sobota, 27 lipca 2013

Rozdział 62. Magnetyzm (Charlie x Karin)



Charles Hell, syn Josha i Hikari, wyszedł z klubu coś koło trzeciej nad ranem. Jego życie na dzień dzisiejszy nie miało żadnego sensu. Nic mu się nie chciało, nie miał jakiś tam ambicji życiowych, żadnych celów, sukcesów, porażek. Był tak zwyczajny, że to aż bolało. Może nie do końca, bo miał sobie jakiś tam gen, bal, bla, bla, jego chrzestny był pseudo królem, bla, bla, bla. A tak, to był bardzo nudnym człowiekiem. Chyba, że wchodził do klubów, aby się czegoś napić, potańczyć, wyszaleć się. Albo kiedy uprawiał seks. No w takich sytuacjach czuł, że żył i nie był taki nudny i beznadziejny jak na co dzień. No cóż, pochwały zbierał jego starszy brat, Kei, i młodsza siostra, Savannah. A Charlie miał syndrom średniego dziecka. No i co zrobisz? No nic z takim nie zrobisz. Chyba, że skopiesz mu dupę i pokażesz jakiś kierunek. Powodzenia. 
Poprawił skórzaną kurtkę i wszedł w uliczkę, która prowadziła na skróty do postoju taksówek.
Drogę nagle zastąpił mu średniego wzrostu chłopak. Był brunetem o brązowych oczach, nic szczególnego.
-Witaj, Charles – powiedział spokojnie. Spoglądał na niego obojętnie,, tak, jak patrzy się na zegarek, gdy nigdzie się nie spieszysz.
- Przepraszam, znamy się?
-Och, gdzie moje maniery – lekko się skłonił, z wyraźną drwiną w głosie. –Jestem Drake. Król okolicznych wampirów.
Charlie uniósł brew.
- Piliśmy razem? Pieprzyliśmy się? Streszczaj się, bo się spieszę.
-Ach, te twoje pokolenie. Wiecznie jesteście w biegu. Powiedz mi, co słychać u twojej rodziny? Jak się ma Josh i Hikari? Piękna Savannah? Czy u Kei’a wszystko gra?
- Wiesz co, może pogadamy za parę godzin. Po południu na przykład, a nie w nocy - wyminął go i poszedł w swoją stronę.
            Jednak tym razem otoczyło go już kilka wampirów. Sami mężczyźni, wysocy i silni, patrzący na niego. Ich kły połyskiwały lekko w blasku księżyca.
-A powiedz mi.. twoja daleka krewna Erin – Drake spojrzał na swoje paznokcie. –Chciałem w sumie dopaść jej szczeniaka. Albo dopaść Jace’a, ale.. ty byłeś pod ręką. Zagubiony, mały chłopiec, który nie wie, po co żyje. Więc może.. umrzyj?
Charles zacisnął zęby i pięści. No to pięknie. To już wiedział, o chuj mu chodzi. Już wiedział, kim jest ten patyczak, co do niego przemawiał.
Chłopak uwolnił swoją moc, a z jego ciała powychodziły kolce i inne ostre takie. 
- Dobrze ci radzę, nie zbliżaj się.
-Och, kotek ma pazurki. Obetnijcie mu je! – rozkazał wampirom.
Koniec był taki, iż Charlie nie zdołał się obronić. Co prawda zabił parę wampirów, wbijając im kołki w serca, ale i tak siedział teraz na brudnej ziemi w LA, ostro poraniony. 
- Naprawdę chcesz, żeby ścigały cię wszystkie klany? - wychrypiał, próbując coś jeszcze z siebie wykrzesać, ale był zbyt osłabiony.
-Klany nic dla mnie nie znaczą. Ciebie na świecie nie było, gdy już mnie ścigały, dziecko. Przytrzymajcie jego głowę! – krzyknął do pozostałych wampirów, po czym przeciął zębem swoją żyłę na nadgarstku. Przycisnął ją do ust Charli’ego. –Pij, dziecko.
Charlie próbował wypluwać jego krew, ale to nic nie dawało. Krztusił się i dusił, a że reakcja ciałą jest jedna - zaczął pić tę cholerną krew.
-bardzo dobrze - pochwalił go Drake. –Od dzisiaj uważaj na słoneczko. Nie jest zabójcze, jak mówią w filmach, ale mógłbyś sobie zrobić krzywdę – doradził.
Charlie nic nie odpowiedział. Nie wiedział, ile jeszcze siedział w tej cholernej uliczce, nim wrócił do domu, gdzie nastąpiła jego przemiana w wampira. Co było bolesnym doświadczeniem, zważywszy, iż nie był zwykłym człowiekiem. 
Chciał krwi. Musiał napić się krwi. Ludzkiej. I to zaraz. 
W nocy wyszedł z domu przez okno i skierował się do miasta. Tam zawsze można znaleźć kogoś, kto ma w sobie tyle litrów krwi...

-Kiedyś kupię nóż – nuciła pewna dziewczyna, wychodząc ze sklepu spożywczego otwartego całą dobę. Miała na sobie kuse szorty, proste, czarny top na wąskich ramiączkach, a na długich nogach tylko sandałki. Długie, kasztanowe włosy upięła w koński ogon. W sklepie robiła zakupy dla swoich starszych, przyrodnich sióstr, które zażyczyły sobie budyniu konkretnej marki właśnie o tej cholernej porze.
A w jednej z uliczek Charlie właśnie dorwał jakiegoś faceta, któremu wypił praktycznie całą krew, co do kropelki. I to by było na tyle. Przetarł sobie usta rękawem i skrzywił się, widząc krew. 
Chciał już wrócić, położyć się, ułożyć przemowę, aby oznajmić rodzicom, że jest teraz wampirem... Ale poczuł coś smakowitego. Coś smakowitego szło w jego stronę. Może dlatego schował się za wystającą ścianą i czekał na deser.
            Karin szła przed siebie, lekko wymachując torbą z zakupami. Przez słuchawki do jej uszu docierały dźwięki niedawno usłyszanej, a już ulubionej, piosenki. Była tancerką i gdyby nie to, ze znajdowała się pośrodku ulicy, tańczyłaby teraz.
A kiedy już była parę kroków za ścianką, wszystko działo się szybko - złapał ją za łokieć i przyciągnął do siebie. Zakupy rozsypały się na ziemię, a kły Charlie'ego wbiły się w tętnicę Karin.
            Nie zdążyła nawet pisnąć, a co dopiero krzyknąć. Przez myśl przebiegło jej tylko, że nie chciałaby stracić dziewictwa w wyniku gwałtu. Ale mężczyzna, który ją napadł, nie interesował się chyba zgwałceniem jej.. Wpiła mu palce w ramiona, chcąc go odepchnąć, ale zamiast tego zacisnęła je mocno na jego bluzie. Poczuła bowiem przyjemną falę gorąca, która rozlała się po całym jej ciele, poczynając od szyi, a kończąc na małych paluszkach u stóp. Kolana się pod nią ugięły i osunęłaby się, gdyby nie to, że nieznajomy ją podtrzymywał. Pomiędzy udami poczuła wilgotne ciepło, a mięsnie jej brzucha skurczyły się w rozkosznym bólu. Karin jęknęła cichutko.
Charlie ze spokojem pił jej krew. Jednocześnie trzymał ją za włosy, a drugą ręką sunął po jej plecach.
Otarła się o niego, może nie do końca świadomie. Jej ciało szukało kontaktu z jego ciałem. Spodobało mu się to cholernie. Sam przycisnął ją do swojego ciała, odkrywając, że takie picie krwi jest przyjemniejsze.
Karin wsunęła dłoń we włosy nieznajomego  przeczesała je. Jej myśli spowijała mgła, mogła więc tylko poczuć zachwyt nad ich miękkością. Druga dłoń zsunęła po brzuchu nieznajomego, aż na jego krocze. W normalnych warunkach rumieniłaby się i płoszyła, ale teraz śmiało zaczęła go pieścić, instynktownie wiedząc, co robić.
Charles na chwilę przestał pić, odrywając się do jej szyi. Spojrzał w dół, nie bardzo rozumiejąc całą sytuację. Ale to nie znaczyło, że mu się nie podobało. Znów zaczął pić, ale teraz przy okazji dotknął jej pupy, lekko ją klepnął, a potem ścisnął jeden z pośladków.
Karin znów jęknęła, mocniej zacisnęła na nim palce.. po czym zamknęła oczy i głowa opadła jej na bok. Zaczęła spadać w ciemność..
Charlie ogarnął się dość szybko. Oho, wypił za dużo, dziewczyna zemdlała. Świetnie - pomyślał. Nie bardzo wiedział co z nią zrobić, kiedy tak trzymał ją na rękach. Nie zostawi jej tutaj, bo ktoś może przyjść i ją zgwałcić. Nie mógł też jej zabrać do siebie, bo jak to wytłumaczy? 
Zadzwonił więc po karetkę, szybko jeszcze zamykając ranki po kłach, a potem zniknął w ciemności, obserwując jeszcze, czy pogotowie na pewno przyjedzie.
Może wcale nie był takim nieczułym wampirem... Ale co mógł wiedzieć? Był nim dopiero kilka godzin.


Półtora roku później


            Szkoła huczała od plotek. Charles Hell, wybitny aktor, muzyk i bóg seksu, bożyszcze nastolatek, miał wrócić do swojego rodzinnego miasta i kontynuować naukę w swojej starej szkole. Tego dnia uczennice wyglądały pięknie, pachniały pięknie i rozglądały się niecierpliwie dookoła, czekając na gwiazdę.
Tymczasem tylko jedna z nich nie wpadła w obłęd. Miała na sobie swój mundurek, włosy spięte w koński ogon, a na jej twarzy nie było śladu makijażu. Siedziała na zajęciach i bezwiednie głaskała pewne miejsce na swojej szyi. Dzisiejszej nocy znów śniła o wysokim, silnym nieznajomym. Sen zawsze był ten sam. On całował jej szyję, a ona dobierała się do niego bezwstydnie. Za każdym razem budziła się rozpalona i stęskniona za kimś, kogo nie znała. Tłumaczyła sobie te sny anemią, której dostała półtora roku temu.
I w końcu stało się!
Pod szkołę zajechał samochód, czarny, nowoczesny, prosto z salonu. Drogi i niesamowicie szybki. Zaparkował idealnie, a wysiadł z niego właśnie Charles Hell. Zarzucił na ramię plecak i poprawił okulary na nosie. Zamknął samochód i skierował się do szkoły. 
Nie dane było mu przejść, bo wszyscy się rzucili po autografy.
            Karin widziała te tłumy przez okno. Wśród dziewczyn były jej przyrodnie siostry, które całe swoje pokoje miały w tapetach tego chłopaka. Znów potarła miejsce na szyi. To było to samo miejsce, które ów nieznajomy całował w jej śnie.
Och, i pewnie dlatego, że wszyscy się nim podniecają ostatnimi czasy, od jakiegoś miesiąca nieznajomy w jej śnie miał twarz właśnie Charlesa Hell. Pewnie dlatego, że wszędzie go pełno, pomyślała Karin. Wyjęła z torby dwie tabletki żelaza i połknęła je bez popijania.
- Ludzie, dajcie mi przejść! - wołał Charlie, próbując się przedostać przez tłumy. To chyba był zły pomysł - pomyślał, kiedy jakoś udało mu się dostać do sekretariatu, z którego otrzymał szyfr do szafy, plan lekcji i prywatne miejsce parkingowe. 
A potem jakoś udało mu się przedostać do sali, gdzie miał mieć fizykę. Tak, to u nich rodzinne. Umysł ścisły, chociaż zamiana w wampira zrobiła z niego taką bardziej artystyczną duszę.
            Przez całą lekcję wszyscy się na niego gapili. Karin przelotnie przyjrzała mu się i poczuła lekki skurcz w podbrzuszu. Zagryzła wargę .Nie mogła się podniecać samym widokiem tego chłopaka!
Mogła. Kto jej zabroni?
Charlie starał się ignorować te spojrzenia. Nie potrafił się skupić na zajęciach, kiedy jego wyostrzony słuch rejestrował WSZYSTKO. Nawet potarcie dłonią o udo, kiedy jakąś laska nie potrafiła się powstrzymać.
            Karin doczekała do przerwy. Pobiegła na dach szkoły, gdzie mogła być sama. Oparła się o ścianę i zamknęła oczy, pozwalając, by chłodny wiatr owiał jej policzki. Uparta wyobraźnia znów podsunęła jej widok Charlesa przed oczy. Karin westchnęła cicho i powoli przesunęła dłonią w dół swojego brzucha, aż do zbiegu ud. Przycisnęła dłoń do swojego ciała. Nie mogła się teraz zaspokoić, była w szkole..
Charlie wirował w tłumie, aż w końcu znalazł schody na górę. Przyśpieszył kroku, powoli zaczynając biec, aż w końcu zgubił ogon. Po drabince wszedł na dach i odetchnął. Tak, to był baaardzo zły pomysł. 
Rozejrzał się i nagle dostrzegł jakąś dziewczynę. Wydawała się być znajoma. Aczkolwiek ostatnio widywał tylu ludzi. 
- Pomóc ci? - zapytał, kiedy podszedł bliżej i dostrzegł, co też ona wyczynia.
Karin pisnęła i szybko cofnęła rękę.
-Poprawiałam spódniczkę! – wymamrotała szybko. Aczkolwiek wciąż szybko oddychała. A gdy poczuła jego zapach.. Zadrżała.
- W tym też mogę ci pomóc - zapewnił ją, siadając obok niej.
I wtedy uderzył w niego ten zapach. TEN jedyny, który nie pojawił się w żadnym innym zakątku świata. To była TA dziewczyna, którą ugryzł TAMTEJ nocy. TA, która się do niego dobierała.
Zacisnęła mocno uda, gdyż cała aż drżała. Dlaczego chciała, by jej dotknął?
-Uciekłeś od fanek? – wymamrotała.
- Uciekałem, ile sił w nogach. A ty mnie nie lubisz?
-O.. nie.. skąd takie przypuszczenie? – szepnęła, odwracając wzrok. Dlaczego jej ciało buntowało się? Dlaczego nie słuchało głosu rozsądku, który nakazywał uciekać?
- No nie rzucasz się na mnie, nie chcesz autografu... Jezu, zaprzyjaźnij się ze mną.
-Nie dla wszystkie jesteś gwiazdą, musi być bolesne – powiedziała wesoło. Przysunęła się bliżej i przypadkowo o niego otarła. Jej ciało znów się całe napięło. Jednocześnie poczuła, ze Charlie jest.. zimny. –Wszystko okej?  Nie jest ci zimno?
- Nie. Moje ciało po prostu... no cóż... uodporniło się na słońce czy coś. Cholera wie, przeczytaj sobie w gazetach, mój agent na pewno jakoś sensownie to wyjaśnił - wzruszył ramionami, a potem wcale nieprzypadkowo dotknął jej kolana, a potem sunął wyżej. - Za to ty jesteś gorąca.
Zarumieniła się po korzonki włosów.
-T-taaak. Chyba tak – jednocześnie chciała i nie chciała, by jej dotykał. –Może chcesz k-koc czy cos? Są tu.. gdzieś..
- Ze mną w porządku - uśmiechnął się. Podniósł się do klęczek, a potem rozchylił jej nogi i pocałował w kolano i powoli szedł dalej.
-Co.. co ty robisz.. ze mną? Ugryź mnie – jęknęła nagle. –Ugryź mnie.
Czasownik "gryźć" od jakiegoś czas (konkretnie od osiemnastu miesięcy) kojarzył mu się z jednym. Ale nie mógł teraz jej przecież ugryźć... znaczy nie w ten sposób. Za to ugryzł ją tak, jak normalny człowiek by to zrobił. Ale on próbował nie wysuwać kłów.
-Dlaczego ja? – szepnęła nagle. I podczas, gdy jej umysł wciąż próbował z tym walczyć, nogi rozchyliły się, a dłonie podciągnęły spódniczkę do góry, odsłaniając białą bieliznę i górę pończoch.
Nie sądził, że potrzebuje odpowiedzi, dlatego Charlie sobie nie przerywał. Przesunął językiem po wewnętrznej stronie jej ud, a potem odchylił jej majtki. Teraz językiem zaczął pieścić jej kobiecość.
Karin jęknęła głucho, zaciskając palce na włosach. Nieznajomy przestawał być nieznajomym. Wypchnęła biodra bliżej niego i zamknęła oczy. Charlie sobie nie przeszkadzał. Pieścił ją powoli, a potem coraz intensywniej. Dołączył nawet do tej zabawy palce.
To było o wiele bardziej intensywne od tego, co potrafiła sama sobie zrobić, więc wkrótce poczuła znajome skurcze i doszła, pojękując cichutko. Mimo orgazmu, jej ciało wciąż pulsowało boleśnie. Wciąż czegoś brakowało. Złapała go za ramiona i przyciągnęła bliżej siebie. Wpatrywała mu się prosto w oczy, ale czuła się, jakby właśnie tonęła w jeziorze. Szybkimi ruchami zaczęła rozpinać guziki swojej koszuli, jednocześnie odgarniając włosy z ramienia i odsłaniając szyję i fragment obojczyka. Przycisnęła jego głowę do tego miejsca, podczas gdy nogami otoczyła jego pas.
Charlie był mocno zaskoczony jej poczynaniami. Sam już nie mógł się powstrzymać i musiał to zrobić - wbił kły w jej szyję i znów napił się tej krwi. Szukał takiej, chociażby podobnej, ale nic z tego. A teraz znowu miał ją w ustach. No, superowa krew w seksownym opakowaniu... Zbyt przedmiotowo? Na pewno. Ale ta dziewczyna była niesamowita. Nie wyglądała na taką, która... no wiadomo, a jak go zaskoczyła. 
Dotknął jej piersi jedną ręką, a drugą przytrzymując jej głowę.
-Śniłam o tym – jęknęła mu wprost do ucha. –Śniłam o tobie, Charlie – szepnęła, przyciskając jego biodra do swoich. –Nie wiem, dlaczego to się dzieje, dlaczego nie znam cię, a od kilku miesięcy śnie o tobie co noc – dodała, ocierając się o niego mocno.
Nie przerywał sobie. Jego dłoń z piersi przeniosła się z powrotem na jej krocze. Zaczął ją intensywnie pieścić, drażniąc łechtaczkę i wsuwajając w nią jeden palec. Była bardzo ciasna i przez myśl przeszło mu, że Karin może być jeszcze dziewicą.
Bo była. Nie mogła nawet spojrzeć na faceta, bo wciąż śniła o znajomym nieznajomym.
-Pożywiłeś się? – szepnęła. Od kiedy brała żelazo, nie słabła tak szybko. I czy to, że Charlie właśnie się nią POŻYWIAŁ ją zdziwiło?
Skądże.
Liczyło się tylko to, że czuła, że jest równie rozpalony, jak ona. Lekko drżąc, wsunęła dłoń za jego spodnie i objęła go, gwałtownie wciągając powietrze ustami. Był ogromny.
- Nie - jęknął zgodnie z prawdą. Chętnie jeszcze by pił i pił, ale nie mógł. Nie mógł znowu zrobić jej tego, co wtedy. Niechętnie się od niej odsunął, przesuwając językiem po jej rankach. 
Okej, sytuacja na pewno była niecodzienna. Dotykali się w taki sposób na wzajem, na dachu szkoły, a on jeszcze pił sobie jej krew.
-Nie wiem dlaczego tak na mnie działasz – jęknęła. Jej dłoń poruszała się szybko. Wysunęła go już ze spodni i pozwoliła, by otarł się o jej nagi brzuch. –Nie wiem, kim jesteś, Charles. Ale w tym momencie o to nie dbam…
- Charlie Hell, miło mi - szepnął jej na ucho, a potem pocałował ją w szyję i usta. Zrobił to dość namiętnie. Otarł się swoją męskością o jej krocze. Najchętniej wziąłby ją tu i teraz.
-Jestem Karin – wyszeptała pomiędzy pocałunkami. Ułożyła się pod nim wygodnie. –Nie chcę.. – zarumieniła się – nie chcę tracić dziewictwa na dachu – wymamrotała.
- Wiem, Karin - znów ją pocałował i jęknął z bólem, kiedy powiedziała, że nie chce z nim uprawiać seksu. - Okej... Więc nie przerywaj i dotykaj mnie nadal - szepnął, sam również nadal ją pieszcząc.
-Jesteś wciąż głodny? – zapytała, jak gdyby mówiła o kanapkach podczas pikniku, a nie o krwi, podczas gdy ręką pieściła jego męskość. Po chwili uniosła się na jednym łokciu i dotknęła czubka jego męskości swoimi wilgotnymi wargami.
- Trochę - znów jęknął. Boże, zwykła kobieta, a co potrafi zrobić z człowiekiem.
Lizała jego czubek, co jakiś czas lekko go zasysając, podczas gdy dłonią wciąż przesuwała w górę i w dół. Robiła to pierwszy raz, zastanawiała się, czy jest okej.. Po chwili znów się położyła. Na chwilę cofnęła ręce i rozpięła sobie stanik (miał zapięcie z przodu) uwalniając piersi.
Charles pochylił się nad nią i przesunął palcem po jej mostku, a potem pochylił się i wziął do ust jeden z jej sutków.
Jęknęła cichutko. Znów wzięła go do reki, tym razem jednak poruszała dłonią szybko.
Nie trwało już długo, kiedy wampir doszedł, ale nie zdążył się odsunąć. Niestety, doszedł na nią.
Karin spojrzała w dół. Jej piersi i brzuch pokryte były jego nasieniem. Poczuła się jeszcze dziwniej, o ile to było możliwe. Kimkolwiek był Charlie, miała chwilowe wrażenie, że go oswoiła. Patrząc mu w oczy, nabrała troszkę jego nasienia na palec i włożyła go do ust.
- Przepraszam - powiedział w końcu, kiedy złapał oddech.
-Nie szkodzi – wpatrywała się w niego. Myśli kłębiły się w jej głowie. –Czy my właśnie.. ? Kim ty jesteś, Charlie…?
- Aktorem, piosenkarzem - wzruszył ramionami, zapinając sobie spodnie.
Rozumiejąc, że chwile uniesienia minęły, sięgnęła do torby po chusteczki. Wytarła się i zapięła stanik, potem bluzkę.
-Żywisz się krwią..? To jakaś.. choroba? Jesteś wa..jesteś?
- Ehe, jestem niczym Kalus Mikaelson z Pamiętników - uśmiechnął się do niej. - Ale nie możesz o tym nikomu powiedzieć. Bo cię zabiję.
-Zwariowałeś! Wyszedłeś na słońce! – pisnęła, wciągając go do cienia.
- To mit, skarbie. Mamy XXI wiek - ale w cieniu przyparł ją do ściany i pocałował.
Znów przez chwilę miała w głowie kompletną pustkę.
-Zauroczyłeś mnie? – zapytała cicho. –Że przy tobie tracę głowę? Że chcę, żebyś we mnie wszedł i już nie wychodził? – kurczowo złapała się jego koszuli.
- Nie musiałem, jak widać - przesunął dłonią po boku jej ciała.
-Nic z tego nie rozumiem. Nie rozumiem – pokręciła głową, ale jej ciało samo wtuliło się w niego mocno. Nie przeszkadzał jej chłód. –Masz tyle fanek.. a.. miałeś mnie..
- Mhm, zaintrygowałaś mnie - przesunął nosem po jej szyi. 
Zadzwonił dzwonek.
-Musze iść na lekcje – szepnęła, próbując go odepchnąć. Nie mogła uwierzyć, ze to trwało niecałe pół godziny! –Ja.. jeśli byłbyś głodny, to.. nie przeszkadza mi to.
- Ja też... Co robisz w piątek wieczorem?
Zarumieniła się.
-Na razie nic – dotknęła ręką swojej szyi. –Jak często musisz jeść..?
- Więc przyjadę po ciebie o 18 - uśmiechnął się. - Jak często? No tak dwa razy na dzień. Rano i wieczorem, tak porządnie.
Poczuła zazdrość na myśl, ze mógłby żywić się kimś innym. To było irracjonalne, ale wyciągnęła z torby karteczkę i zapisała swój adres.
-Tu mieszkam. Rano mogę cię karmić w szkole. A wieczorem.. trzecie okno od basenu, zostawię otwarte.
- Och... dobrze...
Był tak zaskoczony, że aż był w lekkim szoku. Dziewczyna sama chciała mu oddawać krew. Tak po prostu? Może naprawdę w jakiś sposób ją zaczarował, a nawet o tym nie wiedział.
-O 21? Pasuje ci? – zapytała, zarzucając torbę znów na ramię. Była troszkę obolała, ale zdecydowanie bardziej odprężona.
- Dopiero o 21? Och, dlaczego?
-Bo muszę zrobić to, czego wymaga ode mnie macocha i siostry. Miłego dnia, Charlie – zeszła po drabince, zostawiając go samego.

sobota, 20 lipca 2013

Rozdział 61. W jawnej służbie jego królewskiej mości (Riya x Nigel)

            Więzienie nie należało do najprzyjemniejszych miejsc na świecie. Więźniowie, z czego większość „N”, ubrani w pomarańczowe kombinezony i z kajdankami na rekach, nawet poza celą, łypali nienawistnie na każdego, niezależnie, czy był to współwięzień czy też strażnik.
Do celi, w której siedział dosyć młody chłopak, wszedł strażnik.
-Masz widzenie, szczęściarzu. Ktoś cię jednak kocha – powiedział sucho, zakładając mu kajdanki.
Może prawniczka - prychnął w myślach Nigel Forbes, bardzo wysoki mężczyzna, brunet, brązowe oczy. I pomarańczowy zdecydowanie nie był jego kolorem.
            Nie, to nie była prawniczka. W prywatnym pokoju, a nie w sali z lustrami, za stołem siedział Mathias Sakai, ubrany w czarny garnitur. Przed nim leżał czarny neseser.
-Panie władzo, proszę rozkuć tego młodzieńca.
-Ale on..
-..nic mi nie zrobi.
Strażnik, kierowany mocą telepatii Mathiasa, rozkuł Nigela i zostawił ich samych.
-Usiądź, chłopcze. Kawy, herbaty? Zapewniam cię, że lepszej niż ta, co dostajecie.
- Nie, dziękuję. Kim pan jest i czego ode mnie chce? - zapytał wprost. Cóż, parę ostatnich miesięcy nauczyło go, że n i k o m u, dosłownie nikomu, nie można ufać.
-Jestem Mathias Sakai, nie będę zagłębiał się w szczegóły, ale mam dla ciebie zadanie. Jeśli je przyjmiesz, jeszcze dziś, w ciągu godziny, opuścisz zakład karny. Oczywiście, nie za darmo. Zaliczka to milion dolarów amerykańskich.
Nigel uniósł brew wyżej. Are you fucking kidding me?
- Żartujesz sobie, Mathiasie Sakai? 
Wiedział, kim jest. Obecnym dranirem klanu Sakai.
-Nie. Jeśli idzie o życie i bezpieczeństwo mojego dziecka, daleki jestem od żartów. Milion dolców, Nigel. Pokrycie wszystkich kosztów. I pół miliona dolarów co miesiąc.
- Dobra, co mam robić? - zapytał.
Facet proponował mu kasę i wolność. No, jakby. Zaraz się dowie, co konkretnie.
Mathias pochylił się i oparł łokcie na blacie, splatając palce i opierając na nich brodę. Wpatrywał się w niego przenikliwie.
-Jesteś najlepszy. Chcę, żebyś ochraniał moją córkę, Riyę – otworzył neseser i wyjął ze środka zdjęcie Riyi Sakai. Pod nim leżało wspomniany wcześniej milion dolarów.
- Mam niańczyć Riyę Sakai? - zapytał, bo nie dowierzał. - Chyba kpisz.
-Zamieszkasz wraz z nią. 24 godziny na dobę nie odstąpisz jej ani na krok. Baronowie chcą ją dopaść, a ona nie da się zamknąć w Sanktuarium.
- A więc wszystkie wasze pieski są zajęte i zgłosiliście się do klanu Navarro - spojrzał na niego, a potem na pieniądze. - Kasa do mnie przemawia.
Zawsze to jakiś start po tym, jak własna rodzina go zdradziła.
-Tak się składa, że nie wiem, komu mogę ufać w klanie Sakai, ale gdy złapię zdrajcę, zabiję go – zapewnił go ze spokojem. –Do tego czasu tobie powierzę moją córkę. Skoro kasa do ciebie przemawia, to chyba wszystko jasne.
- Mhm, zaczynajmy - wstał od stołu, cały czas na niego patrząc. - Strażnik! Wychodzimy.

            Godzinę później prywatny samolot Mathiasa podchodził do lądowania w Los Angeles. Dranir Sakai obserwował Nigela, zastanawiając się, czy podjął dobrą decyzję.
-Riya wie o twoim przyjeździe – poinformował go. Podał mu karteczkę. –Oto jej adres. Nie wiedziałem, jakie wozy lubisz, więc z wypożyczalni na lotnisku możesz wziąć dowolny na moje nazwisko.
Nigel patrzył na wszystko bardzo krytycznie. Nawet na karteczkę.
- Preferuję motory. I skąd wiesz, że ja jej nic nie zrobię, Sakai?
-Jesteś dupkiem i awanturnikiem, ale nigdy w swojej historii nie podniosłeś ręki na kobietę. Poza tym, Riya jest specyficzna. Polubisz ją.
- No zobaczymy. Słodka córka dranira Sakai. Księżniczka. Niezbyt ładnie o was mówi się w moim klanie.
-O tobie tez nie krążą najlepsze opinie, a oto siedzimy tutaj obaj – powiedział ze stoickim spokojem Mathias. –Powierzam ci ją. I jeśli zawalisz, wierz mi, znajdę cię – dodał pogodnie.
- Domyślam się, tatusiu. Spokojnie. Oferujesz mi zbyt dużą ilość pieniędzy, żebym miał to spaprać.

            Riya prychała w duchu, odkładając telefon. Tatuś załatwił jej ochroniarza! Czemu Rin i Rikuo nie dostali „opiekuna”, tylko ona, skoro była najstarsza? Przecież oni obaj mogli dziedziczyć tytuł dranira, a ona nie miała nic do tego, a tymczasem krok w krok będzie chodził za nią jakiś komandos. Westchnęła ciężko i pomasowała sobie skronie. Zawsze słuchała tatusia. Zawsze. Tym razem też posłucha, w końcu on robił to po to, by jej się nic nie stało. Doszła do wniosku, że za kilka dni tatuś się opamięta i zwolni tego całego Nigela.
Mimo to, naszykowała w pokoju gościnnym czystą pościel, a w małej łazience położyła czyste ręczniki. Szybko upiekła również babeczki, by mieć czym poczęstować gościa.
Pod wysoki wieżowiec w centrum LA zajechał Nigel. Zatrzymał motor, zdjął kask i spojrzał na wysoki budynek. Jeszcze miał szansę się wycofać. Ale to równało się z ponownym bankructwem i powrotem do więzienia. Nie może tam wrócić. Musi zarobić kasę i zemścić się na swojej cudownej rodzince, która wpakowała go do pierdla. 
Zsiadł z motoru, wziął kask i ruszył do drzwi. Wszedł na klatkę schodową i ruszył schodami. Oczywiście, że były windy, ba, nawet kilka. Ale on nie ufał windom. Poza tym, trzecie piętro to raz dwa i już jest. No i w jakimś tam stopniu dba o swoją kondycję. 
W końcu dotarł we wskazane drzwi. Nim zapukał, sprawdził raz jeszcze na kartce, czy to tutaj. Aha, pasuje. Zadzwonił do drzwi i czekał.
            Otworzyła mu drobna kobieta, w wieku 25 lat. Miała długie do pasa włosy w kolorze ciemnego miodu, proste, z prosta grzywką, zakrywającą brwi. Miała zielone oczy, zadarty nosek i zmysłowe usta, które lekko rozchyliła, patrząc na niego z dołu. Miała zaledwie 156 cm wzrostu. To, że była niska, dodatkowo potęgował fakt, że miała na sobie tylko proste dżinsy i koszulkę, która przylegała do jej drobnej sylwetki i, zaskakujące, pełnych piersi. Była boso.
Spojrzała na niego nieufnie.
-Nigel Forbes?
- To ja. Twój ojciec mnie przysyła, bla, bla, bla. Mów mi Nigel - powiedział wprost. Wiedział jak wygląda. No proszę, księżniczka Sakai, piosenkarka. I o niej miało być cicho w świecie klanów? Proszę.
-Pozwól – dotknęła dłonią jego policzka. Szybko wysłała impuls telepatyczny i gdy dostała „wiadomość zwrotną”, ze nie planuje wyrządzić jej krzywdy, cofnęła się kilka kroków i otworzyła szerzej drzwi. –Wejdź, proszę.
No pięknie, znają się dwadzieścia sekund, a ona już go maca. 
Oczywiście, że wszedł, ściągając dość duży plecak z ramion i kładąc go na ziemi.
Riya zamknęła drzwi na dwa zamki plus zasunęła łańcuch. Nikt prócz niej i Mathiasa nie wiedział, że na drzwi rzucono też parę zaklęć.
-Przygotowałam dla ciebie miejsce w pokoju gościnnym – zaczęła, czując dziwne, nerwowe łaskotanie w brzuchu.
- Prowadź - mruknął, biorąc z powrotem plecak do rąk. Poczuł smakowity zapach. Babeczki!
Poprowadziła go przez całe mieszkanie.
-Tutaj jest kuchnia, lodówka jest zaopatrzona. Nie wiedziałam, co lubisz, więc kupiłam wszystkiego po troszku. Czuj się jak u siebie – dodała, splatając i rozplatając nerwowo palce. –A to twój pokój. Nie jest duży, ale przytulny..
Pokój był dosyć duży, z dwoma oknami. W rogu stało duże, dwuosobowe łóżko, obok niego szafka nocna z lampką. Naprzeciwko łóżka stała szafa, otwarta. Wisiały w niej wieszaki i woreczek zapachowy.
-Te drzwi to twoja łazienka, są ręczniki i jakieś kosmetyki – dodała, pokazując mu.
~Nie będę narzekać – zamruczał smok. ~Lepszy standard niż mieliśmy przez całe życie, umie piec babeczki, sama jest do schrupania – oznajmił.
Co ty gadasz, mieliśmy dogodne warunki. A porem przyszedł areszt. 
- Ładnie, dzięki, księżniczko. Pozwolisz, że skorzystam z łazienki? Dzięki. Uważaj na siebie przez ten czas - wyjął z plecaka potrzebne rzeczy i poszedł do łazienki.
Riya wzruszyła ramionami i poszła do kuchni. Nic nie mówił, więc zaczęła szykować na obiad zupę i zapiekankę.
W tym czasie on się ogarnął; umył się porządnie jakby za wszystkie czasy, potem w samym ręczniku rozpakowywał swoje rzeczy. Dobra, trzeba będzie iść coś kupić jeszcze. 
W końcu przyszedł do niej w ciemnych dżinsach i koszulce z logo Batmana. 
- Ładnie pachnie - powiedział, opierając się o framugę drzwi i krzyżując ręce na piersiach. 
Postanowił być miły. Ach, czego to się nie robi dla miliona.
-Dziękuję. Dzisiaj zupa pomidorowa i zapiekanka z makaronem. Na deser babeczki. Lubisz? – spojrzała na niego.
~Bardzo lubię – zamruczał smok, machając ogonem. ~Zjemy ją? W sensie, że w sensie?
Nigel nie skomentował zachowania smoka. Boże, weź tu żyj z takim.
- Trafiłaś w samo sedno. Tatuś ci mówił?
-Nie, mam dwóch młodszych braci, nietrudno zgadnąć, że też lubisz jeść. Usiądź, nie krepuj się. Ile masz lat, Nigel?
