sobota, 23 listopada 2013

Rozdział 77. Plusy zalanego mieszkania. (Victoria x Mathias)



Mathiasa obudziło kapanie wody. Po służbie, która trwała ponad 72h, odsypiał teraz, leżąc na brzuchu, a mały kotek, którego niedawno przygarnął, grzał go w plecy. Mimo tego, że było całkiem przyjemnie, wstał i z kotem na rękach obszedł mieszkanie dookoła, dokręcając wszystkie kurki.
Do popołudnia miał zalane całe mieszkanie. Sąsiadowi wyciekło po rurach i tyle.
Victoria siedziała u siebie w domu. Wzięła gorący prysznic, bo dość mocno zmokła, idąc na kolację z Mathiasem, a potem z powrotem na komisariat, a potem jeszcze z samochodu do klatki schodowej. No. Ale gorący prysznic był ekstra. Ubrała koszulkę nocną i wsunęła się do łóżka. Na wszelki wypadek wzięła jeszcze polopirynę S. No, można było iść w kimę.
Mathias stanął pod jej drzwiami. Też był mokry, a wybrzuszenie pod jego kurtką cichutko miauczało.
Dzwonek do drzwi ją zbudził.
- Kogo niesie o tej porze... - założyła szlafrok i poszła do drzwi. Spojrzała przez wizjer i bardzo się zdziwiła, widząc Mathiasa. Otworzyła mu drzwi. - No cześć.
-Hey - uśmiechnął się lekko, odgarniając z oczu mokre włosy. -Zalało mi mieszkanie - powiedział wprost. -Możemy u ciebie przenocować?
- No dobra, wchodźcie - otworzyła szerzej drzwi, a potem zamknęła za nim. - Rozbieraj się.
-Chwila - powiedział, ściągając kurtkę. -Dianę możemy zamknąć w łazience, będzie spała  i nic nie zniszczy, obiecuję.
- Daj spokój, może spać z tobą. Na kanapie w salonie.
-Tak też może być - postawił Dianę na ziemi, a kotka zaczęła ciekawie obwąchiwać wszystkie kąty. On sam zdjął kurtkę i bez słowa zdjął również thisrt, który miał pod spodem, odsłaniając płaski brzuch, ładnie zarysowane mięśnie ramion i tatuaże na łopatce.
Victoria odwróciła wzrok, zarumieniona, jakby była jakąś tam dziewicą, jakąś niewinna nastolatką.
- Zrobię ci coś do jedzenia. Chcesz też herbaty? - zawołała, idąc w stronę kuchni.
-Chętnie! Zaraz znajdę jakieś suche ciuchy, mam coś w torbie.
- Nie krępuj się. Jak wyjdziesz na korytarz, to drugie drzwi na lewo. Tam jest łazienka.
-Ok!
Rozejrzał się po mieszkaniu. Było tu bardzo ładnie .Czysto i zadbane.
-Ładnie tu - powiedział chwilę później, wchodząc do kuchni. Miał na sobie szorty do kolana, a na szyi ręcznik, którym wycierał wilgotne włosy. -Wziąłem prysznic, mam nadzieję, że to okej?
- Nic nie szkodzi - podała mu talerz z kanapkami i kubek z herbatą.
No cóż, ona miała na sobie krótki szlafrok (w końcu długi w LA się nie przydawał za bardzo), a pod nim tylko koszulkę do spania. Także tego.
- Smacznego.
-Jesteś wspaniała - uśmiechnął się i zaczął jeść. -Jestem twoim dłużnikiem.
- Jesteś, nie da się ukryć - usiadła na przeciwko niego, zakładając włosy na jedną stronę. Założyła nogę na nogę. Była boso.
On również był boso.
-Wyznacz cenę, pani - lekko się skłonił, a jakże.
- Och, no nie wiem. Poczekam jeszcze, kiedyś się do czegoś przydasz - westchnęła teatralnie.
-Kłaniam się nisko - powiedział dworsko, patrząc na jej nogi. I nagle naszła go wizja, jak jej nogi zaciskają się mocno dookoła jego pasa, a pięty wbijają w jego pośladki, podczas gdy Victoria głośno dochodzi.
Mathias ucieszył się, że ma luźne spodnie, bo dostał erekcji, gdyż wizja była bardzo realna.
- No cóż... ja już chyba pójdę spać w takim razie - wstała od stołu i wzięła jego talerz i kubek i włożyła do zlewu.
No tak, jej też zrobiło się gorąco. Ale on nadal był żonaty...
Ale był żonaty tylko na papierze.
-Jasne. Jeszcze raz dzięki. Jakby co, jestem na kanapie - puścił jej oczko i poczłapał do salonu.
Victoria przeszła przez salon i pomachała jeszcze Mathiasowi na dobranoc (wcześniej przygotowała dla niego pościel), a potem zniknęła w swojej sypialni. Miała rozsuwane drzwi, a łóżko wraz z szafkami nocnymi znajdowały się na niewielkim podeście. Z powrotem wtuliła się w kołderkę i zasnęła.
A potem śnił jej się ten dupek i nie tylko. Zrobił się z tego prawdziwy koszmar.
Tym razem Mata obudziły jej krzyki i jęki. Zerwał się z kanapy i zjawił przy Vicki natychmiast.
-Ej, kochanie, obudź się, to tylko zły sen - mruczał, z niespotykaną dla siebie delikatnością, kładąc dłoń na jej ramieniu.
Ale ona się tak od razu nie obudziła. Dopiero po chwili otwarła oczy, lekko przerażona.
- Co się dzieje? Co ty tu robisz...? Aaa... mieszkanie - jęknęła, ocierając oczy i próbując wymazać obraz snu.
Usiadł na materacu obok niej.
-Okej? Chcesz szklankę wody?
- Tak, proszę - uniosła się na łokciach, a potem usiadła. Ramiączko koszulki zsunęło się z ramienia.
Mathias poprawił je, opuszkiem palca muskając jej nagą skórę. Szybko obrócił między sypialnią a kuchnia i po chwili wrócił ze szklanką wody.
- Dziękuję - leciutko się uśmiechnęła. Dobrze, że nie była sama. Napiła się wody. - Przepraszam, że cię obudziłam...
-Nie szkodzi. Jestem gliną, pamiętasz?- pogłaskał ją po włosach. -Poczekam, aż zaśniesz - zaproponował.
- No powinieneś spać teraz, nabrać sił i tak dalej...
-Jestem wytrzymały, zapewniam cię - położył ją delikatnie na poduszkach.
Victoria patrzyła na niego uważnie, tak ufnie, aż tu nagle uniosła głowę i pocałowała go szybko i krótko, ale mocno.
- Przepraszam - powiedziała od razu, zakrywając sobie usta dłonią. No, taka tam chwila słabości.
Mathias zamknął oczy i pochylił się, by odwzajemnić pocałunek.
-Nie szkodzi - szepnął i znów ją pocałował. -Marzyłem o tym.
No, skoro tak stawiał sprawy, to odpowiedziała mu w formie pocałunku. Tym razem dłuższego. Uniosła ręce i wplotła palce w jego włosy.
Mat oparł się dłońmi tak, by na nią nie opaść, tylko się pochylić.
-Jak ty słodko smakujesz - szepnął po kilku namiętnych pocałunkach. Jego usta musnęły jej szyję i ucho.
- Dawno tego nie słyszałam - zamruczała, przyciągając go do siebie i ulokowując między swoimi nogami. No, teraz było zdecydowanie wygodniej.
-Widocznie spotykałaś debili - podsumował krótko. Uwolnił jedną dłoń i położył ją na jej boku, powoli przesuwając ją w górę. -Będę cię dotykać - ostrzegł, całując Victorię zachłannie.
- Na to liczę - szepnęła mu do ust, a potem znów pocałowała. Uniosła lekko biodra, ocierając się o niego.
Mathias zastanawiał się może ułamek sekundy. Oboje byli samotnymi, dorosłymi ludźmi, którzy dawno nie mieli bliskości z innymi.
Zsunął jej ramiączka koszuli i pociągnął ją w dół, aby ustami objąć stwardniały sutek. Zaczął go lekko ssać, podczas gdy swoją erekcją ocierał się o jej łono.
Victoria jęknęła cicho, lekko ciągnąć go za włosy. Zamknęła oczy, lekko odchylając głowę do tyłu.
Odczytał to jako zaproszenie i przyzwolenie. Opadł na nią, przygniatając ją lekko do materaca, ale teraz ich ciała dzieliła tylko cienka bielizna. Ssał jej pierś, podczas gdy kciukiem pocierał sutek drugiej.
Victoria wsunęła dłonie pod jego koszulkę i przesunęła nimi w górę, jednocześnie podciągając ją do góry. Potem pogłaskała go po plecach i żebrach.
Mathias pocałował ją z pasją, wsuwając dłoń między ich ciała. Podciągnął dół jej koszuli nocnej do góry, tak, by odsłonił jej najdelikatniejsze miejsce. Dotknął go niespiesznie.
Przez jej ciało przeszły dreszcze, ale te przyjemne. Znów cichutko jęknęła. Szybko zdjęła z niego tę koszulkę, a potem znów namiętnie pocałowała.
Mat wsunął w nią palce. Naprawdę była mężatką? Był zaskoczony, gdyż Victoria była wąska i ciasna.
Teraz Victoria jęknęła głośniej. Podrapała go lekko po plecach.
-Wybacz, że się tak spieszę - szepnął jej do ucha, powoli poruszając w niej palcami. Tak bardzo nie chciał jej skrzywdzić, a z drugiej strony, tak bardzo chciał ją już mieć.
- Wybaczam - powiedziała od razu. Dobrała się do zapięcia jego szortów. Szybko zsunęła je z jego seksownego tyłeczka, który sobie pogłaskała.
-Zbyt długo pościłem - westchnął, ocierając się o nią czubkiem męskości.
- Ja też - szepnęła z przyśpieszonym oddechem. Objęła go nogami w pasie i przyciągnęła do siebie, co spowodowało ponowy nacisk nim na nią.
Mathias wszedł w nią szybkim ruchem i aż uniósł głowę, gdyż to uczucie było wręcz niesamowite. Jakby Victoria została stworzona dla niego.
Victoria krzyknęła. Ale z przyjemności. Tym samym wbiła paznokcie w jego plecy i przesunęła nimi wzdłuż. Zamknęła oczy, ale po chwili je otwarła i spojrzała na niego. A potem znów go pocałowała.
A on odwzajemnił pocałunek, biorąc ją mocno w posiadanie. Był przy tym delikatny, ale doskonale wiedział, co robi, poruszając się w niej szybko, głębokimi pchnięciami.
Nie było teraz czasu na zastanawianie się, czy ściany są wystarczająco grube. Cóż, sąsiedzi nie byli przyzwyczajeni do głośnych jęków pani spod 611. Czy będą musieli zacząć się przyzwyczajać?
Mat pochylił się i wtulił w nią kompletnie, kryjąc twarz w szyi Victorii. Poruszał tylko rytmicznie biodrami, zaciskając dłoń na prześcieradle.
Ocierała się o niego piersiami, co jeszcze bardziej jej się spodobało. Pogłaskała go po karku i łopatce, po której znów przesunęła mocno paznokciami. Będzie miał mocne ślady.
Wolną rękę Mathias wsunął pod biodra Victorii i lekko je uniósł, by móc w nią wchodzić jeszcze głębiej. Miał wrażenie, że kocha się z dziewicą, taka była niedopieszczona.
No cóż, jej mąż nie był jakimś tam ekstra kochankiem... Ale Mathias powinien się cieszyć.
Cieszył się ogromnie. Chciał, by krzyczała i drżała.
I krzyczała, i drżała. Szczególnie w momencie, w którym zaszczytowała, wbijając paznokcie w jego plecy. Na chwilę cała zesztywniała, rozkoszując się falą przyjemności, jaka przeszła przez jej ciało.
Mathias doszedł, czując, jak przez skurcze zaciska się na nim. Opadł na nią, w ostatniej chwili opierając się na łokciach, by jej całkowicie nie zgnieść. Nie miał zamiaru wychodzić. Leżał na i w Victorii i było mu zajebiście dobrze, jak nigdy z żoną czy jakąkolwiek inną kobietą.
Po paru minutach Victoria w końcu mogła poruszyć ręką. Uniosła zatem ją i pogłaskała go po karku i plecach.
- Przepraszam za to.
-Za co? - mruknął, nie otwierając oczu. Jego serce wciąż galopowało, a znudzona Diana ziewnęła i zwinęła się w kulkę na fotelu, ignorując to, co przed chwilą tutaj zaszło.
- No za to - położyła koniuszki palców tam, gdzie zaczynały się czerwone kreski.
-Zagoi się - zapewnił ją i uniósł głowę. Następnie obdarował Victorię długim, czułym pocałunkiem. -Wybacz, że to trwało tak krótko. Następnym razem będzie lepiej, obiecuję - szepnął i lekko pociągnął zębami jej ucho.
- Następnym razem? - uniosła brew, ale tak bardzo ucieszyła się w duchu, niczym jakaś zakochana nastolatka. A już takową nie była. - Wiesz co? Nie pozwalam ci wrócić na kanapę.
-Cieszę się, masz sprężyny, które wbijają się tam, gdzie boli - zsunął się w końcu z niej i z cichym jękiem położył się obok. Był zaspokojony i, co najważniejsze, od dawna, dawna nie czuł się taki szczęśliwy. -Nie byłem za ostry? Nie boli cię?
- Mat - pierwszy raz tak do niego mówiła; w czasie ich spotkań zawsze mówiła do niego pełnym imieniem. - Byłeś wspaniały - pozwoliła sobie się do niego przytulić.
Jeżeli to było dla niej "wspaniałe", to jej mężowi należało się porządne oklepanie mordy.
Mathias objął ją ramieniem i ułożył się tak, by wygodnie mogła na nim oprzeć głowę. Ellen nigdy nie chciała tak z nim leżeć.. Zacisnął na chwilę powieki. Nie pozwoli, by obraz "żony" zniszczył ten cudowny moment.
-Ty też jesteś niesamowita - powiedział krótko. -Musisz mi powiedzieć, co lubisz. Żebym mógł to wykorzystać.
- Okej, bardzo chętnie ja wykorzystam ciebie... dłużniku - zaśmiała się cicho, a potem pocałowała go w pierś, a palcami dłoni błądziła powoli po jego brzuszku.
Pocałował ją w czoło. Okej, a więc teraz byli czymś więcej, niż kolegami z pracy.
Ale Mathias wiedział jedno; patrząc, jak Victoria zasypia, tuląc się do niego, postanowił już następnego dnia powiadomić swojego prawnika, by przygotował dokumenty rozwodowe.

niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 76. Pani z laboratorium. (Mathias x Victoria)



Mathias Sakai, dranir klanu Sakai, siedział w nieoznakowanym radiowozie i pił kolejną już (stracił rachubę) kawę dzisiejszego popołudnia. Z nieba strumieniami lała się woda, a wiatr zawodził smętnie pomiędzy budynkami.
Praca detektywa była fajna, o ile nie trzeba było śledzić i obserwować podejrzanych.
Zacisnął mocniej ręce na papierowym kubku i upił kolejny łyk. W sumie, nie miał co narzekać. To nie tak, że w domu ktoś na niego czeka. Synowie się wyprowadzili, córeczka wyjechała nagrywać płytę, a żona... Cóż, Mathias mógłby z ręką na sercu powiedzieć, że od kilku lat on i Ellen są dla siebie jak obcy ludzie.

Pod wieczór zajechał do Federalnego Biura Śledczego (kiedy już przekazał obserwację koledze) i wszedł do środka, z kilkoma foliowymi torebkami na dowody w ręce.
-Dzień do.. dobry wieczór - poprawił się, patrząc na recepcjonistkę.
-Znów późno, panie Sakai. Co tym razem?
-Odciski do bazy danych, DNA z ustnika papierosów.
W laboratorium siedziała kobieta w wieku trzydziestu lat. Ocierała o siebie palce prawej ręki, patrząc na coś przez mikroskop. W końcu oderwała się od niego i spojrzała na swoją prawą dłoń. Zdjęła obrączkę ślubną; już jej nie była potrzebna.
Mathias zapukał do drzwi i otworzył je, nie czekając na odzew.
-Jak to miło wiedzieć, że dyżur ma moja ulubiona pani kryminolog.
- No dzień dobry - uśmiechnęła się do niego lekko. - Co tym razem dostanę w prezencie, panie detektywie?
-Troszkę pracy - podał jej torebki. -Czyli coś, co jest naszym życiem - przysunął sobie stołek i usiadł, patrząc na nią. Zdjął skórzaną kurtkę. -Dużo czasu zajmie pani badanie tego?
- Chce pan sprawdzić zgodność, czy co?
-Odciski dodać do bazy i przepuścić, a DNA porównać.
- No to siedź wygodnie, trochę to potrwa - odruchowo poruszyła palcami. Nic nie poczuła, co było dziwne.
Nie zastanawiając się dłużej, wzięła od niego przedmioty i zabrała się za pracę. Robiła to szybko i sprawnie.
Obserwował ją, gdy pracowała. Stukał palcami o kolan, czując się troszkę znudzony.
-Czy mogę do pani mówić po imieniu?
- Mhm... - oderwała się od laptopa i podała mu dłoń (nadal bez obrączki). - Victoria.
-Mathias - uśmiechnął się do niej szeroko.
Odwzajemniła lekko uśmiech i wróciła do pracy. Odgarnęła włosy na bok, a potem wcisnęła enter.
- Okej, teraz będziemy czekać.
-Długo? Może w międzyczasie skoczymy na jakąś szybką kolację? Nic nie jadłem od południa, a za rogiem jest dobra knajpa. Ja stawiam - zaproponował.
On również nie nosił obrączki. Kochał swoje dzieci, ale o Ellen nie mógł tego powiedzieć. Nie nienawidził jej, ale czuł wobec niej dystans, jakby dzieliła ich ogromna przepaść.
- Dobrze, chętnie. Umieram z głodu - zaśmiała się cicho, ściągając okulary w czarnej, dość grubej oprawie. A potem wstała i ściągnęła to białe coś, co mają też lekarze, zwane kitlem. - Chodźmy.
-Weź kurtkę, może ci być zimno.
- Wezmę, wezmę - no i wzięła ze swojej szafki kurtkę, oraz przebrała buty do pracy na swoje czarne szpilki. No co, ładnie wyglądały z czarną spódniczką i miętową bluzką. Ubierała się elegancko do pracy. Zresztą, nie tylko.
-Długo już tu pracujesz, Victorio? - zapytał Mathias, niezrażony zaskoczonymi spojrzeniami, jakie rzucano im, gdy RAZEM szli do wyjścia
- Zaczęłam zaraz po studiach, więc sześć lat.
-Och, jesteś młodziutka.
Jak na rozwódkę, to nawet bardzo - pomyślała i westchnęła.
- W którą stronę do tej knajpy? - zapytała, zatrzymując się pod dachem wejścia na komisariat. Nadal padało.
Wziął ją za rękę.
-Pobiegniemy - zaproponował.
Victoria spojrzała na ich dłonie, ale nic nie powiedziała.
Czekaj, czekaj... on miał żonę, nie?
No cóż...
- Okej, w którą stronę mam biec?
-Tutaj! - pociągnął ją. I po chwili już biegli w strugach deszczu, a Mathias poczuł, że wreszcie dzieje się coś ciekawego.
Vicotria cicho krzyknęła, kiedy po jej karku leciała woda, ale dzielnie biegła jak mogła w tym swoich butach.
Na szczęście szybko dotarli. Co nie zmienia faktu, że i tak byli mokrzy.
- No, ładnie mnie wyprowadziłeś, ładnie - zaśmiała się, ściągając kurtkę.
-Ślicznie wyglądasz, nie martw się - Mathias również ściągnął swoje. I, chociaż to dziwnie zabrzmi (w końcu knajpa, ich dwoje, deszcz, ta atmosfera), on zamówił dla nich herbatę. W końcu oboje byli wciąż "na służbie", a dodatkowo Vicki była człowiekiem, mogła się rozchorować.
Zajęli jakiś wolny stolik, a Victoria zabrała się za czytanie menu.
- Co by sobie tu zjeść... o, sałatka z tuńczykiem na ostro brzmi nieźle. A ty co bierzesz? - spojrzała na niego znad karty, próbując związać długie, czarne włosy.
-Cheeseburger z podwójną porcją frytek, do tego może skrzydełka w ostrej panierce .
- Hm... podoba mi się twój pomysł... Ja też chcę.
-Jedz, jedz. Lubię, jak kobieta ma apetyt - chrząknął.
- Wy wszyscy tak mówicie, a potem wszystko wychodzi po ślubie. Nieładnie.
Skrzywił się.
-Daj spokój. Ślub był największą pomyłką w moim życiu.
- Przepraszam... okej, spokojnie.
-Nie, spoko, to przecież nie twoja wina.
- No nie moja wina, że... dobra, nieważne. Zmieńmy temat. Już pan nie wysyła asystentów do mnie - zauważyła. No, nie widywali się, skoro pytał o to, ile pracuje u nich.
-Nie, nie wysyłam. Co mają mieć lepiej ode mnie - prychnął.
Victora zaśmiała się, spuszczając głowę.
Dopiero teraz zauważyła, że pan Sakai nie ma obrączki... Zapytać, nie zapytać... Zapytać, nie zapytać... zapytać... nie... zapytać...
- Obrączka u czyszczenia?
Zerknął na swoje palce i zamyślił się.
-Nie noszę jej od jakiegoś czasu. Jakoś tak.. coraz częściej myślę o rozwodzie..
Victora uniosła jedną brew wyżej. Czyli nie tylko u niej nie było tak kolorowo.
- Rozumiem. Niektórzy ludzie po prostu do siebie nie pasują - napiła się herbatki i nieco poparzyła. Ałć.
-Wszystko gra? Co taka młoda osoba może wiedzieć o roz.. rozwiodłaś się? - spojrzał na nią, zaskoczony. Nie wykorzystywał daru telepatii. Nie chciał naruszać prywatności.
- Parę dni temu - kiwnęła głową. Pomyślała o złotej obrączce, leżącej teraz na jej stanowisku pracy.
-Co? - Uniósł brwi. -Tak mi przykro, to świeża sprawa - powiedział ze spokojem, kładąc dłoń na jej dłoni.
Victoria uśmiechnęła się do niego lekko.
- Przepraszam, nie będę ci zawracać głowy.
-Daj spokój, widzę, że jedziemy na tym samym wózku, ale ty się już pozbyłaś swojego balastu.
- Nie układa wam się? Kłócicie się?
No cóż, miała nie pytać, nie drążyć tego tematu, ale... może wtedy oboje poczują się lepiej.
-Teraz już rzadziej się kłócimy. Po prostu przestaliśmy ze sobą w ogóle rozmawiać. Ja mieszkam i pracuję tutaj, ona została w Japonii. Przylatuje od czasu do czasu i robi awantury o wszystko. Zadręcza żonę naszego syna, pomiata służbą, a do mnie ma wieczne pretensje, że za dużo pracuję, że po co i tak dalej - machnął ręką. -Chyba nigdy się nie kochaliśmy. Dopóki nasze dzieci były małe, jeszcze jakoś to szło, ale gdy dorosły, wszystko się posypało. A ty masz dzieci?
Victoria słuchała go uważnie. Rzeczywiście, miał przejebaną sytuację. No co, "nieciekawa" było za mało powiedziane.
- Może rzeczywiście weź rozwód. Uwolnisz się - westchnęła. - Nie, nie mam. Chciałam, ale on nie chciał.
-Och - pokiwał ze zrozumieniem głową. -Nie wyobrażam sobie życia bez moich dzieci - powiedział cicho. - Riya, Rin i Rikuo. Hmm.. chciałabyś zobaczyć zdjęcie?
- No oczywiście, że bym chciała! Co to za pytanie!
Mathias wyjął portfel, a ze środka kilka zdjęć. Rozłożył je i podał jej.
-To jest Rin, mój najstarszy syn. Ten obok to jego brat bliźniak, Rikuo. Na tym zdjęciu Rikuo jest ze swoją żoną, Vanessą. A ta ślicznotka to moja córka, Riya. Jest piosenkarką - powiedział, nie kryjąc dumy.
Victora oglądała sobie i co jakiś czas unosiła zdjęcie któreś, aby zrównać je z Mathiasem.
- Kropka w kropkę ty - uśmiechnęła się. - Że tak powiem: dobra robota, panie detektywie - oddała mu zdjęcia. Sama chciałaby mieć dzieci, no ale.
Wyszczerzył się radośnie.
-No nie? - powiedział, jakby jego kłopoty z żoną nie istniały. -Są cudowne, prawda? Vanessa jest w ciąży. Wyglądam na dziadka?
Victoria roześmiała się.
- Ani trochę. Ile ty masz lat, człowieku. W ogóle nie wyglądasz jakbyś miał dorosłe dzieci, wiesz?
-Dobre geny - postukał się w pierś. -Nie powiem, jeszcze się wystraszysz. Niech będzie, że ponad 40, okej?
- O matko - znów się zaśmiała. - Zazdroszczę ci tych genów, naprawdę.
Uśmiechnął się.
-Ano. Ale to hmm.. rodzinne - wyjaśnił.
- No domyślam się - westchnęła.
W końcu zabrała się za swoje jedzenie.
On również jadł. Szybko i z ogromnym apetytem.
- Wiesz co? - zagadnęła Victoria, wcinając frytkę. - Herbata nie bardzo pasuje do tej kolacji.
-Ale cię rozgrzeje, żebyś się nie rozchorowała. Kto wtedy zajmie się mn.. moimi dowodami?
- No wiesz, jeszcze masz Marcusa - powiedziała poważnie. - A jak zachoruję, to przynajmniej poleżę sobie w łóżku, w domu...
-Sama? - pomachał lekko widelcem. -Beznadziejnie samemu. Ja to nie mogę spać, jak jestem sam w mieszkaniu. Włączam TV i oglądam mecze, póki nie padnę.
- No wiesz, beznadziejnie czy nie, spać trzeba. Przytulę się do poduszki i śpię - spojrzała na zegarek. - No, jeszcze dwie godziny i się do takowej przytulę.
-Zazdroszczę ci. Chyba sobie kupię psa.
- Nie radzę przy twoim trybie życia. Pies potrzebuje sporo uwagi, a ty... no cóż, jesteś wiecznie zabiegany. Ale może rybki...
-Nie lubię rybek. Może kot? Koty są indywidualistami, a miałbym z kim spać.
- O, kot brzmi całkiem nieźle.
-To jak będę mieć wolne to się przejdę do schroniska.
- Okej, wierzę w ciebie, że wybierzesz kota, który nie zrujnuje ci domu.
-Wszystkie koty rujnują dom  -roześmiał się. -W sumie to jest właśnie fajne, bo denerwujesz się, ale wciąż go kochasz. Jak dziecko.
- E tam, nie przepadam jakoś specjalnie za kotami. Nie przeszkadzają mi, ale nie.
-Jasne, nie wszyscy je lubią.
Kelnerka przyniosła im rachunek, który zapłacił Mat, dodatkowo wręczając dziewczynie napiwek.
- To co? Jutro lunch? Ja płacę - dodała szybko. - Zrewanżuję się.
-Lunch chętnie, ale płacę ja - puścił jej oczko.
- Dlaczego znowu ty? Nie zgadzam się.
-Jestem facetem. Lubię równouprawnienie, ale postawienie jedzenia pięknej kobiecie to coś, z czym się urodziłem. Kobieta nie będzie za mnie płacić - powiedział z błyskiem w oku. -Pozwól się rozpieszczać od czasu do czasu, Vicki.
Panna Vise spojrzała na niego i uśmiechnęła się lekko. Zrobiło jej się strasznie miło, kiedy ją skomplementował. No co, takie słowa od takiego faceta...
-Szkoda, że musimy wracać do pracy - westchnął.
- Ano, ale spójrz na to pozytywnie: może znalazło dopasowanie - puściła mu oczko, wstając od stołu.
Mathias czuł, że nie tylko wyniki odnalazły dziś swoje dopasowanie..

sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 75. Randki. (Karin x Charlie)



Charlie zajechał samochodem pod dom Karin. Dzisiaj mieli tę całą randkę. Ciekawe jak to im pójdzie. Sam nie bywał na randkach, więc... mogło być ciężko.
Ona również nie bywała na randkach .Ale, biorąc pod uwagę, jak przebiegło ich spotkanie na dachu, czuła, że ta randka nie skończy się pocałunkiem w policzek. Ubrała się więc starannie, zastanawiając się, co jest takiego w Charliem, że nie może oderwać od niego oczu i myśli.
            Drzwi otworzyły mu jednak siostry Karin. Były średniego wzrostu, kobieco zaokrąglone tam, gdzie trzeba.
-O mój Boże!
-Ty jesteś Charlie Hell?!
- Yyyy... niiie... jestem jego bratem bliźniakiem... - odpowiedział ostrożnie, zastanawiając się, czy uwierzą.
-O..
-Szkoda – zrobiły zawiedzone miny. –Ale nie widziałyśmy cię w szkole. Nie chodzisz z Charliem?
- Tak naprawdę nazywam się Charlie Hell i jestem umówiony z Karin - przyznał się szczerze.
-Nigdy nie uwierzę, że boski Charlie umówił się z tą znajdą – blondynka machnęła ręką i cofnęła się. –Kaaaariiin! – zawołała. –Masz gościa!
Karin zbiegła po schodach. Miała na sobie czarną sukienkę do połowy ud, bez ramiączek, która ciasno opinała i uwydatniała jej kształty. Włosy upięła wysoko, aby odsłonić szyję. Na nogach miała pończochy (z podwiązką, a jakże) i buty na wysokiej szpilce. Mim oto, gdy stanęła obok mężczyzny, sięgała mu zaledwie do ramienia.
Charlie uśmiechnął się.
- Pięknie wyglądasz - pocałował ją lekko w policzek, niech siostry będą zazdrosne
-Dziękuję. Ty też jesteś boski. Pa, dziewczyny – pomachała im i wyciągnęła go z domu. Kilka kroków dalej, gdy usłyszała trzask zamka i przekręcanego klucza, odetchnęła. –Nigdy mi tego nie darują.
- To ucieknij do mnie. Mieszkam sam, nudzę się. A rodzeństwo mnie nie odwiedza za często.
-Ale by były plotki – zaśmiała się, ujmując go pod ramię. –A wiesz, chętnie.
- Od półtora roku to plotki mnie nie opuszczają, więc żadna nowość - westchnął sobie.
-Widzisz te nagłówki? „Charlie Hell zamieszkał z kobietą, o której nikt nic nie wie!”. Twój agent pewnie by dostał szału.
- E tam, przejmujesz się - machnął ręką.
Dotarli do samochodu i Charlie otworzył jej drzwi. Jestę dżentelmenę i te sprawy.
- Zapraszam.
Wsiadła, a sukienka podjechała do góry, pokazując paseczki od podwiązek. No cóż, o tym, co zrobiła, powie mu dopiero podczas deseru.
No i ruszyli na podbój miasta.
- Gdzie chciałabyś zjeść?
-Obojętnie. Ty.. możesz jeść normalne jedzenie?
- No tak. Jestem wampirem, nie zwierzęciem. Chociaż...
-Chociaż? – podchwyciła, zerkając na niego.
- No nie wiem, niektóre wampiry polują i zachowują się jak zwierzęta.
Przygryzła lekko wargę.
-W jakim sensie jak zwierzęta? – zapytała cicho.
- Oglądałaś kiedyś Animal Planet? Jakiś program o lwach albo innych drapieżnych zwierzętach?
-Ach, w ten sposób – roześmiała się. –Myślałam, że tak, jak we wszystkich filmach, które o was robią. No, może za wyjątkiem „Zmierzchu”, ale tam był dupa, a nie wampir.
Charlie roześmiał się.
- Nie lubisz Edłorda Kallena? To dobrze, bardzo dobrze.
-No błagam – uniosła dłoń. –Oglądałeś te filmy? Ta scena ich seksu? Myślałam, ze się porzygam!
- Nie byłem na tyle odważny...
-Tyś niewinny – zachichotała radośnie. –A tak na poważnie, to niewiele straciłeś. Mnie zawsze polowanie wampira kojarzy się z uwodzeniem ofiary. Ale to takie tylko wiesz, głupie myślenie – lekko się zarumieniła.
- Uwodzenie ofiary? Niie. Zachodzisz od tyłu lub od przodu i bach. Po sprawie - zaparkował przy jednej z restauracji, a potem pomógł jej wysiąść z auta. - Zapraszam.
-Aaa. Tak to działa – powiedziała, podając mu swoją dłoń. –Jak to jest być wampirem, Charlie? – zagadnęła.
- Niefajnie. Nie rozmawiajmy o tym - poprowadził ją do drzwi wejściowych.
-Jasne. Przepraszam, Charlie. Po prostu.. chcę o tobie wiedzieć. Dużo.
- Wiesz już nieco z gazet i internetu. Nie wszystko to prawda, ale... - uśmiechnął się.
-Ale? Orgia, o której dwa tygodnie temu pisał Pudelek! Serio potrafisz zaspokoić 4 kobiety na raz?
- A to akurat prawda....
Spojrzała na niego z otwartymi ustami.
-I wiesz… pożywiałeś się nimi? – zapytała ciszej. –I jak to robisz, że jesteś wampirem, a masz.. no wiesz? – zarumieniła się ogniście.
- No tak. Pożywiłem się - zgodził się cicho, kiedy zajmowali stolik. - Mam co?
-No.. – zacisnęła uda – Erekcję. Wzwód – wyszeptała.
- A... no to maaaamy to - machnął ręką. - Nie mamy z tym problemów, kochanie. Nie musisz się bać, zaspokoję cię.
Była czerwona aż na szyi.
-Pytałam z czystej ciekawości – mruknęła. Musiała zrobić coś, by znów wejść w rolę kusicielki, a nie wystraszonej panny z zakonu. W końcu jeśli chciała Charli’ego dla siebie, to musiała coś wymyśleć. W końcu on otaczał się aktorkami i piosenkarkami, dla których seks był zabawą. A ją fascynował. Charlie, nie seks. No dobra, obie te rzeczy ją fascynowały, a najbardziej jakby je tak połączyć. Ale nie chciała się nim dzielić.
- A ja tylko odpowiadam - uśmiechnął się, biorąc menu do rąk. Naprawdę starał się nie myśleć o tym, w co ubrana jest Karin. No i co ma pod spodem.
-Dziękuję. Ale nie będziesz mieć kłopotów, wiesz, przez mówienie mi o tym? – również wzięła menu do rąk. Nic z czosnkiem, powtórzyła sobie w myślach.
- Mówienie o czym?
-Nie zdradzasz mi teraz żadnych wampirzych tajemnic? Bo wiesz, to co mówisz, jest seksowne..  – zamruczała i pod stołem lekko potarła noga jego nogę.
- Nie wiem. Koleś, który mnie przemienił, ma mnie gdzieś. I chyba sie cieszę z tego powodu.
-Mhm. Nie chcesz o tym rozmawiać, więc powiedz mi coś innego.
- A może ty powiedz coś o sobie. Co to za dwie tam, które mi drzwi otworzyły?
-Moje przyszywane siostry – lekko się skrzywiła. –Mój ojciec ożenił się z ich matką, a potem zmarł. Czekam, aż będę pełnoletnia, by się od nich wyrwać.
Charlie uniósł brew wyżej.
- Niczym Kopciuszek.
-Tak, tylko Kopciuszek spotkał swojego księcia – westchnęła. Gdy kelner podał im jedzenie, uśmiechnęła się do niego, ale milczała. Dopiero gdy poszedł, znów się odezwała – Lubisz seksowną bieliznę?
- Jestem księciem!
Upsi.
- Oczywiście, że lubię. Co to za pytanie? Kto nie lubi?
-Słyszałam, że są faceci, który wolą wiesz, stonowane białe majteczki, biały stanik, zero seksowności, tylko taka kusząca niewinność – wolała unikać pytań o rodzinę, a który facet nie zmieniłby tematu, gdyby zeszło na bieliznę?
- No ja lubię jedno i drugie. Które masz na sobie?
-Żadne – odparła wprost i lekko oblizała wargi.
Charlie spojrzał na nią uważnie. Poczuł, jak spodnie robią mu się za ciasne. Niefajnie...
- Nie masz NIC pod tą sukienką...?
-Ona ma wbudowany stanik, bo ma odsłonięte plecy. No i że jest obcisła, to nie widac tylko paska od podwiązek. Ale majtki już się odznaczały, nawet te najcieńsze… najdrobniejsze… - celowo ściszała głos.
- To... cudownie - odpowiedział równie cicho, próbując skupić się na jedzeniu, ale jego myśli uciekały.
-Wiesz, troszkę się denerwowałam – wyznała. –Chciałam ci o tym powiedzieć dopiero podczas deseru, no ale tak jakoś wyszło.. – zawinęła makaronik na widelec i pooowli wsunęła go do ust.
- Cieszę się, że masz do mnie takie zaufanie.
-Mówiłam ci już. Jest w tobie cos, czemu nie umiem się oprzeć. Jakbym była zauroczona.
Nie dodała, ze śni jej się po nocach..
- Nic ci nie robiłem takiego! Z góry mówię, żeby potem nie było.
-Charlie – dotknęła ręką jego dłoni. –Wiem. Może po prostu mój instynkt samozachowawczy nawalił i po prostu chcę, żebyś mnie zjadł i nie tylko – powiedziała łagodnie.
- Sama pchasz się w ramiona krwiopijcy. I to nie jest dobry pomysł.
-Nie jest – zgodziła się. –Ale mnie to odpowiada. Czuję, że tak miało być.
- Skoro tak mówisz - podniósł się i pochylił nad nią, by ją pocałować.
Błysnęło kilka fleszy, a Karin spłoszyła się lekko, mimo to odwzajemniła pocałunek. Lekko przeczesała dłonią jego włosy, jakby chciała podkreślić, że należy do niej.
- Mają tutaj dobry sos pomidorowy - zaśmiał się, siadając z powrotem na miejsce.
-Myślałam, że zasmakowało ci co innego – i oblizała wargi, pamiętając jego smak.
No i ta sobie jedli i rozmawiali, flirtowali. Taka randka – randka. Nawet wyszło.
Potem poszli na spacerek. Charlie zarzucił na ramiona Karin swoją marynarkę, a potem złapał ją za rękę.
Otuliła się nią i jej zapachem. Gorzej radziła sobie z zimnem tu i ówdzie, bo wiało. No ale, na własne życzenie. Mocno splotła swoje palce z palcami Charli’ego.
-Dokąd idziemy? 
- Przed siebie! Tam, gdzie prowadzi nas droga. Nie śpieszy ci się, co? Kopciuszku? - uśmiechnął się, spoglądając na nią.
-Nie nazywaj mnie Kopciuszkiem, chyba, ze jesteś kimś więcej niż księciem muzyki – zaśmiała się i przytuliła do jego ramienia. –Nie spieszy. Nie lubię wracać do domu.
- jestem wampirem. Mało ci? - zaśmiał się, obejmując ją i przyciągając do siebie.
-A więc dobrze. Jesteś księciem nocy. Moim księciem – szepnęła, patrząc mu w oczy. –Masz jakieś życzenia dla swego sługi, książę?
- Hm... nie, nie mam. A ty, księżniczko?
-Hmm… mógłbyś mnie zabrać do swojego pałacu? Te buty są seksowne, ale niewygodne – uniosła lekko nogę, by mógł podziwiać ją w pełnej krasie.
- Tak jest, księżniczko.
Wrócili pod restaurację, żeby potem samochodem pojechać do jego willi na wzgórzach Los Angeles.
-Mam pytanie! Skoro wampiry są zimne, wybacz bezpośredniość, to jeśli nosicie na sobie dużo materiału, jak na przykład, koszula i marynarka, czy wasze ciało nie ociepla się?
- Nie. Nosimy je, żeby wyglądać seksownie. I nie świecić nagimi ciałami.
Zaśmiała się.
-Pewnie jakbyś wyszedł nago na ulicę, kobiety dostawałyby zawałów.
- Nie tylko kobiety - zaśmiał się.
Wprowadził ją do domu i tak dalej. Duży dom, bo Charlie ma klaustrofobię.
            Karin rozejrzała się dookoła. Było tu bardzo ładnie, przestronnie, wszystko urządzone z gustem.
-Sam meblowałeś?
- Brat i siostra mi pomagali.
-Jesteś z nimi blisko? – zapytała, ściągając z siebie marynarkę i kładąc ją na oparciu.
- Byłem. Kiedy byłem daleko od domu... no cóż, jakoś tak się posypało - podał jej ramkę ze zdjęciem. - To Kei, a to Savannah.
-Jesteś podobny do siostry – powiedziała z lekkim uśmiechem. –A twój brat to prawdziwy przystojniak. Pewnie macie to w genach, co? Wyglądają na dobrych ludzi – dodała cicho.
- Brat woli chłopców - wytknął jej język. - Są dobrymi ludźmi. Trochę szajbniętymi, ale kocham ich.
-Zazdroszczę ci – powiedziała wprost. Usiadła na kanapie i zdjęła szpilki, po czym cichutko odetchnęła z ulgą. Poczuła się przy nim swobodnie. I wcale się go nie bała.
- Połóż się. Zrobię ci masaż - usiadł na końcu kanapy. - Opowiedz o swoim tacie.
            Położyła się i spojrzała na niego. Ręce założyła za głowę, lekko prężąc całe ciało.
-Był podróżnikiem. Kręcił program o sztuce survivalu. Jeździł w różne, niebezpieczne miejsca. Przywoził mi potem zabawki i rzeczy, związane z odwiedzonym krajem. Oglądałam go w telewizji i marzyłam, że pewnego dnia będę podróżować tak, jak on. Ale zginął pod lawiną. I nigdy więcej nie marzyłam o podróżowaniu.
- O... - Charlie spojrzał na nią. - Musiał być super.
-Był niesamowity – uśmiechnęła się. –Tęsknie za nim. I jak mi naprawdę smutno, to oglądam nagrany na DVD program. Jego program – dodała, a  waciku jej oka pojawiła się łza, którą otarła szybkim ruchem ręki.
Charlie spojrzał na nią uważnie. Przestał ją masować, a po chwili już leżał obok niej.
- Nie płacz - pocałował ją w policzek.
Spojrzała na niego z uśmiechem.
-Przestałam płakać dawno temu – powiedziała. –A ty? – dotknęła jego policzka, po czym pocałowała go lekko.
- Nigdy nie płakałem - objął ją w pasie.
-Mój dzielny książę – szepnęła.
Uśmiechnął się do niej i pocałował ją.
- Nie musisz wracać dzisiaj do domu.
-Miałam nadzieję, że to powiesz – wymamrotała, wtulając twarz w jego szyję. Poczuła się bezpiecznie, jak jeszcze nigdy w swoim życiu.
Charlie wziął ją na ręce i zaprowadził do sypialni. Położył ją na łóżku, a potem położył się obok niej. Chrzanić ubrania.
-Bardzo chciałabym przespać się z tobą – wyznała. –Ale nie dziś. Nie gniewaj się – szepnęła, bo nagle się wystraszyła. Może zbytnio się pospieszyła?
- Nie gniewam się, skarbie - pocałował ją w skroń. - Śpij, dobranoc.
-Zostaniesz ze mną? Całą noc? – upewniła się, wtulając się w niego.
- No tak. To jest mój dom - objął ją i okrył kołderką.
-Dziękuję, Charles. Całkiem dobry z ciebie wampir – ziewnęła i zasnęła w chwilę po tym.
Bowiem po raz pierwszy, od śmierci ojca, wreszcie czuła się przy kimś na tyle dobrze, by móc spokojnie spać.