środa, 7 listopada 2012

Rozdział 30. Koleje losu (Vanessa x Rikuo)




Kilka miesięcy wcześniej...

Vanessa i Rikuo już wrócili od teściów dziewczyny. No, masakra to przy tym pikuś. Znaczy z tą babą. Jak Mathias z nią wytrzymywał...?
Tak czy inaczej Vanessa chodziła podenerwowana od samego rana. Nie, nie Ellen. Nessa musiała powiedzieć coś swojemu mężowi. Coś ważnego. Czego nie miało być.
Dlatego postarała się o dobry nastrój, żeby nie było, nie? No. Zrobiła kolację (spaghetti z kurczakiem i warzywami) i postawiła dzbanek soku na stole. Potem usiadła na krześle i zacisnęła pięści. Jej serce waliło jak młotkiem.
            Rikuo wrócił punktualnie na kolację. Zdjął marynarkę i zawiesił ją w przedpokoju, kierując się do kuchni ślicznym zapachem.
-Jeśli nawet ugotowałaś skarpetki, to je zjem – westchnął. –Umieram z głodu.
- Nie, nie skarpetki. To makaron z dobrym sosem. Jak było w pracy? - podeszła do niego i pocałowała go lekko w policzek. 
Ehe, to było przyjemne, kiedy się go nie bała. W sensie Rikuo, nie policzka.
-Pomogłem zamknąć sprawę kolegom z CIA – wzruszył ramionami i przyciągnął ją do siebie. –A co porabiała moja świeżo upieczona studentka medycyny? – zamruczał.
- Nooo, byłam na zakupach, ugotowałam kolację... sprawdzałamczyniejestemczasemwciąży...
-Pracowity dzień – pogłaskał Nessę po pleckach. –Ale powtórz ostatnie, bo wymamrotałaś za szybko i nie zrozumiałem – poprosił, nawijając kosmyk jej włosów na palec.
- Wiem, że tego nie planowaliśmy, ale no tak wyszło, że... no i wtedy... no i nie wiem teraz... - dalej mamrotała, mając odwrócony wzrok od niego.
-Nessa, zwolnij – posadził ją na krześle. –Powoli. Dzwoni mi w uszach od gwaru na komendzie, za szybko mówisz.
- Ja... jestem... w ciąży.
            Okej, teraz zrozumiał. Mięsnie brzucha napięły mu się w oczekiwaniu na jakieś „żartowałam” tudzież „gdybyś widział swoją minę”. Zrobiło mu się troszkę zimno i powoli osunął się na kolana, kładąc dłonie na kolanach żony.
-Jesteś pewna? – wyszeptał, niemalże nabożnym szeptem.
- Zrobiłam dwa testy, nie byłam jeszcze u lekarza - szepnęła i spojrzała na niego na chwilkę.
-Nessa – westchnął i ostrożnie dotknął nosem jej brzucha. Był tak samo płaski i delikatny, jak zapamiętał. Ale smok wyczuwał obecność innego smoka.. Niesamowite. –Będę tatą – podsumował, wciąż jakby to troszkę do niego nie docierało.
- Ale... to... to-to... to jeszcze nie jest pewne przecież...
-Smok czuje obecność innego smoka – poinformował ją łagodnie. –Będziemy mieli dziecko, Nessa.
            I jakoś tak w ogóle nie myślał o pigułkach, które rzekomo miała brać. Był.. szczęśliwy, więc poderwał ja z krzesła i okręcił się z Vanessą w ramionach kilkakrotnie dookoła własnej osi. Po chwili jednak ogarnął się.
-Powinnaś odpoczywać – burknął.
- To smok, nic mu nie będzie - uśmiechnęła się w końcu i przytuliła do niego. - Nie jesteś zły...?
-Jemu może i nie, ale coś może się stać tobie.. – zaniósł ją do salonu i posadził na kanapie. No. Dla pewności przykrył ją jeszcze kocem i wetknął jedną poduszkę za plecy, drugą pod rękę. Po chwili zastanowienia dorzucił jeszcze pilota do TV tak, by miała go w wygodnym zasięgu. No. –Oczywiście, że nie jestem. Znaczy się… co z twoimi studiami, skarbie?
Vanessa obserwowała go uważnie podczas tych jego czynności. Zwariował.
- Ale ja czuję się dobrze, Rikuo... Nie jest mi nawet zimno - odłożyła koc i pilot. - Chyba poczekam z tymi studiami...
Miała osiemnaście lat i była w ciąży. Przynajmniej miała męża, który ją kochał. Ha.
-Na pewno dobrze? – usiadł obok niej i z troską obejrzał jej dłonie i twarz. –Denerwuję się, wiesz? – wyznał w końcu. –Jesteś jeszcze młoda, za młoda. Chociaż matkami zostają dziewczynki młodsze od ciebie, to one nie noszą w sobie smoków. Moja ciocia – chrząknął. No nie opowie jej tej historii, bo się jeszcze wystraszy! –Moja ciocia miała problemy. Dlatego się martwię. Nie chciałbym cię stracić.
- Nie jestem z porcelany, Rikuo.
-Wiem – uśmiechnął się i czule pocałował Vanessę w nos. –Jesteś twarda, odporna i odważna.
Z trudem opanował zmożoną chęć wezwania uzdrowiciela, który zajmie się Vanessą. No, żeby sprawdził, czy wszystko jest ok. i czy nic jej nie grozi. Ale to wkrótce, podstępem, inaczej Nessa gotowa jest znów wmawiać mu, że nie jest z porcelany. W ogóle. Te jej kruche łapki..  Ucałował każdą z nich.
-Kocham cię – szepnął.
Sam jest kruchy, ot co! Phi.
- Ja ciebie też - uśmiechnęła się i pocałowała go czule.
Rikuo przytulił Vanessę i odetchnął głęboko. Jej obecność dodawała mu wszystkich pozytywnych wrażeń, które przeżywał gdzieś głęboko w środku.
-Nie masz ochoty na ogórka z nutellą?
- Nie, dziękuję. Mam ochotę na makaron, który ugotowałam.
-Przyniosę go nam tutaj – zaproponował i śmignął do kuchni. Nosząc wszystko, wciąż mówił. –Zatrudnimy kogoś, kto się zajmie domem – zaproponował, kładąc talerze na stoliku przed kanapą. –Wiesz, o co chodzi – dodał, wracając po sok. –Nie możesz zostawać sama w domu, i nie możesz niczego dźwigać.
Vanessa milczała i nie komentowała. Bo po co? I tak nic nie powiesz Smokowi, soł.
-Smacznego – podał jej sztućce. –Po kolacji zadzwonimy do moich rod…do mojego taty, co? – zaproponował, podając jej dodatkową porcję kurczaka.
- Okej, możemy dzwonić.
            Rikuo zaczął jeść. Jadł powoli, wykorzystując ten czas na kilka przemyśleń, które naszły go tak nagle. Ucieszył się i zbyt gwałtownie podszedł do tematu. Przecież Nessa powinna korzystać z życia..
Dotknął dłonią jej dłoni.
-Cieszysz się? – zapytał cicho. –Ale odpowiedz szczerze.
- Nie cieszę się. Nie chcę, żeby obca osoba chodziła po domu i wykonywała za mnie obowiązki nawet te lekkie. Jestem w ciąży, fajnie. Ale nie jestem obłożnie chora, żeby leżeć w łóżku i nic nie robić. Mój ruch dobrze będzie służył dziecku, więc nie zgadzam się na pomoc. Może za parę miesięcy.
Huhu, powiedziała mu to!
Zmieszał się, a nie często to robił.
-Okej, zrobimy jak chcesz – powiedział powoli. –Ale pytałem, czy cieszysz się, że będziemy rodzicami – uściślił. –Bo, widzisz, przez chwilę poczułem się jak twój ojciec…
- Nie jesteś taki jak on - powiedziała cicho i odwróciła wzrok. - Cieszę się, że będziemy rodzicami, naprawdę. Ale po prostu jeszcze to do mnie nie dociera.
-Nie odwracaj się – poprosił. –Nessa, patrz na mnie, ale nigdy się nie bój – poprosił. Przytulił dziewczynę i oparł policzek o czubek jej głowy. –Najważniejsze, żebyście z małym byli zdrowi. Ja jeszcze też tego nie ogarnąłem – przyznał – ale cieszy mnie świadomość, że będę miał do kochania kogoś, kto jest częścią nas obojga.
- Dotrze to do nas, jak Smoczek zacznie opróżniać lodówkę, a mi urośnie brzuch - zaśmiała się cicho.
-Jezu – jęknął cicho, wyobrażając sobie Nessę z większym, uroczo zaokrąglonym brzuszkiem. Miłość, która zalała jego serce, ścisnęła mu gardło, teraz była w jego głosie. –To będzie cudowne – szepnął.
- Tak, będzie - uśmiechnęła się i pocałowała go.
Odwzajemnił pocałunek, czule pieszcząc jej wargi swoimi. Jego dłoń mimowolnie zawędrowała na brzuszek dziewczyny, który zaczął gładzić i ogrzewać, całkiem instynktownie, smoczym ciepłem. Jakby wił gniazdko, no.
- Widziałam ładny śpioszek ze smokami - wyznała mu na ucho.
-Mówisz? – wtulił nos w jej szyję. Pragnął jej. Ugryzł lekko jej kark, a potem ucho. –Smok w śpiochu ze smokami. Kupimy mu jeszcze smoczek w kształcie głowy smoka – zaproponował, muskając wargami czułe miejsce na jej obojczyku.
- No bez przesady - zaśmiała się, głaszcząc go po karku.
-Rozpuścimy go niemiłosiernie oboje. Będziemy najlepszymi rodzicami na świecie. Gdzie tu przesada? – prychnął, rozbawiony i położył ja na kanapie, a sam wyciągnął się, oparty na łokciu, tuż obok niej.
- Oj, nigdzie, nigdzie.
-Widzisz – ucieszył się i pocałował Vanessę głęboko i mocno. Jego dłoń gładziła jej ramię leniwym, ale czułym gestem.
- Widzę, widzę, kotek - przytuliła się do niego.
-Jak mu damy na imię? – zamruczał wprost do jej ucha, po czym lekko zębami pociągnął za jego płatek. Awwwrrr, lubił ją tak podgryzać leciutko.
- Nie wiem jeszcze... nie zastanawiałam się nad tym. Jakieś propozycje?
-Nie chciałbym mu dawać na imię tak, jak miał mój dziadek – powiedział ostrożnie. –Był kawałem skurwy…niemiłego człowieka.
- Coś się wymyśli, kotek.
-Mhmm… a kto wie, może to będzie córeczka. Będziemy tą wyjątkową parą wśród smoków – zastanawiał się.
- A może... no, w każdym bądź razie mamy czas.
-Mamy – zgodził się i zaczął całować jej szyję i ramię.

_______________________
:)

2 komentarze:

  1. Iiiiiiiii ojej jak slodko , hahaha beda mieli dziecko nie wierze ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. yay :D dzidziuś :D
    uuu już się boję co zrobi/powie Ellen...
    ~Menolly

    OdpowiedzUsuń