Eric obserwował Jasmine.
Elegancko, bardzo profesjonalnie. Od czasu tego pocałunku w ogrodzie Shannona i
Emily, trzymał dystans.
No, a ona specjalnie chodziła do
biblioteki. No bo nie wiem, może zaprosiłby ją na randkę albo coś? Taka tam
luźna sugestia.
-Witam, Jasmine. Czym mogę ci
dzisiaj służyć?
Mniej już pracował w bibliotece. Głównie śledził swój obiekt, a wieczorami zabezpieczał teren dookoła jej domu. Smok był niespokojny, więc gdy jej rodzina szła spać, on ruszał na poszukiwania gwałcicieli i złodziei. Mordował?
Z przyjemnością.
Mniej już pracował w bibliotece. Głównie śledził swój obiekt, a wieczorami zabezpieczał teren dookoła jej domu. Smok był niespokojny, więc gdy jej rodzina szła spać, on ruszał na poszukiwania gwałcicieli i złodziei. Mordował?
Z przyjemnością.
- W randce - odpowiedziała od
razu, patrząc na niego zza szkieł.
-Okej. O której mam być i gdzie?
Twój partner będzie wiedział, że masz ochroniarza?
Lepiej nie. Element zaskoczenia, spuści mu intelektualny wpierdziel i nara.
Lepiej nie. Element zaskoczenia, spuści mu intelektualny wpierdziel i nara.
- Yyy... co? Jaki partner?
Ochroniarz? - uniosła brew wyżej. Nagle roześmiała się. - Nie. Nie tak, Eric.
TY masz iść na randkę ze mną.
Nie wiedział, jak zareagować.
-Nie byłem nigdy na randce.
-Nie byłem nigdy na randce.
- Ja też nie - mruknęła, krzyżując
ręce na piersiach.
Odciągnął ją kawałek dalej, że
niby po książkę.
-Jestem żołnierzem, Jasmine. Nie znam się na randkach .Nie mam historii zycia do opowiedzenia.
Zresztą, co by jej powiedział? O dniach wypełnionych walką o przetrwanie? O ojcu mordercy i matce dziwce?
-Jestem żołnierzem, Jasmine. Nie znam się na randkach .Nie mam historii zycia do opowiedzenia.
Zresztą, co by jej powiedział? O dniach wypełnionych walką o przetrwanie? O ojcu mordercy i matce dziwce?
- Czyli nie chcesz iść na randkę,
tak? Całujesz mnie, wpychasz łapy pod bluzkę, ale na randkę już nie? Dobra
jest. Idę stąd. Cześć.
-Nie. Kurwa. Czekaj, Jas - złapał
ją za ramię. -To nie z tobą jest coś nie tak. To ja jestem popieprzony. Chronię
cię, chociaż muszę cię też chronić przede mną samym.
- Ale ja nie wspominałam, że to ze
mną jest coś nie tak - zauważyła, wyrywając się z jego uścisku.
Baby, pomyślał i podrapał się w
kark.
-Nie chciałem, żebyś tak pomyślała. Jesteś piękna.
-Nie chciałem, żebyś tak pomyślała. Jesteś piękna.
- Wiem. Idę, nie będę ci czasu
więcej zabierać. Adios, biczaczos - odwróciła się i poszła do drzwi.
Dogonił ją. Był zły. Z jednej
strony wkurwiało go, że ona odchodzi i on sie tym przejmuje, a z drugiej
wkurwiał się, że reaguje. Że nie rozumie, co się dzieje.
-Nie wiem, co to randka. Możemy.. nawet nie wiem, czy tu jest kino. Nie byłem nigdy jako gość w knajpach drogich, tylko jako ochroniarz Connora. Jeśli mi powiesz, co to randka, zabiorę cię.
-Nie wiem, co to randka. Możemy.. nawet nie wiem, czy tu jest kino. Nie byłem nigdy jako gość w knajpach drogich, tylko jako ochroniarz Connora. Jeśli mi powiesz, co to randka, zabiorę cię.
- Nie wiesz? Sam mówiłeś coś o
kinie i knajpkach. Ściemniasz coś. Ale nie przejmuj się, Eric, naprawdę.
Chciałam tylko spróbować, zagadać, bo myślałam... a nieważne. Lepiej wróć do
biblioteki - uśmiechnęła się do niego lekko.
