Kilka miesięcy wcześniej...
Vanessa i
Rikuo już wrócili od teściów dziewczyny. No, masakra to przy tym pikuś. Znaczy
z tą babą. Jak Mathias z nią wytrzymywał...?
Tak czy inaczej Vanessa chodziła podenerwowana od samego rana. Nie, nie Ellen. Nessa musiała powiedzieć coś swojemu mężowi. Coś ważnego. Czego nie miało być.
Dlatego postarała się o dobry nastrój, żeby nie było, nie? No. Zrobiła kolację (spaghetti z kurczakiem i warzywami) i postawiła dzbanek soku na stole. Potem usiadła na krześle i zacisnęła pięści. Jej serce waliło jak młotkiem.
Tak czy inaczej Vanessa chodziła podenerwowana od samego rana. Nie, nie Ellen. Nessa musiała powiedzieć coś swojemu mężowi. Coś ważnego. Czego nie miało być.
Dlatego postarała się o dobry nastrój, żeby nie było, nie? No. Zrobiła kolację (spaghetti z kurczakiem i warzywami) i postawiła dzbanek soku na stole. Potem usiadła na krześle i zacisnęła pięści. Jej serce waliło jak młotkiem.
Rikuo
wrócił punktualnie na kolację. Zdjął marynarkę i zawiesił ją w przedpokoju,
kierując się do kuchni ślicznym zapachem.
-Jeśli nawet ugotowałaś skarpetki, to je zjem – westchnął.
–Umieram z głodu.
- Nie,
nie skarpetki. To makaron z dobrym sosem. Jak było w pracy? - podeszła do niego
i pocałowała go lekko w policzek.
Ehe, to było przyjemne, kiedy się go nie bała. W sensie Rikuo, nie policzka.
Ehe, to było przyjemne, kiedy się go nie bała. W sensie Rikuo, nie policzka.
-Pomogłem zamknąć sprawę kolegom z CIA – wzruszył ramionami
i przyciągnął ją do siebie. –A co porabiała moja świeżo upieczona studentka
medycyny? – zamruczał.
- Nooo,
byłam na zakupach, ugotowałam kolację... sprawdzałamczyniejestemczasemwciąży...
-Pracowity dzień – pogłaskał Nessę po pleckach. –Ale powtórz
ostatnie, bo wymamrotałaś za szybko i nie zrozumiałem – poprosił, nawijając
kosmyk jej włosów na palec.
- Wiem,
że tego nie planowaliśmy, ale no tak wyszło, że... no i wtedy... no i nie wiem
teraz... - dalej mamrotała, mając odwrócony wzrok od niego.
-Nessa, zwolnij – posadził ją na krześle. –Powoli. Dzwoni mi
w uszach od gwaru na komendzie, za szybko mówisz.
- Ja...
jestem... w ciąży.
Okej, teraz
zrozumiał. Mięsnie brzucha napięły mu się w oczekiwaniu na jakieś „żartowałam”
tudzież „gdybyś widział swoją minę”. Zrobiło mu się troszkę zimno i powoli
osunął się na kolana, kładąc dłonie na kolanach żony.
-Jesteś pewna? – wyszeptał, niemalże nabożnym szeptem.
-
Zrobiłam dwa testy, nie byłam jeszcze u lekarza - szepnęła i spojrzała na niego
na chwilkę.
-Nessa – westchnął i ostrożnie dotknął nosem jej brzucha.
Był tak samo płaski i delikatny, jak zapamiętał. Ale smok wyczuwał obecność
innego smoka.. Niesamowite. –Będę tatą – podsumował, wciąż jakby to troszkę do
niego nie docierało.
- Ale...
to... to-to... to jeszcze nie jest pewne przecież...
-Smok czuje obecność innego smoka – poinformował ją
łagodnie. –Będziemy mieli dziecko, Nessa.
I jakoś tak
w ogóle nie myślał o pigułkach, które rzekomo miała brać. Był.. szczęśliwy,
więc poderwał ja z krzesła i okręcił się z Vanessą w ramionach kilkakrotnie
dookoła własnej osi. Po chwili jednak ogarnął się.
-Powinnaś odpoczywać – burknął.
- To
smok, nic mu nie będzie - uśmiechnęła się w końcu i przytuliła do niego. - Nie
jesteś zły...?
-Jemu może i nie, ale coś może się stać tobie.. – zaniósł ją
do salonu i posadził na kanapie. No. Dla pewności przykrył ją jeszcze kocem i
wetknął jedną poduszkę za plecy, drugą pod rękę. Po chwili zastanowienia
dorzucił jeszcze pilota do TV tak, by miała go w wygodnym zasięgu. No.
–Oczywiście, że nie jestem. Znaczy się… co z twoimi studiami, skarbie?
Vanessa
obserwowała go uważnie podczas tych jego czynności. Zwariował.
- Ale ja czuję się dobrze, Rikuo... Nie jest mi nawet zimno - odłożyła koc i pilot. - Chyba poczekam z tymi studiami...
Miała osiemnaście lat i była w ciąży. Przynajmniej miała męża, który ją kochał. Ha.
- Ale ja czuję się dobrze, Rikuo... Nie jest mi nawet zimno - odłożyła koc i pilot. - Chyba poczekam z tymi studiami...
Miała osiemnaście lat i była w ciąży. Przynajmniej miała męża, który ją kochał. Ha.
-Na pewno dobrze? – usiadł obok niej i z troską obejrzał jej
dłonie i twarz. –Denerwuję się, wiesz? – wyznał w końcu. –Jesteś jeszcze młoda,
za młoda. Chociaż matkami zostają dziewczynki młodsze od ciebie, to one nie
noszą w sobie smoków. Moja ciocia – chrząknął. No nie opowie jej tej historii,
bo się jeszcze wystraszy! –Moja ciocia miała problemy. Dlatego się martwię. Nie
chciałbym cię stracić.
- Nie
jestem z porcelany, Rikuo.
-Wiem – uśmiechnął się i czule pocałował Vanessę w nos.
–Jesteś twarda, odporna i odważna.
Z trudem opanował zmożoną chęć wezwania uzdrowiciela, który
zajmie się Vanessą. No, żeby sprawdził, czy wszystko jest ok. i czy nic jej nie
grozi. Ale to wkrótce, podstępem, inaczej Nessa gotowa jest znów wmawiać mu, że
nie jest z porcelany. W ogóle. Te jej kruche łapki.. Ucałował każdą z nich.
-Kocham cię – szepnął.
Sam jest kruchy, ot co! Phi.
- Ja ciebie też - uśmiechnęła się i pocałowała go czule.
- Ja ciebie też - uśmiechnęła się i pocałowała go czule.
Rikuo przytulił Vanessę i odetchnął głęboko. Jej obecność
dodawała mu wszystkich pozytywnych wrażeń, które przeżywał gdzieś głęboko w
środku.
-Nie masz ochoty na ogórka z nutellą?
- Nie,
dziękuję. Mam ochotę na makaron, który ugotowałam.
-Przyniosę go nam tutaj – zaproponował i śmignął do kuchni.
Nosząc wszystko, wciąż mówił. –Zatrudnimy kogoś, kto się zajmie domem –
zaproponował, kładąc talerze na stoliku przed kanapą. –Wiesz, o co chodzi –
dodał, wracając po sok. –Nie możesz zostawać sama w domu, i nie możesz niczego
dźwigać.
Vanessa
milczała i nie komentowała. Bo po co? I tak nic nie powiesz Smokowi, soł.
-Smacznego – podał jej sztućce. –Po kolacji zadzwonimy do
moich rod…do mojego taty, co? – zaproponował, podając jej dodatkową porcję
kurczaka.
- Okej,
możemy dzwonić.
Rikuo
zaczął jeść. Jadł powoli, wykorzystując ten czas na kilka przemyśleń, które
naszły go tak nagle. Ucieszył się i zbyt gwałtownie podszedł do tematu.
Przecież Nessa powinna korzystać z życia..
Dotknął dłonią jej dłoni.
-Cieszysz się? – zapytał cicho. –Ale odpowiedz szczerze.
