo i Vanessy. Młody tatuś prowadził ostrożnie, a gdy tylko zaparkował, obszedł auto dookoła i otworzył drzwi dla żony.
-Nessa, wzięłaś sweter? Wieje, zimno jest. Załóż. Poprosimy Em o koc, co ty na to?
Vanessa spojrzała na niego z uśmiechem.
- W porządku ze mną, naprawdę. Chodźmy już.
-Jesteś pewna? Jeśli się źle poczujesz, to wołaj - poprosił. Otworzył drugie drzwi i z tylnego siedzenia wziął nosidełko z dzieckiem. -Emily pewnie już na nas czeka.
- Nic mi nie jest, dzieckiem nie jestem. Dobra? - podeszłą do drzwi i zadzwoniła.
-Nie jesteś, ale.. - westchnął ciężko. -Ja się po prostu o ciebie troszczę - mruknął.
- Trochę za bardzo.
Emily otworzyła im drzwi i wpuściła do środka.
- Witajcie. Jak tam dziecko?
Rikuo przytulił lekko Emily.
-W porządku - powiedział. Dean rośnie jak na drożdżach. Prawda, Nessa? - powiedział miękko do zony.
- I ma apetyt po tacie - westchnęła z uśmiechem. - A ty jak tam? - spojrzała na brzuszek Emily.
- W porządku. Ale już nie mogę się doczekać, żeby go zobaczyć i przytulić. No i kręgosłup mnie boli już.
- Jeszcze trochę.
-Chodźcie do środka, bo bardzo wieje - poprosił Rikuo. -Przywieźliśmy jedzenie, Em, bo nie wiedziałem, czy Shannon zdąży dzisiaj zrobić zakupy. Pójdę po nie - dodał, kładąc nosidełko Deana na podłodze.
- Chodź, zrobię nam herbaty - Emily poszła do kuchni, a Vanessa poszła za nią z dzieckiem. Wolała mieć ciężarną na oku.
Po chwili Rikuo wrócił, niosąc dwie torby z jedzeniem, przez ramię miał przerzuconą torbę z rzeczami Deana.
-Uf, zaczęło padać.
- Lepiej, żeby Shannon teraz nie wychodził, bo pewnie zaraz się zacznie - Emily spojrzała przez okno.
-Nie martw się o niego - Rikuo dotknął jej ramienia. -Śliczny macie ten dom. Myśleliście o przygarnięciu psa albo kota?
Chciał odwrócić jej uwagę od pogody. Usiadł obok Vanessy i wziął od niej Deana.
- Myśleliśmy, ale jeszcze nie wiemy. Ja bym chciała dużego psa, żeby był w domu. No wiecie, kiedy nie ma Shannona.
-Mhm, to jest dobry pomysł. Poza tym, dzieci dobrze się dogadują z psami. My też o tym myśleliśmy, prawda? - ujął dłoń Nessy.
- Taak, małe dziecko, pies... ale zrobi chaos... - uśmiechała lekko.
-Oj tam chaos. Będę ci pomagał przecież, prawda? - Rikuo lekko ścisnął jej palce. -Usiądź, Em. Opowiadaj. Podobno Effy ma faceta?
- Taaak. Ma. I nie zgadniecie kim on jest - powiedziała dumnie, bo ona wiedziała, a oni nie, haha!
-No mów! Od kiedy urodził się Dean jesteśmy troszkę do tyłu - powiedział wesoło Rikuo, jednocześnie smyrając synka po brzuszku. Ten zagaworzył lekko.
- Nazywa się Connor Navarro, jest porucznikiem w wydziale zabójstw i jest też dranirem piątego klanu. Jest smokiem.
Rikuo przez chwilę zbierał szczękę z podłogi.
-Chcesz powiedzieć, że Navarro, o którym nawet ja słyszałem, jest smokiem? W dodatku dranirem?!
- Mhm, tak właśnie - Emily uśmiechnęła się szeroko, kiwając głową. - I jest cudnie przystojny.
- A plotki o tym, że mieszkają razem...? - zagadnęła Vanessa.
- Prawda. Mają psa i opiekują się bratankiem Connora.
-O w mordę - mruknął Rikuo. -Widzę, że całe życie Effy zostało wywrócone do góry nogami. Dziecko, pies, facet, w dodatku ta legenda o piątym klanie jest prawdą - pokręcił głową. -Widzisz, bączku, ile przez ciebie straciliśmy? - pocałował Deana w czubek główki.,
- Effy wydaje się to podobać - Emily wzruszyła ramionami z uśmiechem. - Co prawda nie przyzna się do tego na głos, ale wiecie.
-Wiemy - zaśmiał się Rikuo. -Ona nie była nastawiona na życie rodzinne, jak my - uśmiechnął się do Vanessy.
- Ano. A tu taki obrót spraw - zaśmiała się Emily i napiła się wcześniej zrobionej herbatki.
-Wręcz niesamowite. Ale to dobrze, bardzo dobrze - powiedział Rikuo. -A słyszałaś, ze Rin ma dziewczynę?
- Co ty gadasz? - Emily uniosła wysoko brwi. - Rin? Nasz Rin?
- Mhm. Też nie zgadniesz kogo.
-Nie zgadniesz, nie ma takiej opcji.
- No dobra, mówcie. Jestem gotowa.
-Spotyka się z czarownicą - obwieścił Rikuo. -Ma na imię Heather.
- Z czarownicą?! Boże, jaki ten świat mały. No ale najważniejsze, że są szczęśliwi, prawda? - uśmiechnęła się lekko.
- Wiosna była, może to dlatego - nadal się uśmiechała. - A ja nadal czekam na pierścionek i nic!
-Jeśli chodzi o te sprawy, Shannon zawsze był troszkę wolny - powiedział Rikuo. -On pewnie już myśli o was jak o małżeństwie - dodał. -Swoją drogą, o której powinien wrócić z pracy?
- Powiedział, że wróci szybciej, ale dobrze, że go jeszcze nie ma. Mam nadzieję, że został w pracy, a nie ruszył w taką pogodę.
-Pewnie się spieszy do was - powiedział Rikuo. -Też bym nie usiedział w pracy, gdyby Nessa i Dean zostali sami w taką pogodę.
- No lepiej niech na siebie uważa - Emily chwyciła telefon do ręki i próbowała się dodzwonić.
telefon jednak milczał. Sieć padła.
-Dziwne - powiedział Rikuo. -Musi naprawdę mocno wiać.  U was tego nie czuć, bo Shannon zabezpieczył dom pieczęciami, ale.. mimo to.. hmm.
- No nie denerwuj mnie - Emily aż wstała i podeszłą do okna.
-Em, spokojnie. To jest smok, on sobie poradzi.
Rikuo zerknął na Vanessę, wzrokiem prosząc ją o pomoc. Przez ten czas, od kiedy byli małżeństwem, nauczył się na niej polegać.
- Właśnie, Em, spokojnie - dodała Nessa. - Smoki to silne stworzenia, prawda? Będzie dobrze. Siedź. Herbata ci stygnie - sama się napiła.
-Nessa coś o tym wie, więc jej zaufaj. Zna życie ze smokiem jak mało kto - pocałował żonę w czoło.
Emily usiadła na kanapie. Lepiej, żeby ten rudzielec zaraz tutaj przyszedł.
Rikuo usiadł naprzeciwko niej
-Chciałabyś potrzymać Deana?
- Nie, nie chcę.
-Emily, nie martw się.. o, dzwonek, to pewnie Shannon!
Emily wstała i podeszła do drzwi.
Niestety, na zewnątrz nie stał Shannon (który przecież ma własne klucze), tylko Rin.
-Hey, piekna dziewczyno mojego kuzyna - przywitał się z Emily.
- Cześć, wchodź. Co ty tutaj robisz?
-Wpadłem zobaczyć, co u ciebie słychać - jednocześnie zerknął ponad jej ramieniem na Rikuo. Rikuo znał ten wyraz oczu.
Coś się stało.
- Nie jest dobrze, bo nie wiem, gdzie jest Shannon - powiedziała.
-Pewnie jeszcze w pracy, znasz go - poklepał ją po ramieniu. -Ohohoh, a któż to, jak nie mój słodki bratanek? Cześć, Dean - pocałował lekko Vanesse w policzek. -Cześć, moja ulubiona bratowo.
- Twoja jedyna bratowo - zaśmiała się Vanessa i spojrzała na Em. - Chodź tu do nas.
Emily usiadła obok Vanessy.
Tymczasem Rikuo i Rin wyszli. Starszy z bliźniaków w kilku słowach streścił mu telefon od Josha, z którym pracował Shannon.
-Wyjechał z biura dwie godziny temu, powinien tu być już dawno - mówił cicho Rin. -Poprosił mnie, żebym przejechał tą trasą, co on, bo mam najbliżej. Samochód Shannona leży w rowie, jak setka innych,. Byli na trasie tornada - powiedział cicho.
- Denerwuję się i nic na to nie poradzę - powiedziała Emily. - A może coś mu się stało?
- Daj spokój, Em. Wszystko będzie dobrze, musisz w to wierzyć. Ba, przecież wiesz, że nic mu nie jest - objęła ją ramieniem.
-O cholera. Musimy powiedzieć Emily.
Kiedy weszli do pokoju, obie wiedziały, że cos jest nie tak.
- Co się stało? - zapytała Nessa.
-Emily, po pierwsze, nie panikuj - poprosił Rin, podczas gdy Rikuo podszedł do Vanessy i po prostu ją objął. Wystarczyła mu sama jej bliskość.
- Coś z Shannonem, prawda? - wstała, patrząc na niego ze strachem w oczach. - Co się dzieje?
-Nic nie wiemy - powiedział Rin. -Wiemy tylko, że jechał do domu tą trasą, w którą uderzyło tornado... Nie słyszeliście, bo nie macie włączonego telewizora..
- W taką pogodę, to i tak nic nie odbiera sygnału - powiedziała cicho Vanessa.
- Muszę tam jechać - powiedziała Emily i poszła w stronę drzwi.
-Nie ma mowy - Rin złapał ją za ramiona. -Jak Shannon wróci, to nas zabije, jeśli się dowie, ze pozwoliliśmy ci wyjść.
-Weź Deana do nosidełka. Musisz nam pomóc, Nessa - poprosił cicho Rikuo.
- Gdyby miał wrócić, to już by tu był!
-Pewnie jak rozwaliło mu auto, to został pomóc przy rannych - wymyślił Rin. -A nie może do ciebie zadzwonić, bo padła sieć. Usiądź, Emily. Poczekamy tu wszyscy na niego.
I czekali. Całą noc. Dzień, potem dwa. Przyjechał Navi z Emmą, a także Effy z Connorem. Minął tydzień.
A oni wciąż czekali.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz