sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział 65. Obóz. (Nate x Kei)

Kei stał przed autobusem. Miał na sobie czarne szorty i zielony podkoszulek z logo obozu, na którym był jednym z opiekunów. Dostał nawet specjalny gwizdek, który zawiesił sobie na szyi.
Sprawdzał listę i zaznaczał, którzy uczestnicy już dotarli. Jako że był to obóz dla dzieci uzdolnionych plastycznie, rozstrzał wiekowy był dosyć duży. Przed chwilą pomógł wnosić bagaże drobnej ośmiolatce, a na liście miał chociażby..
-Jaja se robicie - mruknął, patrząc na nazwisko Morgenstern.

Tymczasem Jace zaparkował niedaleko autobusu i zerknął zaniepokojony na syna.
-Jesteś pewien, że wszystko masz, Nate? Numer do mamy, do mnie, do biura mamy, do mojego gabinetu? W razie czego dzwoń do cioci Emmy - podsunął.
No tak, po TYM wszystkim Jace'a zafundował młodszemu synowi obóz plastyczny. Takie tam, niedaleko Los Angeles, więc tego. W sumie Nate się cieszył, bo czemu nie? Zawsze można się naumieć czegoś nowego, fajnego, może stać się chociaż w połowie drugim da Vincim?
- Tak, wszystko wiem - wysiadł z samochodu i podszedł do bagażnika, z którego wyjął swoją torbę.
Jace, niczym zatroskana matka przed pierwszym wyjazdem swojego dziecka, pospieszył za nim.
-Uważaj na siebie, synku, okej? - poprosił.
- Jestem dorosły, poradzę sobie - uśmiechnął się. - No, to idę - tulimy na pożegnanie.
-Wiem, ze poradzisz - Jace poklepał go po plecach. -Ale nawet jak doczekasz się własnych wnuków, dla mnie wciąż będziesz moim synkiem. Baw się dobrze, Nate - dodał.
Kei odwrócił wzrok, widząc ich pożegnanie. Zazdrościł Nate'owi ojca.
- Oj wiem. Dobra, lecę, bo odjadą beze mnie. Pozdrów mamę, Arię , Nicka i Aleca - a potem poszedł w stronę autobusu.
trochę zwolnił widząc znajomą blond czuprynę. O matko. You are serious, aren’t you? Tell me you're not serious.
-Cześć, Nate - Kei postukał w kartkę z nazwiskami obozowiczów. -Mam nadzieję, że twoich skarpetek liczyć nie muszę. No i że nie masz ukochanego pluszowego misia, którego będę szukać po lesie - zażartował
- Niiee...? - uniósł brew. Okeeej. - Idę wrzucić torbę do bagażnika - i zwiał.
Hm. Kei w międzyczasie pomógł usadowić się dwóm bliźniaczkom, przejętym swoim pierwszym wyjazdem. Wysłuchał też litanii ich rodziców.
I pomyśleć, że robił to za darmo.
Idiota. A mógłby sobie zarobić.
Nate usiadł na wolnym miejscu i włożył słuchawki do uszu. Spojrzał za okno. A miał nadzieję, że nikogo nie będzie znał... znaczy nie spotka nikogo znajomego. No ale...
Droga minęła im szybko. Znaczy się nie była to znaczna odległość, ale jako że autobus był wypełniony w części dziećmi, to było ciężko. Ale było też kilkunastu studentów, jak Nate.
No, szło dostać na łeb, dlatego chwała za słuchawki!
W końcu dotarli. Ładnie. Zielono, domki i w ogóle. Spoko klimacik. Nawet basen mieli! I wielki magazyn z przyborami plastycznymi. Żyć, nie umierać!
Kei wstał. Oczywiście, starsi wychowawcy mieli w planach kilka imprezek, niech więc młody zapieprza za nich, a co.
-Będę wyczytywać wasze nazwiska i numery domków wam przydzielonych.
Ojej. Czyżby był w jednym domku z Nate'em i jeszcze dwoma studentami?
Nate wziął swój bagaż i poszedł do domku numer jedenaście. Zajął lepsze łóżko, pod ścianą sobie, nawet szafkę miał lepszą. Dobra, jakoś to będzie. łazienka byłą nawet znośna.
Kei do domku dotarł ostatni. Reszta już się rozpakowała i zajęła lepsze miejsca. No cóż, nie był typem, który narzeka. Uśmiechnął się do nich ciepło, gdy dwóch zaczęło szybko chować piwa.
-Co jest w domku, zostaje w domku - powiedział cicho. -Ale starajcie się nie łamać zbyt wielu zasad, okej?
-Spoko, stary - studenci wyciągnęli po puszce piwa i do niego, i do Nate'a.