-Wiem o kinie i knajpach bo żołnierze
gadali - warczał.
- Nie takim tonem, dobrze? Przepraszam,
że zapytałam. Nie jestem zła, naprawdę.
Jasne. Najchętniej przypierdoliłaby mu krzesłem w łeb.
Jasne. Najchętniej przypierdoliłaby mu krzesłem w łeb.
Przetarł twarz dłonią. No,
zajebiście mu idzie, nie ma to tamto.
-Źle się wyraziłem - bąknął. -To, co wiem o kobietach, to tyle, ile dowiedziałem się od podlegających mi żołnierzy. Mało który z nich był na "prawdziwej randce", bo albo mieli po 20 kilka lat, albo, z racji kultury, byli już pożenieni z wyboru rodziców. Chciałbym iść z tobą na randkę, chociaż nie powinienem. Ale chcę. Nie wiem tylko jak, żebyś była zadowolona.
Mieszał się, plątał. Z jednej strony chciał by mu uwierzyłam z drugiej walczył ze wściekłym smokiem.
-Źle się wyraziłem - bąknął. -To, co wiem o kobietach, to tyle, ile dowiedziałem się od podlegających mi żołnierzy. Mało który z nich był na "prawdziwej randce", bo albo mieli po 20 kilka lat, albo, z racji kultury, byli już pożenieni z wyboru rodziców. Chciałbym iść z tobą na randkę, chociaż nie powinienem. Ale chcę. Nie wiem tylko jak, żebyś była zadowolona.
Mieszał się, plątał. Z jednej strony chciał by mu uwierzyłam z drugiej walczył ze wściekłym smokiem.
Cóż, Jasmine przerwała mu, kiedy
pocałowała go prosto w usta. Oczywiście, że go objęła, jedną dłoń kładąc mu na
policzku.
Okej. To rozumiał. Odwzajemnił
pocałunek, obejmując ją mocno. Smok uspokoił się natychmiast.
Jas pogłaskała go po karku.
Uwielbiała to miejsce na ciele mężczyzny. Mr.
- No już, spokojnie - szepnęła, kiedy w końcu się od niego oderwała, ale usta nadal miała blisko.
- No już, spokojnie - szepnęła, kiedy w końcu się od niego oderwała, ale usta nadal miała blisko.
Te słowa sprawiły, ze całe
napięcie opuściło jego ciało. Eric rozluźnił się i oblizał wargi. Kim ona była,
że poskramiała smoka?
-Co chcesz, żebym zrobił?
-Co chcesz, żebym zrobił?
- Chcę, żebyś mnie tak obejmował i
całował... - szepnęła. Sama byłą zdziwiona swoimi słowami. Jeszcze przed chwilą
chciała iść w pizdu i trzasnąć drzwiami.
-Dzisiaj wieczorem u mnie? Zamówię
cos do jedzenia. I wypożyczę jakiś film - ten pomysł podsunął mu smok.
- Więc jednak wiesz, co zrobić z
dziewczyną - uśmiechnęła się. - Musisz mi tylko adres podać, przystojniaku.
Wieczorem Eric zastanawiał się,
czy dobrze zrobił, podając jej swój adres. W jego mieszkaniu zawsze było
sterylnie czysto, ale teraz nawet malutka plamka na blacie wywoływała u niego
gniew. Wszystko miało być idealne! Smok biegał po salonie, co chwila
podbiegając do okna.
Jasmine ubrała sukienkę, buty na
małym obcasie, damską marynarkę, a torebkę przerzuciła przez ramię. Dobra, było
okej. Tak jej się wydawało. Miała taką nadzieję.
Eric nie przejmował się strojem.
Przełamał się i włączył TVN Style, żeby zobaczyć, jak się ubrać, ale nic z
tego, co było "modne, eleganckie i seksowne" nie było w jego szafie
(a słów tych nawet nie używał). Miał więc proste dżinsy i koszulę.
Zadzwoniła do drzwi, zaciskając
pięści. Denerwowała się.
Otworzył jej i gestem zaprosił do
mieszkania.
-Lubisz czerwone wino?
-Lubisz czerwone wino?
- Lubię - przytaknęła, ściągając
buty. Weszła do środka i rozejrzała się. - ładnie tu masz.
-Dzięki. Connor dobrze płaci -
otworzył wino, żeby odetchnęło. Właśnie uświadomił sobie, ze zna jej rozmiar
buta i miseczki, a nie wiedział, czy lubi włoskie jedzenie.
- Co tam masz dobrego? -
zagadnęła, odgarniając włosy za uszy.
-Głównie włoskie pasty i pierożki.
Ale możemy zamówić coś innego.
Jego kuchnia była dobrze wyposażona, ale nigdy jej nie użył. Prócz mikrofalówki i lodówki, garnki i reszta leżały nietknięte. Nie umiał gotować.
Jego kuchnia była dobrze wyposażona, ale nigdy jej nie użył. Prócz mikrofalówki i lodówki, garnki i reszta leżały nietknięte. Nie umiał gotować.
- Może być - powiedziała szybko,
siadając do stołu. - Smacznego - dodała, nim wzięła się za jedzonko.
-Nawzajem - podał jej kieliszek.
Jasmine wzięła się za jedzono.
Starała się nie pobrudzić i tak dalej. Zależało jej, żeby wypaść IDEALNIE. Może
ociepli troszkę to jego oziębłe serce.
-Ładnie wyglądasz - powiedział
szczerze.
Przełknęła, nim coś powiedziała.
- Dziękuję.
- Dziękuję.
-Nie ma za co. Smakuje ci?
- Bardzo. Możesz pochwalić
kucharza tej knajpki ode mnie - uśmiechnęła się do niego.
-Przekażę. Nie umiem gotować -
wyjaśnił.
- Ja też nie za bardzo...
Szkoda. Nie chciał związku, ale,
jeśli już o takowym myślał, zawsze wyobrażał sobie, że kobieta dba o dom. On
wraca z pracy, a ona krząta się po kuchni, ewentualnie opiekuje się ich dzie..
Urwał i pokręcił lekko głową. Takie marzenia nigdzie go nie zaprowadzą.
-W sumie nie ma sensu się uczyć, teraz możesz zamówić wszystko - pocieszył ją.
-W sumie nie ma sensu się uczyć, teraz możesz zamówić wszystko - pocieszył ją.
- Tak, ale zamówione nie zawsze
jest dobre i nie ma czasem tylu pieniędzy na to wszystko.
-Jak ci już mówiłem, na kasę nie
narzekam - wzruszył lekko ramionami. -Poza tym, lubię moją pracę. Ty chcesz być
architektem?
- Tak. Taki jest plan. Ale co z
tego wyjdzie... - zaśmiała się cicho.
-Shannon, Książę Finn - poprawił
się - jest architektem. Pytał mnie, czy mogę go z tobą skontaktować. Chce mieć
kontakt z twoją rodziną.
- Wiem. Cieszę się, że nie chce o
nas zapomnieć - uśmiechnęła się.
-Gdyby nie wy, mógłby nie wrócić
do swojej rodziny.
Gdyby nie to, że jej rodzice postanowili mu pomóc, Eric nigdy nie poznałby Jasmine.
Gdyby nie to, że jej rodzice postanowili mu pomóc, Eric nigdy nie poznałby Jasmine.
- Okej, idziemy oglądać film?
Po wspólnie obejrzanym filmie,
Eric postanowił odwieźć Jas do domu. Był troszkę rozczarowany tym, ze na jego
kanapie doszło tylko do jednego pocałunku, ale nie chciał do niczego zmuszać
dziewczyny.
Jechał więc, starając się szybko wymyślić temat do rozmowy, aby Jasmine nie uznała, ze jest nudny. I żeby znów chciała się z nim spotkać.
Jednakże, pod jej domem czekała ich nieprzyjemna niespodzianka. Dom Jasmine płonął, a kilka drużyn strażackich próbowało nad tym zapanować. Ale Eric wiedział, że nie dadzą rady, płomienie sięgały już za wysoko.
Jechał więc, starając się szybko wymyślić temat do rozmowy, aby Jasmine nie uznała, ze jest nudny. I żeby znów chciała się z nim spotkać.
Jednakże, pod jej domem czekała ich nieprzyjemna niespodzianka. Dom Jasmine płonął, a kilka drużyn strażackich próbowało nad tym zapanować. Ale Eric wiedział, że nie dadzą rady, płomienie sięgały już za wysoko.
Jasmine była w szoku, dlatego nie
odzywała się, ani nawet nie mrugała oczami.
Eric zerknął na nią szybko.
-Nie wysiadaj z auta, okej?
Wyszedł i zamknął zamki w aucie, by nikt z zewnątrz, prócz niego, nie mógł otworzyć drzwi. Tylko raz widział taki ogień: gdy nieopatrznie w lesie wlazł na wioskę faerie, a one pogoniły go swoim magicznym ogniem. W tym pożarze tez było coś magicznego.
Zagadał detektywa, który stał nieopodal.
-Znaleźliśmy dwa ciała - powiedział detektyw, zahipnotyzowany przez smoka. -Dziwne, całkiem pozbawione krwi.
Tymczasem do szyby okna, obok którego siedziała Jas, zapukało dwóch policjantów.
-Nie wysiadaj z auta, okej?
Wyszedł i zamknął zamki w aucie, by nikt z zewnątrz, prócz niego, nie mógł otworzyć drzwi. Tylko raz widział taki ogień: gdy nieopatrznie w lesie wlazł na wioskę faerie, a one pogoniły go swoim magicznym ogniem. W tym pożarze tez było coś magicznego.
Zagadał detektywa, który stał nieopodal.
-Znaleźliśmy dwa ciała - powiedział detektyw, zahipnotyzowany przez smoka. -Dziwne, całkiem pozbawione krwi.
Tymczasem do szyby okna, obok którego siedziała Jas, zapukało dwóch policjantów.
Dziewczyna aż podskoczyła.
Spojrzała w okno, a potem powoli wysiadła z samochodu.
- Co się dzieje? - zapytała, przerażona. - Gdzie są moi rodzice?!
- Co się dzieje? - zapytała, przerażona. - Gdzie są moi rodzice?!
-Pani rodzice są bezpieczni.
Proszę pójść z nami.
-Nigdzie nie pójdziesz - Eric zastąpił jej drogę. Spojrzał na policjantów. -Jas, cofnij się.
-Nigdzie nie pójdziesz - Eric zastąpił jej drogę. Spojrzał na policjantów. -Jas, cofnij się.
- Eric, co ty robisz? Ja chcę
zobaczyć moich rodziców!
-To nie są prawdziwi policjanci,
Jasmine - w tym momencie mężczyźni unieśli górne wargi, odsłaniając górne kły.
-Smok?
-Wampiry - powiedział sucho. -Mogłem się domyślić. Miałaś nie wychodzić z auta.
Nie rzucił się na nich, a oni na niego, bo dookoła było zbyt wiele świadków.
-Smok?
-Wampiry - powiedział sucho. -Mogłem się domyślić. Miałaś nie wychodzić z auta.
Nie rzucił się na nich, a oni na niego, bo dookoła było zbyt wiele świadków.
- Eric - Jasmine ścisnęła jego
ramię. - Gdzie są moi rodzice...? - w jej oczach pojawiły się łzy.
Wampiry teleportowały się,
pozostawiając ich samych. Eric westchnął ciężko.
-Twoi rodzice, Jas.. przykro mi, Jasmine..
-Twoi rodzice, Jas.. przykro mi, Jasmine..
- Nie... - pokręciła przecząco
głową. - To niemożliwe... nie...
-Jas - podtrzymał ją. -Musimy stąd
jechać. Powiedziałem prawdziwej policji, że jesteś pod moją opieką. Chodź, nim
zjawi się tu więcej wampirów.
- Nie... Ja muszę ich znaleźć!
-Twoi rodzice nie żyją, Jas.
Policja ich znalazła.
Jej nogi ugięły się pod nią.
Mocniej zacisnęła palce na ramionach Erica. Zaczęła płakać.
Objął ją i przez chwilę trzymał w
ramionach. Rozumiał żal i ból. On po rodzicach nie płakał, ale jej płacz łamał
mu serce. Nawet smok ucichł, skulony i zasmucony.
-Jedźmy.
-Jedźmy.
Nie ruszyła się, wtulona w niego,
trzymała się bardzo mocno. Nie przestawała płakać.
Eric wziął ją na ręce i wsadził
Jas do auta. Wrócił z nią do swojego mieszkania. Zaparkował w podziemnym
parkingu i siedział. Zgasił silnik i spojrzał na Jasmine.
Nigdy nie rozmawiał z kobietami, które płakały. Łzy niewiast były jedyną rzeczą, która go przerażała.
Nigdy nie rozmawiał z kobietami, które płakały. Łzy niewiast były jedyną rzeczą, która go przerażała.
Jasmine przestała płakać dopiero u
niego w mieszkaniu, kiedy siedziała skulona na jednym z foteli.
Eric podał jej kubek herbaty i
swoją koszulkę.
-Tam jest prysznic, rozgrzeje cię - powiedział cicho.
-Tam jest prysznic, rozgrzeje cię - powiedział cicho.
Nie zareagowała. Patrzyła w
podłogę, palcem robiąc małe kółeczka na swoim kolanie.
Eric kucnął przed nią.
-Jasmine. Jasmine, spójrz na mnie.
-Jasmine. Jasmine, spójrz na mnie.
Nie spojrzała.
Kiedy kilka kolejnych prób spełzło
n a niczym, Eric postanowił zrobić to, co zrobiłby z mężczyzną. Innego pomysłu
nie miał.
Złapał Jas na ręce i zaniósł do łazienki. W ubraniu posadził ją pod prysznicem i puścił ciepłą wodę.
Złapał Jas na ręce i zaniósł do łazienki. W ubraniu posadził ją pod prysznicem i puścił ciepłą wodę.
- Co ty robisz? - zapytała słabo.
-Ogarniam cię - powiedział cicho.
Był zaniepokojony. Gdy zyskał pewność, że jej ciało odzyskało normalną
temperaturę. -Wyjdziesz sama? - zapytał, szykując duży, brązowy ręcznik.
Wstała powoli i stanęła na dywaniku. No cóż, tera będzie miał wszystko mokre.
Wstała powoli i stanęła na dywaniku. No cóż, tera będzie miał wszystko mokre.
-Rozbieraj się. Sama albo ci
pomogę.
Jasime rozebrała się do bielizny.
To wystarczyło. Eric otulił ją
ręcznikiem i na chwilę przytulił, by ją rozgrzać.
-Wyjdę. Tu masz czyste, suche rzeczy - mruknął.
-Wyjdę. Tu masz czyste, suche rzeczy - mruknął.
Kiwnęła głową, a kiedy wyszedł,
przebrała się. Potem wyszła za nim.
-Czy jest coś, co powinienem
wiedzieć o tobie? Czy twoja rodzina ma wrogów> - zapytał, kładąc ją do
swojego łóżka. On planował spać w gościnnym.
- Jesteśmy wróżkami.
-O cholera - wyrwało mu się
spomiędzy zaciśniętych warg. Nic dziwnego, że wampiry ją tak szybko zwęszyły.
Krew wróżek była dla nich jak alkohol doprawiony narkotykami.
No i też dlatego nie była w takim
szoku, kiedy powiedział jej o smoku i innych takich.
-Okej. Uff. Zostaniesz ze mną,
dopóki czegoś nie wymyślimy - obiecał i otulił ją kołdrą. -Śpij.
Jasmine położyła się na skraju
łóżka i otuliłą kołdrą. - Nie idź - złapała go za rękę.
Eric poczuł, że sie r u m i
e n i.
-Dobrze, poczekam, aż zaśniesz. Jeśli będziesz coś potrzebowała, jestem po drugiej stronie korytarza.
-Dobrze, poczekam, aż zaśniesz. Jeśli będziesz coś potrzebowała, jestem po drugiej stronie korytarza.
- Położysz się ze mną? - zapytała
cicho.
-Dobrze.
Ułożył się na boku, na kołdrze i położył ramię na jej talii.
Ułożył się na boku, na kołdrze i położył ramię na jej talii.
Jasmine szybko zasnęła, zmęczona
dzisiejszymi wydarzeniami. A jutro będzie się zastanawiać, co dalej.
Eric poczekał, aż jej oddech się
uspokoił, po czym wyszedł. Zostawił uchylone drzwi i zapalone światło na
korytarzu.
Gdy wszedł do pokoju gościnnego (drzwi także zostawił uchylone, jakby co), zadzwonił do Connora. Coś tu śmierdziało.
Gdy wszedł do pokoju gościnnego (drzwi także zostawił uchylone, jakby co), zadzwonił do Connora. Coś tu śmierdziało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz