Nadszedł
poniedziałek w Los Angeles. Amelia otworzyła oczy i spojrzała na biały sufit.
Uśmiechnęła się mimowolnie. Hotel jej brata po prostu wymiatał. Musiał w niego
sporo zainwestować. Pięć gwiazdek od razu na starcie? Farciarz. Ale trzeba mu
przyznać, ładnie to wszystko wymyślił. Śliczne łazienki lśniły czystością, były
marmurowe, złote, piaskowe, najróżniejsze, wielkie pokoje z wielkimi, wygodnymi
łóżkami i świeżymi pościelami, szafy, dywany, obrazy, panele… całe wyposażenie
pokoi było po prostu wspaniałe. Ściany były różnokolorowe – każdy pokój był
inny, ale stonowany, aby klient mógł się odprężyć, a nie denerwować na jaskrawe
kolory czy niedopasowanie ich. Pokoje jak i cały hotel był regularnie
wietrzony, a na szafce przy drzwiach można było sobie wybrać odświeżać
powietrza, aby podróżni mogli się cieszyć swoim ulubionym zapachem (dlatego
Shuu nie narzucał woni panującej w pomieszczeniu). A apartamenty małżeńskie lub
królewskie? Cudo! Amelia była dumna z brata.
Wstała
po siódmej i poszła do łazienki. Dziś jest jej pierwszy dzień w nowej szkole
West Beverly High. Denerwowała się, ponieważ nikogo tam nie znała. No, oprócz
swojej siostry, Ai i kuzynki, Savannah. Dobre i to. Choć obie były starsze, ale
to zawsze coś. No i kuzynka jest cheerleaderką, czyli znała większość szkoły.
Hura!
Śniadanie
zjadła z bratem, Shuu, w hotelowej restauracji. A co, jak dają za darmo, to
bierz. No i wzięła tosty i naleśniki. Mimo stresu, miała apetyt, bo kucharza
znalazł niesamowitego.
-
Gotowa na wielki dzień?
-
Weź mi nic nie mów. Masakra – odpowiedziała bratu, chowając twarz w dłoniach.
Amelia
i Shuu byli do siebie podobni pod względem rysów twarzy. Ale cały czas rodzina
zastanawiała się, skąd u niej czarne włosy. Śmieli się, że po listonoszu. Ale
Sky wyznał im, że jego mama miała czarne włosy, więc wszystko jasne. I
otrzymała także zawsze czerwone usta. Nie musiała używać szminki.
-
Zawieźć cię, czy dasz sobie radę?
-
Jakbyś był tak uprzejmy…
-
Jesteś moją młodszą siostrą, dla ciebie wszystko – uśmiechnął się, po czym
wstał i ruszył w kierunku wyjścia z restauracji, a potem do windy.
Amelia
wzięła swoją czarną torbę Pumy i pognała za bratem. Wsiedli do również czarnego
audi A4 i pojechali pod szkołę.
Po
drodze Amelia po raz wtóry rozglądała się po mieście. Same palmy, sklepy z
kolorowymi wystawami, pełno ludzi i ruch. Widziała nawet kilka autobusów
szkolnych.
-
Chyba będę musiała wyciągnąć Ai na zakupy. Tu jest tyle możliwości!
-
O ile tata da ci kartę – wytknął jej język.
-
To twoja wina, bo wydałeś wszystko na hotel!
-
Oj tam, oj tam!
W
końcu zajechali na miejsce. Amelia spojrzała na budynek szkoły i odetchnęła.
Widziała przed nim nastolatki, poubieranych w modne ciuchy. Nie trzymali się w
grupkach. No, przynajmniej nie wszyscy. Używali najnowszych telefonów,
wyglądali troszkę jak gwiazdy filmowe. Ale co zrobisz, to Los Angeles.
-
Ja chcę z powrotem do Australii – jęknęła.
-
Wysiadaj. Idź tam i pokaż, że jesteś moją rodziną – zaśmiał się.
-
Ta… Dobra, to trzymaj się – cmoknęła go w policzek i wyszła z samochodu.
Powoli
skierowała się do wejścia. Czuła się obserwowana, ale to chyba normalne, nie
widzieli jej tu wcześniej. Odetchnęła i przyśpieszyła kroku, kiedy jakieś panny
zmierzyły ją wzrokiem.
Znalazła
sekretariat i gabinet dyrektora. Ten dał jej plan lekcji i szyfr do szafki. Ale
nim wybrała się do niej, poleciała na lekcje. Dopiero po angielskim (który
miała z superprzystojnym nauczycielem) wybrała się obejrzeć swoją szafkę.