Bardziej chciałaby wiedzieć, czy jest z kimś.. WRÓĆ, nakrzyczała na siebie w myślach.
- A to ważne? - zajął miejsce i spojrzał na nią uważnie. 
Dobra, na żywo było ładniejsza. Znaczy, nigdy nie twierdził, że jest brzydka, broń Panie! Ale miał narzeczoną i nie obchodziły go inne dziewczyny. No, czas pomyśleć o jakiejś nowej... Ale niekoniecznie musiała to być księżniczka Sakai.
-Tak pytam, skoro teraz będziemy spędzać ze sobą wiele czasu – postawiła przed nim sztućce i talerz z parująca aromatycznie zupą. Nie przeszkadzało jej, że była księżniczką, a on w sumie nikim. Nigdy nie należała do tych, co zadzierają nosa. 
- Dziękuję - wziął łyżkę i zaczął wcinać. - Od razu mówię, że nie chodzę na zakupy ani do fryzjerów ani innych takich.
-Trudno, będę chodzić sama – powiedziała, również siadając z zupą. –udowodnię tatusiowi, że poradzę sobie sama i odzyskasz swoje życie.
~Ona nie wie, że siedzieliśmy – domyślił się smok.
Ding ding ding, geniuszu.
- Nie możesz chodzić sama. Nauczysz się kupować przez Internet.
-Nie możesz mnie trzymać cały czas w domu – oznajmiła stanowczo.
- Ależ mogę.
Riya nie kłóciła się. Wychowywała się z facetami, więc wiedziała, ze to bez sensu. I tak zrobi to, na co ma ochotę.
- Bardzo smaczne, sama robiłaś?
-Sama, dziękuję. Lubię gotować. A ty co lubisz robić? Jeśli chcesz, w schowku mam mały telewizor, możemy zawiesić u ciebie w pokoju..
- Podoba mi się ten duży w salonie - kiedy skończył zupę, zabrał się za drugie danie. - Nie masz żadnych zwierząt?
-Nie, ale myślę o adopcji kota. Dużego ci nie dam. Oglądam na nim.. – urwała i chrząknęła.
- Seriale?
 Riya się zarumieniła.
-I programy kulinarne tez – bąknęła.
- Ja oglądam Supernatural i Pamiętniki Wampirów. Możemy pooglądać razem, jeśli ty też oglądasz.
-Oglądam to, do tego jeszcze Green Arrow, Elementary, Sherlocka, Game of Throne, True Blood, Beauty and the Beast, Bones i parę innych – powiedziała szybko.
- Arrowa też oglądam. Chociaż nie widziałem ostatnich paru odcinków. Byłem odłączony od kablówki.
-Mam na DVD cały sezon, jeśli byłbyś zainteresowany – spojrzała na niego z błyskiem w oku. Wreszcie ktoś, z kim będzie mogła oglądać telewizję!
- O, no widzisz, i już mamy co robić. Tylko teraz... masz jakieś chipsy, paluszki, orzeszki?
-Jasne. Na przyszłość, żebyś się nie zastanawiał – otwarła jedną z szafek. –aha, na lodówce wisi lista cotygodniowych zakupów, jeśli czegoś potrzebujesz, to dopisuj, okej?
- Dobrze, księżniczko. Dziękuję za obiad, był smaczny.
No co tu dużo mówić, no. Jasne, że było wyśmienite i palce lizać, no ale jej tego przecież nie powie.
-Mów mi Riya – powiedziała z uśmiechem. –Bez tych formalności.
- Dobrze, księżniczko Riyo. Musisz dzisiaj gdzieś pilnie jechać? Nie wiem, studio nagraniowe czy coś?
-Nie – pokręciła głową. –Gdy będę musiała, poinformuję cię stosownie wcześniej – zapewniła. –Czy do babeczek wolisz kawę czy herbatę?
- Mrożoną kawę, jeśli masz - wstał i zabrał naczynia i włożył do zmywarki.
-Mogę zrobić. Już czy odsapniesz chwilę po obiedzie? – jakby na potwierdzenie tych słów sama cichutko ziewnęła, elegancko zasłaniając usta dłońmi.
- Może odczekamy - wyminął ją (jaciebie, ale ona niska była) i podszedł do okna. Rozejrzał się dyskretnie, ale nie zauważył nic podejrzanego.
Ona w tym samym momencie pomyślała, jaki on jest wysoki.
-Wywalczyłeś pierwsze miejsce w kolejce po wzrost? – zażartowała.
- Walczyłem jak lew. Lub jak kto woli - smok.
-Smok? Czemu smok?
- Nie wiedziałaś? Jestem smokiem. Tatuś ci nie powiedział? - uniósł brew wyżej.
-Nic nie mówił prócz tego, jak się nazywasz – podeszła bliżej, ale nie dotknęła go. W sumie, była przyzwyczajona do smoków. Jej bracia nimi byli.
- A, czyli nie wiesz, że będziesz mieszkać pod jednym dachem z kryminalistą? - spojrzał an nią z góry, nieco znudzonym wzrokiem. 
Cóż, udawał kogoś, kim nie jest, ale kiedy ktoś przejedzie się na swojej rodzinie, to nie łatwo ufa nowo poznanym osobom.
-Kryminalistą? – spojrzała na niego spokojnie. –Przebadałam cię telepatycznie. Nie jesteś złą osobą.
- No popatrz, tylko ty tak sądzisz.
Wzruszyła ramionami.
-Skoro mój tatuś ci zaufał, ja nie będę się w to mieszać.
Za oknem zebrało się na ulewę. Riya owinęła się kocem, gdyż należała do osób, które nawet w LA szybko marzną.
- W porządku? - wysłał w jej stronę trochę smoczego ciepełka.
-Tak, po prostu nie lubię deszczu, jestem wtedy senna. Zaraz zrobię nam kawy i przejdzie…

            Wieczorem troszkę się krępowała. W końcu zazwyczaj sypiała w bieliźnie albo w dosyć kusych strojach, które kupowała nie dlatego, żeby kogoś podrywać, tylko dlatego, że uważała je za śliczne i bardzo kobiece. Ale nie pomyślała o tym, że w takim stroju przyjdzie jej mieszkać z obcym mężczyzną..