- Ja dziękuję - odmówił gestem dłoni, uważając na rękawy, żeby mu się za bardzo nie podwinęły. Ano, miał blizny, miał. Trudno, żeby nie miał.
-Ja też. Dzisiaj wieczorem jest spotkanie zapoznawcze, do tego czasu macie wolne - powiedział Kei, wieszając na drzwiach harmonogram obozu i swój numer kontaktowy. -Chodźcie swobodnie po ośrodku w poszukiwaniu natchnienia.
-I lasek!
Lasek. No cóż.
Nate wysłał tacie esemesa, że wszystko gra, jest fajnie, dojechali szczęśliwie i takie tam. Spojrzał ukradkiem na Kei'a. Zastanawiał się, czemu tutaj jest. No ale przecież go nie zapyta!
"Super. Przelałem Ci na konto dodatkową kasę, baw się dobrze" odpisał Jace.
Chłopcy po piwie poszli szukać wspomnianych wcześniej lasek, a Kei zerknął na Nate'a.
-Nie spodziewałem się ciebie - powiedział  pogodnie.
- I wzajemnie. Jak się tutaj znalazłeś?
-Potrzebuje punktów do stażu. A prawda jest taka, że tata zasugerował, że mógłbym.
No. Kei starał się zrobić wszystko, żeby Josh był z niego dumny. Wiedział, że nie jest jego synem.. Ale wiedział też, ile Josh Munro dla niego zrobił.
- Aa, no widzisz.
Kleiło się jak... no.
Kei usiadł na łóżku naprzeciwko niego.
-Co chcesz malować? Naturę, ludzi?
- Wszystko - uśmiechnął się szeroko. - Co tylko dostrzeże moje oko.
-Ekstra. Super. A interesuje cię jeszcze fotografia? Bo będę prowadzić warsztaty.
- Fotografia nie bardzo.
-No nic - Kei dalej się uśmiechał. -Mam nadzieję, że spodoba ci się pobyt tutaj. Byłem tu już rok temu i w lesie jest takie niesamowite miejsce. Zabrać cię tam? Kiedyś, znaczy się.
- Nie wiem, zobaczymy - wzruszył ramionami i wstał. - Pójdę się rozejrzeć i wyszedł.
To nie tak, że nie chciał jego towarzystwa. Oczywiście, że chciał. Look at him. Ale za bardzo się wstydził.
Kei westchnął tylko ciężko. Chciał się zaprzyjaźnić z Nate'em, ale Nate chyba tego nie chciał.
Poszedł więc zabrać się do pracy, ale Nate wciąż gościł w jego myślach.
Nate tymczasem łaził sobie po murkach z lekko rozłożonymi ramionami, uważnie patrzył w dół. A wietrzyk wiał i podwiewał lekko jego koszulkę. Tak, właśnie, niczym scena z filmu.
Kei widział go z daleka. Ale zajęty był zabawianiem dzieci, które rysowały swoje obrazki siedząc przy dużym stole. Starsze dzieci robiły coś przy sztalugach, podczas gdy studenci gdzieś poszli, jak Nate.
W końcu nadszedł wieczór.
Nate usiadł sobie przy ognisku i poczochrał sobie włosy z nudów. Usiadł obok niego taki jakiś taki, nie najgorsiejszy.
-Jestem Caleb - wyciągnął do niego rękę.
- Erm... Nate - uścisnął mu dłoń. No nie lubił mówić o sobie, co zrobisz. Kiedyś tak, owszem, wszędzie było go pełno. No ale.  
-Miło mi cię poznać, Nate.
Kei poczuł... zazdrość. Starał się ją zdusić, ale ostatecznie usiadł po drugiej stronie pana Morgensterna.
-Bierzcie jedzenie, chłopaki.
Nate wstał i poszedł po kiełbaski, bułeczki, kepczup i musztardę. A potem jechana smażenie kiełbasek na badylach. Może to wcale nie był taki dobry pomysł z tym wyjazdem.
Kei nagle wyjął gitarę i zaczął brzdąkać, podczas gdy jedna z opiekunek uczyła najmłodszych obozowej piosenki.
Nate uśmiechnął się lekko, spoglądając na blond czuprynę obok.
Któż by zgadł, że Kei gra melodię z piosenki Guns n' Roses.
Aha, ktokolwiek widział, ktokolwiek wie.
A potem zaczęło się szamanie. A potem każdy coś mówił o sobie. Takie tam pierdoły.
Kei słuchał ich jednym uchem, drugim mu wypadało. Cichutko sobie grał, zapatrzony w płomienie. Ogarniała go dziwna melancholia.
- Nate Morgenstern, 21 lat, mieszkam w Los Angeles - powiedział. A co ma więcej mówić, nie? No.
No. A potem, gdy dzieciaki poszły spać. Kei wymknął się z domku i poszedł nad ukryte w lesie jeziorko. Usiadł na skałce i włożył nogi do wody.
