No tak.
Trochę się pozmieniało, a Connor N. zaprosił Elizabeth F. do siebie. Zgodziła
się, bo czemu nie? Mają psa, dziecko... No nie spodziewała się, że życie się
tak potoczy. A tu proszę, supraaaajs!
Effy pakowała się właśnie do walizek i toreb. Pewnie będą mieli so much fun togehter. Chyba się tego bała. No ale się nie przyzna przecież, no gdzie.
Effy pakowała się właśnie do walizek i toreb. Pewnie będą mieli so much fun togehter. Chyba się tego bała. No ale się nie przyzna przecież, no gdzie.
Connor tymczasem znosił część bagaży do ciężarówki, którą na
dzisiaj wynajęli. Pierwsza partia pojechała już do jego mieszkania, drugą
właśnie pakowała Effy. Usiadł sobie na kanapie i obserwował kobietę swojego
życia, jak krząta się pomiędzy rzeczami, z asystą psa i małego smoka.
Ale się wpakował. Część jego kawalerskiej duszy miała ochotę
również się spakować i uciec gdzieś daleko, no ale nie mógł. To była jego
partnerka.
Jak chce,
niech idzie, nikt go na siłę przecież trzymać nie będzie. Nikt też nie będzie
organizować dorosłemu facetowi życia.
- To chyba wszystko - stwierdziła, stojąc na środku salonu. Pustego salonu.
- To chyba wszystko - stwierdziła, stojąc na środku salonu. Pustego salonu.
-Mówiłaś już rodzicom? – objął ją od tyłu i pocałował w
czubek głowy. No i jak miał sobie iść? Uwielbiał jej dotyk.
No to
niech nie narzeka.
- Nie. Jestem już duża.
- Nie. Jestem już duża.
-Taak – zamruczał z uśmiechem i pochylił się, by ją
pocałować, ale w tym samym momencie ktoś zapukał do drzwi. Oderwał się od
Elizabeth z ponurym warknięciem. Jeremy doleciał do nich i zaczął latać na
wysokości brzucha Effy. –Otworzę.
Podszedł do drzwi, leniwie drapiąc się w brzuch. Za wcześnie
na firmę przewozową, więc któż to mógł być?
Za drzwiami
czekała go niespodzianka. Stał tam bowiem wysoki, rudowłosy mężczyzna koło
40tki, a obok niego drobna blondynka. Connor cofnał się i instynktownie
warknął.
Smok!
Navi również wyczuł smoka i, czego nikt nie odnotował, pierwszy
się zmienił, osłaniając Emmę (dobrze, że zrobił to po przekroczeniu progu).
Natomiast Connor również się zmienił, osłaniając sobą Effy i Jeremy’ego,
których otoczył ogonem (jego czubek był najeżony kolcami).
- Dżizys,
kurw... czę! - warknęła Effy. - Tato, Connor, nie róbcie sobie jaj!
- Co to za smok? - zapytała Emma, próbując zachować spokój.
- Co to za smok? - zapytała Emma, próbując zachować spokój.
Connor jednak mocniej obwinął ją i Jeremy’ego ogonem.
~Uciekaj, Effy! – warknął jej w myślach.
- Sam
uciekaj - przewróciła oczami. - Robicie mi wstyd. Obaj! Mamo, ten tu, ta
sierotka - pokazała na Connora - to mój... chłopak.
~To twój ojciec? – zapytał Connor, odwracając do niej
łeb. Ale gdy Navi zrobił krok w ich stronę, szybko się odwrócił i zawarczał.
- No
taaak. Jezu, ogarnijcie się - Effy podeszła do mamy, wymijając ogon smoka, i
przytuliła ją.
Zmienili się w ludzi jednocześnie, w ogóle nie krepując się
tym, że są nadzy.
-Elizabeth Finn! Masz mi to natychmiast wytłumaczyć! –
zagrzmiał Navi, patrząc na obcego mężczyznę.
Connor tymczasem objął Jeremy’ego i przytulił, chociaż
dziecko wyrywało się, by poznać obcych ludzi.
- Tato,
no weź! - Effy zakryła sobie oczy dłońmi. Emma roześmiała się, ale również
odwróciła wzrok od "faceta swojej córki".
