-Och -
szepnęła z uśmiechem Ellen. - W takim razie może jutro pomożesz mi przygotować
wszystko na przyjazd pozostałych gości, Vanesso?
- Chciałem jej pokazać pobliskie miasteczko - zaczął Rikuo, ale matka zmierzyła go zimnym spojrzeniem.
- Chcę bliżej poznać moją synową... - przyznała, uśmiechając się. Ale coś w tym uśmiechu nie podobało się Rikuo.
- Jasne, dlaczego nie. Miasteczko możemy zwiedzić wieczorem albo na następny dzień - zaproponowała cicho Vanessa, biorąc filiżankę do rąk.
Resztę herbaty, którą miała zamiast wypić teraz, wylądowały na kimonie Rikuo.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam - zaczęła szybciutko Vanessa, rękami wycierając plamy.
Nooo, braaaawo.
- Chciałem jej pokazać pobliskie miasteczko - zaczął Rikuo, ale matka zmierzyła go zimnym spojrzeniem.
- Chcę bliżej poznać moją synową... - przyznała, uśmiechając się. Ale coś w tym uśmiechu nie podobało się Rikuo.
- Jasne, dlaczego nie. Miasteczko możemy zwiedzić wieczorem albo na następny dzień - zaproponowała cicho Vanessa, biorąc filiżankę do rąk.
Resztę herbaty, którą miała zamiast wypić teraz, wylądowały na kimonie Rikuo.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam - zaczęła szybciutko Vanessa, rękami wycierając plamy.
Nooo, braaaawo.
-Daj spokój, kotku – Rikuo złapał ją za ręce. –Nie szkodzi.
Ellen wyniosła brew naprawdę wysoko, po czym zerknęła na
Mathiasa, jakby chciała powiedzieć „no zobacz, co mu załatwiłeś, co z ciebie za
ojciec”.
-Nie wiem, czy to się spierze – oznajmiła wyniośle.
-To nieistotne, mamo – warknął Rikuo, przyciągając Nesse do
siebie.
-
Przepraszam, Rikuo... ale ze mnie niezdara - szepnęła, spuszczając głowę.
- Daj spokój, Nessa - Rose machnęła ręką. - Kupi sobie nowe. A jak nie, to nauczy się szyć - zaśmiała się.
- Daj spokój, Nessa - Rose machnęła ręką. - Kupi sobie nowe. A jak nie, to nauczy się szyć - zaśmiała się.
-Dokładnie – poparł kuzynkę, chcąc, aby żona troszkę się uspokoiła.
–Nie szkodzi, kotku. Zdarza się. A jak jesteś niezdarą, to moją – pocałował ją
w czoło i przytulił.
-Widzisz? Rikuo jest ponad czymś takim – powiedział z dumą
Mathias. –Dobrze go wychowałem.
Vanessa
uśmiechnęła się lekko i przytuliła do Rikuo. No, ojciec pewnie już by na nią
łapę podniósł.
-Musisz być zmęczona – Rikuo pogłaskał ją po plecach.
–Idziemy spać?
-Nom, późno – Mathias zerknął na zegarek. –To jutro…
-.. oczekuję, że będziesz czekać o 8, Vanesso – powiedziała
Ellen. –Przyjeżdża Dranir Munro z rodziną.
- Tak,
oczywiście - kiwnęła głową.
A potem poszli wszyscy do swoich pokoi.
A potem poszli wszyscy do swoich pokoi.
Nad ranem
Rikuo zerknął na leżącą obok żonę. Malutka była i delikatna. Nie rozumiał
niechęci, jaką żywiła do niej jego matka.
-Nessa – pocałował ją lekko. –Jest 7… - szepnął.
-
Juuuuż...? - wymamrotała, otwierając oczki.
-Tak – objął ją mocno i zaczął całować jej szyję. –Mmm…
Lubię cię budzić – powiedział z uśmiechem.
Uśmiechnęła
się.
- Sama nie wiem, co lepsze: rzeczywistość czy sen.
- Sama nie wiem, co lepsze: rzeczywistość czy sen.
-Hmm… - jego dłoń zsunęła się na jej biodro i mocno
przygarnął żonę do siebie. –Zależy od tego, co ci się śniło…
- A takie
różne - odpowiedziała z niewinnym uśmiechem. Dotknęła nosem jego nosa, a potem
go pocałowała.
Rikuo odwzajemnił pocałunek, tuląc ją do siebie. Mrr. Chyba
zakochał się we własnej zonie. Lepiej być nie mogło.
-Na przykład?
Fajnie,
lepiej późno niż wcale.
- Nie mogę ci powiedzieć, bo się nie spełnią.
- Nie mogę ci powiedzieć, bo się nie spełnią.
-Chociaż troszkę – zamruczał, wtulając twarz w szyję Vanessy
i lekko podgryzając jej szyję. –Jakieś szczegół… kto ci się śnił?
- Ty i
smok... - przeczesała palcami jego włosy.
W jego towarzystwie zaczyna czuć się już lepiej i swobodniej. Zaczynała mu ufać.
W jego towarzystwie zaczyna czuć się już lepiej i swobodniej. Zaczynała mu ufać.
Awww.
-To musiał być straszny sen – westchnął i pocałował ją
mocno, ale krótko, w usta. –Chciałabyś wieczorem wyjść na miasto? –
zaproponował. –Znam taką knajpkę… Mają takie mega jedzenie…
- Bardzo
chętnie - objęła go za szyję.
-Gdybyś nie była umówiona z moją matką, chciałbym się z tobą
kochać – mruknął z żalem. –A tak muszę się obejść ze smakiem – spojrzał jej w
oczy i pocałował w nos. –Albo olejemy wszystkich i spędzimy ranek w łóżku..
- O nie,
wolałabym nie zawodzić twojej matki - powiedziała od razu. - Lepiej już wstanę
- wyszła spod niego i poszła do łazienki.
-Niesprawiedliwe – jęknął Rikuo. Hmm. Leżenie w łóżku nie
było zabawne, jeśli nie było w nim Vanessy. Westchnął i wstał. Skoro jego żona
będzie zajęta pomaganiem matce, to on pomoże ojcu.
Ellen
czekała w holu. Miała na sobie czarne kimono z złotym obramowaniem rękawów. Jej
znudzona mina skrzywiła się, widząc, jak zegarek wskazuje 7.59.
I w tym
momencie pojawiła się Vanessa.
- Dzień dobry, Ellen-sama - skłoniła się lekko.
- Dzień dobry, Ellen-sama - skłoniła się lekko.
-Jeśli mówię „8” mam na myśli zazwyczaj około 15 minut
wcześniej – prychnęła, ignorując jej przywitanie. –Czego cię nauczono?
Kierowania służbą? Przygotowywania przyjęć? Sprawdzania inwentarza? Mów.
- Ja...
tak właściwie to... uczono tylko moją siostrę... - wyznała ze wstydem,
spuszczając głowę.
-Ach. Bezużyteczna – Ellen odwróciła głowę. –No nic, ja
cię n a u c z ę.
Wezwała służącą.
-Dlaczego srebro jeszcze nie jest wyczyszczone? – warknęła
głośno. –Chcesz stracić pracę?!
Służąca dygnęła, ze łzami w oczach i pobiegła czyścic
srebra.
-Gdy się ciebie boją, robią, co zechcesz dwa razy szybciej –
poinformowała Vanessę.
- Ale ja
nie chcę, żeby ludzie się mnie bali... - powiedziała, obserwując tę biedną
dziewczynę.
Uniosła brew i prychnęła.
-Jeśli masz być dobrą panią.. Więc, ile służby zatrudniasz?
Od kiedy się przeprowadziliście do Stanów. Jestem ciekawa, Rikuo powiedział
tylko, że jego dom jest duży. Nie mówił, jak. Mów, dziecko.
„Jego” dom. Nie „wasz”…
- No...
cztery sypialnie, pięć łazienek, salon, kuchnia, gabinet, ogród... Na razie nie
zatrudniłam nikogo. To ja gotuję Rikuo, sprzątam... Jest zadowolony, a ja lubię
to robić.
-O. A mówił, że się na studia wybierasz. Wiedziałam, że
żartował – zaprowadziła ją do kuchni. Gospodyni i kuchareczki natychmiast
stanęły w karnym szeregu. – Czy obiad przygotowano?
-Tak, Ellen – sama – powiedziała gospodyni, pochylając się.
Nerwowo tarmosiła fartuszek w drobnych dłoniach.
Ellen tymczasem przeszła się po kuchni, podnosząc na chybił
trafił przykrywki i kosztując potraw.
-To.Jest.SŁONE – krzyknęła nagle. –Dobrze wiecie, że lady Yumi nie jada takich rzeczy!
-To.Jest.SŁONE – krzyknęła nagle. –Dobrze wiecie, że lady Yumi nie jada takich rzeczy!
Złapała za gorące naczynie (Smoczycy ogień nie ruszał) i
wylała część na dłonie jednej z pomocnic kuchennych. Dziewczyna pisnęła, a z
jej oczu popłynęły łzy, ale nie powiedziała ani słowa. –Poprawcie to. JUŻ.
Vanessa
szybko do niej podbiegła i zaciągneła do zlewu, z którego puściła zimną wodę.
Przy okazji nalazła takowej do miski.
- Włóż tutaj ręce - powiedziała. Jak ona mogła zrobić coś takiego?!
- Włóż tutaj ręce - powiedziała. Jak ona mogła zrobić coś takiego?!
-Och, przejmujesz się zwykłym człowiekiem? – zapytała z
niedowierzaniem Ellen. –Masz równie miękkie serce, co Ayumi. Dobrze, że Mathias
nie dał ci Rina – prychnęła.
- To ją
boli... - szepnęła, dosypując lodu. - Musi iść do szpitala.
-Milady, proszę, nie – szepnęła służąca. –Bo jeszcze uderzy
panią, milady – dodała ciszej, widząc, jak Ellen podchodzi bliżej i nadstawia
ucha.
-Co tam mamroczesz, dziewucho?
-Nic, Ellen – dono. Wszystko w porządku, nic mi nie jest.
-
Spokojnie, zaraz cię z kimś wyślemy. Lekarz musi cię zobaczyć. To może ty -
wskazała na jedną ze służących.
-Ona poprawia zupę – odpowiedziała za nią Dranira klanu
Sakai. –Vanesso, idziemy dalej. Oni znają swoje obowiązki. NO JUŻ.
- Ale,
Ellen-sama... ona potrzebuje pomocy lekarza...
-Powiedziała, że wszystko gra. SŁYSZALAŚ CHYBA?
- Tak,
słyszałam - powiedziała cicho i poszła za teściową.
Wieczorem
Rikuo przebrał się w dżinsy i koszulkę, po czym zerknął za okno. Wieczór był
ciepły i przyjemny.
-Kotku, a może się przejdziemy zamiast jechać? – zaproponował.
-Kotku, a może się przejdziemy zamiast jechać? – zaproponował.
- Jasne,
chętnie, więcej zobaczymy - uśmiechnęła się, pomimo ciężkiego dnia. Jezu,
gorzej niż u niej w domu. A nie, jednak nie.
Vanessa ubrała spodenki i bluzkę oraz trampki. Na ramię założyła plecaczek, gdzie miała telefon, portfel i inne takie tam.
Vanessa ubrała spodenki i bluzkę oraz trampki. Na ramię założyła plecaczek, gdzie miała telefon, portfel i inne takie tam.
Złapał ją za rękę i, uwaga, pocałował kostki jej dłoni.
