sobota, 25 maja 2013

Rozdział 59. Step up czy coś. (Heather x Rin)


Rin, wysoki i starszy z synów Mathiasa, bawił się właśnie na domówcie.
"Bawił".
Dookoła były same laski, które malowały się chyba przy użyciu szpachli, co jego - i smoka - zawsze zniechęcało.
W salonie nagle tłum się rozstąpił. Na środek (dobrze, że salon miał duuużo metrów kwadratowych) wyszła dziewczyna o czarnych włosach aktualnie związanych w wysoką kitkę. Miała na sobie top na ramiączkach, który odsłaniał jej płaski i twardy brzuch, a nogi zdobiły szerokie spodnie - jedna nogawka była podwinięta, ale zasłaniała kolano, druga nogawka była spuszczona. Stopy odziane miała w wygodne trampki. 
Z drugiej strony wyszedł jakiś chłopak, prawdopodobnie jej kumpel.
- Zobaczmy, czego się nauczyli! - krzyknął jakiś koleś i włączył muzykę, do której ona, Heather, i Rico zaczęli odstawiać taniec współczesny, połączony z hip-hopem.
~Ładne stworzenie.
Rin musiał się zgodzić ze Smokiem. Dziewczyna nie dosyć, że była ładna i naturalna, była również wysportowana i zgrabna.
Heather sobie nie przeszkadzała. Razem z Rico wykonywali różne niebezpieczne figury. Robili salta, z mocnym upadkiem na podłogę. Stawali na rękach i robili piruety na nogach i głowie. I inne pierdoły związane z gimnastyką.
Ciekawe, czy w łóżku była równie aktywna. Rin, przyszły Dranir Sakai, niewiele robił sobie z zasad. Gdy czegoś chciał - dostawał to. Życie było prostsze i przyjemniejsze dla tych, którzy nie próbowali mu stawać na drodze.
Kiedy piosenka się skończyła, Heather i Rico upadli na kolana i uderzyli prawymi dłońmi w podłogę. Na sali rozległy się brawa, krzyki i piski. Para wstała i przybiła żółwia.
- Łuuu! - zawołał radośnie Rico, unosząc rękę do góry.
- Ładnie, kochanie - do Heather podszedł jakiś koleś i pocałował ją.
~Co za dupek.
Mi to mówisz?
Rin zaczął delikatnie sondować mózg tego trepa. Hm. Nic wielkiego. Ot, kilka szarych komórek, które samotnie przemierzały przestrzeń. Widział jego fantazje erotyczne z tą laską w roli głównej, widział jakieś myśli związane z kasą i...
Pan Trep ma inną, pomyślał Rin z satysfakcją.
- Idę się napić - stwierdził Rico i poszedł.
- Idziesz ze mną? - zapytał chłopak Heather.
- Nie, chcę tańczyć. Szkoda, że ty nie chcesz - odwróciła się do niego tyłem i wbiła się w tłum. Po chwili pochłonęła ją muzyka.
~Jaki plan, generale?
Chodź, namówimy Trepa, żeby przyznał się jej do wszystkiego.
Rin zaczął manipulować myślami nieznajomego, którego i tak już nie lubił. Podesłał mu wyrzuty sumienia oraz gotowy tekst, który, jako telepata najwyższej klasy, po prostu wyrył w jego mózgu.
No i po chwili dało się usłyszeć głośny trzask, kiedy dłoń Heather uderzyła w jego policzek.
~Szczerość to podstawa w związku.
Hah. Kazałem się też przyznać jego kochance, że cały ten czas miał dziewczynę.
Tymczasem Rin podszedł do tłumu, który nerwowo chichotał i czekał na przedstawienie.
Heather odwróciła się gwałtownie i chciała odejść, ale wpadła na Rina.
- Jak łazisz?! - warknęła i podniosła głowę. - Przesuń się - ale nie czekała, tylko wyminęła tego wysokiego przystojniaka.
A ten - wysoki przystojniak - poszedł za nią, trzymając ręce w kieszeni.
-Pomóc ci w czymś, śliczna? - zagadnął. -Mogę potrzymać tego twojego kogucika, a ty w tym czasie urwiesz mu jaja. Jesteś przecież jak Walkiria.
- Hm... interesująca propozycja, ale nie przy świadkach - weszła do łazienki, zamykając mu drzwi przed nosem.
On tymczasem stał pod tą łazienką.
-No hej, dasz mu wygrać? - zapytał po chwili. -Jesteś waleczna.
- To chyba moja sprawa, co? - odkrzyknęła, myjąc twarz zimną wodą.
-Jestem błędnym rycerzem. Widzę damę w potrzebie, yada, yada i wiesz co dalej.
Heather po chwili wyszła z łazienki. Oparła się o framugę drzwi, krzyżując ręce na piersiach.
- Och, really?
-No spójrz na mnie. Czy te oczy by cię okłamały, Amazonko?
- Heather. Mam na imię Heather.
-Jestem Rin Sakai. Miło mi cię poznać, Heather Amazonko - pocałował wierzch jej dłoni.
- Co ty masz z tą Amazonką, Rin?
-Hm. Amazonki były wysportowane, jak ty, piękne, jak ty, ostre, jak ty, no i waleczne, jak ty.
- Niezły tekst na podryw, Rin - klepnęła dłonią jego ramię. - Tańczysz, czy trzeba cię namawiać?
-Tańczę, o ile nie podrywa mnie dziewczyna - murarz - podał jej ramię.
Heather prychnęła, rozbawiona i poszła na parkiet. Wszyscy od razu zaczęli się na nią gapić, ale to jej nie przeszkadzało, kiedy zaczęła tańczyć.
Rin niemalże natychmiast pojawił się obok niej. No. Był niezły w tańcu, chociaż nigdy nad tym nie pracował. Ale jako że dbał o swój aspekt fizyczny, miał wysporotwane, umięśnione ciało.
Znalazł się za jej plecami i lekko o nią otarł, oczywiście przez taniec.
Heather uśmiechnęła się i zakręciła tyłeczkiem. A co się będzie przejmować jakiś dupkiem? Życie jest zbyt krótkie!
Zachęcony jej ruchem, położył dłonie na jej biodrach i dopasował swój rytm do jej rytmu. Była drobna, ale silna, co zauważył z radością.
Złączyła dłonie ze sobą, zrobiła szybki ruch, obrót i potem znów tańczyła tyłem do niego
~Łał - podsumował Smok, który również z radością się bujał.
-Niezła jesteś - oznajmił Rin, kładąc jedną dłoń na jej brzuchu. MOJA, pomyślał.
- Niezła? Niezła to jest twoja koszulka - odgryzła się, unosząc ręce. Zakręciła biodrami, opierając głowę na jego ramieniu.
Przycisnął się do niej mocniej. Mogła poczuć, że jest podniecony (z jego rozmiarem nie było się czego wstydzić). Kiedy poruszyła się mocniej, cicho jęknął do jej uszka.
Heather uśmiechnęła się i uderzyła tyłkiem o krocze Rina. Odwróciła się do niego przodem i otarła piersiami o jego tors.
-Jesteś niebezpieczna i drapieżna - zamruczał, po czym dotknął wargami jej ucha. -To mnie kręci.
Uśmiechnęła się i pocałowała go w policzek.
- O to chodzi.
Przesunął dłońmi po jej plecach. Była naprawdę wyjątkowa.
-Więc, Heather...
- Nie, nie pójdziemy do ciebie - zarzuciła łapki na jego szyję.
-Zawsze możemy iść do ciebie - oznajmił, uśmiechając się niczym łobuz z podwórka.
- No właśnie o to mi chodziło. Szkoda tylko, że sam będziesz musiał się uporać - przebiegła paluszkami po jego torsie w dół i zatrzymała dłoń na jego kroczu - z tym.
-Och, jesteś niemiła - zamruczał. -Wpierw doprowadzasz mnie szaleństwa, a teraz wystawiasz? Okrutna, niczym amazonka.
- Właśnie o to ci chodziło, żeby porównywać mnie do Amazonek? Ale ja nie pieprzę się z przypadkowymi facetami, Rin.
-Nie jestem przypadkowy - oburzył się. -Mam 22 lata, studiuję, pochodzę z Japonii. Lubię klasyczną muzykę i rocka. Już coś o mnie wiesz.
- Nie jesteś seryjną mordercą i gwałcicielem? - zaśmiała się.
-Nie - roześmiał się. Był tylko Smokiem. Ale to akurat nie była wada...
- Przykro mi, ale ja nie z tych, serio - pocałowała go raz jeszcze w policzek i poszła do barku.
Poszedł za nią.
-Spoko. Nie zgwałcę cię teraz, nie martw się. Mogę ci postawić drinka?
- Możesz, chociaż tu i tak jest darmowe wszystko.
-Dla tej pani, co sobie zażyczy - powiedział Rin, siadając obok niej.
- Whisky z colą, proszę - spojrzała na niego.
On zamówił zwykłą wodę. Nie pił.
Nie na pierwszej randce.
Dziwne, że taką mieli.
-Z kim tańczyłaś?
- Z moim kumplem. Wymiatamy na ulicy. A ja nie wiem, czy mogę tobie zaufać - napiła się.
-Nie jestem grzecznym chłopcem - powiedział wprost. -Ale ... jestem czymś jakby starostą roku. I najstarszym synem rodziny, wiesz o co chodzi... Ludzie zazwyczaj mi ufają.
- Zazwyczaj - zaśmiała się. - Och, Rin, umiesz podrywać.
-A gdzie tam. Słaby w tym jestem. Zazwyczaj stawiam lasce drinka, a on pyta, czy idziemy do mnie - wzruszył ramionami. -A że ma na twarzy szpachlę, którą zauważam z bliska, wtedy stwierdzam, że szukam bogatej kobiety, bo mieszkam pod mostem.
- Hm... ja uważam, że wymiatasz. Ale ze mną nieważne jak się będziesz starać dzisiaj, i tak nie będziemy uprawiać seksu - poklepała go po kolanie.
-Nie wiesz, co tracisz, Amazonko.
- Na pewno - uniosła brwi i odwróciła wzrok, zatapiając usta w alkoholu.
-Spoko, Może następnym razem - odparł beztrosko.
- Może. A tymczasem - oddała mu szklankę - uciekam do domu.
-Zgaduję, że twój eks miał cię odwieźć. Może go zastąpię? - zaproponował i dodał, nim zaczęła mówić: -Nie wypiłem ani kropelki. I nawet cię nie tknę, słowo harcerza.
- Umiem się bronić. Chodź - wstała i poszła do wyjścia.
Rico obserwował ich, a potem pstryknięciem palca sprawił, że z nieba lunął deszcz. No, trochę romantyczniej.
Rin wskazał jej auto niedaleko. Mhm, zwykłe, bez bajerów. Ale eleganckie, czarne. Podał jej również swoją bluzę, aby rozciągnęła nad głową. Jeszcze stąd kluczykami je "odblokował".
-Kto pierwszy ten lepszy?
- Hm... chcesz to biegnij, a bluzę zatrzymaj dla siebie. Z cukru nie jestem - ruszyła w stronę samochodu.
Rin pokręcił tylko głową i również dobiegł do auta, po czym wpakował się za kierownicę.
-Brr.
Nie lubił deszczu. Smoki nie lubiły wody.
Oj, biedactwa.
- Ciepło. Super się tańczy w deszczu - uśmiechnęła się i zapięła pasy.
-Zapewne tak. Szaleństwa upalnej nocy - zażartował i włożył kluczyki do stacyjki. -Więc, gdzie cię odwieźć?
Podała mu adres blisko Oceanu i Hollywood.
Włączył się więc do ruchu.
-Chcesz posłuchać radia?
- Chcę posłuchać ciebie. Mówisz, że jesteś z Japonii? Wysoki jesteś bardzo.
-Moja mama jest Szkotką - wyjaśnił.
- Aaa, Szkockie geny - uśmiechnęła się. - Wiesz, zawsze chciałam tam polecieć. Podobno są tam super widoki.
-Piękne - przyznał. I to uczucie, gdy wraz z kuzynami, w smoczej postaci, lecieli nad górami. Magia.
- Kiedyś tam polecę. A teraz jesteś w LA. Dlaczego? Studia?
-Ano. Chciałem się wyrwać z domu - wzruszył ramionami. -Teraz ty mi coś powiedz.
- A co byś chciał wiedzieć?
-Wszystko.
- Mój ulubiony kolor to fioletowy. Mieszkam z siostrą. Uwielbiam taniec.
-Hmm... A co lubisz jeść?
- Niezdrowe jedzenie - zaśmiała się. - O, dojeżdżamy już.
-Hm. To może dasz się zaprosić na kolacje?
- Hm... a jak bardzo chcesz?
-No przeżyję bez tego. Ale zależy mi, żeby cię poznać.
Stanowiła wyzwanie.
O to jej chodziło.
- Przeżyjesz? Hm... no to może ta kolacja nie ma sensu? - zapytała, odpinając pasy, bo już zajechali na miejsce.
-Z trudem. Chcesz mnie dręczyć?
- Chcę. A na ten czas, dobranoc, Rin - pocałowała go w policzek. - O, moja siostra też wróciła.
-Pozdrów ją. Hej - podał jej karteczkę - Mój numer. Chcesz, skontaktuj się. Nie.. twoja strata.
- Nie lubię ponosić strat, bo już ich wiele doświadczyłam. Odezwę się. Kiedyś... Trzymaj się - uśmiechnęła się i wyszła z samochodu.
Poczekał, aż weszła do środka i odjechał. Miał nadzieje, że się odezwie.



sobota, 18 maja 2013

Rozdział 58. Zwrot akcji (Emily x Shannon)

Emily oglądała telewizję. Już zrezygnowała ze studiów. Nie było sensu tam siedzieć. Za parę lat je ukończy. 
Na razie jadła ile było w lodówce. No, miała dziecko-smoka w brzuchu, to co się dziwić. A obiad dla Shannona siedział w lodówce. Znowu nie przyjechał na umówioną godzinę, to może sobie odgrzać sam, prawda?