W końcu obaj złapali po jakimś ręczniku, którym owinęli się
każdy dookoła bioder.
-Elizabeth, dalej czekam – mruknął Navi.
Connor tymczasem wciąż łypał na niego podejrzliwie.
- No to
jest mój chłopak, chyba powiedziałam wyraźnie. Tak mi się zdaje przynajmniej.
-A może wytłumaczysz nam, jak to się stało, że twój chłopak
jest SMOKIEM.
Connor prychnął.
-Jestem dranirem klanu Navaroo – powiedział, dopiero po
fakcie zdając sobie sprawę z tego, że musiało to brzmieć śmiesznie, skoro stał
przed baronem Finn odziany tylko w ręcznik.
- No
właśnie. Taki klan, piąty, widzisz... Oddzielili się wieki temu od Finnów.
-Wiem, znam tę legendę – mruknął Navi. Przyjrzał się uważnie
dziecku. Ocenił jego wiek na za duży, by urodziła go Elizabeth. Czyli nie był
jeszcze dziadkiem.
-To nie legenda, panie Finn – Connor poprawił ręcznik.
Nagle Navi przytulił do siebie córkę. Raz dlatego, że dawno
jej nie widział i się stęsknił, dwa… zauważył ślady zębów na jej karku i szyi,
pewnie byłoby ich więcej, bo pachniała cała tym obcym mężczyzną. Oni.. oni..
-Effy! – jęknął, zaskoczony.
- O Jezu,
o co ci znowu chodzi? - spojrzała na niego i odsunęła kawałek. - Jestem już
duża.
Jerry Lee w końcu przestał warczeć i zaczął wąchać przybyszów. Emma pogłaskała go po łebku i spojrzała na Effy.
Jerry Lee w końcu przestał warczeć i zaczął wąchać przybyszów. Emma pogłaskała go po łebku i spojrzała na Effy.
Navi nagle zauważył brak mebli i całej reszty.
-Co jest grane? – zapytał, przyciągając córkę. –Czy ten
mężczyzna ci grozi, kochanie?!
- To jest
MÓJ FACET, tato. Nie grozi mi!
Boże, zaraz wyjdzie z siebie i stanie obok.
Boże, zaraz wyjdzie z siebie i stanie obok.
Connor westchnął, starając się uspokoić.
-Mam na imię Connor. Tam, w strzępach tego, co było moimi
dżinsami, jest moja odznaka. Jestem gliną, poznałem Effy.. w pracy – lekko
nagiął prawdę. –Nasze smoki się wyczuły. Proponuje się odziać, panie Finn i
porozmawiać na spokojnie.
-Och. Serio? – prychnął Navi, ale sprawdził jego odznakę.
- Faceci
- prychnęła Effy. - Nie mam ekspresu do kawy, sprzedałam już jakby co, więc..
-Możemy jechać do mnie – powiedział cicho Connor. Cóż, skoro
wyszło szydło z worka, to musiał grać na całego. Musiał okazać Finnom zaufanie
w nadziei, że oni nie zgładzą jego i Jeremy’ego.
Effy
zaczęła się zastanawiać, ile czasu im zajemie, kiedy zrozumieją, że żadna ze
stron nie jest straszna...
- Świetnie, jedźmy - powiedziała Emma. Przy okazjo zobaczą, jak żyje ich przyszły zięć.
- Świetnie, jedźmy - powiedziała Emma. Przy okazjo zobaczą, jak żyje ich przyszły zięć.
Końcem
końców, w końcu wylądowali u Connora. Gospodarz podał Navi’emu czystą parę
dresowych spodni i sam przywdział jedną, po czym z kosza z czystym praniem
podał mu jeszcze koszulkę. Navi przyjął je z suchym „dziękuję”, po czym obaj,
unikając jakiegokolwiek kontaktu, wrócili do kuchni, gdzie Jeremy trzymał się nogi
Elizabeth i patrzył z zaciekawieniem na Emmę.
- To jego
dziecko? - zapytała Emma, kiedy chłopaków jeszcze nie było.
- Nie, jego brata, ale nie umiał sobie poradzić no i tak wyszło...
- Słodki - uśmiechnęła się szeroko blondynka.
- Nie, jego brata, ale nie umiał sobie poradzić no i tak wyszło...
- Słodki - uśmiechnęła się szeroko blondynka.
Jeremy niepewnie się do niej uśmiechnął, po czym, powolutku,
boczkiem, zaczął się do niej skradać.
- No
chodź - uśmiechnęła się znowu, wyciągając powoli ręce.
-Mogę? – zapytał, patrząc pytająco na Effy.
- Możesz
- kiwnęła głową.
Chłopczyk podszedł do Emmy, wciąż zerkając na nią z
mieszaniną ciekawości i strachu. W drzwiach właśnie stanął Connor z Navim. Ten
pierwszy chciał podejść i zabrać dziecko, nie wiedząc, czy nic mu nie grozi,
ale Navi złapał go za ramię.
-Em mu nic nie zrobi – rzucił krótko.
Oprócz
tego, że go przytuliła mono.
- Jak masz na imię?
- Jak masz na imię?
-Jeremy, plose pani – wymamrotał, nie bardzo wiedząc, co
robić. W końcu rączką dotknął jej twarzy. Podobał mu się zapach tej kobiety.
Pachniała podobnie do Elizabeth, ale nie była smokiem.
- Ładnie.
A ile masz lat, Jeremy?
Jeremy wyciągnął rączkę i pokazał trzy paluszki. Connor
wszedł do środka i cicho chrząknął.
-Nie miałem okazji. Miło mi, pani Finn – przywitał się
spokojnie.
Emma
zabrałą Jera na ręce i wstała.
- Emma Finn - podała mu dłoń, jedną ręką trzymając dziecko.
- Emma Finn - podała mu dłoń, jedną ręką trzymając dziecko.
-Connor Navarro – nie bardzo wiedząc co robić, pocałował jej
dłoń.
-Wujek! – poprawił go Jeremy, ufnie obejmując szyję Emmy
swoją rączką. –A ten pan? – pokazał paluszkiem na Navi’ego.
-Jestem tatą Effy – powiedział spokojnie Navi.
- Navi -
Emma uśmiechnęła się, a Effy oglądała to sobie z nieukrywaną radością.
-To twój syn? – zapytał ze spokojem ojciec Elizabeth,
patrząc na Connora.
-To mój bratanek. Ale teraz jest mój – mruknął.
- Uroczy,
nie? - zagadnęła Effy.
Emma uśmiechnęła się. Effy lubi dzieci?
Emma uśmiechnęła się. Effy lubi dzieci?
-Jest rozkoszny – powiedział Navi, uśmiechając się po raz
pierwszy. Uwielbiał dzieci. A ten tutaj przypominał mu Shannona, gdy ten był
mały. Skoro facet zajmuje się nie swoim dzieckiem, nie może być zły. No, chyba,
że planuje wychować dziecko na geniusza zła.
Nagle pykło i Jeremy zamienił się w smoczka. Uśmiechnął się,
pokazując małe kiełki, po czym podleciał do Effy.
- Ojej! -
Emma uniosła brwi, ale uśmiechnęła się.
- No co jest? - Elizabeth wzięła Jeremy'ego na ręce.
- No co jest? - Elizabeth wzięła Jeremy'ego na ręce.
Smoczek polizał ją po policzku, a potem zaczął szykować się
do spania.
-Pora jego drzemki minęła – westchnął Connor, podchodząc do
automatu z kawą. Po latach pracy w policji nauczył się robić mocną, dobra kawę.
- Idę go
położyć - puściła oczko do mamy i wyszła z kuchni.
Navi poczekał, aż wyszła, po czym samym spojrzeniem sprawił,
że Connor się zestresował.
-Co zrobiłeś z naszą córką? – mruknął. –Effy nie przepada za
dziećmi.
- Naavi,
przestań - zganiła go żona. - To chyba dobrze, że lubi dzieci, nie? No.
-Ile masz lat, młody człowieku? – zapytał Navi. –Kim jesteś
w policji? Jak długo moja córka i ty się spotykacie? Od jak dawna ze sobą
sypiacie? Kiedy postanowiła się do ciebie przeprowadzić? Jakie są twoje zamiary
wobec niej? – z każdym pytaniem przyspieszał.
- Tato!
To nasza sprawa. A jak chcesz wiedzieć, to od dawna się spotykamy. Connor jest
porucznikiem. A propo - na stole położyła swoją odznakę. - Ładna?
- Łaaał, brawo - Emma posłała jej uśmiechem. - Lepsza niż na zdjęciu.
No tak, Effy, kiedy awansowała, zrobiła zdjęcie nowej odznaki i wysłała do rodziców.
- Łaaał, brawo - Emma posłała jej uśmiechem. - Lepsza niż na zdjęciu.
No tak, Effy, kiedy awansowała, zrobiła zdjęcie nowej odznaki i wysłała do rodziców.
-Jestem z ciebie dumny, córeczko – Navi przytulił Elizabeth
mocno. Tak bardzo tęsknił za swoim oczkiem w głowie.
-Jaką kawę podać? – zapytał Connor.
- Ja
herbatę poproszę - powiedziała Emma.
-Dla mnie czarna – powiedział Navi. –Więc będziecie tu teraz
mieszkać r a z e m. Z dzieckiem i psem. Piękna dziewczyno, gdzie
moja córeczka? – uśmiechnął się do Effy.
- Oj,
tato - Effy uśmiechnęła się i przytuliła do niego mocno.
Pogłaskał ją po rudych włosach. Takich samych, jakie miał on
sam.
-Dorosłaś, córeczko – szepnął z nutką żalu w głosie. Zawsze
była dla niego małą dziewczynką z obdrapanymi kolanami, która wszędzie chodziła
za starszym bratem.
-Pana kawa, panie Finn. I herbata – podał Emmie kubek.
–Daleka droga ze Szkocji. Na długo państwo przylecieli?
- Parę
dni. Navi musi wracać do pracy, ja też - westchnęła Emma. - Czyli u was
wszystko w porządku?
Connor zerknął na Effy. To chyba było pytanie do niej.. Jemu
jej rodzice i tak nie uwierzą.
- Tak,
wszystko jest okej - Effy podeszła do Connora i się do niego przytuliła.
Ten objął ją i przytulił do swojego boku, uśmiechając się
szczerze i naturalnie, po raz pierwszy, odkąd pojawili się jej rodzice.
-Państwa córka jest wyjątkowa – powiedział cicho do nich,
ale patrzył w oczy Effy.
A Navi, wbrew swojemu sumieniu, obiektywnie przyznał, że
wyglądają razem nie tylko dobrze, ale przede wszystkim wyglądają na
szczęśliwych.
Effy
pocałowała Connora w policzek.
-Mamy wolny pokój, nie muszą się państwo zatrzymywać w
hotelu. W końcu, jesteście rodzicami Effy..
- Nie,
nie będziemy wam przeszkadzać, spokojnie - Emma machnęła ręką z uśmiechem.
-Nie będą państwo przeszkadzać. Effy chciała, zebyśmy
jechali do Szkocji.. kiedyś. Więc możemy się zapoznać, gdy są państwo tu.
Niewypowiedziane „na neutralnym terenie” zawisło w
powietrzu. Navi podrapał się w brodę.
-Jesteś dranirem. To oznacza, że musisz chronić swój lud.
Rozumiem to.
- Jest,
jest - Effy czule poklepała Connora po brzuszku. - Kiedyś przylecimy.
-No ja mam nadzieję. Rayne z przyjemnością go pozna.
-Rayne? –
Connor uniósł brwi.
-Mój brat. Dranir Finn.
- No, to
ten mój wujek, o którym ci mówiłam.
-Jeśli odstawię Jera do dziadka, żeby się nim zajął.. –
zaczął Connor, ale Navi wszedł mu w słowo.
-Weźcie go ze sobą – powiedział, ze spokojem popijając kawę.
–Z tego, co zrozumiałem, teraz to wasze dziecko. Czyli nasz wnuk.
Wnuk...?
- pomyślała Effy. - Łał.
- Weźmiemy, weźmiemy.
- Weźmiemy, weźmiemy.
-Czy to..?
-Bezpieczne? – Navi obejrzał z nudą swoje paznokcie. –Tak.
Ayu nigdy nie pozwoliłaby mu skrzywdzić dziecka. A on nigdy nie skrzywdziłby
nikogo, kto zaatakuje pierwszy. –Swoją droga, skoro Effy powiedziała ci, kim
jest jej wujek z mojej strony, zdradziła, kim jest wujek ze strony Emmy?
-
Powiedziałam mu wszystko, więc spokojnie. Wie, że może mieć na głowie cztery
klany - roześmiała się Effy.
-Co? Jak to cztery?
- No
Finn, Sakai, Munro i Akardo.
-I wszyscy są z tobą spokrewnieni? – Connor był lekko
zdenerwowany.
-Poniekąd – pospieszył ze złośliwym uśmiechem Navi. –Żona
mojego brata to księżniczka Sakai, a jej siostra, bliźniaczka, jest żoną
dranira Munro. Ich brat to dranir Sakai, a brat mojej zony to dranir Akardo.
Chrzestny Elizabeth – dodał. –Uwielbia ją.
-O.. och.
-
Połapałeś się? - Effy znów się zaśmiała razem z Emmą.
Może mu zrobi schemat? Na przykład...
Może mu zrobi schemat? Na przykład...
-Wystarczy mi tyle, że jeśli ci się znudzę, może być gorąco
– westchnął i pocałował Effy w czoło.
-Macie Sztorm, co czuć na kilometr. Nie ma miejsca na nudę –
Navi dopił kawę.
Emma
śmiała się w duchu. Jaki dystyngowany i elegancki. Zupełnie inni niż w liceum,
kiedy grał w kosza. Jak tu go nie kochać?
-Zrań moją córeczkę, a będziesz zbierał zęby po całym globie
– dodał słodko.
- I to
przez dłuuuugie wieki! - poparła go Emma.
-Mhm… - westchnął Connor. –Domyślałem się tego.
-Nie dosyć, że dranir, to jeszcze inteligentny. Ho, ho.
- Tatooo,
przestań - zganiła go, przytulając się bardziej do Connora.
-No co? Czuję się taki stary, patrząc na was.
- Stary?
No wiesz?
-No zobacz, kochanie – westchnął Navi, biorąc Emmę za rękę.
–Shannon wiąże się na stałe z Emily, Elizabeth ma Connora i Jeremy’ego, czyli
raczej zostanie tutaj i nie wróci do Szkocji. Nasze dzieci.. dorosły – był
smutny.
- Wiem,
wiem - przytuliła go do siebie. Oj, biedaczek...
Navi ostatnio zastanawiał się, czy nie namówić Emmy na
adopcję. Dziecka, może psa. Mieli duży dom, teraz tak strasznie pusty.
-Będziemy spadać. Może jutro pójdziemy na kolację? W 5?
-Chce pan zabrać też na kolację Jeremy’ego? – Connor nie
ukrywał, że tym pytaniem Navi go mile zaskoczył.
- No
raczej. Jest ważny - Emma uśmiechnęła się. - Zrobimy rezerwację na jutro. Nie
macie jutro nic ważnego?
- Nie, wszystko nam pasuje.
- Nie, wszystko nam pasuje.
-Mhm, będzie okej – Connor był zaskoczony. Spodziewał się
innej reakcji państwa Finn, a okazali się całkiem miłymi ludźmi. Pozostało mu
poznanie jej brata.
-Może zadzwonimy do Shannona i on z Emily tez przyjdą, nie
macie nic przeciwko?
- Tak! -
odpowiedziała od razy Eff. - Dawno się z nim nie widziałam.
-A więc damy mu znać – Navi wstał. –Oddam ci te ciuchy,
Connor.
-Nie trzeba, panie Finn..
-
Idziecie już?
- Nie będziemy wam przeszkadzać. Jutro się spotkamy - Emma podeszła do córki i przytuliła ją.
- Nie będziemy wam przeszkadzać. Jutro się spotkamy - Emma podeszła do córki i przytuliła ją.
-Miło było państwa poznać – oznajmił szczerze, nawet ku
własnemu zdumieniu, Connor.
- To do
jutra, tato - Effy przytuliła również tatę.
Bo mimo
wszystko zawsze będzie księżniczką tatusia.
Haha xd Biedny Connorek :3 Navi nie bd miłym teściem :D
OdpowiedzUsuńO boże!!! genialny rozdział XDDDD trochę się zawiodłam, że Navi nie zrobił awantury o ten cały 5ty klan, skoro te legendy są niezbyt ciekawe(?) xddd
OdpowiedzUsuń~Menolly