-Wiesz, że to w sumie takie nasze pierwsze wyjście? Jakby
randka – zamruczał, uśmiechając się szelmowsko.
- Och...
więc czekam na kwiaty - odważyła się powiedzieć. Uścisnęła jego dłoń. Mrr...
-Gapa ze mnie – westchnął. –Hmm.. A co powiesz na to? –
sięgnął do szuflady i wyjął pluszowego, białego króliczka z czarnymi oczkami.
–Kwiaty to to nie są, ale zawsze…
- Ale
śliczny! - pisnęła. Podeszłą do niego i przytuliła pluszaka. - Dziękuję, Rikuo
- pocałowała go leciutko. Ano, coraz częściej to robiła z własnej,
nieprzymuszonej woli.
-Nie ma za co – szepnął i pocałował ją mocniej. –Idziemy?
No. Bo jeszcze chwila i zostaną w domu, zamknięci w pokoju.
I zajęci totalnie sobą.
No cóż... Trudno się mówi, nie?
- Jasne, chodźmy.
I już po chwili szli ulicami okolicy Kioto.
- Jasne, chodźmy.
I już po chwili szli ulicami okolicy Kioto.
-Zobacz – pokazał jej na staw z kaczuszkami. –Uroczyste..
Lubię zwierzęta. Powinniśmy jakieś przygarnąć – powiedział.
- Psa,
kota, królika, chomika, szczura, kangura?
-Może prócz kangura… Dom mamy duży – zastanawiał się chwilę.
–Możemy się wybrać do schroniska. Chyba, że chcesz coś rasowego…
- Nie,
psy i inne zwierzęta ze schroniska potrzebują bardziej naszej miłości... - tak,
powiedziała to!
Przytulił ją na ulicy (ach łammy te konserwatywne reguły!) i
pocałował w czoło.
-Mam najlepszą żonę na świecie – powiedział nagle.
Jej,
Vanessa zdziwiła się zachowaniem Rikuo. W Japonii takie rzeczy?
- A ja męża - odpowiedziała cicho z leciutkim uśmiechem.
- A ja męża - odpowiedziała cicho z leciutkim uśmiechem.
Złapał się za serce.
-Moje ego rośnie – westchnął. A gdy szli dalej, mocno
trzymał ją za rękę i pokazywał różne miejsca, opowiadając jej troszkę swojego
dzieciństwa.
A ona
śmiała się i przytulała do jego ramienia mocno.
- Wiesz, twoja mama zachowuje się inaczej niż twój tata - poinformowała go o swoich spostrzeżeniach.
- Wiesz, twoja mama zachowuje się inaczej niż twój tata - poinformowała go o swoich spostrzeżeniach.
-Mama zawsze była surowa – powiedział cicho. –Powiedziała ci
dziś coś przykrego? – zaniepokoił się.
Nooo,
tylko jakieś sto pięćdziesiąt razy - pomyślała.
- Nie, ale wylała wrzątek na ręce służącej... To było straszne... Mój tata nawet tak nie robił...
- Nie, ale wylała wrzątek na ręce służącej... To było straszne... Mój tata nawet tak nie robił...
Rikuo aż się zatrzymał w połowie kroku.
-Co? – zapytał z niedowierzaniem.
- No...
tak... - ona zrobiła kilka kroków więcej. nawet nie zauważyła, że kuleje.
Znaczy już od paru minut ją noga bolała, ale nie chciała mu o niczym mówić.
-Kochanie – zbliżył się, jego głos był śmiertelnie poważny –
Czy będziesz potrafiła wskazać tę służącą? – zapytał. –Chciałbym, aby mój
ojciec z nią porozmawiał. I jej to wynagrodził…
- No
jasne, że tak - syknęła cichutko i uniosła nogę. - Chyba coś mi do buta wpadło
- przysiadła na ławce i wzięła się za rozwiązywanie sznurowadeł.
Kucnął przed nią i zdjął jej bucika. I poczuł przypływ
gniewu i strachu, gdy zobaczył, ze jej stopa jest cała we krwi.
-Nessa, to nowe buty? – zapytał, zastanawiając się, jak
opatrzyć jej stopę w takich warunkach…
- Nie,
mają jakieś pół roku... Ała - uniosła stópkę i spojrzała. - Ała - powtórzyła i
zdjęła skarpetkę. No, ładny ślad.
Wysypał zawartość jej buta. I zbladł, widząc kawałek szkła,
na którym teraz była krew. A potem podniósł wzrok na jej twarz.
-Kotku…
- Nie
patrz tak na mnie, ja nie wsadzałam tam szkła - powiedziała od razu,
przerażona.
-Wiem, skarbie – powiedział szybko, widząc, że ją
wystraszył. –Mam nadzieję, że nie przecięłaś żadnego więzadła ani nic.
Zabrał jej okrwawioną skarpetę i wrzuciło do kosza, a potem kucnął przed nią, odwrócony plecami do Vanessy.
Zabrał jej okrwawioną skarpetę i wrzuciło do kosza, a potem kucnął przed nią, odwrócony plecami do Vanessy.
-Wskakuj – poprosił.
-
S-słucham? - spojrzała na niego. Ok, ten gościu ją coraz bardziej zadziwiał.
-Nie chcę, żebyś jeszcze dzisiaj dręczyła stopę. Chodź,
poniosę cię – uśmiechnął się.
- Okej...
- no dobra, weszła mu na plecki. Ale to było śmieszne. Objęła go za szyję i tak
jakoś cmoknęła w głowę.
Szedł,
niosąc ją. Myśli miał ciężkie, bo ktoś ośmielił się podnieść rękę na jego żonę
w jego domu. A tak tego zostawić nie mógł. Oj nie, nie zostawi. Nie po tym, jak
obiecał, że będzie ją chronił.
-Czy podpadłaś komuś ze służby? Wiem, że to mało
prawdopodobne, bo wszyscy cię lubią, ale chcę się upewnić – zapytał przerywając
ciszę.
- Nie,
nikomu... - powiedziała cicho, opierając łepek o jego ramię.
Potarł policzkiem o czubek jej głowy.
-Znajdę tego, kto ci to zrobił – obiecał.
Gdy
znaleźli się w domu, zaniósł ją do pokoju i położył na łóżku. Z szafki w
łazience przyniósł apteczkę i ostrożnie zaczął przemywać jej nogę.
-Boli? – zapytał, zaniepokojony.
Jak jasna
cholera - pomyślała.
- Troszkę...
- Troszkę...
Zagryzł zęby.
-Wolałbym sam być ranny niż patrzeć na to, ja cierpisz –
powiedział cicho i pocałował jej łydkę.
- Nic się
nie stało, przeżyję - uśmiechnęła się, a potem wykrzywiła usta w grymasie bólu.
-Już – owinął bandażem i pocałował ją w kolano. –Połóż się,
odpocznij. Każę przynieść ci kolację do pokoju – powiedział miękko i włożył jej
króliczka pod ramię.
- Dobrze.
Dziękuję, Rikuo - cmoknęła go w policzek.
-Szzz – zamruczał i pocałował ją lekko. –Odpocznij.
Poczekał, aż Vanessa zaśnie, po czym wyszedł, wcześniej jednak zabezpieczył pokój smoczym dymem. Nikt nie mógł wejść teraz do środka bez jego zgody. On tymczasem poszedł do ojca.
Poczekał, aż Vanessa zaśnie, po czym wyszedł, wcześniej jednak zabezpieczył pokój smoczym dymem. Nikt nie mógł wejść teraz do środka bez jego zgody. On tymczasem poszedł do ojca.
-Tato, musimy pogadać – powiedział już na progu.
A Mathias, widząc twarz syna, wiedział, że zapowiada się
długa noc.