Za to on się nie krępował. No, może z początku, ale teraz chodził w samych szortach bez koszulki i na boso. No cóż, miał czym świecić, więc się chwalił. 
- No chodź już, włączam już dvd!
Przyszła, rumieniąc się i starając obciągnąć koszulkę tak, by zakryła coś więcej, niż pupę. Przy okazji odsłoniła górę piersi, na szczęście, nie całe. Usiadła w rogu kanapy, podwinęła nogi pod siebie i przytuliła się do poduszki.
Nigel obserwował ją dyskretnie. Hm... ciekawe, co by tatuś na to powiedział.
Westchnął jedynie, czując gorąco w dole. Świetnie - prychnął na siebie w myślach.
~Mógłbym powiedzieć, ze nie jest w naszym typie, ale spójrz na te nogi i cycki. Założę się, ze wie, co nimi zrobić. Uwiedźmy ją. Wciśnij jej kit, ze będziesz ją chronił w nocy czy coś tam.
Och, zamknij się. Jej ojciec płaci nam od miliona. 
- Chipsa? - podsunął jej miskę z jedzeniem. Miał nadzieję, że ona nic nie zauważy.
-Nie, dziękuję. Nie chcę przytyć – poklepała się po płaskim brzuszku.
~Milion? To jest nic. Chcę ją, Nigel. CHCĘ.
Weź sobie. Powodzenia ci życzę. 
- Przytyć? - prychnął, wyśmiewając ją. - Daj spokój. Jedz.
-Naprawdę nie chcę – uśmiechnęła się. A wtedy za oknem przetoczył się grzmot i Riya aż cała się poderwała.
Super, jeszcze się burzy boi. Jezu, gdzie ja trafiłem.
- Dobra - sam nie wiedział, czy mówi to do niej, siebie, czy do smoka. - Przytulić cię? - rozłożył lekko ramiona, w jednej ręce nadal trzymając miskę.
Gdyby kazano jej wybrać wcześniej, czy podczas burzy wystawi się na grzmoty czy też przytuli do obcego mężczyzny, wybrałaby grzmoty. Ale teraz bez wahania wtuliła się w Nigela, czując, że jest przy tym tak bezpieczna, jak nigdzie indziej.
Masz. Ciesz się - zwrócił się do smoka, podczas kiedy obejmował Riyę. Ależ ona drobna była. Lekko wzmocnić uścisk i już by się złamała.
-Przepraszam – szepnęła cichutko, tuląc się do niego mocno. Zaciskała powieki, jakby nie chciała widzieć błyskawic. Jakby zajrzał do jej sypialni, znalazłby pluszowego tygrysa, którego dostała od ojca ponad 20 lat temu i to do niego tuliła się podczas burzy, gdy była sama.
- Nie masz za co. Wstań - sam wstał, nadal tuląc ją do siebie. - I zamknij oczy - potem pomaszerowali do okna, które Nigel zasłonił. - Okej, już.
-Proszę, nie mów o tym nikomu – wymamrotała. 
- A komu miałbym powiedzieć, proszę cię. Oglądamy dalej?
Splotła nerwowo dłonie.
-A..a mogłabym jeszcze chwilę się do ciebie przytulać? – zapytała.
- Możesz, jasne, że możesz - sam stał tak sobie, troszkę jak taka sierota. Ale bał się, że zaraz może go dźgnie jakimś zatrutym nożem czy coś.
-Dziękuje – wykrztusiła i znów mocno się do niego przytuliła. Aby było łatwiej, obejmowała go w pasie, kładąc dłoń na jego piersi. Jak przyjemnie było usłyszeć czyjeś bicie serca, donośne, a jednocześnie spokojne i miarowe..
- A może po prostu cię położymy?
-Nie zasnę, póki jest burza. Jakiś ty ciepły – jęknęła rozkosznie, uchylając lekko usta.
~Spójrz w dół, idioto. Co za widok!
Spojrzał. I to był błąd. Pochylił się. I jeszcze trochę. No i jeszcze kapkę... ale nie. Wyprostował się z powrotem. Wziął ją jednak na ręce i zaprowadził do jej pokoju i położył ją w łóżku. Niepatrzniepatrzniepatrz... Kurde, znowu spojrzał. Na jej nogi, na jej piersi... na jej wszystko.
Patrzpatrzpatrzpatrzpatrzpatrzpatrz, podpowiadał mu w myślach smok.
-Zapal lampkę – pokazała mu palcem specjalną, nocną lampkę w kształcie muszelki.
Zapalił. Ale słodko. Czuł się trochę jak z dzieckiem. Zaczął się nawet zastanawiać, co musiało się stać, że Riya tak panicznie wręcz boi się burzy.
- Mogę się położyć obok, jeśli chcesz.
-Nie trzeba, dokończ oglądanie Arrow – powiedziała, naciągając na siebie kołdrę. Mocno przytuliła się do pluszowego tygrysa.
- No właśnie widzę, jak nie trzeba - mruknął. Wsunął się pod kołdrę obok niej. - Nie martw się. Nie będę cię molestować.
MOŻE.
-Okej – ale tygrys leżał pomiędzy nimi. Mimo to, że pierwszy raz leżała w łóżku z mężczyzną (który nie był jej bratem lub kuzynem), czuła się dziwnie spokojna. Nieśmiało dotknęła ręki Nigela i wsunęła w nią palce. Następnie zamknęła oczy.
- Spróbuj zasnąć, okej? - przysunął się bliżej, uważając na tygrysa.
-Próbuję – ziewnęła.
~Wiesz co? – zagadnął smok, patrząc na zasypiającą Riyę. ~Powinieneś oddać dranirowi Sakai kasę i powiedzieć, że będziesz ją chronić za darmo. Ona jest nasza, Nigel.  N A S Z A.
_________________
Po pierwsze, przepraszamy za długą przerwę, wynikającą z braku czasu przy jednoczesnym braku rozdziałów "do przodu". Postaramy się, by taka sytuacja wiecej nie nastąpiła :) Po drugie.. Ludzie! Komentujcie nie tylko wtedy, kiedy mamy opóźnienia, okej? :)