I
tam dostrzegła drugiego przystojniaka. Brunet, ciemne oczy, wysoki (nawet
bardzo), czarna koszulka opinała jego sylwetkę, a dżinsy idealnie leżały na
jego zgrabnym tyłeczku.
Amelię
nieco zatkało, ale ruszyła. Przekręciła szyfr i drzwiczki się otwarły.
Przystojniak nawet na nią nie spojrzał, tylko odszedł. Westchnęła cicho.
-
Serio? Lance Gregor?
Czarnowłosa
aż podskoczyła ze strachu. Na początku myślała, że to Savannah, ale to nie był
jej głos. Odwróciła się. Nie pomyliła się dużo. Znaczy Savannah to to nie była,
ale dziewczyna przed nią również była wysoką blondynką i również miała
jasnoniebieskie oczy. Tylko dziewczyna przed nią miała czarny cień na oczach i
błyszczące usta (zapewne od błyszczyku). W jej oczach była jakaś iskierka. Na
jej drobnych ramionach wisiała szeroka, biała koszula, sięgająca do połowy ud.
Na nogach miała koturny, które idealnie pasowały do torby.
-
E… kto? – wydusiła z siebie, kiedy już oceniła ją z każdej strony: ubioru,
wyglądu i kobiecych wdziękach. Swoją drogą, miała super nogi. I Amelia żałowała
znowu, że jest taka niska (choć i tak dla niektórych była wysoka).
-
Gra w szkolnych teatrzykach i próbuje sił w filmach i reklamach – blondynka
oparła się o szafki i uśmiechnęła się. – Jestem Juliett. Juliett Lorrian.
-
Miło mi, jestem Amelia Hell.
-
Czekaj, czekaj… Shuu Hell otworzył hotel czy coś słyszałam. Mam zamiar się tam
wybrać – powiedziała. – Jesteście rodzeństwem?
-
Tak. Ma bliźniaka, więc mam dwóch starszych braci. I starszą siostrę.
-
Łaaał. Ja jestem sama i dobrze mi z tym – zaśmiała się. – Więc, Amelio, ktoś ci
już pokazywał szkołę?
-
Nie, dopiero przyszłam. Byłam już na angielskim. Przystojniacha – przyznała ze
śmiechem.
-
Colt? No ba, wszyscy chcą mieć u niego lekcje. Jest w porządku, wyluzowany. Ma
dwadzieścia cztery lata, więc wiesz. Niektóre laski chcą go poderwać. Nie tylko
dla ocen.
-
A ty? – zapytała, kiedy obie szły korytarzem, obok gablot z pucharami.
-
Nie mój typ – odpowiedziała i zaprowadziła ją na salę gimnastyczną.
I
tak na rozmowie, oprowadzaniu i wspólnym lunchu minął Amelii dzień szkolny.
Dużo się dowiedziała od nowej koleżanki: kogo unikać, z kim się zaprzyjaźnić,
jak zachowywać się u danych nauczycieli i wiele innych rzeczy, np. czego nie
jeść ze szkolnej stołówki. A żarcie mieli tu dobre. WBH nie skąpiło na jedzenie
dla swoich bogatych podopiecznych.
-
Amelia – zaczęła po chwili ciszy, kiedy dziewczyny wyszły ze szkoły, a
blondynka zaczęła się kierować do swojego samochodu. – Co robisz w sobotę?
-
Nic – odpowiedziała od razu. Jej życie towarzyskie nawet w Australii nie
tętniło życiem…
-
Świetnie, wpadnij do mnie na imprezę – uśmiechnęła się. – Nie idziesz do
swojego auta?
-
Serio? Zapraszasz mnie? – czerwone usta wygięły się w szeroką podkówkę. – Nie,
brat mnie przywiózł. Pójdę na busa.
-
Zwariowałaś? Chcesz jechać szkolnym busem? Wsiadaj, podwiozę cię.
Amelia
nie wierzyła w swoje szczęście. Pierwszy dzień w szkole i już ktoś wyciągnął do
niej ręce, zaprosił na imprezę i zechciał podwieźć swoim kabrioletem!
-
Gdzie cię zawieść?
-
Wiesz, nie musisz mnie zawozić…
Ale
Juliett nalegała, więc Amelia podała jej adres hotelu. Jej rodzice chcieli tam
jeszcze pomieszkać. Nie dziwota, pokoje małżeńskie to istne luksusy.
Wbiegła
do hotelu (oczywiście wcześniej upewniając się, że Juliett jej nie widzi) i od
razu zaczęła szukać taty. Ale po drodze wpadła na Shuu, który elegancko nadal
się trzymał pod krawatem.
-
Zostałam zaproszona na imprezę! – zaświergotała mu i poleciała dalej, zamiast
się spytać bratu, który uśmiechnął się jedynie. A tak się bała.
Znalazła
Sky’a w pokoju, kiedy to wypoczywał po dniu w pracy. Mieli dzisiaj jedno
wezwanie. Sky chwalił sobie takie dni, nie ze względu na mało pracy, ale ze
względu na małą ilość wypadków.
-
Tato, tato, tato! – wołała już od progu i wskoczyła na łóżko obok niego.
Sky
spojrzał na nią unosząc powieki.
-
Noooo?
-
Mogę iść na imprezę? Proszę, proszę, proszę! – złożyła łapki jak do modlitwy i
spojrzała na niego błagalnym wzrokiem. – Prooooooszę!
-
Poczekaj, Amelia, spokojnie, powoli. Jaką imprezę, kiedy?
-
No bo już dzisiaj pierwszego dnia w szkole zagadała do mnie taka dziewczyna,
Juliett, no i na koniec dnia podwiozła mnie do hotelu i zaprosiła na imprezę,
która się w sobotę i bardzo chcę iść, bo może polubią i w ogóle ta szkoła jest
cudowna i super wyposażona i mają lepsze jedzonko niż w Darwinie i proooooszęę!
– powiedziała na jednym, głębokim wydechu. Zawsze to robiła, kiedy była
podekscytowana.
Sky
uniósł jedną brew, a potem westchnął.
-
Dobra, ale o północy masz być w domu.
-
O północy? No taaatoo… pierwsza.
-
Piętnaście po północy.
-
Wpół do pierwszej.
-
Stoi – przybili piątkę, a Amelia zaśmiała się i przytuliła do niego. – Dzięki,
tato.
-
No, a teraz idź do mamy się zapytać.
-
Okej, już lecę – pocałowała tatę w policzek i poleciała do Yumi.
I
tak w sobotę Amelia oraz Ai, która została zaproszona na imprezę tego samego
dnia (nie dziwne, ponieważ Ai była bardzo ładna, co zrobisz, uroda po mamie)
znalazły się na imprezie u Juliett Lorrian. Jak się dowiedziały w szkole ta
dziewczyna wyprawiała najlepsze przyjęcia. Specjalnie dla Amelii zaprosiła
kółko teatralnie, żeby przyszedł Lance. No i przyszedł. Były też drużyny
sportowe, cheerleaderki (ale Savannah nie widziały) i wielu innych ludzi,
których jeszcze Amelia nie znała.
Drzwi
otwarła im gospodyni. Miała na sobie krótkie, dżinsowe spodenki i luźną bluzkę,
która przy gwałtowniejszych ruchach bądź w tańcu odsłaniała to i owo, dlatego
miała na sobie jeszcze czarny topik.
Amelia
natomiast kupiła z siostrą czarną sukienkę do połowy ud, na ramiączkach i
niewielkim dekoltem (oczywiście tacie pokazała dżinsy i jakąś koszulkę). Włosy
pozostawiła rozpuszczone, a oczy podkreśliła czarną kredką.
-
Cześć, Amyś – zaczęła Juliett i cmoknęła ją w policzek, a potem wciągnęła do
swojej willi. – Cześć, Ai, właź. Miłej zabawy – uśmiechnęła się szeroko.
Amelia
z początku dziwnie się czuła wśród ludzi, których nie znała, a oni pili bądź
tańczyli bądź palili papierosy. To oczywiście na zewnątrz. I choć niechętnie
wzięła piwo od gospodyni i wzięła łyka, tak po dwóch godzinach chętnie piła
whisky z colą.
-
Zatańcz ze mną – zawołała Juliett, aby Amelia ją usłyszała przez tę głośną
muzykę. Potem pociągnęła ją na parkiet, czyli na środek pokoju.
Wygłupiały
się i odstawiały śmieszne tańce, by potem złapać się za ręce i tańczyć razem.
Kręciły biodrami, bujały się, robiły obroty.
-
Dobra, odpuśćmy sobie obroty, bo zwymiotuję – zaśmiała się Amelia i przytuliła
się do blondynki.
-
Hej, ty jesteś pijana – zauważyła i posadziła czarnowłosą na fotelu.
-
Możliwe, bo nigdy w życiu nie próbowałam alkoholu – przyznała i spojrzała na
nią. – Ale ty jesteś łaaaaaadnaaa…
-
Okej, moja droga, napisz do swoich rodziców, że śpisz dzisiaj u mnie. Jak cię taką
zobaczą, to…
-
Tata dałby mi szlaban do końca życia. Masz rację – i chichocząc znalazła swój
telefon i napisała, że śpi dzisiaj u Juliett, dodając, że żadnych chłopców nie
będzie.
-
Cześć, zatańczymy? – do Amelii podszedł Lance z uroczym uśmiechem na ustach.
-
Jaaaasne!
Ai
tymczasem łaziła w tę i w tamte, aż w końcu zdecydowała się opuścić imprezę,
ponieważ jej zdaniem bez Nicka nie ma zabawy. Pożegnała się z siostrą i
obiecała, że nie powie rodzicom o jej stanie.
Po
kilkunastu minutach Amelia wyszła na taras, po czym zwymiotowała. O matko, Juliett mnie zabije… - jęknęła
w myślach. Zawróciła, aby iść do kuchni i znaleźć coś, czym mogłaby to wytrzeć,
ale zatrzymała się, kiedy zobaczyła jak Juliett całuje się z… jakaś dziewczyną.
Oniemiała i wpatrywała się w nie przez chwilę, a potem zniknęła w domu. Nie
najlepiej się czuła. Najchętniej poszłaby spać.
Wszyscy
zaczęli się zbierać, a Amelia siedziała na schodach i machała im na pożegnanie.
-
Tu jesteś – Juliett podeszła do niej, po czym wyciągnęła dłoń ku niej. – Chodź,
zaprowadzę cię do łóżka.
Panna
Hell ujęła jej dłoń i poszła za nią do dużego pokoju, pomalowanego na ciemny i
jasny fiolet. Łóżko było ogromne, mnóstwo poduszek na nim i kilka pluszaków.
-
Wyglądasz jak trup – stwierdziła Juliett, przygotowując łóżko.
-
Mogę się odświeżyć? – zapytała cicho. Chciało jej się spać, ale nie chciała
ubrudzić łóżka koleżanki czy coś…
-
Jasne. Mam tam nową szczoteczkę. Miałam ją zacząć używać od rana, ale weź ją.
Przyda ci się i będziesz miała na rano – uśmiechnęła się.
W
łazience, pokrytej białymi kafelkami, białym prysznicem i również białą wanną,
Amelia weszła pod prysznic, a potem umyła ząbki.
-
Trzymaj – Juliett rzuciła jej spodenki i koszulkę do spania, a sama zaczęła
zmywać z siebie makijaż, kiedy Amelia stała w ręczniku na błękitnym dywaniku.
Odwróciła się do niej tyłem i szybko się ubrała.
-
Okej, teraz przynajmniej nie zabijam oddechem – westchnęła Amelia, a jej oczy
same się zamykały.
-
Idź już spać, bo zaśniesz mi na podłodze – zaśmiała się lekko i zaprowadziła ją
do łóżka.
Juliett
zamknęła oczy, leżąc na plecach, a Amelia na boku. Mimo zmęczenia zapytała
jeszcze:
-
Kim była ta dziewczyna na tarasie?
-
Moja była. To ona mnie pocałowała.
-
Więc to miałaś na myśli, kiedy powiedziałaś, że Colt nie jest w twoim typie? –
ziewnęła, czując, że traci kontakt ze światem zewnętrznym i popada w sen.
-
Tak.
Gdzieś
tak około szóstej nad ranem Amelia przebudziła się. Poczuła, że ktoś ją obejmuje
w pasie i przytula się do jej pleców. W pierwszej sekundzie chciała tego kogoś odepchnąć
i uciec, ale potem przypomniała sobie, że to Juliett. Poczuła się dziwnie, ale
jakoś nie chciała zmieniać pozycji i budzić nowej koleżanki. Zasnęła z powrotem
po minucie.
No prosze coz za zaskoczenie, nie sadzilam ze wezmiecie sie za jakies zwiazki homo. Zycze powodzenia, serio :P
OdpowiedzUsuńHo ho :) Poczekaj, stać nas na więcej ^^
OdpowiedzUsuń-Ayu
Cos wiecej, to tak sie da o.O sa jeszcze jakies inne zwiazki niz homo i hetero. To musialby byc zwiazek z jakims zwierzeciem. Nie chyba nie o to ci chodzilo :P
OdpowiedzUsuńCos was ostatnio chyba lenistwo dopadlo, kiedy cos nowego??
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, jestem w trakcie sesji ;) Rozdział już w sobotę! :)
Usuń~Ayu