            Wrócił po zmierzchu. A że mieli „ciche dni” od czasu ostatniej wymiany zdań, przywitał się tylko i poszedł do lodówki. Nawet nie spojrzał na obiad, zgarnął tylko pudełko ciastek, mleko i poszedł do gabinetu.
- Obiad masz w lodówce - zawołała za nim jeszcze.
-Jadłem na mieście.
- Aha. Jutro też będziesz jadł na mieście?
-Twoje humory odbierają mi apetyt, więc chyba tak – burknął.
- Moje humory. Aha. To nie będę w ogóle gotować.
-Gotuj może tylko dla siebie – wzruszył ramionami. –Aha, wyjeżdżam na weekend. Ian zajrzy do ciebie w sobotę i niedzielę sprawdzić, czy coś potrzebujesz.
- Gdzie jedziesz? - wstała z miejsca i zrobiła parę kroków w jego stronę.
-W delegację – odparł beznamiętnie. Pożarł ciastka i zapił mlekiem. Po czym znów otworzył lodówkę. Przez chwilę żałował, ze przez wzgląd na Emily nie trzymają w domu alkoholu. Tak bardzo bolała go głowa i tak bardzo był zmęczony, że chętnie by się napił czegoś mocniejszego.
- A gdzie? - stanęła w progu.
-Jezu, czy to przesłuchanie? Do Nowego Jorku, panie władzo.
- Nie możesz mi normalnie dopowiedzieć tylko takim tonem?
-Teraz ci jeszcze mój ton nie odpowiada – mruknął. –Świetnie. Może mam napisać podanie o 3 dni wolnego w kilku kopiach i ze zdjęciem? Emily, musze wyjechać w delegacje, nie będzie mnie na weekend. Pracuję, jakbyś nie pamiętała.
- To nie znaczy, że masz mi odpowiadać takim tonem. Może ty masz kochankę, do której się śpieszysz? Ja ci odmówiłam, to poszukałeś innej?
Trzasnął drzwiami od lodówki i spojrzał na nią chłodno.
-Oczywiście, nawet dwie, bo pewnie trójkąty też są dla ciebie nie do pomyślenia. Ale szukam też trzeciej, bo zaczynają mi się powoli nudzić. I wcale nie pracuję jako architekt tylko jestem alfonsem i sprawdzam mój towar. Lepiej? – czuł się, jakby dała mu w twarz tym oskarżeniem. Aż tak bardzo mu nie ufała? Wiedział, że zawiódł ją kilkakrotnie tym spóźnianiem się, ale no bez przesady.
Emily gwałtownie odwróciła się do niego tyłem i ruszyła do wyjścia. Najpierw szybkim krokiem, a potem biegiem ruszyła na miasto. Po jej policzkach spływały łzy. 
Jasne, że nie wierzyła w to, co powiedział. Ale sposób w jaki to powiedział... Nie miała ochoty dłużej na niego patrzeć, ani go słuchać, ani siedzieć w tym domu. A niech jedzie. Nie będzie musiała dłużej znosić jego tonu tylko dlatego, że odmówiła mu seksu. A nie, bliskość. Ktoś mu bronił się przytulać? Nie. A pytał ją dlaczego nie chce? Nie. To o chuj chodzi?
            Wsiadł w auto i szybko ją dogonił. Nie robiąc wielkiego cyrku, po prostu wciągnął Emily na miejsce pasażera i zapiał pasy.
-Mam tego dosyć – powiedział i z piskiem opon ruszył. Jechał w milczeniu, szybko i troszkę agresywnie wyprzedzając kierowców na trasie, aż wyjechali kawałek poza miasto.
- Zatrzymaj się - poprosiła cicho.
-Nie – odparł twardo. –Wkurzyłaś mnie i smoka.
- Czuję się zaszczycona, ale zatrzymaj ten cholerny samochód! Chcę wysiąść!
-Nie, dopóki nie poznasz mojej kochanki. Polubisz ją – warknął i skręcił.
            Następnie zatrzymał auto pod willą w troszkę nowoczesnym stylu. Nie paliły się w niej światła, ale oświetlenie drogi podjazdowej oświetlało ją miękkim, delikatnym blaskiem. Otworzył drzwi dla Emily i podał jej rękę. Wyszła bez jego pomocy. Dom miała ładny ta jego kochanka. ciekawe czy ona sama była ładna. Pewnie tak. Inaczej Shannon nie zwróciłby na nią uwagi.
Shannon wręczył Emily klucze.
-Proszę. Ten dom jest nasz. Dostałem go jako zadanie w pracy do renowacji, ale gdy bliżej mu się przyjrzałem, postanowiłem go kupić. Od tego czasu spędzam tu kilka godzin dziennie po pracy, a od kiedy powiedziałaś mi o dziecku, jeszcze więcej. Chciałem, żebyśmy mieli dom, gdy nasz syn się urodzi, a nie jakieś tam mieszkanie. Pracowałem więc sam, pomagając ekipie remontującej, żeby było szybciej. Miała być niespodzianka na twoje urodziny, ale uznałaś, ze cię zdradzam, bo odmówiłaś mi seksu. Masz o mnie tak niskie mniemanie i tak bardzo mi nie ufasz, ale wszystkiego najlepszego – mruknął. Chociaż było oczywiście za wcześnie na jej urodziny.
Emily patrzyła na niego uważnie z szokiem i bólem. Bólem, bo osądziła go o cos tak strasznego.
A potem pchnęła go.
- Jak mogłeś mi nie powiedzieć?! - krzyknęła. - Jak mogłeś mi pozwolić tak o tobie myśleć?! - zaczęła uderzać go pięściami o tors, a z jej oczu znowu popłynęły łzy.
Pozwolił się okładać. No lubił jak Emily pokazywała charakterek.
-Może dlatego, że to miała być niespodzianka? – burknął. –Poza tym, byłem zły, bo podjęłaś tak ważną decyzję, przynajmniej dla mnie, o ograniczeniu naszych stosunków, bez mówienia mi chociażby dlaczego ani nic.
- Bo ja tego sobie nie wyobrażam, żeby podczas kiedy ja jestem w ciąży... nie, po prostu nie... Następnym razem nie rób mi takich niespodzianek - przytuliła się do niego mocno. - Przepraszam, Shannon, tak bardzo cię przepraszam - szeptała.
Objął ją i przytulił do siebie bardzo mocno.
-Spróbujmy, chociaż raz, Gdy poczujesz się na tyle dobrze – zamruczał. –Jeśli nie będzie ci się podobać i będzie dziwnie, przestaniemy – obiecał. –Jeśli chcesz, możemy wpierw pogadać z lekarzem. Nigdy nie dopuściłbym do tego, żebym to ja sam skrzywdził ciebie albo naszego synka – mówił kojącym, ciepłym głosem. –Nie musisz nic teraz mówić – dodał szybko. –Przemyśl to po prostu. A teraz chodź, oprowadzę cię.
- Oprowadzaj - wplątała palce w jego palce.
            A więc pokazał jej dużą, przestronną kuchnię, salon, hol, gabinety dla nich obojga, pokoje gościnne, kolejny salonik, tym razem z kominkiem. Na sam koniec zostawił ich sypialnię, która jeszcze nie była urządzona.
-Chciałem zostawić wybór mebli tobie – powiedział. Z okien sypialni widać było kawałek plaży i ocean. –Ta plaża tam jest ogrodzona i również należy do nas. Ale rozbudowałem ogród.
- Tu jest pięknie - uśmiechnęła się w końcu od bardzo długiego czasu. Stanęła na środku i już widziała co i gdzie będzie stało, a także zobaczyła siebie, Shannona i ich synka, jak razem leżą w łóżku i oglądają bajkę disneya.
-Jest jeszcze to – zabrał ją za rękę do pokoiku obok (po przeciwległej stronie była łazienka i garderoba, troszkę większa, w końcu Emily będzie baronową)
            Pokojem tym okazał się w pełni umeblowany pokój dla dziecka. Był on w przyjemnym, pastelowym odcieniu błękitu, z meblami w jasnym, drewnianym kolorze. Była tu kołyska i był przewijak, było kilka pluszaków, a nad łóżeczkiem wisiała nakręcana pozytywka z samolocikami i innymi takimi.
-Smokom rzadko rodzą się córki, więc urządzałem pokój z myślą o chłopcu. Zostało trochę miejsca, bo nie wiedziałem, jaką wanienkę byś wolała i tak dalej. Ale resztę rzeczy sprawdziłem, wszystkie mają atest bezpieczeństwa i są antyalergiczne. No i jako że będziemy mieli małego smoka, to zainstalowałem tu czujnik dymu. 
Emily uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Haha, i ona pomyślała, że Shannon ma kochankę? Głupia, skretyniała Emily - pomyślała, wściekła na siebie.
Przesunęła palcami po meblach i rozejrzała się. Jej wzrok spoczął na kołysce. 
- Będzie mu tu bardzo dobrze - powiedziała i spojrzała na Shannona.
Chrząknął i wyjął z kieszeni małe pudełko.
-Oczywiście, że będzie. Ale miło by było, gdyby jego rodzice byli w oczach prawa razem – oznajmił i klęknął. –Emily, chciałem cię poprosić o rękę.
- O Boże - jęknęła i zagryzła dolną wargę. - Możesz poprosić - zaśmiała się.
-A więc proszę. Emily, czy zostaniesz moją żona?
- Yes, we, si, ja, tak - wymieniała i podała mu dłoń. Tak, tak! Oczywiście, że tak!
Wsunął jej więc ładny, srebrny pierścionek ozdobiony ognistym rubinem pośrodku srebrnego kwiatuszka na palec i porwał w ramiona, tuląc mocno.
-Kocham cię, głuptasie – zamruczał. –Nigdy bym cię nie zdradził. Nigdy.
- Wiem - pocałowała go, mocno się do niego przytulając. Brakowało jej tego.
Jemu również, więc mocno odwzajemnił pocałunek, tuląc do siebie Emily.
-Gdy urządzimy sypialnię, będziemy się mogli wprowadzać .Nie przedłużałem umowy najmu na mieszkanie – szepnął.
- Już sie nie mogę doczekać, kiedy tu zamieszkamy - wyznała mu, patrząc w oczy.
Uśmiechnął się.
-Ja też, skarbie. Ja też – przytulał ją mocno. No.
I wszystko było już okej.

sobota, 11 maja 2013

Rozdział 57. Ku przyszłości (Nate x Kei)



Aria i Nate wyszli z jego pokoju i skierowali się na dół. Aha, ich rodzice i Alec oglądali coś w tv.
Jace trzymał Aleca na kolanach i wpatrywał się w telewizor.
-Widzisz, twoja mama mówi, że Dean jest fajny. Ja wolę Sama. Ale ogółem Winchesterowie są najlepsi – tłumaczył maluszkowi, a Alec wpatrywał się w niego jak w idiotę.
- Ja lubię jednego i drugiego. Sam jest wysoki, ale jak miał krótsze włosy, to wyglądał o wiele lepiej.
- Co robicie? - dzieciaczki weszły do salonu. - O! Supernatural!
I praktycznie od razu siedzieli razem z nimi.
Jace uśmiechnął się do nich. Cieszył się na widok córki, ale widok Nate’a, który powoli zaczynał do nich wracać, sprawiał mu ogromną radość.
-Pokazujemy Alexandrowi porządne seriale – oznajmił.
- Jeszcze Arrow musicie mu pokazać- Aria pokiwała głową i wyjęła telefon. - Nick? Ruszaj się, jedź po duuuże pizze i przyjeżdżaj do rodziców. No. No. No, cześć. Nick zaraz przyjedzie.
-Cała rodzina – ucieszył się Jace i wolnym ramieniem objął Silver. –Dawno was u nas nie było wszystkich. Albo byliście, ale z waszymi drugimi połówkami.
To było dla niego dziwne. Że wiedział, o Nicku i Ai i o Arii i Ianie, ale część jego umysłu starała się to wyprzeć.
Biedny ojciec... Ale przychodzi taki czas..
- Cass w sklepie. Zawsze mnie to powala - Aria uśmiechnęła się szeroko, patrząc na biednego Anioła.
-A ty Nate, kogo najbardziej lubisz? – zagadnął Jace, podając jednocześnie synowi miskę z popcornem. Nate wciąż z nimi mieszkał, ale dopiero teraz Jace zdawał sobie sprawę z tego, że wielu rzeczy o swoim synu nie wie.
- Charlie. Sama, Deana, Casa, Crowley'a. Wszystkich.
-Charlie jest genialna! – podchwycił Jace. Alec nagle kichnął, a Jace się roześmiał, wycierając mu nosek. Tak samo, jak wycierał noski pozostałej trójce. A Alec nagle spojrzał na starszego brata i wyciągnął do niego ręce.
Nate wziął Aleca na ręce i ułożył go sobie na brzusiu. 
- Awww! - zachwyciła się Aria.
Jace pocałował Silver w skroń, dumny ze swoich dzieci. Brakowało tu tylko jego pierworodnego.
Alec tymczasem ułożył się wygodnie na brzuchu Nate’a i westchnął, patrząc na niego, po czym uśmiechnął się niepewnie.
- Oglądaj, Alec, to dobre rzeczy są. 
Chociaż zakrył mu oczka, kiedy działy się krwawe... sytuacje...
Ale Alec był bardziej zainteresowany swoim bratem niż serialem, który uwielbiała cała jego rodzina. Lekko podciągnął się bliżej twarzy Nate’a i dotknął jej rączką. Jace obserwował ich kątem oka, wspominając scenę ze szpitala, gdy Nate wstał, by wziąć braciszka na ręce.
- Ej, tylko nie za szybko chciejcie mieć swoje dzieci - skarciła ich Silver. - Rozumiemy się.
- No raczej.
-Najpierw śluby, potem dzieci – dodał Jace, wiedząc z doświadczenia, że nie zawsze tak bywa. No, i że jedna noc może zmienić komuś całe życie. –Jak będziecie chcieli jakieś rozpieścić, macie Aleca.
- Właśnie.
Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Aria poszła otworzyć Nickowi drzwi. A Nick miał ze sobą trzy duże pizze.
- Senioritas i wy tam, przywiozłem pizzę! Kto jest głodny!
- Wszyscy! - Aria wzięła od niego jedno pudełko i położyła na stole.
Alec lekko odwrócił główkę, gdy wchodził Nick, ale nie zwrócił na niego większej uwagi, zajęty Nate’em.
-Cześć, synu – powitał go Jace. Oczywiście, nim Nick będzie wracał do domu, odda mu kasę za pizze. Dzieci nie będą mu fundować jedzenia.
- Pepperoni, kebabik i wegetariańska. Smacznego!
Rzucili się na jedzonko jak stado wygłodniałych wilków. Taka tam przenośnia.
Alec zagaworzył, patrząc na pizzę Nate’a.
-Możesz dać mu kawałek sera – powiedział cicho Jace. –Pomamle go sobie.
- Nie, wolę nie ryzykować.
-Nic mu nie będzie, Nate – Jace obdarzył go ciepłym uśmiechem. –Jest głodny – zerknął na zegarek. –Pójdę wstawić mu kaszkę.
I poszedł, a Alec wbił spojrzenie pełne uwielbienia w Nate’a.
- Alec kocha cię najbardziej - zauważył Nick, unosząc brew wyżej.
No, chyba tak, bo Alec cieszył się teraz bezzębnymi dziąsłami do starszego brata. Do najstarszego również i do siostry, ale oni nie byli dla niego tacy fascynujący jak Nate. Alec lubił jego zapach. Co prawda, o ile dziecko w tym wieku może coś lubić. Ale Alec lubił. Bo Nate pachniał farbami i powietrzem po deszczu.
- Spoko - Nate uśmiechnął się do brata. - Wezmę go na spacer. Myślicie, że kogoś wyrwę?
-Z całą pewnością – powiedział Jace, który już od kilku metrów słyszał rozmowę. Podał synowi butelkę. –Nakarm go.
- O Jezu, ja? Jak? - Nate spojrzał na ojca przerażony.
Jace uśmiechnął się i usiadł obok syna.
-Musisz go złapać tak – pokazał mu – i wsunąć mu smoczek do ust. Resztę Alec zrobi sam. Potem musisz położyć go sobie na ramieniu i klepać po pleckach, żeby mu się odbiło. Niekwestionowany rekord w głośnym beknięciu ma Aria – zaśmiał się cicho.
- No wiesz co, tato?! - oburzyła się Aria. - Nie musiałeś tego mówić.
A Nate zajął się bratem. Nawet mu to ładnie szło.
-Oj córeczko, jestem z ciebie dumny – Jace pogłaskał ją po włosach z ojcowskim błyskiem wzruszenia w oczach. –W domu pełnym mężczyzn dałaś radę ich pokonać.
Alec wpatrywał się w niego z uwielbieniem, gdy pił mleczko.
-To co, chcesz się z nim przejść?
- Już mnie wywalacie z domu? - uniósł brwi.
-Nigdy, synu. Chodziło mi o to, czy masz ochotę się z nim przejść, bo tak koło tej godziny zawsze idziemy z nim na spacer na deptak i z powrotem.
- A co mi tam, mogę iść. Ale jak zacznie płakać, to po ciebie zadzwonię.
Silver zaśmiała się cicho pod nosem.
            Jace pomógł Nate’owi przebrać Aleca i wsadzić do wózka. Dał synowi zapasowe pampersy i butelkę z soczkiem. Następnie wrócił do rodziny i położył się na miejscu, które zwolnił Nate.
-Obudźcie mnie za godzinę – mruknął, zdejmując okulary.
I tak oto dzielny Nate I szedł sobie chodnikami, spoglądając na braciszka w wózeczku. Okej, w sumie każdy się na niego lampił, co było DZIWNE.
Ale Alec czuł się szczęśliwy. Gaworzył do Nate’a, w swoim języku opisując mu ciekawe miejsca i rzeczy, które widział tu wcześniej, gdy był z mamą lub tatą.
Awww!
Usiadł sobie na ławce, cały czas patrzył na dzidzię, bo z dzieci nie można było spuszczać oka.
            Ale gdy usiadł, Alec stracił go z oczu (nie miał jeszcze tak rozwiniętych zmysłów) i zaczął płakać.
            Jego płacz zwrócił uwagę młodego mężczyzny, który akurat spacerował niedaleko, zastanawiając się, co kupić siostrze z okazji ukończenia szkoły. Obejrzał się na wózek i zmrużył oczy. Znał skądś tego czarnowłosego chłopaka.
Podszedł bliżej.
-Nate? – zapytał, troszkę niepewnie.
A biedny Nate wziął na ręce Aleca i próbował uspokoić. 
- Matko, Alec, nie płacz, ja cię błagam, ja cię proszę! - dopiero po chwili uniósł wzrok. - Kei?
-No – blondyn o niebieskich oczach uśmiechnął się szeroko. –A to kto? Dorobiłeś się syna? – zdziwił się.
A Alec, widząc Nate’a, uspokoił się prawie natychmiast. Skąd mógł wiedzieć, że jego krótki płacz zmieni życie jego brata?
- Nie, no co ty - Nate uśmiechnął się do Kei'a, który był przyjacielem rodziny. To skomplikowane. - To mój brat. Alec, przywitaj się.
Alec uśmiechnął się szeroko, a Kei posmyrał go paluszkiem po brodzie.
-Jest świetny. Opiekujesz się nim sam? – zapytał spokojnie, siadając obok Nate’a. Jego głos zawsze był spokojny, tak jak sam Kei.
- Pozwolili mi wyjść z nim na spacer. Skorzystałem. A ty dokąd idziesz?
-Savannah kończy wkrótce szkołę i chciałem jej kupić jakiś prezent, ale nie mam bladego pojęcia, co mógłbym jej dać – wyznał. –Więc chodzę i myślę.
No, teraz jego myśli będzie zaprzątał Nate. Był w typie Kei’a, który jakiś czas temu odnalazł go na Facebooku, ale nie odważył się napisać.
- Możemy ci pomóc - uśmiechnął się do niego. - No nie, Alec?
Chłopczyk uśmiechnął się i zamknął Oczki. Najedzony, po spacerku, szybko zasypiał.
Kei poczuł lekkie ukłucie w sercu. Zawsze chciał mieć dziecko, no ale był gejem.
-Byłbym bardzo wdzięczny. W końcu też masz siostrę.
- No mam - westchnął. Ułożył Aleca w wózku i wstał. - Chodźmy. Co jej kupimy... album? Samochód? Płytę? Zestaw do karaoke?
-Myślałem o czymś osobistym. Chciałem jej podarować jakiś obraz, który mogłaby sobie zawiesić na ścianie w mieszkaniu, które dostanie od rodziców. Ale nie znam się na tym.
- Obraz powiadasz? Ja chętnie ci pomogę. Rozmawiasz ze studentem drugiego roku ASP - Nate uśmiechnął się szeroko i lekko ukłonił.
-Ooo – Kei uśmiechnął się szeroko. –To gratulacje. Pewnie masz talent, co? Ja rysuję, ale takie projekty, jak tato. Studiowałem architekturę.
- Ooo, ładnie. Idziemy najpierw do centrum handlowego, tam mają fajne.
-Prowadź – Kei wstał i założył ciemne okulary. –Za pomoc musisz pozwolić zaprosić się na piwo.
- Nie pijam piwa i eee... idę do lekarza - boże, kłamanie było straszne.
-Och, jasne, rozumiem. To w takim razie pewnie masz ograniczony czas, nie chcę ci go zajmować – powiedział Kei, wkładając dłonie do kieszeni spodni.
- Mhm, zgadamy się jeszcze kiedyś tam - odwrócił wzrok. - O, ten jest ładny - wskazał na jakiś obraz.
-Jest, ale zbyt spokojny jak dla Sav – roześmiał się Kei. –Nie bez powodu mówimy na nią Sav (Saw – ang. piła). Jest ostra i lubi pokazywać pazury.
- To może oprócz obrazu jakąś biżuterię. Ćwieki znowu wracają do mody.
-O! A może kupię jej szpilki ozdobione ćwiekami? Uwielbia takie buty.
- No widzisz! I z głowy. Chodźmy!
No i poszli. W sklepie z butami postawili wózek z śpiącym dzieckiem niedaleko kasjerki, która obiecała na niego zerkać i ruszyli między półki. Kei rozglądał się, zaciekawiony. Lubił buty.
A Nate nienawidził chodzić na zakupy. Jak czegoś chciał, to szedł, przymierzał, kupował. 
- Dobra, to może te? - wskazał na miętowe, pełne, ćwieki były na dwunastucentymetrowym obcasie, a także z przodu.
-Sa czadowe – wziął je do ręki i obejrzał. –Sav ma małą stópkę, ale te powinny być okej. Myślisz, ze taki kolor jej się spodoba? Może lepiej wziąć czarne, będą uniwersalne?
- Miętowe są modne - wzruszył ramionami.
-Ahaa – powiedział Kei. –A więc je wezmę. Przepraszam panią, proszę zapakować..
Gdy wyszli, uśmiechnął się szeroko do Nate’a.
-Dzięki za pomoc. Co do obrazu, to może ty masz jakiś i chciałbyś go sprzedać?
- Hm... Nie, ja nie sprzedaję moich obrazów. Ani nie oddaję - powiedział od razu Nate.
-Kurcze, szkoda – westchnął Kei. –No nic, trudno. Jeszcze będę szukać. A teraz uciekaj do tego lekarza. Mam nadzieję, że to nic poważnego – dodał, zaniepokojony.
- Nie, wszystko okej - uśmiechnął się. - No dobra, będę się zbierać do domu. Muszę położyć Aleca w normalnym łóżeczku.
-Jasne, to do zobaczenia – Kei uścisnął jego rękę. –Pozdrów rodziców.
- Dzięki, ty też - puścił mu oczko, a potem czym prędzej wrócił do domu.
            Jace już na niego czekał. Aria i Nick wrócili do domu, a Jace martwił się, że Nate zniknął na tak długo. Ale widząc go, całego i zdrowego, ucieszył się.
-Pewnie się nałaziliście, co? – uśmiechnął się i wziął śpiącego Aleca na ręce.
- Ano. Spotkałem Kei'a. Macie pozdrowienia z mamą.
-Kei? Kei.. Kei – Jace pogrzebał troszkę w pamięci. –Ah. Syn Josha, bratanek Sky’a. Nie wiedziałem, że jest w LA.
- A, jest - uśmiechnął się delikatnie i spojrzał w okno.
-Wypadałoby go w takim razie do nas zaprosić – oznajmił Jace, mając nadzieję, że Nate znajdzie sobie w Kei’u nowego kolegę.
- Zaprosić? - spojrzał na niego z uniesionymi brwiami.
-No. W końcu to bratanek Sky’a. Owszem, pewnie ma tu rodzinę, ale skoro jest gościem w tych stronach, uprzejmie byłoby go do nas zaprosić. W końcu to też kuzyn Ai.
- No... no tak... - Nate spojrzał przelotem na swoje nadgarstki. - Idę do siebie.
-Okej. Ale Nate, jeśli nie chcesz, żebym go zaprosił, wystarczy twoje słowo – powiedział Jace z powagą. Nie pozwoli w końcu skrzywdzić swojego syna. Nigdy więcej.
- Nie, jest okej. Potem mi powiedz, kiedy ma być ten obiad - odwrócił się i poszedł do siebie.
A Jace jeszcze długo zastanawiał się, czy zrobił dobrze, czy źle.

sobota, 4 maja 2013

Rozdział 56. Miało być sto lat, sto lat. (Emily x Shannon)



Emily siedziała w łazience i patrzyła na test ciążowy. Któryś z kolei. Tak, wszystkie pokazywało jedno: ciężę. To słowo wyryło się jej w głowie i cały czas tam było. Dziecko. Ona miała mieć dziecko? W tym wieku...? Sama nie miała matki, bo to co to za matka, która wciąż pije... Skąd Emily miała wiedzieć jak być matką?
A co więcej - jak powiedzieć o tym Shannonowi?
Zebrała wszystkie włosy na lewą stronę, a potem wzięła puste pudełko i test, a potem wyszła z łazienki. Wyrzuciła to do kosza i przykryła resztą śmieci. Otarła oczy i spojrzała na gotujący się sos do spagetti. Powie mu. Dzisiaj. Musi.
Nie wiedziała, jak Shannon zareaguje. Może się ucieszy, a może nie, a może będzie poważny. Ale wiedziała, że nie będzie jej kazał oddać dziecka czy coś. Bała się tego, że on się od niej odsunie.
Odetchnęła więc i nakryła do stołu.
            Shannon spóźnił się ponad godzinę. Wpadł do domu niczym huragan, jednocześnie rozwiązując krawat, zdejmując marynarkę i rozmawiając przez telefon.
-Tak, projekt będzie gotowy na jutro. Obiecuję. Tak. Wszystko dopracuję. No oczywiście. Jasne. Tak jak pan chce – uśmiechnął się do Emily i wymownie postukał się w słuchawkę od bluetooth, którą miał w uchu.
Pokiwała głową i poszła wstawić sosik na nowo. W mikrofalówce podgrzała makaron.
Gdy skończył rozmawiać, podszedł do niej od tyłu i pocałował w czubek głowy.
-Przepraszam, słonko. Wpierw utknąłem w biurze, a potem był korek – mruknął. –Przykro mi, że musiałaś wszystko odgrzewać. Jadłaś już?
- Już dawno - powiedziała cicho. - Jak tam na praktykach było? - nałożyła mu obiadku.
-Staż mi się kończy, ale zaproponowali mi posadę – oznajmił z dumą i złapał za widelec. –Będę młodszym architektem, bo kobieta przeszła na macierzyński i mają wakat. Wiesz, proste projekty, w sumie gówniana robota, ale podobno szybko można awansować – mówił szybko, jednocześnie jedząc. Chciał jej powiedzieć wszystko!
Emily uśmiechała się i usiadła na krześle.
- To świetnie! Musimy to uczcić!
-Już o tym pomyślałem – pogłaskał ją po dłoni. –W sobotę przylecą moi rodzice i pójdziemy do jakiejś mega restauracji, co ty na to? Szampan, wino, dobre jedzenie, którego nie musisz gotować i po którym nie musisz zmywać – kusił.
- Skuszę się na sok - uśmiechnęła się lekko.
Ehe, jego rodzice... boże jedyny...
-Aa.. no tak, przepraszam, zapomniałem – troszkę ściszył ton. No, gafa, Pięknie panie Finn. –Soł. Jak było na zajęciach, kochanie?
- Artyści, których nigdy nie przewyższysz - uśmiechnęła się, a potem spuściła wzrok. - Muszę ci coś powiedzieć...
Odłożył talerz do zmywarki i oparł się o blat.
-Nom? Wymyśliłaś, gdzie pojedziemy na święta? – skoro nie chciała wracać do Szkocji..
- Nie o to chodzi - pokręciła głową. Położyła dłonie na brzuchu. Już za miesiąc będzie co nieco widać... - Chodzi o to, że...
-Em, przerażasz mnie – podszedł do niej. –Co się stało?
Spojrzała na niego, a potem wstała z krzesła. Wzięła jego łapkę do swojej i położyła na brzuchu.
- Jestem w ciąży.
-C-co?
- Będziesz ojcem... - dodała ciszej.
            Umilkł. Przez chwilę wsłuchiwał się w jej oddech, w bicie serca ukochanej. Nie kłamała. Mówiła prawdę? Była w ciąży, z nim? Ale on wciąż miał dopiero 20 kilka lat, Emily jeszcze mniej. Shannon nie był gotów..
-O.. okej. Zaskoczyłaś mnie – wychrypiał. –Eee.. No.. Cieszę się. Oczywiście, że się cieszę.
- Cieszysz się...? - spojrzała na niego uważnie.
-Oczywiście – usiadł i posadził sobie Emily na kolanach. Pomyślał z ulgą o kasie, jaka leżała w rodzinnym „skarbcu”, a która była dla niego. Dobrze, że nie musiał się martwić o byt.. –Ale wiesz, oboje jesteśmy strasznie młodzi – mruknął. –Wiem, że to moja wina, bo mogłem używać gumek..
- Wiem... - powiedziała cicho. - Ale jakoś to będzie...
-A ty co o tym myślisz?
- Na pewno będzie ciężko, ale... Nie zamierzam rezygnować.
-Nie, spokojnie, do pierwszej sesji to jeszcze dasz radę, potem możesz wziąć dziekankę albo zatrudnimy nianię.. Ciekawe, gdzie masz gwiazdkę.. Nic nie zauważyłem..
- Zrezygnuje na razie ze studiów. Studiować zawsze mogę...
-Marzyłaś o studiach. Nie chcę, byś z nich rezygnowała.
- Nie zrezygnuję przecież. Zrobię sobie przerwę.
-Zrobisz co chcesz, Emily. Nie mogę cię do niczego zmusić – z lekkim roztargnieniem pocałował ją w czubek głowy. Wciąż miał wrażenie, że to jakiś dziwny sen, z którego wkrótce się obudzi..
Przytuliła się do niego mocno.
- Poradzimy sobie - uśmiechnęła się.
-Nie mamy innego wyjścia – pogłaskał ją po plecach.
            To nie tak, że nie chciał być ojcem. Chciał. Ale nigdy nie przypuszczał, że nastąpi to tak szybko. Jak ma zakomunikować rodzicom, że zostaną dziadkami? Przecież dom, który dla nich szykował wciąż był niekompletny.. Nie mogą cały czas z dzieckiem mieszkać w wynajętym mieszkanku..
Emily pocałowała go mocno.
- Zobaczysz, będzie dobrze - pogłaskała go po karku.

            Minęło kilka dni. Shannon czekał teraz na przylot rodziców. Chodził nerwowo po terminalu, zerkając na tablicę. Lot ze Szkocji był opóźniony z powodu mgły. Ech. Miał napięty grafik. Musiał jeszcze dzisiaj zajechać do biura, a nie chciał, by Emily sama musiała powiedzieć przyszłym dziadkom o dziecku.
Emily rozglądała się za długimi, blond włosami mamy Shannona. Boże, strasznie chciała mieć takie cudowne włosy.
            Gdy samolot wylądował i pasażerowie zaczęli wychodzić, pierwszy zauważył ojca (w sumie nietrudno było zauważyć ten rudy odcień).
-Są tam.
            A potem nastąpiła fala przytulania, całusów i uścisków. Shannon poczuł ulgę, że mama tu jest. Mama będzie wiedziała co zrobić z ciążą Emily.. Jak zareagować.
Właśnie sobie uświadomił, że o dziecku wciąż nie poinformowali Elizabeth…
- Jak miło was widzieć - powiedziała Emma.
-Ciebie też, mamo. Tato.. – uścisnął dłoń ojca, a potem pozwolił się przytulić. –Niestety, muszę jechać dziś do biura, więc odstawię was do domu z Emily i muszę jechać do pracy..
-Wciągnąłeś się w tę robotę – zauważył Navi.
- Aż za bardzo - mruknęła Emily.
No, Shannuś ostatnio rzadko bywał w domu. Praca, a może coś więcej, hm? Może Emily nie była już dość atrakcyjna?
- Ale wróć na kolację - powiedziała Emma i wszyscy skierowali się do samochodu.
-Oczywiście. W razie czego zaczekacie na mnie kilka minut w restauracji – objął Emily ramieniem. –Musimy wam powiedzieć coś bardzo ważnego.
-Pobieracie się? – palnął Navi.
- Nie! - Emily zarumieniła się. - Nie...
- Szkoda - Emma przytuliła się do ramienia Navi'ego.
Navi pocałował zonę z czułością w czoło. Awrr. Pamiętał ich ślub w małej francuskiej kaplicy, gdy ich klany były jeszcze sobie wrogie..
            Gdy zajechali do ich mieszkania i jakoś się rozlokowali, Shannon pocałował Emily w usta i poleciał jak na skrzydłach do pracy. Navi obserwował to ze zdziwieniem.
-Zazwyczaj smoki są bliżej swoich partnerek i ciężko przeżywają rozstanie – powiedział cicho.
- Kawy? Herbaty? - zapytała od razu Emily, kierując się powoli do kuchni.
- Herbaty, poproszę - Emma usiadła na sofie i rozejrzała się.
-Kochana Emily, nie kłopocz się, ja zrobię – Navi poszedł do kuchni i mrugnięciem oka zagotował wodę. –Więc? Co takiego ważnego macie nam do powiedzenia, a z czym zostawił cię mój wyrodny syn?
- Nie mogę powiedzieć bez Shannona...
Jezusie, sama z jego rodzicami...
-Och, a więc to coś poważnego? – Navi objął mocno Emily i przytulił do siebie. W końcu byt jakby jej prawie tatą, nie? No. I wtedy to poczuł. Innego smoka. Ale nie obok, nie w przeszłości jako zapach na ciele Emily, ale.. w jej wnętrzu. Odsunął ją na długość połowy ramienia. –Ty..?
- Co ja, proszę pana? - pisnęła cicho. Jezu, gdzie jest ten Shannon?!
-Hey, Emily, mówiłem, że możesz mówić do mnie po imieniu lub nawet ‘tato’ – mruknął. –Jesteś w ciąży? – zapytał szeptem, nie chcąc niepotrzebnie ekscytować Emmy.
- W ciąży? - obie kobiety spojrzały na niego zaskoczone.
Lekko się zarumienił.
-Czuję obecność jeszcze jednego smoka – usprawiedliwił się.
- A... to dobrze pan czuje... - powiedziała Emily i usiadła na fotelu.
- To świetnie! - ucieszyła się Emma i położyła dłoń na dłoni Emily. - To jeden z najlepszych czasów bycia kobietą.
Navi pokraśniał z dumy.
-No nie wierzę. Będę dziadkiem! – a że wyglądał na 29 – 30 lat.. –Jak się czujesz, kochanie?

Emily w czerwonej sukience siedziała przy stole z rodzicami Shannona, którego - warto dodać - nie było. Nie żeby to była jakaś nowość. Ostatnio wciąż się spóźniał.
-Może zamówimy coś do jedzenia? – zaproponował Navi, starając się ratować sytuację. Nie mógł uwierzyć, że Shannon zrobił coś tak podłego jak spóźnienie się godzinę na kolację z okazji zostania ojcem i własnego awansu. Najbardziej było mu szkoda Emily..
- Racja, głodna się zrobiłam - dodała Emma. No, już ona sobie porozmawia z synem. - Dla mnie jakaś sałatka i pierś z kurczaka.
Emily również złożyła zamówienie. Wzięła jakaś rybę. Musiała się teraz dobrze odżywiać. Spojrzała na telefon. Nikt nie pisał, nikt nie dzwonił.
            Shannon pojawił się po pół godzinie, czerwony na twarzy.
-Ogromnie was przepraszam – wysapał. –Zasiedziałem się. A potem był wypadek. Telefon mi padł – odłożył komórkę na stół, zdejmując marynarkę. Faktycznie, była wyłączona. –Dobrze, że zaczęliście beze mnie – uśmiechnął się przepraszająco.
- Trzeba było ustawić sobie budzik - powiedziała jego matka. - Gratulacje.
-Dziękuję, mamo. Tato?
-No cóż. Cieszę się, że Emily czuje się dobrze – odpowiedział cierpko.
Shannon wyczuł napiętą atmosferę. Przełknął kilka łyków wody.
-Naprawdę przepraszam za spóźnienie – powtórzył. –Po prostu pracuję teraz nad tym projektem.. Renowacja pewnej starej willi. Jest piękna, ale bardzo zaniedbana i musiałem jechać na miejsce budowy. Wiecie, jak traktują tych, co w firmie stoją najniżej.. – nakrył dłonią dłoń Emily. –Przepraszam, kochanie.
- Nic się nie stało - uśmiechnęła się do niego lekko. A potem spojrzała na kelnera, który przyniósł im jedzenie.

            Po powrocie do domu rodzice Shannona udali się na spoczynek, a on zabrał dziewczynę do ich sypialni. Zaczął rozpinać krawat, leniwie śledząc ruchy Emily.
-Na kiedy umówiłaś się do lekarza? Pogadam z szefem, może pozwoli mi wyrwać się z biura.
- Może - rozpięła sukienkę i poszła do łazienki. - Za tydzień w czwartek na 15.
Zapisał sobie w podręcznym kalendarzu na swoim smartfonie.
-Okej. Pogadam z nim, ale nic nie obiecuję – poszedł za nią do łazienki. –Może masz ochotę na mały numerek? – przytulił Emily.
- Jaki znowu numerek? - spojrzała na niego, a potem odeszła parę kroków. Spuściła zimną wodę pod prysznicem.
Ech.
-Pokochajmy się – zamruczał.
- Nie mam ochoty - kiedy zaczęła lecieć ciepła woda, rozebrała się do naga i weszła pod prysznic.
-Dalej jesteś na mnie zła?
- Jestem w ciąży, jakbyś zapomniał. Nie mam ochoty na seks.
-Nikt nie zabronił kobietom w ciąży seksu – odparł, sięgając po szczoteczkę do zębów. –Chcesz więc powiedzieć, że tak na rok mam zapomnieć o sypianiu z tobą? Bo robisz się niedotykalska? Przecież naszemu dziecku nic nie grozi.
- Nie na rok, tylko jeszcze 7 miesięcy. Poza tym, nie wyobrażam sobie być w ciąży i uprawiać seks. To dziwne.
-Wiele par to robi. Dzieci nie rodzą się od tego upośledzone. Ba, podobno kobiety czują wtedy większa przyjemność, bo mają wszystko lepiej ukrwione. Jezu, Emily, może chociaż spróbujemy? Nie możesz mi o tak powiedzieć, że mam się masturbować przez 7 miesięcy.
- Nie jestem większością kobiet i nie jestem narzędziem do rozładowywania twojego napięcia - powiedziała, czując pod powiekami łzy. Dobrze, że mieszały się z wodą.
Głos Shannona stał się wręcz lodowaty.
-Czyli uważasz, że seks z tobą traktuję jako rozładowanie napięcia, a nie formę bliskości? Świetnie – rzucił pastą do zębów w ścianę. –Skoro tego sobie życzysz, nie tknę cię.
- Tak to zabrzmiało - jej głos lekko drżał.
-Och, zabrzmiało – powtórzył, cedząc te słowa. –A nie przyszło ci do głowy, że podnieca mnie świadomość tego, jak zmieni się twoje ciało? Jak dojrzeje? Jak bardzo jesteś dla mnie atrakcyjna? Nie? No cóż – wrócił do mycia zębów, ignorując ją.
- Nie, nie przyszło... - odpowiedziała cicho, pewnie tego nie usłyszał przez szum wody.
Usłyszał, ale nie miał siły odpowiedzieć. Chciał dobrze. Kochał ją do granic szaleństwa i wszystko, co robił, robił dla niej. A Emily i tak stawiała mu granice. Nie to nie, Jezu. Są inne sposoby zaspokajania więzi z kobietą. Wypluł z ust pianę i wypłukał.
A następnie bez słowa wyszedł z łazienki.
Emily wyszła dopiero po kilkudziesięciu minutach. Ubrała piżamę i położyła się do łóżka.
            On już tam leżał. W okularach na nosie czytał książkę. Zerknął na nią krótko, ale nic nie powiedział.
- Dobranoc - powiedziała mu więc i zgasiła lampkę po swojej stronie łóżka.
Odłożył książkę i zgasił swoją lampkę. Okulary odłożył do szuflady. Położył się tak, by stykali się ramionami, ale nie wykonał żadnego gestu w stronę Emily. Och, pragnął ją przytulić, zwłaszcza, że wiedział, że płakała. Ale nie chciał być znów posądzony o „rozładowywanie napięcia”.
-Branoc – mruknął.