- Nie
cieszę się. Nie chcę, żeby obca osoba chodziła po domu i wykonywała za mnie
obowiązki nawet te lekkie. Jestem w ciąży, fajnie. Ale nie jestem obłożnie
chora, żeby leżeć w łóżku i nic nie robić. Mój ruch dobrze będzie służył
dziecku, więc nie zgadzam się na pomoc. Może za parę miesięcy.
Huhu, powiedziała mu to!
Huhu, powiedziała mu to!
Zmieszał się, a nie często to robił.
-Okej, zrobimy jak chcesz – powiedział powoli. –Ale pytałem,
czy cieszysz się, że będziemy rodzicami – uściślił. –Bo, widzisz, przez chwilę
poczułem się jak twój ojciec…
- Nie
jesteś taki jak on - powiedziała cicho i odwróciła wzrok. - Cieszę się, że
będziemy rodzicami, naprawdę. Ale po prostu jeszcze to do mnie nie dociera.
-Nie odwracaj się – poprosił. –Nessa, patrz na mnie, ale
nigdy się nie bój – poprosił. Przytulił dziewczynę i oparł policzek o czubek
jej głowy. –Najważniejsze, żebyście z małym byli zdrowi. Ja jeszcze też tego
nie ogarnąłem – przyznał – ale cieszy mnie świadomość, że będę miał do kochania
kogoś, kto jest częścią nas obojga.
- Dotrze
to do nas, jak Smoczek zacznie opróżniać lodówkę, a mi urośnie brzuch -
zaśmiała się cicho.
-Jezu – jęknął cicho, wyobrażając sobie Nessę z większym,
uroczo zaokrąglonym brzuszkiem. Miłość, która zalała jego serce, ścisnęła mu
gardło, teraz była w jego głosie. –To będzie cudowne – szepnął.
- Tak,
będzie - uśmiechnęła się i pocałowała go.
Odwzajemnił pocałunek, czule pieszcząc jej wargi swoimi.
Jego dłoń mimowolnie zawędrowała na brzuszek dziewczyny, który zaczął gładzić i
ogrzewać, całkiem instynktownie, smoczym ciepłem. Jakby wił gniazdko, no.
-
Widziałam ładny śpioszek ze smokami - wyznała mu na ucho.
-Mówisz? – wtulił nos w jej szyję. Pragnął jej. Ugryzł lekko
jej kark, a potem ucho. –Smok w śpiochu ze smokami. Kupimy mu jeszcze smoczek w
kształcie głowy smoka – zaproponował, muskając wargami czułe miejsce na jej
obojczyku.
- No bez
przesady - zaśmiała się, głaszcząc go po karku.
-Rozpuścimy go niemiłosiernie oboje. Będziemy najlepszymi
rodzicami na świecie. Gdzie tu przesada? – prychnął, rozbawiony i położył ja na
kanapie, a sam wyciągnął się, oparty na łokciu, tuż obok niej.
- Oj,
nigdzie, nigdzie.
-Widzisz – ucieszył się i pocałował Vanessę głęboko i mocno.
Jego dłoń gładziła jej ramię leniwym, ale czułym gestem.
- Widzę,
widzę, kotek - przytuliła się do niego.
-Jak mu damy na imię? – zamruczał wprost do jej ucha, po
czym lekko zębami pociągnął za jego płatek. Awwwrrr, lubił ją tak podgryzać
leciutko.
- Nie
wiem jeszcze... nie zastanawiałam się nad tym. Jakieś propozycje?
-Nie chciałbym mu dawać na imię tak, jak miał mój dziadek –
powiedział ostrożnie. –Był kawałem skurwy…niemiłego człowieka.
- Coś się
wymyśli, kotek.
-Mhmm… a kto wie, może to będzie córeczka. Będziemy tą
wyjątkową parą wśród smoków – zastanawiał się.
- A
może... no, w każdym bądź razie mamy czas.
-Mamy – zgodził się i zaczął całować jej szyję i ramię.
_______________________
:)
Iiiiiiiii ojej jak slodko , hahaha beda mieli dziecko nie wierze ^^
OdpowiedzUsuńyay :D dzidziuś :D
OdpowiedzUsuńuuu już się boję co zrobi/powie Ellen...
~Menolly