-Usiądź, nie krepuj się - zaproponował Kei.
-Mhm. Dlatego lubię to miejsce - wyznał. -Rok temu byłem tu jako uczestnik. Malowałem.
- Nie wiedziałem, że malujesz. Co zrobiłeś?
-Głównie naturę, ale teraz przerzuciłem się na szkice i projekty.
- O, miło - uśmiechnął się do niego lekko, a potem spojrzał w niebo.
-Ano. Chcę pomóc tacie.
- Architekt - nadal się uśmiechał. - Ja nie mam głowy do liczb.
-Serio? - uśmiechnął się. -Ja je bardzo lubię. Tata uczył mnie matematyki, a z fizyk chodziłem na korepetycje do pana Redbirda. Nie był zachwycony, ale ma talent do uczenia.
Nate roześmiał się.
- Tajemnica wszechczasów: czy pan Redbird kiedykolwiek był zadowolony.
-Ma dwóch synów i wnuczkę. Pewnie zdarzają mu się chwile, gdy jest szczęśliwy i zadowolony.
- No pewnie tak. Ale wiesz, ktokolwiek widział, ktokolwiek wie - zaśmiał się znów.
-Pewnie tak. To musi być dziwne i przerażające jednocześnie, gdy się uśmiecha - spojrzał na Nate'a i zrobił "straszną minę".
- Nooo. Ty się nie śmiej, nie chciałbym tego zobaczyć.
-Och nie bój się, przytu.. - urwał i chrząknął. -Pewnie miałbyś koszmary.
- No na pewno. Ciekawe jak pani Cassie z nim wytrzymuje... no ale.
-Jest szczęśliwa. A o to w życiu chodzi, prawda? - Kei pochlapał go lekko wodą.
- No tak - uśmiechnął się lekko, patrząc mu w oczy. Co trwało dłużej niż sześć sekund bez mrugnięcia okiem. Chwila, co to znaczyło? A, tak, albo chce go zabić albo uprawiać z nim seks.
Kei liczyłby na to ostatnie, gdyby wiedział, co chodzi po głowie Nate'a.
-Opowiesz mi o twoich bliznach? - zapytał nagle.
- C-co? - Nate szybko zaciągnął rękawy. I miła atmosfera poszła się jebać. Nate wstał. - Nie - odpowiedział cicho, odwrócił się napięcie i poszedł w stronę domku.
Kei dogonił go i złapał za ramię.
-Spokojnie, Nate. Uspokój się.
- Jestem spokojny - wyrwał się. - Idę spać, dobranoc.
Kei objął go go tyłu. Tak po prostu. I przytulił.
-Nie jesteś. Czuję, jak mocno bije ci serce - powiedział Kei. Jego darem było uzdrawianie ludzi, wyczuwał każdą reakcję ich organizmów. -Uspokój się, nim zrobisz sobie krzywdę - poprosił.
No cóż, Nate stał jak sparaliżowany. Dawno nie był z nikim tak blisko. No i jeszcze słowa Kei'a...
- Nie zrobię - szepnął.
Splótł ramiona na jego brzuchu.
-Też tak mówiłem, a potem robiłem wszystko, żeby pozbyć się własnego życia - powiedział Kei.
- Co? - uniósł lekko głowę, a potem odwrócił nią delikatnie, aby móc chociaż kątem oka na niego spojrzeć.
-Josh Hell nie jest moim ojcem. Mój prawdziwy ojciec zgwałcił moją mamę i wyrzucił z klanu, by umarła. Przeze mnie cierpiała głód i pracowała za dwóch, by nas jakoś utrzymać. Byłem przyczyną wszystkich jej problemów. Jak więc mogłem potem powiedzieć Joshowi prosto w twarz, że jestem gejem? Żeby się mnie znów wstydzili? - opowiadał cicho, patrząc gdzieś w pień drzewa.
Nate zamilkł. Chyba wolałby tego nie słyszeć. Co miał mu teraz powiedzieć?
Zamiast słów po prostu się odwrócił do niego przodem i przytulił go do siebie.
Kei poklepał go po plecach.
-Spoko.. W końcu im powiedziałem. I wiesz, co powiedzieli? Że mnie kochają takiego, jakim jestem. Ciebie też kocha cała rodzina, Nate - uśmiechnął się.
- Wiem - w końcu się od niego odsunął. - Pójdę już.
-Chodź, wrócimy nad jezioro. Popływamy, gorąco jest - zaproponował.
- Nie, pójdę już. Dobranoc i do jutra. I dzięki za rozmowę - uśmiechnął się, a potem zniknął w domku.
A Kei wzruszył ramionami i poszedł popływać. Ale wcześniej wysłał smsa do swojego terapeuty, że udało mu się otworzyć przed kolejną osobą.

1 komentarz: