Mathias Sakai, dranir klanu Sakai,
siedział w nieoznakowanym radiowozie i pił kolejną już (stracił rachubę) kawę
dzisiejszego popołudnia. Z nieba strumieniami lała się woda, a wiatr zawodził
smętnie pomiędzy budynkami.
Praca detektywa była fajna, o ile nie trzeba było śledzić i obserwować podejrzanych.
Zacisnął mocniej ręce na papierowym kubku i upił kolejny łyk. W sumie, nie miał co narzekać. To nie tak, że w domu ktoś na niego czeka. Synowie się wyprowadzili, córeczka wyjechała nagrywać płytę, a żona... Cóż, Mathias mógłby z ręką na sercu powiedzieć, że od kilku lat on i Ellen są dla siebie jak obcy ludzie.
Pod wieczór zajechał do Federalnego Biura Śledczego (kiedy już przekazał obserwację koledze) i wszedł do środka, z kilkoma foliowymi torebkami na dowody w ręce.
-Dzień do.. dobry wieczór - poprawił się, patrząc na recepcjonistkę.
-Znów późno, panie Sakai. Co tym razem?
-Odciski do bazy danych, DNA z ustnika papierosów.
Praca detektywa była fajna, o ile nie trzeba było śledzić i obserwować podejrzanych.
Zacisnął mocniej ręce na papierowym kubku i upił kolejny łyk. W sumie, nie miał co narzekać. To nie tak, że w domu ktoś na niego czeka. Synowie się wyprowadzili, córeczka wyjechała nagrywać płytę, a żona... Cóż, Mathias mógłby z ręką na sercu powiedzieć, że od kilku lat on i Ellen są dla siebie jak obcy ludzie.
Pod wieczór zajechał do Federalnego Biura Śledczego (kiedy już przekazał obserwację koledze) i wszedł do środka, z kilkoma foliowymi torebkami na dowody w ręce.
-Dzień do.. dobry wieczór - poprawił się, patrząc na recepcjonistkę.
-Znów późno, panie Sakai. Co tym razem?
-Odciski do bazy danych, DNA z ustnika papierosów.
W laboratorium siedziała kobieta w
wieku trzydziestu lat. Ocierała o siebie palce prawej ręki, patrząc na coś
przez mikroskop. W końcu oderwała się od niego i spojrzała na swoją prawą dłoń.
Zdjęła obrączkę ślubną; już jej nie była potrzebna.
Mathias zapukał do drzwi i
otworzył je, nie czekając na odzew.
-Jak to miło wiedzieć, że dyżur ma moja ulubiona pani kryminolog.
-Jak to miło wiedzieć, że dyżur ma moja ulubiona pani kryminolog.
- No dzień dobry - uśmiechnęła się
do niego lekko. - Co tym razem dostanę w prezencie, panie detektywie?
-Troszkę pracy - podał jej
torebki. -Czyli coś, co jest naszym życiem - przysunął sobie stołek i usiadł, patrząc
na nią. Zdjął skórzaną kurtkę. -Dużo czasu zajmie pani badanie tego?
- Chce pan sprawdzić zgodność, czy
co?
-Odciski dodać do bazy i
przepuścić, a DNA porównać.
- No to siedź wygodnie, trochę to
potrwa - odruchowo poruszyła palcami. Nic nie poczuła, co było dziwne.
Nie zastanawiając się dłużej, wzięła od niego przedmioty i zabrała się za pracę. Robiła to szybko i sprawnie.
Nie zastanawiając się dłużej, wzięła od niego przedmioty i zabrała się za pracę. Robiła to szybko i sprawnie.
Obserwował ją, gdy pracowała.
Stukał palcami o kolan, czując się troszkę znudzony.
-Czy mogę do pani mówić po imieniu?
-Czy mogę do pani mówić po imieniu?
- Mhm... - oderwała się od laptopa
i podała mu dłoń (nadal bez obrączki). - Victoria.
-Mathias - uśmiechnął się do niej
szeroko.
Odwzajemniła lekko uśmiech i
wróciła do pracy. Odgarnęła włosy na bok, a potem wcisnęła enter.
- Okej, teraz będziemy czekać.
- Okej, teraz będziemy czekać.
-Długo? Może w międzyczasie
skoczymy na jakąś szybką kolację? Nic nie jadłem od południa, a za rogiem jest
dobra knajpa. Ja stawiam - zaproponował.
On również nie nosił obrączki. Kochał swoje dzieci, ale o Ellen nie mógł tego powiedzieć. Nie nienawidził jej, ale czuł wobec niej dystans, jakby dzieliła ich ogromna przepaść.
On również nie nosił obrączki. Kochał swoje dzieci, ale o Ellen nie mógł tego powiedzieć. Nie nienawidził jej, ale czuł wobec niej dystans, jakby dzieliła ich ogromna przepaść.
- Dobrze, chętnie. Umieram z głodu
- zaśmiała się cicho, ściągając okulary w czarnej, dość grubej oprawie. A potem
wstała i ściągnęła to białe coś, co mają też lekarze, zwane kitlem. - Chodźmy.
-Weź kurtkę, może ci być zimno.
- Wezmę, wezmę - no i wzięła ze
swojej szafki kurtkę, oraz przebrała buty do pracy na swoje czarne szpilki. No
co, ładnie wyglądały z czarną spódniczką i miętową bluzką. Ubierała się
elegancko do pracy. Zresztą, nie tylko.
-Długo już tu pracujesz, Victorio?
- zapytał Mathias, niezrażony zaskoczonymi spojrzeniami, jakie rzucano im, gdy
RAZEM szli do wyjścia
- Zaczęłam zaraz po studiach, więc
sześć lat.
-Och, jesteś młodziutka.
Jak na rozwódkę, to nawet bardzo - pomyślała i westchnęła.
- W którą stronę do tej knajpy? - zapytała, zatrzymując się pod dachem wejścia na komisariat. Nadal padało.
- W którą stronę do tej knajpy? - zapytała, zatrzymując się pod dachem wejścia na komisariat. Nadal padało.
Wziął ją za rękę.
-Pobiegniemy - zaproponował.
-Pobiegniemy - zaproponował.
Victoria spojrzała na ich dłonie,
ale nic nie powiedziała.
Czekaj, czekaj... on miał żonę, nie?
No cóż...
- Okej, w którą stronę mam biec?
Czekaj, czekaj... on miał żonę, nie?
No cóż...
- Okej, w którą stronę mam biec?
-Tutaj! - pociągnął ją. I po
chwili już biegli w strugach deszczu, a Mathias poczuł, że wreszcie dzieje się
coś ciekawego.
Vicotria cicho krzyknęła, kiedy po
jej karku leciała woda, ale dzielnie biegła jak mogła w tym swoich butach.
Na szczęście szybko dotarli. Co nie zmienia faktu, że i tak byli mokrzy.
- No, ładnie mnie wyprowadziłeś, ładnie - zaśmiała się, ściągając kurtkę.
Na szczęście szybko dotarli. Co nie zmienia faktu, że i tak byli mokrzy.
- No, ładnie mnie wyprowadziłeś, ładnie - zaśmiała się, ściągając kurtkę.
-Ślicznie wyglądasz, nie martw się
- Mathias również ściągnął swoje. I, chociaż to dziwnie zabrzmi (w końcu
knajpa, ich dwoje, deszcz, ta atmosfera), on zamówił dla nich herbatę. W końcu
oboje byli wciąż "na służbie", a dodatkowo Vicki była człowiekiem,
mogła się rozchorować.
Zajęli jakiś wolny stolik, a
Victoria zabrała się za czytanie menu.
- Co by sobie tu zjeść... o, sałatka z tuńczykiem na ostro brzmi nieźle. A ty co bierzesz? - spojrzała na niego znad karty, próbując związać długie, czarne włosy.
- Co by sobie tu zjeść... o, sałatka z tuńczykiem na ostro brzmi nieźle. A ty co bierzesz? - spojrzała na niego znad karty, próbując związać długie, czarne włosy.
-Cheeseburger z podwójną porcją
frytek, do tego może skrzydełka w ostrej panierce .
- Hm... podoba mi się twój
pomysł... Ja też chcę.
-Jedz, jedz. Lubię, jak kobieta ma
apetyt - chrząknął.
- Wy wszyscy tak mówicie, a potem
wszystko wychodzi po ślubie. Nieładnie.
Skrzywił się.
-Daj spokój. Ślub był największą pomyłką w moim życiu.
-Daj spokój. Ślub był największą pomyłką w moim życiu.
- Przepraszam... okej, spokojnie.
-Nie, spoko, to przecież nie twoja
wina.
- No nie moja wina, że... dobra,
nieważne. Zmieńmy temat. Już pan nie wysyła asystentów do mnie - zauważyła. No,
nie widywali się, skoro pytał o to, ile pracuje u nich.
-Nie, nie wysyłam. Co mają mieć
lepiej ode mnie - prychnął.
Victora zaśmiała się, spuszczając
głowę.
Dopiero teraz zauważyła, że pan Sakai nie ma obrączki... Zapytać, nie zapytać... Zapytać, nie zapytać... zapytać... nie... zapytać...
- Obrączka u czyszczenia?
Dopiero teraz zauważyła, że pan Sakai nie ma obrączki... Zapytać, nie zapytać... Zapytać, nie zapytać... zapytać... nie... zapytać...
- Obrączka u czyszczenia?
Zerknął na swoje palce i zamyślił
się.
-Nie noszę jej od jakiegoś czasu. Jakoś tak.. coraz częściej myślę o rozwodzie..
-Nie noszę jej od jakiegoś czasu. Jakoś tak.. coraz częściej myślę o rozwodzie..
Victora uniosła jedną brew wyżej.
Czyli nie tylko u niej nie było tak kolorowo.
- Rozumiem. Niektórzy ludzie po prostu do siebie nie pasują - napiła się herbatki i nieco poparzyła. Ałć.
- Rozumiem. Niektórzy ludzie po prostu do siebie nie pasują - napiła się herbatki i nieco poparzyła. Ałć.
-Wszystko gra? Co taka młoda osoba
może wiedzieć o roz.. rozwiodłaś się? - spojrzał na nią, zaskoczony. Nie
wykorzystywał daru telepatii. Nie chciał naruszać prywatności.
- Parę dni temu - kiwnęła głową. Pomyślała
o złotej obrączce, leżącej teraz na jej stanowisku pracy.
-Co? - Uniósł brwi. -Tak mi
przykro, to świeża sprawa - powiedział ze spokojem, kładąc dłoń na jej dłoni.
Victoria uśmiechnęła się do niego
lekko.
- Przepraszam, nie będę ci zawracać głowy.
- Przepraszam, nie będę ci zawracać głowy.
-Daj spokój, widzę, że jedziemy na
tym samym wózku, ale ty się już pozbyłaś swojego balastu.
- Nie układa wam się? Kłócicie
się?
No cóż, miała nie pytać, nie drążyć tego tematu, ale... może wtedy oboje poczują się lepiej.
No cóż, miała nie pytać, nie drążyć tego tematu, ale... może wtedy oboje poczują się lepiej.
-Teraz już rzadziej się kłócimy.
Po prostu przestaliśmy ze sobą w ogóle rozmawiać. Ja mieszkam i pracuję tutaj,
ona została w Japonii. Przylatuje od czasu do czasu i robi awantury o wszystko.
Zadręcza żonę naszego syna, pomiata służbą, a do mnie ma wieczne pretensje, że
za dużo pracuję, że po co i tak dalej - machnął ręką. -Chyba nigdy się nie
kochaliśmy. Dopóki nasze dzieci były małe, jeszcze jakoś to szło, ale gdy
dorosły, wszystko się posypało. A ty masz dzieci?
Victoria słuchała go uważnie.
Rzeczywiście, miał przejebaną sytuację. No co, "nieciekawa" było za
mało powiedziane.
- Może rzeczywiście weź rozwód. Uwolnisz się - westchnęła. - Nie, nie mam. Chciałam, ale on nie chciał.
- Może rzeczywiście weź rozwód. Uwolnisz się - westchnęła. - Nie, nie mam. Chciałam, ale on nie chciał.
-Och - pokiwał ze zrozumieniem
głową. -Nie wyobrażam sobie życia bez moich dzieci - powiedział cicho. - Riya,
Rin i Rikuo. Hmm.. chciałabyś zobaczyć zdjęcie?
- No oczywiście, że bym chciała!
Co to za pytanie!
Mathias wyjął portfel, a ze środka
kilka zdjęć. Rozłożył je i podał jej.
-To jest Rin, mój najstarszy syn. Ten obok to jego brat bliźniak, Rikuo. Na tym zdjęciu Rikuo jest ze swoją żoną, Vanessą. A ta ślicznotka to moja córka, Riya. Jest piosenkarką - powiedział, nie kryjąc dumy.
-To jest Rin, mój najstarszy syn. Ten obok to jego brat bliźniak, Rikuo. Na tym zdjęciu Rikuo jest ze swoją żoną, Vanessą. A ta ślicznotka to moja córka, Riya. Jest piosenkarką - powiedział, nie kryjąc dumy.
Victora oglądała sobie i co jakiś
czas unosiła zdjęcie któreś, aby zrównać je z Mathiasem.
- Kropka w kropkę ty - uśmiechnęła się. - Że tak powiem: dobra robota, panie detektywie - oddała mu zdjęcia. Sama chciałaby mieć dzieci, no ale.
- Kropka w kropkę ty - uśmiechnęła się. - Że tak powiem: dobra robota, panie detektywie - oddała mu zdjęcia. Sama chciałaby mieć dzieci, no ale.
Wyszczerzył się radośnie.
-No nie? - powiedział, jakby jego kłopoty z żoną nie istniały. -Są cudowne, prawda? Vanessa jest w ciąży. Wyglądam na dziadka?
-No nie? - powiedział, jakby jego kłopoty z żoną nie istniały. -Są cudowne, prawda? Vanessa jest w ciąży. Wyglądam na dziadka?
Victoria roześmiała się.
- Ani trochę. Ile ty masz lat, człowieku. W ogóle nie wyglądasz jakbyś miał dorosłe dzieci, wiesz?
- Ani trochę. Ile ty masz lat, człowieku. W ogóle nie wyglądasz jakbyś miał dorosłe dzieci, wiesz?
-Dobre geny - postukał się w
pierś. -Nie powiem, jeszcze się wystraszysz. Niech będzie, że ponad 40, okej?
- O matko - znów się zaśmiała. -
Zazdroszczę ci tych genów, naprawdę.
Uśmiechnął się.
-Ano. Ale to hmm.. rodzinne - wyjaśnił.
-Ano. Ale to hmm.. rodzinne - wyjaśnił.
- No domyślam się -
westchnęła.
W końcu zabrała się za swoje jedzenie.
W końcu zabrała się za swoje jedzenie.
On również jadł. Szybko i z
ogromnym apetytem.
- Wiesz co? - zagadnęła Victoria,
wcinając frytkę. - Herbata nie bardzo pasuje do tej kolacji.
-Ale cię rozgrzeje, żebyś się nie
rozchorowała. Kto wtedy zajmie się mn.. moimi dowodami?
- No wiesz, jeszcze masz Marcusa -
powiedziała poważnie. - A jak zachoruję, to przynajmniej poleżę sobie w łóżku,
w domu...
-Sama? - pomachał lekko widelcem.
-Beznadziejnie samemu. Ja to nie mogę spać, jak jestem sam w mieszkaniu.
Włączam TV i oglądam mecze, póki nie padnę.
- No wiesz, beznadziejnie czy nie,
spać trzeba. Przytulę się do poduszki i śpię - spojrzała na zegarek. - No,
jeszcze dwie godziny i się do takowej przytulę.
-Zazdroszczę ci. Chyba sobie kupię
psa.
- Nie radzę przy twoim trybie
życia. Pies potrzebuje sporo uwagi, a ty... no cóż, jesteś wiecznie zabiegany.
Ale może rybki...
-Nie lubię rybek. Może kot? Koty
są indywidualistami, a miałbym z kim spać.
- O, kot brzmi całkiem nieźle.
-To jak będę mieć wolne to się
przejdę do schroniska.
- Okej, wierzę w ciebie, że
wybierzesz kota, który nie zrujnuje ci domu.
-Wszystkie koty rujnują dom
-roześmiał się. -W sumie to jest właśnie fajne, bo denerwujesz się, ale
wciąż go kochasz. Jak dziecko.
- E tam, nie przepadam jakoś
specjalnie za kotami. Nie przeszkadzają mi, ale nie.
-Jasne, nie wszyscy je lubią.
Kelnerka przyniosła im rachunek, który zapłacił Mat, dodatkowo wręczając dziewczynie napiwek.
Kelnerka przyniosła im rachunek, który zapłacił Mat, dodatkowo wręczając dziewczynie napiwek.
- To co? Jutro lunch? Ja płacę -
dodała szybko. - Zrewanżuję się.
-Lunch chętnie, ale płacę ja -
puścił jej oczko.
- Dlaczego znowu ty? Nie zgadzam
się.
-Jestem facetem. Lubię
równouprawnienie, ale postawienie jedzenia pięknej kobiecie to coś, z czym się
urodziłem. Kobieta nie będzie za mnie płacić - powiedział z błyskiem w oku. -Pozwól
się rozpieszczać od czasu do czasu, Vicki.
Panna Vise spojrzała na niego i
uśmiechnęła się lekko. Zrobiło jej się strasznie miło, kiedy ją
skomplementował. No co, takie słowa od takiego faceta...
-Szkoda, że musimy wracać do pracy
- westchnął.
- Ano, ale spójrz na to
pozytywnie: może znalazło dopasowanie - puściła mu oczko, wstając od stołu.
Mathias czuł, że nie tylko wyniki
odnalazły dziś swoje dopasowanie..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz