czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział 38. Poznanie. (Lilian & Michael)


Michael powiedział rodzicom, że zostanie u nich w domu tak długo, aż... nie wiedział konkretnie co. Chciał być tu z tą nieznajomą, Słońcem, jak ją nazwał. Chciał ją poznać, przyzwyczaić do siebie i świata... Dowiedzieć się, kim jest, skąd pochodzi, jak się tu znalazła...
Wyszedł z pokoju Izzy. Opowiedział jej bajkę na dobranoc, jak to miał w zwyczaju robić. Oczywiście dziadek Joseph też musiał przy tym być. Izzy go uwielbiała.
Tak czy siak, Mike zawitał do łazienki, a potem do swojego łóżka w pokoju, który w dzieciństwie był jego. Och, tak, to był długi dzień.
Dziewczyna leżała skulona w pościeli .Pierwszą noc spała pod łóżkiem, w obawie, że ktoś przyjdzie do niej gdy zaśnie. Ale gdy zauważyła, że wszyscy tutaj traktują się z szacunkiem i wzajemną miłością, kolejne noce spędziła w łóżku. Specjalnie dla niej, Cassie umieściła w kącie małą, nocną lampkę, aby nie bała się ciemności. Wpatrywała się więc w cienie tańczące na ścianie i próbowała przypomnieć, kim jest...

- Cassie - zamruczał Joseph, przytulając nosek do jej szyi i obejmując ją ręką w pasie. No, w sypialni, sam na sam, pozwalał sobie na takie czułości.
-Szzz - położyła mu palec na ustach, po czym mocniej się w niego wtuliła. -Ona niedługo znów zacznie chodzić. Biedulka ma problemy ze spaniem.. Musimy jej nadać imię - zauważyła nagle.
- Mikey mówi do niej Słońce. Myślisz, że ona mu się spodobała? Tak nagle zapragnął zostać z nami i się nią opiekuje...
-To dobrze. Cos daje mu wreszcie powód, by wstawać. Oczywiście, Izzy też była dobrym powodem - westchnęła. Uwielbiała wnuczkę. -Ale gdyby coś stało się tobie, nie wiem, czy byłabym w stanie iść dalej..
- Tak, też się cieszę, że Mike w końcu się uśmiecha nie tylko w obecności córki - przytulił żonę i pocałował ją w czoło. - Kocham cię - szepnął.
-Ja ciebie mocniej - wymamrotała i znów położyła mu palec na ustach.
-Kroki - szepnęła.

Dziewczyna przemknęła przez korytarz. Znała już poszczególne pomieszczenia, więc bez trudu odnalazła to, o które jej chodziło. Ostrożnie nacisnęła klamkę, po czym wsunęła się do środka. Zamknęła za sobą drzwi i w ciemnościach odnalazła łóżko.
Tak. Spał w nim Michael.
Powolutku wśliznęła się pod kołdrę i na brzegu materacu zwinęła się w kłębek.
Po kilkunastu minutach, kiedy młody naukowiec już spał, mimowolnie przytulił się do jej pleców. Uśmiechnął się przez sen. Zrobiło mu się cieplej. Nie tylko w ciele, ale też w sercu. A jego objęcie było lekkie i czułe.
A ona rozluźniła się. Odkryła, że przy nim nie liczyły się cienie na ścianie i nie wracały koszmary, w których dominowała krew i ból...
Jej zapach wtargnął do płuc Michaela, przez co się przebudził. W pierwszej chwili chciał się odsunąć i zacząć przepraszać. Ale przecież to była jego sypialnia. To ona przyszła do niego. Ale czy wiedziała, że on ja przytula...?
Nawet jeśli, to nie miał zamiaru jej budzić, czy uświadomić jej w tym w inny sposób. Wręcz przeciwnie - przysunął nosek bliżej niej. Ręką, którą ją obejmował, złapał lekko za jej dłoń i uścisnął delikatnie. Jakoś odechciało mu się spać.
Otworzyła oczy i zamrugała kilkakrotnie. Było jej ciepło i przyjemnie. Po raz pierwszy w całym swoim życiu czuła się bezpieczna. Jej uwagę przykuło zdjęcie na stoliczku. Piękna kobieta obejmowała małą dziewczynkę.
Dziewczynkę znała, nawet raz bawiła się z nią pluszakami. I jednego od niej dostała (niestety został w łóżku). Ale kim była kobieta?
Paluszkiem nieśmiało dotknęła jej twarzy.
Michael zauważył jej zainteresowanie zdjęciem. Zastanawiał się, czy powinien się odezwać. Jeśli to zrobi i ona ucieknie...? Nie mogła mu tego zrobić, nie i już!
Egoisto - prychnął na siebie.
Ale nie odezwał się. Opowie jej rano. Na razie egoistycznie cieszył się jej bliskością. To śmieszne, bo była tu kilka dni, a on...
To pewnie był ktoś bliski dla jej Archanioła. Cóż... ze smutkiem opuściła rękę i mocniej się skuliła. Na razie nie było nigdzie widać, więc pewnie On sobie wziął ją na zastępstwo. Okej, pasowało jej to. Chociaż parę chwil, by móc pamiętać to ciepło do końca życia..
A on nieśmiało dotknął ustami jej ramienia. Kciukiem masował jej dłoń. Skuliła się, więc chciał dodać jej otuchy...
Zrobiło się jej gorąco.
-Mi... - szepnęła.
- Przepraszam, wystraszyłem cię? - szepnął, unosząc głowę.
-Mi - powtórzyła ze słabym uśmiechem. Since powoli się goiły, a rany zabliźniały. Nie była już również wygłodzona.
- To ja, Słońce. Jestem tutaj - otarł policzek o jej ramię.
-Mi! - ucieszyła się.
- Dobrze się czujesz? Potrzebujesz czegoś? - uśmiechnął się.
Pokręciła głową przecząco. I pokazała palcem na zdjęcie, a potem pytająco na niego.
- A, to... - uniósł się i sięgnął po ramkę. Ułożył się wygodnie, opierając się o poduszki. Delikatnym gestem dłoni nakazał jej się do siebie zbliżyć, może nawet przytulić, jeśli by chciała, oczywiście.
Ale ona usiadła po turecku i wbiła w niego pytający wzrok.
No dobra, zrozumiał to.
- To jest Izzy - wskazał na niemowlę - a to Carrie, moja żona, która umarła w noc zrobienia tego zdjęcia. Poznałem ją w szkole i zakochałem się w niej. Niedługo potem wzięliśmy ślub. Kochałem ją, dała mi dziecko - przerwał na chwilę, spuszczając wzrok. - Nie nacieszyliśmy się naszą małą rodzinką.
Nie zrozumiała do końca wszystkiego. Umarła? Jak to umarła? Przecież ona tez umarła, a mimo to była z nim? Ale chcąc coś dla niego zrobić, nieśmiało pogłaskała go po włosach.
Michael uśmiechnął się lekko na ten gest.
- To już cztery lata, odkąd jej nie ma... Tęsknię za nią bardzo.
Ale nie powie jej, że czasami w nocy umiera z bólu i tęsknoty.
-Mi... - w jej głosie był smutek. I, jak widziała w telewizji (którą pokochała) szeroko rozłożyła ramiona (wciąż troszkę wychudzone) i mocno go przytuliła. -Mi...
Przytulił się do niej, ale nie ściskał mocno. Nie chciał jej skrzywdzić.
- W porządku już...
-Mi.. - pogłaskała go po plecach i poklepała, jak w filmach. Po czym się odsunęła.
- Dziękuję, Słońce. Chcesz iść spać...?
Przytaknęła i znów zwinęła się w kłębuszek.
- Mogę cię przytulić?
Przytaknęła i zamknęła oczki.
A więc położył się obok i znów objął ją ramieniem, tym razem świadomie.
- Cieszę się, że się pojawiłaś. Dobranoc.
-Noc - zgodziła się potulnie.

Popołudniu, po obiadku, wszyscy odpoczywali najedzeni. Nawet nieznajoma, która zasnęła w pokoju Izzy podczas zabawy pluszakami.
Cassie nagle telepatycznie wezwała synów do siebie. Wręcz krzykiem.
W pierwszej chwili Michael myślał, że mama znowu znalazła kogoś w ogródku. Jednakże zamiast tego, Cassie znajdowała się w salonie przez telewizorem, w którym leciały wiadomości.
- Co się dzieje?
-Zobacz! - wycelowała palec w ekran telewizora. Znajdowało się na nim zbliżenie zdjęcia. A na owej fotografii był nie kto inny, jak ich tajemniczy gość. Zdjęcie wyglądało jak te z legitymacji lub dowodu osobistego.
-Ma na imię Lilian - powiedziała ciepło Cassie. -Szuka jej wuj..
W tym samym momencie na dół zeszła Lilian, dzierżąc w rękach pluszowego misia, którego dostała od Izzy. Jej oczy szeroko otwarły się na widok własnej twarzy. Podeszła do plazmy i opuszkami palców niepewnie dotknęła obrazu.
- Już wiemy jak masz na imię i kto cię szuka - uśmiechnął się Mike i podszedł bliżej Lilian.
Uśmiechnęła się szeroko do niego i pokazała palcem na zdjęcie.
- Lilian!
- Właśnie tak. Ładne imię. Pasuje do ciebie.
I wtedy obraz się zmienił. Pojawił się na nim gruby mężczyzna z nalaną twarzą, przypominający wieprzka. Obok niego siedział młodszy, jakby szczuplejsza wersja starszego. Obaj mieli zimny wyraz oczu, ale błagalnie patrzyli w kamerę.
-Pomóżcie nam odnaleźć narzeczoną mojego syna! - błagał.
Na ich widok Lilian zbladła, a potem głośno i przeraźliwie pisnęła. Uciekła za kanapę i skuliła się.
Michael zareagował od razu. W mgnieniu oka pojawił się obok dziewczyny i przytulił ją do siebie.
- Mamo, wyłącz to.
Już wiedział, kto ją tak urządził. No, czas na zemstę.
Cassie wyłączyła telewizor.
-Biedactwo..
- Już ich nie ma - szepnął czarnowłosy, nadal ją obejmując.
Skuliła się i zaczęła cichutko płakać.
- Policja podobno jej szuka w okolicy - powiedziała cicho Cassie. - Wędrują po domach. Trzeba ostrzec wszystkich, żeby nie mówili o tym, że Lilian z nami jest - pogłaskała dziewczynę po ramieniu.
- Powiedz tacie i Jamesowi. Wezmę ją do siebie i uspokoję.
I tak też zrobił. Wziął Lilian na ręce i zaprowadził do swojego pokoju, gdzie posadził ją na łóżku. Uśmiechnął się lekko, kiedy zobaczył w jej rękach pluszaka od Izzy.
- Nie znajdą cię tutaj. Jesteś bezpieczna - mówił cicho i spokojnie, patrząc jej w oczy.
Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Jakby próbowała mu coś przekazać w ten sposób... Uniosła rękę i pokazała mu kilka blizn. A potem ręką wycelowała w telewizor w jego pokoju. Blizny - telewizor i znów blizny. A potem błagalnie się wczepiła w niego.
Michael przytulił ją do siebie mocno i pogłaskał po plecach.
- Nie dostaną cię, obiecuję. Obronię cię. Przysięgam.
Przytuliła się do niego i odetchnęła głęboko. Może zrozumiał, o co jej chodzi. Wspomnienia do niej wracały, ale wciąż były zamazane. Ale tamtych dwóch rozpoznała natychmiast i skojarzyła z bólem..
On uniósł jej łapki i pocałował w miejscach, gdzie miała blizny.
- Nie będziesz ich więcej miała.
-Nie? - spojrzała mu w oczy.
- Nie. Już nikt cię nie skrzywdzi. Nie będziesz cierpiała.
Lilian uwierzyła mu na słowo. I zasnęła, zmęczona tym wszystkim.
Jakby wiedząc o tym, Cassie wśliznęła się do środka i spojrzała na śpiącą dziewczynę.
- Boże, co oni jej zrobili - szepnęła.
Michael akurat ślęczał przy laptopie i szukał czegoś na ich temat. Och, znalazł. Keep calm and hack the system.
- Nie dostaną jej. Nie pozwolę na to.
-Nie pozwolimy - podkreśliła Cassie. -Już zadzwoniłam do twojego taty, tylko wiesz... Izzy trzeba to wytłumaczyć. Ona może nie rozumieć, że obecność Lilian trzeba trzymać w sekrecie, przynajmniej dopóty, dopóki nie odzyska pamięci..
- Porozmawiam z nią rano - spojrzał na mamę, a potem na Lilian. - Najważniejsze, to spławić policję.
- Dokładnie. Gdybym nie bała się, że Lilian się przestraszy, poprosiłabym Lady Yumi o to, aby wzięli ją do Sanktuarium na jakiś czas. Ale wiesz, że ona się wszystkiego boi. Prócz ciebie..
- Mogę zabrać ją i Izzy do Australii. Raczej nie będą jej tam szukać... - znowu na nią spojrzał. - Myślisz, że to dobry pomysł?
-Tak, myślę, że tak - usiadła na łóżku i nerwowo wygładziła kapę. Lilian spała, przytulona do pluszaka. - Jest taka niewinna - szepnęła. - To, co jej zrobiono, to straszne..
- Więc porozmawiam z nią jutro na temat tego wyjazdu. Mamo, ja planuję ich zabić - wyznał szczerze.
- Michael - Cassie spojrzała na swojego syna z mieszaniną szoku i strachu. -To, co zrobili jest straszne i powinni za to zapłacić, ale...
- Wiem - spuścił wzrok. A potem pokręcił głową. - Ostatecznie wyślę ich do więzienia.
- I niech tam zgniją - powiedziała twardo. -Lata samotności, to jest to. Poniżania. Nie możesz być taki, jak oni - pogłaskała syna po kolanie.
- Wiem, po prostu... - przetarł twarz dłońmi. - Dobrze, niech ci będzie. Masz rację. Nie będę taki jak oni.
- Wiem, skarbie - szepnęła łagodnie. - To boli. Ale dla tej dziewczyny to będzie nowy start. Odnajdziemy dla niej dobry dom.
- Jeśli odzyska pamięć i będzie chciała odejść...
Ta myśl była straszna. Nie chciał się z nią rozstawać. Z drugiej strony chciał, żeby było z nią w porządku...
- Izzy ją bardzo polubiła - Cassie poprawiła troskliwie kołderkę na ramionach Lilian. - Może to dobry pomysł, abyście wyjechali do Australii wszyscy troje.
- Dzięki, mamo - oparł głowę na jej ramieniu. - Co ja bym bez ciebie zrobił... - uśmiechnął się.
- Pewnie to samo, co twój ojciec i brat. Wpadlibyście w poważne kłopoty - posmyrała go po brodzie. - Tylko musicie lecieć prywatnym samolotem. Żadnych pytań...
- Nie myślałem nawet o publicznym. Idź spać, mamo. Też się będę zbierać. Zdradzić ci sekret? - ściszył głos. - Przy niej nie mam koszmarów.
Cassie rozpromieniła się.
- Naprawdę? - szepnęła radośnie. - To dobrze! To cudnie!
- Dobranoc - pocałował mamę w policzek, a potem poszedł do łazienki. Kiedy z niej wyszedł, Cassie już nie było, a Mikey wsunął się bezszelestnie do łóżka i przytulił się do pleców Lilian.
Zemści się za nią. Oj, zemści się.


niedziela, 16 grudnia 2012

Rozdział 37. Partnerka dla Smoka (Aria x Ian)



Aria wybrała się na małe zakupy. Dzisiaj zrobi zwykłe spaghetti. No jakoś nie miała weny na inne jedzonko. Cały czas chodziła szczęśliwa. No odkąd została narzeczoną Iana... jej marzenie się spełniło. I było naprawdę wspaniale. 
Szkoda, że jej pierścionka nie dał. Jeszcze... 
Już się dość szybko ciemno robiło w Los Angeles, ale ona się nie zrażała. Mowy nie ma. Chciała zrobić kolację dla SWOJEGO NARZECZONEGO i ją zrobi. NO.
            Ian był w tym czasie na uczelni. Obiecywał nadrobić zaległości i kończył z dziekanką. Planował podjęcie studiów od kolejnego semestru w miejscu, w którym je rzucił.
            Nie zdawał sobie sprawy z tego, że za Arią ktoś idzie. Krok w krok. A potem obezwładnia ją i usypia.

            Pokój, w którym się obudziła, był brudny i ciemny. Na ścianach wisiały obrazy przedstawiające ludzkie cierpienie, a w rogu stał uschnięty kwiat. Miała skrępowane nadgarstki, ramiona i kostki. Jej serce zabiło szybciej. Boże, gdzie ona była? 
Rozejrzała się szybko i krzyknęła o pomoc. No, tyle w temacie. Nie mogła nawet użyć mocy, ponieważ wybuchająca kulka plazmy mogła ją zranić. Dość ostro. Ale jak będzie trzeba, to się zrani...
-Spokojnie, kochaniutka – Drake wyszedł z cienia i usiadł na biurku, patrząc na nią. –Nikt nie chce, żeby stała ci się krzywda… jeszcze.
- Drake? - jakoś tak instynktownie się  odsunęła.
-No Drake, Drake. Kazałbym ci pozdrowić matkę, ale nie wiem, czy będziesz miała okazję z nią rozmawiać. Co tam u Iana? Myślisz, że już cię szuka? Wysłaliśmy mu sms z twojego telefonu, gdzie macie się spotkać.. – zerknął na zegarek – dwie godziny temu..
- Znajdzie cię i przebije kołkiem - warknęła i szarpnęła się.
-Próbował twój ojciec, kochana. I mu nie wyszło – wzruszył ramionami. –Och szkoda, że wampiry nie mogą mieć dzieci. Próbowałbym wtedy powiedzieć twojemu tatuśkowi, że Nicholas to moje dziecko. Zabawne by to było. Twój ojciec jest tak słaby psychicznie, ze kupiłby to bez słowa. A twoja matka? Jeśli umiesz chociaż połowę tych rzeczy, co ona, to zazdroszczę każdemu, z kim spałaś.
- Zamknij się!
-Wyglądasz jak ten nieudacznik, ale masz charakter tej zdziry. Kiedy zostałem władca tutejszych wampirów przysiągłem, że zdejmę wasz klan jako pierwszy. Każę twojemu ojcu patrzeć, jak torturuję twoją matkę. Albo lepiej – roześmiał się. –Wymienię ciebie na niego. Twoja matka pewnie szybko poszuka sobie kogoś, kto ją z a s p o k o i.
- Moi rodzice nie są tacy, jak mówisz, że zamknij pysk! 
Jasne, że w to nie wierzyła. No proszę. W słowa tego śmiecia? Haha.
-Skąd wiesz? Czekałem na twoją matkę tego dnia, gdy poszła podpisać papiery rozwodowe. Gardziła i gardzi twoim ojcem, ale dzięki niemu została królową.
Podszedł do łóżka i dotknął jej policzka.
-Może ty chcesz zostać wampirzą królową, jak twoja babcia?
- Wsadź sobie kołek w dupę - zgięła nogi w kolanach i kopnęła go. A że miała związane kostki to taki podwójny kop. Tak, pewnie teraz zostanie za to pobita czy coś. Trudno, Będzie musiała to znieść, ale nie pozwoli sobie, żeby takie nic ją dotykało.
            Nim Drake zareagował, budynkiem coś wstrząsnęło. Do pokoju wpadł przerażony wampir.
-Panie! SMOK! Cały dół płonie!
- Mówiłam ci - Aria uśmiechnęła się kpiąco. 
Matko kochana, skąd u niej takie zachowanie?
            Ścianę przy oknie nagle rozerwało, a na zewnątrz widać było wznoszącego się smoka. Ział ogniem w dół, puszczając budynek z dymem. No cóż, gniazda wampirów nie było mu szkoda.
~Aria, skocz – szepnął jej w umyśle. ~Złapię cię. Musisz tylko wypaść.
- Do nie zobaczenia - Arii jakoś udało się wstać i usiąść na parapecie. Szybko przełożyła nogi i spojrzała w dół. Okeeej... to już nie było takie proste...
Ian podleciał tak blisko, jak się dało. Jeden z wampirów strzelił do niego; kula przedarła delikatną błonę na skrzydle, ale Ian tylko pokręcił głową.
~Chodź.
No dobra. Aria skoczyła.
            A Ian ją złapał. Wpierw w łapę, ale potem, lekko zniżył lot i pomógł jej przesunąć się na jego kark. Wzbił się ostro w powietrze, uciekając stamtąd. Znaczy się, gdyby był sam, pewnie dopadłby Drake’a, ale na myśl, że Aria miałaby przebywać tu chwilę dłużej, robił się zdenerwowany. Musiał mieć pewność, że jest bezpieczna.
~Jesteś ranna? – zamruczał w jej głowie, gdy lecieli nad Los Angeles.
- Nie, w porządku - jakoś się do niego przytuliła, choć było ciężko przez te więzy.
Wylądował na dachu ich apartamentowca. Zsunął jedno skrzydło tak, by mogła po nim zejść.
Ustała. Parę sekund, potem upadła na pupę. 
- Ała... Weź mnie rozwiąż, proszę ja ciebie...
Zmienił się w człowieka i podszedł do niej szybko. A następnie pokazał jej coś, czego nikt inny nie dokonał wcześniej. Dokonał przemiany.. tylko jednej ręki. Jego prawa dłoń zmieniła się w ostro zakończoną szponami łapę smoka, którą jednak delikatnie przeciąż jej więzy. Uff. Udało się, była tu, cała i zdrowa. I to pozwoliło mu zapomnieć o bólu w pleckach, które rozwaliła kula.
- Nic ci nie jest? - zapytała, kiedy w końcu mogła poruszyć rękami. Ale nie rozmasowywała ich, tylko od razu przytiliła się do Iana.
-Za chwilę się zagoi.
Wziął ją na ręce i nogą otworzył drzwi na korytarz. Szybkim krokiem skierował się do ich wspólnego mieszkania (powstałego z dwóch).
-Nic nie mówiłem twoim rodzicom. Nie wiedzą. Nie będą się martwić.
- To dobrze. Tata zamknąłby mnie w wieży... Dziękuję, że po mnie przyszedłeś - pocałowała go w policzek.
-Oczywiście, że po ciebie poszedłem – odparł stanowczo. –Jesteś moją narzeczoną. Moją partnerką. Nie zostawiłbym cie wampirom – lekko pocałował ją w usta. –A teraz marsz do łóżka.
Dobrze, że oswoiła się z jego nagością.
- No ale chodź ze mną no. Nie chcę być sama.
-Kochanie, nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę z tego, co się teraz ze mną dzieje – powiedział cicho i wymownie zerknął w dół. –Adrenalina, wszystkie hormony związane z walką.. Jestem podniecony dosyć. Chcę cię oznakować – wyszeptał i lekko musnął zębami jej szyję. –A miałaś ciężki dzień..
- No właśnie. Jesteśmy narzeczeństwem. Powinniśmy w końcu zacząć TO robić... - zacisnęła usta, rumieniąc się. 
Już od dawna o tym marzyła. Zastanawiała się, jak to będzie. Z nim. Robiąc coś niezwykłego. Kochała go strasznie bardzo mocno. To musiał być on.
            Podszedł do niej i objął ją, tuląc do swojego rozpalonego smoczym ciepłem ciała.
-Nie będę się opierał. Pragnę ciebie i tego – pocałował Arię gorąco, jak to smoki mają w zwyczaju całować swoje partnerki. Jego dłonie błądziły po jej plecach i włosach.
- To dobrze, bo nie zamierzałam odpuścić - szepnęła i wtuliła się w niego mocno.
            Więc zabrał ją do sypialni, którą oświetlił kilkoma płomyczkami ognia. Ciepłe, przyjemne światło wydobyło ze ścian i mebli cienie, które stworzyły przyjemny klimat.
-Pozwolisz – zaczął spokojnie ją rozbierać. Zaczął podnosić jej sukienkę do góry, by po chwili rozpiąć zamek i pozwolić jej spłynąć. Ciepłymi, troszkę chropowatymi dłońmi przesunął po udzie Arii, rozkoszując się delikatną skóra.
- Pozwolę - uśmiechnęła się i pocałowała go w mostek, bo właśnie tak sięgały jej usta, kiedy stała sobie bez wysokich butów.
-Lubię tę bieliznę – wyznał jej na ucho i pogłaskał Arię po plecach. –Ale bez niej będzie ci wygodniej. Zdejmiesz ja? Chcę popatrzeć – oblizał lekko wargi, czując suchość w ustach.
Wolałaby, żeby to on ją rozebrał, ale w sumie, czemu nie. Ściągnęła stanik i żółte majtki.
            Ian odsunął się kawałek, by na nią popatrzeć. I podobało mu się bardzo mocno to, co widział. Drobną budowę ciała, zaokrąglone biodra, nie za duże, ale też nie za małe piersi. Długie nogi, zakończone zgrabnymi stópkami. Ostrożnie pchnął Arię na łóżko. Wiedział, że brak jej doświadczenia, więc mimo podniecenia postanowił wprowadzić ją w ten nowy swiat powoli. Uniósł jej nogę i oparł sobie stopę Arii na swojej piersi, a następnie zaczął delikatnie masować staw skokowy oraz łydkę.
- Pierwsze słyszę o takiej grze wstępnej - zaśmiała się cicho. Jak miło, jak przyjemnie.
-Mm? A jakie znasz? – zabrał się za drugą stópkę, masując jej podbicie. Lekko pocałował duży palec jej stopy.
- No jakbyś nie wiedział.
Spojrzał jej w oczy.
-Z doświadczenia nie znam zbyt wielu – szepnął. –Ale chciałbym spróbować z tobą wszystkich. Wybrać te, które nam obojgu się spodobają.. – zaczął palcami przesuwać w górę jej nóg, tuż za nimi podążały jego usta.
Ale znał miejsca erogenne, więc dobrze mu szło.
Aria uśmiechnęła się i zamknęła oczy.
            Dotarł wreszcie tam. Zaczął delikatnie całować i głaskać jej delikatne miejsca, czując, że wkrótce sam eksploduje. A tymczasem znajdowali się dopiero na samym początku… Aria jęknęła cicho. Trochę się napięła, a potem zrób rozluźniła.
Poczuł na palcach pierwsze kropelki wilgoci. Mrr. Zamknął usta na jej łechtaczce i zaczął ją leciutko ssać. Jęknęła głośniej. Jej biodra lekko się poderwały.
-Przyjemnie? – zapytał.
- Bardzo - zamruczała.
            Poczuł przypływ radości, naprawdę, od dawna nie czuł się tak dobrze. Powolutku wsunął w Arię palec i sam był zaskoczony tym, że cóż.. nie za bardo się mieścił… Aria przegryzła dolną wargę. Dziwne to było, ale przyjemne.
Zaczął ssać mocniej, lekko poruszając palcem.
- Ian...
-Tak? – uniósł głowę, ale lekko pocałował ją jeszcze w brzuch.
- Chodź tu... chcę ciebie... - szepnęła, cała czerwona na twarzy.
Uniósł się lekko i jego twarda męskość dotknęła jej brzucha. Awrr. Dawno nie czuł delikatnego ciała pod sobą… Ustami dotknął jej piersi. Marzył o tym od dawna (już na jej debiutanckim balu..).
Aria zatopiła palce w jego włosach i je przeczesała. Potem pogłaskała go po karku i ramionach. Był jej. W końcu był jej.
-Jeśli coś ci się nie spodoba, każ mi przestać – poprosił i pocałował Arię w usta.
Ian zsunął jej piersi dłońmi, a pomiędzy nie ostrożnie wsunął swoją męskość. Zawsze chciał tego spróbować. Zaczął nią powolutku poruszać, patrząc swojej narzeczonej w oczy.
- Co ty robisz?
-To jedna z pozycji – wymamrotał. –Nie podoba ci się?
- Dziwnie...
A więc przestał. Cóż. Jeśli będzie taka wola Arii, nie będą się bawić w nic niezwykłego. Zaczął delikatnie całować dziewczynę w szyję i ramiona.
Odwróciła głowę, żeby miał więcej miejsca. Uniosła lekko klatkę piersiową, nabierając powietrza do płuc.
-Dotkniesz mnie, skarbie? – zapytał cicho.
- Dotknę, nie pośpieszaj mnie - poprosiła cicho. Ona musiała na spokojnie, a nie tak od razu z takimi rzeczami.
Jej dłonie wędrowały po jego plecach i ramionach, aż w końcu skierowała je w dół, na jego krocze.
Leżał i czekał cierpliwie, chociaż smok szarpał się i warczał. Cierpliwości, Ian.. cierpliwości.. powtarzał sobie.
- Tak dobrze? - objęła go dłonią i lekko nią poruszała.
-Nie jestem z porcelany, kochanie – szepnął i pocałował ją w ucho. –Rób, co zechcesz, a jeśli zaboli, to ci powiem. Należę do ciebie – podkreślił. –Sama określ, co chcesz z tym zrobić..
- No jesteś mój i tylko mój.
Mimo wszystko nie posuwała się do czegoś więcej. Zresztą i tak nie miała jak z tej pozycji. Póki co, pieściła go dłonią i palami, a ustami dotykała jego ramienia.
Ian opadł na plecy. Aria musiała mu zaufać i poznać jego ciało. Nie chciał, by potem się go bała. Leciutko mruczał, zadowolony z jej dotyku.
Denerwowała się i stresowała, a on co? Phi. Aż się jeszcze bardziej zarumieniła, patrząc na tę jego cześć. 
A wiec chciał tego... Dobrze więc. Dostanie. To chyba nie mogło być złe, prawda? 
I nie było, kiedy już spróbowała i miała go w swoich ustach.
Jęknął i wsunął palce w jej włosy. No niekoniecznie o to mu chodziło, myślał raczej, że tak wygodniej będzie jej badać rekami jego tors czy coś. Ale jeśli już byli na tym etapie… Nie mogło być lepiej. Odchylił głowę do tyłu i znów jęknął, dusząc szybko. Aria przez chwilę się zastanawiała jak on zamierzał wejść w nią, skoro ledwo co mieścił się w ustach. No taaaak...
-Chodź do mnie, skarbie – wyciągnął ręce, usiłując zapanować nad drżeniem całego ciała.
- Stało się coś? - zagarnęła włosy za ucho.
-Nie chcę dojść za szybko – odparł szczerze, jak przystało na niego. –Wpierw uczynię cię moją na zawsze – obiecał i, uwaga, UŚMIECHNĄŁ się!
Robił to coraz częściej. Aż ona sama się uśmiechała.
Cały czas trzymał ręce wyciągnięte w jej stronę. Uśmiechnęła się znowu i zbliżyła się do niego. A potem przytuliła.
Ian pocałował ją i pogłaskał po plecach, po czym przewrócił tak, by to on był na górze. Przygwoździł Arię do materaca swoim ciężarem, ale oparł się na łokciach, by jej nie zgnieść. Delikatnie pocałował jej nos.
-Przepraszam, ze poczujesz ból – szepnął, kolanem rozchylając jej nogi.
- To nie twoja wina przecież. Tak to już jest.
Pocałował ją w czoło.
-To zaboli tylko chwilę – obiecał, wsuwając w nią sam czubek. Słodki.. Nie było innej możliwości. Ian pocałował Arię władczo, jednoznacznie, nie pozwalając jej nawet drgnąć o centymetr, jednocześnie wykonał biodrami szybki ruch i wdarł się w głąb niej.
Wbiła w niego paznokcie i szybko przesunęła nimi na boki.
-Już – szepnął jej do ucha. –Szzz, wszystko jest okej. Już nie będzie nigdy bolało – obiecywał jej gorączkowo. Jego dłoń głaskała jej policzek, ale reszta ciała była nieruchoma. Ian, dzięki Sztormowi, czuł część jej ból, ale nie jako własny, tylko odległą część emocji.
- Tak mówią - uśmiechnęła się lekko. - Przepraszam - pogłaskała go tam, gdzie go podrapała.
-Nie masz za co. Wciąż boli?
- Troszkę. Ale przeżyję, nie martw się - pocałowała go.
Odwzajemnił pocałunek, lekko się w niej poruszając. Wciąż czuł, jak jej ciało rozpaczliwie się na nim zaciska.
-Okej? Mam przestać? – wyszeptał jej do ucha. Umarłby, gdyby kazała mu przestać. Ale z drugiej strony, dla niej umrze chętnie..
- Nie masz przestawać. Skąd ci to przyszło do głowy...
            A więc poruszał się, powoli i rytmicznie. Czuł coś, czego nigdy wcześniej nie czuł; ogień śpiewał w jego żyłach i to ciepło płynęło do ciała Arii, skąd dostawało sygnał zwrotny. O ile dotychczas ciepło Iana było melodią, tak ciepło Arii stanowiło dla niej tekst. Razem się uzupełniali. Tam, gdzie kończyła się Aria, zaczynał się on. Czuł się tak, jakby odnalazł fragment układanki, który mu umykał od dawna..
I ona czuła się wreszcie spełniona. Było wspaniale. Naprawdę. I chyba nie mogło być inaczej z osobą, którą się kocha, prawda?
            Ian zaczął poruszać się szybciej, ale jego usta wciąż leniwie całowały jej obojczyk. Gdy poczuł, że zbliża się do szczytu, odnalazł zagłębianie na jej szyi i wbił tam zęby. Zaczął poruszać się intensywniej. Aria jęknęła głośniej, zaciskając palce na jego ramionach. W jej ciele szalała jakaś burza. A grzmot padł w momencie, w którym ona zaszczytowała.
On doszedł kilka sekund po niej. Wypełnił ją swoim spełnieniem, usatysfakcjonowany, nie puszczając jej skóry spod zębów. Oznakował ją jako swoją partnerkę. Wreszcie. Teraz była jego tak już o. No. Wara inne smoki i inne stworzenia ludzkie czy nieludzkie. 
Aria wtuliła się w niego mocno.
-I? Podoba ci się? – zainteresował się na poważnie.
- Bardzo - pocałowała go czule. - Kocham cię.
-Ja ciebie też – palnął odruchowo. Ale poczuł, że, hej, serio tak czuje. Aria nie tylko wyprowadziła go z mroku, ale rozproszyła go na zawsze.
Uśmiechała się radośnie, głaszcząc go po karku. 
- Więc teraz oficjalnie jestem twoja, panie narzeczony smoku?
-Tak – pocałował Arię w czoło, odgarniając jej kawałek dalej te cudne blond włosy. –Każdy smok poczuje mój zapach na tobie. Cieszę się, że twój ojciec nie jest smokiem – dodał po chwili.
- Ale i tak wie przecież. Mama mi mówiła. Ona jest po twojej stronie.
Ian posmyrał ją po pleckach.
-Chodzi o to, że teraz wszyscy będą wiedzieć, że nie śpimy z rączkami na kołdrze, kotku – powiedział łagodnie.
- No i co? Phi. Nasza sprawa.
-Masz rację, nasza. Jesteś dorosła, ja też. Ale i tak twój tato dobierze mi się do skóry – zamruczał leniwie. Jakoś nie jawiło mu się to tak strasznie. –Swoją drogą – spoważniał – czego ten upierdliwy wampir, wrzód na moim tyłku, od ciebie chciał?
- Znowu to samo. Że moja mam się... no wiesz... a mój tata to... no wiesz...  - spochmurniała.
-Jezu, on naprawdę nie lubi twojej rodziny – prychnął. –Może na niego zapoluję. Wsadzę mu kołek w tyłek i się go pozbędę? Może4 twój tata wtedy nie zawiesi moich ja… mojej głowy nad swoim biurkiem jako trofeum..
- Uważaj na niego, Ian. Głupie to to takie, a głupi ma zawsze szczęście.
-Teraz, gdy mam ciebie, stałem się ostrożny – wyznał. –Już nie pakuję się w gniazdo bez taktycznego rozplanowania każdego ruchu.
- Masz szczęście. Wielkie szczęście.
-A co, dałabyś mi klapsa? – uniósł brwi ,zaskoczony przyjemnym uczuciem, jakie wywołała wizja Arii, która próbuje go „ukarać”.
- A tak! Przywiązałabym do łóżka i w ogóle - zarumieniła się.
-Kontynuuj, kochanie – poprosił głębokim, lekko zachrypniętym głosem.
- No nie wiem, poszłabym na spontan...
-Ooo. Podoba mi się. Powiedz mi, co musiałbym zrobić, żebyś mnie tak ukarała? – pogłaskał ją po pupie i przyciągnął bliżej siebie.
- Nie wiem, Ian, nie wiem....
-Hmm.. a może poćwiczymy to? Dam ci się przywiązać.. – kusił, ustami muskając jej szyję. No, teraz gdy już zrobili to pierwszy raz, wraz ze smokiem nie mieli zamiaru przestawać. –Ty do góry.. jak tylko poczujesz się lepiej..
- Taaa... nooo... zobaczymy...
Roześmiał się. Wpierw cicho, ale po chwili śmiał się już głośno, tuląc Arię do siebie. Jego gardło wpierw troszkę się buntowało, gdyż zapomniało, jak to jest śmiać się tak beztrosko..
-Jesteś cudowna, kiedy się tak wstydzisz – szepnął.
- Oj, przestań - pacnęła go w ramię. - Nie śmiej się ze mnie!
-Oj no dobrze, dobrze – prychnął w jej włosy i wciągnął głęboko do płuc zapach swojej narzeczonej. –Po prostu uważam, że to słodkie. Niewinna panna kontra rozpustny smok.
- Bardzo słodkie - wtuliła się w niego mocno. 
Boże, jak ona go kochała. To aż bolało.
-Nie dąsaj się – poprosił.
Czuł się… jak nowonarodzony. Leżał sobie, z głową Arii na swojej piersi, słyszał bicie jej serca, czuł na skórze jej oddech, jej ciepło.. Z Carlą nigdy tego nie czuł.

sobota, 8 grudnia 2012

Rozdział 36. Pierwsze razy. ( Ai x Nick)



Ai zapaliła świece i westchnęła. Łał, ten wieczór wreszcie nadszedł. Planowali to, ale dopiero teraz poczuła się zdenerwowana...
A Nick był zadowolony. Przez cały dzień szczerzył się do wszystkich i do wszystkiego. No co, dziś miał rozpocząć swoje życie seksualne z kobietą, którą kocha. Czego więcej chcieć?
Przekręcił klucz w zamku i wszedł do środka.
Ai czekała na niego. Miała na sobie czarną sukienkę na ramiączkach. Góra była dopasowana, dół lekko się rozchodził. Spod brzegu wychodziły podwiązki (czerwone), które podtrzymywały czarne pończoszki.
-Cześć - uśmiechnęła się do niego.
- Cześć - odwzajemnił uśmiech i kiwnął głową. - Ładnie wyglądasz.
Poważnie? "Ładnie wyglądasz"? Matko...
-Przygotowałam kolację - powiedziała niepewnie. Czuła się co najmniej dziwnie. Jakby nie była sobą.
- Okej... więc... pójdę wziąć prysznic i zaraz wracam.
Przy okazji zajrzał do sypialni. Ładnie wszystko przygotowało. Spodobało mu się i zrobiło cieplej na sercu. Serio. Dobry człowiek z niego był. Czasami.
Ai odetchnęła głęboko i podgrzała jedzenie. Zawsze czuła się przy Nicku sobą, ale dziś miała wrażenie, że są sobie obcy..
-Usiądź. Zrobiłam twoje ulubione jedzenie - mówiła szybko, unikając jego wzroku. Savannah pewnie by ją teraz wyśmiała..
- Lazanię? Mrrr, dziękuję - wdech i szybki pocałunek.
No co, nie zamierzał rezygnować z pocałunków podczas... seksu, Tak? No.
Uśmiechnęła się niepewnie.
-Jesteś jak Garfield - zażartowała. Podała mu talerz oraz lampkę czerwonego wina.
- A ty nie jesz? - uniósł brwi.
-Podjadałam w czasie gotowania - usiadła obok niego i popijała w spokoju (pozornym) wino. W rzeczywistości stresowała się tak bardzo, że nie miała ochoty na jedzenie.
- Okej, więc smacznego - zabrał się za jedzenie. Okej, miał jako taki plan na później, więc... No. Będzie dobrze.
-Nawzajem, Nicky - powiedziała i zerkała na niego.
Zawsze, kiedy ktoś go tak nazywał, to poprawiał tego kogoś. Ale nigdy Ai i mamy. Takie dwa wyjątki... Tak, to dlatego, że je kochał.
W końcu zjadł i zmył po sobie, zyskując czas na odetchnięcie. Kto by pomyślał, że to będzie takie stresujące...
-Soooł...
Podszedł do niej z lekkim uśmiechem. Położył dłonie na jej biodrach i spojrzał w oczy.
- Boisz się? - zapytał cicho.
-Troszkę - wyznała, czując przyjemne ciepło. Nick dotykał jej wcześniej i to często, ale.. No. Teraz było inaczej. -Wiesz, że się skompromituję. I w ogóle..
- Będzie dobrze.
No przecież nie może jej powiedzieć, że to jego również pierwszy raz! Nie może!
No, a wtedy Ai pomyśli, że jest cienki. Trudny wybór...
-Musisz mi powiedzieć, co lubisz - oznajmiła twardo. -Chcę, żeby było ci dobrze.
- Będzie.
Dobra, to ten moment, w którym Nick puścił w niepamięć to, że są przyjaciółmi. Przecież przyjaciółki nie całuje się tak, jak on pocałował ją. Czule, ale mocno, żeby zapamiętała ten pocałunek.
Dodatkowo położył dłonie na jej plecach, a potem przesunął nimi w górę, palce jednej ręki wsuwając jej we włosy. O, tak, uwielbiał jej włosy.
Jęknęła cichutko, troszkę zaskoczona tym, jak szybko się do tego zabrał. Pogłaskała go jednak po karku, odtykając szyi, a potem mokrych koniuszków włosów. Musiała się mocno wspinać przy tym na paluszki.
Nie miał na co czekać. I tak był podniecony jej strojem. Krótka sukienka i pończochy? Poważnie? U Ai powalało go to od razu.
Czując, że Ai jest trochę niewygodnie, zsunął dłonie na jej pośladki, które lekko ścisnął, a potem podniósł ją.
Pisnęła cichutko i nagle roześmiała się wesoło.
-Podoba mi się ta część.
- Mnie też - posadził ją na blacie i pocałował w szyję. Palcami pogładził ją po udzie, a potem wsunął je pod podwiązkę. Ładna, koronkowa... Fuck.
Westchnęła mu do ucha. Wydepilowała całe ciało a potem nawilżała je wszelki możliwymi balsamami, by było gładkie. No. Chciała mu się podobać i zetrzeć w jego głowie te poprzednie kobiety, z którymi był.
Pięknie wyglądała. Ale i tak chciał ją rozebrać. Chciał ją zobaczyć nagą. Tak więc rozpoczął od zdjęcia z niej sukienki.
-Nie przeniesiemy się do sypialni? - szepnęła, wtulając się w niego. Gdy poczuła, jak rozpina jej sukienkę, zadrżała. Ciekawe, co powie na ten koronkowy zestaw, który miała pod spodem..
- Pójdziemy. Wszystko w swoim czasie.
No gdzie, przecież nie pozbawi jej dziewictwa na blacie w kuchni.
A co do reakcji na zestaw... Powiedzmy, że bardzo MOCNO mu się spodobał.
Przesunął palcem po jej dekolcie i staniku.
- Podoba mi się.
Uśmiechnęła się radośnie.
-To ekstra - szepnęła i lekko go pocałowała. Mrrr..
Odwzajemnił pocałunek namiętnie. Jego dłonie znów gładziły jej plecy, tym razem nagie. Prawie. Dlatego odpiął jej stanik, a potem zsunął go z ramion Ai.
Zadrżała i osłoniła się ramionami.
-Tu jest jasno - szepnęła, rumieniąc się na kolor ceglano pomidorowy.
- To dobrze. Chcę cię oglądać. Chyba, że nie chcesz...
-Wstydzę się troszkę - wymamrotała, szukając nosem swojego ulubionego miejsca na jego szyi. A potem powoli i lekko drżącymi dłońmi zaczęła unosić do góry jego t-shirt.
Uniósł łapki, żeby ułatwić jej zadanie.
A potem wziął Ai na ręce i zaprowadził do sypialni, gdzie położył ją na łóżku.
Spała wcześniej u niego w łóżku, ale nigdy nie czuła się tak przestraszona tym, co czuła: miękkością materaca, przyjemnym, chłodnym dotykiem pościeli..
-Lubisz, jak ten no.. seks oralny? - wymamrotała.
- Lubię.
Bo podobno każdy facet lubi, więc... Sama myśl o tym, że ona mogłaby jemu... sprawiała, że mógł dojść w każdej chwili.
-Okej.. Okej.. - odchrząknęła. -To.. wolisz stać, czy leżeć?
Obejrzała parę filmików INSTRUKTAŻOWYCH (szczerze? Taaak, weszła na strony porno).
- Ai, nie musisz... - spojrzał na nią, a potem zaczął całować jej szyję, dekolt i piersi.
-Chcę. Mam się uczyć od ciebie, tak?
- Po prostu ciesz się i czerp radość, okej? - pocałował ją w mostek, a potem uniósł się i zdjął z niej buty, pończochy i podwiązki. Potem znów się nachylił i pocałował ją namiętnie w usta.
-Okej, okej. Jak każesz, Mistrzu - szepnęła.
Gdyby tylko wiedziała...
Przesunął paluszkami po boku jej ciała, aż dotarł do majtek. Położył dwa palce na jej kroku i zaczął ją tam głaskać.
Pisnęła i złapała poduszkę.
-Nick! Tak wolno?
- Eee... a nie podoba ci się? - cofnął rękę.
-Podoba - poczuła dziwną, ale nie nieprzyjemną, wilgoć między udami. I zatęskniła za jego ręką.
Nick uśmiechnął się i pocałował ją w brzuch. Jego palce wrócił tam, gdzie były wcześniej. Zaczął dotykając mocnej i pewniej.
Dopiero po paru chwilach zdjął ostatnią część garderoby Ai.
Dobrze, że Nick nie był cienki. Jakoś wytrzymywał to napięcie. Ale gdzie tu do końca...
Zadrżała.
-Noo... to ty też, nie? - szepnęła.
- Hm? - zsunął się niżej. Językiem przesunął po jej kobiecości i niepewnie wsunął w nią paluszek. No, musiała być na niego gotowa.
Uniosła biodra, a jej oddech stał się urywany i chrapliwy. Tak powinno być?
-Rozbierz się - szepnęła i oblizała wargi, zdając sobie sprawę z tego, że wydała mu rozkaz (w końcu była księżniczką). -Rozbierz sie - dodała ciszej, bardziej prosząc.
- Już? - uniósł brew, ale grzecznie podniósł się i rozebrał ze spodni i bokserek. Szarych, stylowych. Najlepszych w szafie. No co...
Rozpoczęła wzrokiem wędrówkę po jego ciele. Nowością było dla niej tylko jedno miejsce. Gdy w końcu do niego dotarła, poczuła, że coś zaciska się jej w brzuchu. Nick był idealny i, cóż, proporcjonalny. Wyciągnęła dłoń i opuszkami palców dotknęła jego męskości.
Nick zacisnął wargi. No... Dobrze, że zdążył się położyć.
Obserwowała go.
-To cię nie boli? - zapytała, zafascynowana delikatnością tego jakże twardego "przedmiotu". Zaczęła paluszkami przesuwać w górę i w dół, aż w końcu objęła go dłonią.
Nick pokręcił przecząco głową.
- Nie, właśnie to jest super...
Bardziej super niż się spodziewał. A to był dopiero początek przecież.
Niepewnie przybliżyła głowę do jego męskości i dotknęła jej ustami. Mmm, nie było nieprzyjemne.
Wciągnął głośno powietrze do płuc, a potem, powoli je wypuścił. Odchylił głowę do tyłu i zamknął oczy.
Pocałowała go tam mocniej, a potem uniosła głowę.
-Chcesz..?
- Chcę.
A więc ostrożnie wzięła go do ust. Wpierw była zaskoczona tym, jak twardniał, ale po chwili spodobało jej się to uczucie specyficznej władzy nad jego ciałem.
Nick westchnął głośno. O, tak, miała nad nim władzę.
Pomagała sobie rączką. Gdy na chwilę wypuściła go spomiędzy warg, dłonią zaczęła rozprowadzać po nim wilgoć. Mmm, to było całkiem przyjemne. Pocałowała Nicka w podbrzusze.
I tak było przez kolejnych parę chwil. Ale Nick nie chciał dojść w taki sposób. Nie teraz.
- Ai - podniósł się jakoś do pozycji siedzącej. Było ciężko tak przerwać, no ale.
-Tak? - spojrzała na niego, spłoszona. -O boże, zrobiłam ci krzywdę jakoś?
- Nie! Nie, było mega bardzo przyjemnie - uśmiechnął się do niej i pocałował ją. - Jesteś gotowa? - zapytał, łapiąc ją rękę.
Przytaknęła.
-Poproszę ciebie całego, Nick - wymamrotała niepewnie. Usłyszała to w jednym z filmików noo..
Cmoknął ją w usta, a potem ułożył na łóżku. A on znalazł się nad nią, między jej nogami, opierając się łokciami po bokach jej ciała. Jego twarz zawisła nad jej. Uśmiechnął się do niej.
Jezusie, na usta cisnęły mu się dwa słowa "kocham cię". Ale nie chciał teraz nic psuć. Nie mógł, tak dobrze im szło.
Uśmiechnęła się i dotknęła dłońmi jego twarzy.
-Nicky - westchnęła lekko.
- Hm?
Chyba nie powiedział tego na głos?!
-Ufam ci - pocałowała go lekko.
Uśmiechnął się i pocałował ją, jednocześnie zanurzył się w niej lekko parę razy, a potem wszedł do końca.
Ai uniosła biodra i jęknęła, niekoniecznie cicho i dyskretnie. Z jednej strony czuła dyskomfort, z drugiej, wreszcie czuła się kompletna..
- W porządku? - zapytał, spoglądając na nią z troską. Nie poruszał się biodrami. Tylko pogłaskał ją po włosach, które spływały na poduszkę.
Ai była taka delikatna i krucha. Może ją skrzywdził bardziej, niż to było z góry "zaplanowane"
-Tak - szepnęła i poruszyła się niepewnie. Dziwnie przyjemne uczucie wypełnienia nie sprawiało jej już bólu.
Więc Nick zaczął poruszać biodrami powoli i schematycznie. A więc to tak było uprawiać seks. Spodobało mu się. Gdyby tak potem też z Ai...
Mocno chwyciła go nogami w pasie, unosząc tym samym zachęcająco biodra.
Jego ruchy przyśpieszyły. Jęknął cicho, a potem pocałował ją mocno.
Objęła go odważnie ramionami, czując, jak przyjemnie byli ze sobą połączeni i dopasowani. Pocałowała Nicka, leciutko przygryzając jego dolną wargę.
- Dobrze ci? – zapytał cicho, z ustami przy jej ustach. Chciał wiedzieć, czy dobrze się sprawuje, bo jemu było wręcz zajebiście dobrze.
Przytaknęła, niekoniecznie zdolna do wykrztuszenia z siebie czegoś więcej.
Pocałował ją znów w usta, a potem w szyję. Palcami pogłaskał ją po udzie, mocno dociskając do niej swoje biodra.
Ai zaczęła się bezwstydnie o niego ocierać, całym ciałem, pomrukując cichutko niczym kotka.
Nicky ugryzł ją lekko w ucho, a potem zrobił jej mocną malinkę na ustach.
Uśmiechnęła się i spojrzała mu w oczy. Mimo uniesienia i tak ważnej chwili, wciąż nie mogła mu powiedzieć, że go kocha.. Zamiast tego pociągnęła zębami jego uszko i lekko possała.
A Nick posunął się do ugryzienia jej w obojczyk. Czuł w sobie gorąco i cudowne uczucie przyjemności.
To ugryzienie sprawiło, że przeszył ją przyjemny dreszczyk, a całe jej ciało się napięło.
Po paru chwilach Nick jęknął cicho, dochodząc. Czuł się podwójnie spełniony, ponieważ zrobił to z Ai.
Ona doszła, czując, jak on dochodzi. Wbiła mu paznokcie w plecy i jęknęła głucho, zaskoczona intensywnością tego uczucia.
Nick cały czas był napięty. Schodziło to z niego powoli. Pochylił się nad nią i pocałował lekko w usta.
Pogłaskała go lekko po plecach, chcąc dotykiem uspokoić napięte mięśnie swojego przyjaciela i, cóż, bez owijania w bawełnę, kochanka.
Kiedy jego oddech się wyrównał, a ciało odprężyło, zaczął leniwie całować Ai po ramionach, dekolcie, szyi...
Rozluźniła się i odwzajemniała pocałunki. Te ich niewinne pieszczoty koiły i uspokajały.
W końcu Nick zszedł z Ai i położył się obok na plecach.
- Przytulisz się? - zapytał cicho. Miał nadzieję, że Ai zaraz nie wyjdzie czy coś. Przecież chodziło im tylko o seks...
Poruszyła się i poczuła nieprzyjemny ból, chłód i uczucie pustki. Bez słowa wtuliła sie w jego bok, kryjąc twarz na jego piersi. Bała się, że po wszystkim ją odtrąci, ale teraz czuła się bezpiecznie..
Nicky przykrył ich świeżą pościelą.
- Mam coś dla ciebie - powiedział nagle, po parku minutach głaskania jej pleców.
-Hmm? - uniosła wzrok, i drżącą ręką odgarnęła z twarzy niesforne włosy.
Sięgnął dłonią do szuflady i wyjął z niej ładnego, małego, białego miśka. Z małym zapięciem. Misiek miał na sobie czerwony sweterek z kapturem, a z przodu widniała czarna literka N.
- Żebyś miała sobie takiego małego, słodkiego mnie przy sobie - zaśmiał się.
Zarumieniła się, a potem zaśmiała cicho i przytuliła Nicky'ego 2 do piersi.
-Jest śliczny - szepnęła. -Nie musiałeś..
- Ale chciałem - pocałował ją w czoło. - I muszę ci coś powiedzieć... Tylko mnie nie wyśmiej, okej? A przynajmniej nie na głos...
-Okej. Zamieniam się w słuch - pogłaskała go po brzuszku.
- To był mój też pierwszy raz - wymamrotał szybciutko.
-Co? - uniosła głowę. -Serio?
- Taaa... - zarumienił się mocno.
Uśmiechnęła się, a po chwili wybuchła cichym, ciepłym śmiechem.
-Och, Nick, czemu mi nie powiedziałeś?
- No bo nie - zakrył się kołderką. - Miałaś się nie śmiać...
-Nie śmieję się z ciebie - pocałowała go w usta. -Śmieję się, bo strasznie się denerwowałam, że cię rozczaruję, a ty pewnie byłeś równie zestresowany, co ja.
- No byłem trochę.
Bardzo.
- Ale ogólnie byłem dobry...?
-Byłeś wspaniały. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego pierwszego razu niż z tobą, Nicky..
- Dziękuję - pocałował ją.
-A ty? Spełniłam twoje mm.. wyobrażenia w tej kwestii?
- Tak. W 1000% - uśmiechnął się. - Bardzo mi się podobało.
-Może to kiedyś powtórzymy? - zapytała szybko.
- A chcesz? - serduszko zabiło mu szybciej. - To tak. Tak.
No, już się nie mógł doczekać.


niedziela, 2 grudnia 2012

Rozdział 35. Znalezione niekradzione. (Lilian x Michael)



Wysokie, stare drzewa szumiały majestatycznie, w rytm silnego, zimnego wiatru. Deszcz, który zacinał wraz z nimi, wyglądał jak miliony malutkich igiełek. Niebo co chwila rozjaśniał zygzak błyskawicy, tylko po to, by po kilku sekundach znów pogrążyć go w jeszcze większym mroku.
Biegnąca przez las drobna blondynka prawie nie czuła już bólu. Liczyła się dla niej tylko odzyskana wolność. Co z tego, że małe kamyczki i sosnowe igły wbijały się w jej stopy? Co z tego, że kończyny, osłabione tak długim biegiem, zaczynały się plątać? Co z tego, że ciało, odziane tylko w króciutkie szorty i biały top na ramiączkach marzło? Liczyło się tylko to, by uciec jak najdalej.
Nie zauważyła skarby i znajdującego się przed nią korzenia. Może zdołałaby wyhamować, ale nieposłuszne ciało wpierw zahaczyło stopą o korzeń, a potem poleciało bezwładnie do przodu, tuż ponad skarpą. Miała szczęście, że wylądowała kilka centymetrów za płotem, a nie za nim.

Cassie obudziła się rano. Jak zawsze po burzy, powietrze było rześkie i przyjemne. Zerknęła na śpiącego męża i po cichutku wymknęła się z łóżka. W nocy było zimno, więc sięgnęła po jego koszulę i założyła je na siebie. Mmm. Jej obaj synowie byli dziś w domu, więc może przygotuje jakieś dobre śniadanko dla nich i dla wnuczki.. Naleśniki z świeżymi malinami, ot co!
Ale gdy wyszła do ogródka i zobaczyła na jednej z grządek leżące bezwładnie ciało, krzyknęła przeraźliwie. Bardziej z szoku niż strachu.

Michael, syn Cassie i Josepha, ten, który był bardziej podobny do ojca, ten poważniejszy i spokojniejszy, ten rodzinny kujon, który szedł do kuchni, usłyszał krzyk mamy. Nie zastanawiając się dłużej, pobiegł do ogródka. Położył dłonie na ramionach matki przyciągnął ją do siebie. Dopiero po chwili, kiedy miał zapytać, czy wszystko w porządku, dostrzegł ciało, leżące w trawie i krzakach.
- Mamo...? - zaczął niepewnie, a potem podszedł do nieprzytomnej dziewczyny. Ukucnął i sprawdził, czy żyje, przykładając dwa palce do tętnicy ich "gościa". - Żyje.
Cassie, która już zdążyła się jako tako opanować, podeszła do niego szybkim krokiem i kucnęła przy dziewczynie.
- Jezu - szepnęła, blednąc.
Całe ciało ich "gościa" było skorupą brudu, zaschniętego błota i krwi.
- Dzwonimy po naszego lekarza, czy normalnego? - spojrzał na matkę. No, ona panikowała, on musiał zachować spokój.
-Gdyby była obdarzona, nie leżałaby tutaj - zamruczała, lekko badając kark dziewczyny. Wyglądało na to, że kręgosłup był cały.. -Weź ją do domu. A ja zadzwonię po obu. Tu będzie potrzeba cudu - westchnęła.
Mikey wziął dziewczynę na ręce bardzo delikatnie. Nie chciał pogarszać jej stanu... Z drugiej strony zastanawiał się, co ona robiła i kto jej to zrobił. Ktoś chciał ją dopaść, a ona uciekała.
Zacisnął zęby. Niech tylko dorwie tego kogoś w swoje łapki...

Pierwszy przyjechał Uzdrowiciel. Na widok leżącej na kanapie dziewczyny po prostu zacisnął zęby.
- Wiele w życiu widziałem, ofiary wojny, wypadków.. ale to jest równie okrutne - powiedział cicho, pochylając się nad nią. Wysłał impuls, który miał dostarczyć mu informacji o pacjentce, podczas gdy Cassie poszła się ubrać i obudzić Josepha. Mężczyzna zerknął na Michaela. -Musiała spaść ze skarpy nad waszym ogrodem, panie Redbird. Cud, że nie kilka centymetrów obok, wtedy nadziałaby się na płot..
- Może pan ją uratować? - czarnowłosy zacisnął pięści. Marzenie na dziś: dowiedzieć się, kto śmiał ją tak pobić, torturować, doprowadzić do takiego stanu... a potem go zabić. Oczywiście, robiąc mu/jej wcześniej to samo, co on/ona zrobił/a tej dziewczynie. Bo pomimo krwi i brudu dostrzegł, że jest zbyt delikatna, aby zrobić komuś krzywdę, a to miałaby być jej kara czy pokuta.
Joseph zszedł po chwili w jakiś tam spodniach, koszulce, nieogolony i nieuczesany. Zmartwił się (tak, tak), kiedy żona w skrócie mu opowiedziała, co zobaczyła i kogo znalazła.
- Witam, doktorze - przywitał się poważnie.
-Witam, baronie Redbird - z szacunkiem pochylił przed nim głowę. -Tak, dam. Ale nie wiem, czy jej psychika sobie poradzi. To zwykły człowiek, nie jest obdarzona - powiedział. -A więc tak.. Najgorszy jest bardzo poważny uraz mózgu, doszło do jego opuchnięcia. Ma złamaną nogę w dwóch miejscach w rękę w trzech. Nie została zgwałcona, ale kilka organów jest poważnie uszkodzonych...
- Nich pan robi, co do pana należy - powiedział jednocześnie ojciec i syn.
Michael przysiadł się bliżej i zaczął obserwować.
Uzdrawianie jej, z krótkimi przerwami by na chwilę złapać oddech, zajęło uzdrowicielowi prawie 10 godzin. Zrobił, co mógł.
-To od niej zależy, czy się obudzi czy nie - powiedział cicho, wstając. -Bardzo mocno uraziła się w głowę, zapewne przy upadku. Ale ręka złamana została wcześniej, ale nie tak wcześniej, jak pozostałe obrażenia na ciele. Jedynie noga to wynik wypadku. Reszta to.. Ktoś ją bił - oznajmił cicho. -Jeśli pani chce, lady Redbird, pomogę ją umyć..
-Nie, dam sobie radę - powiedziała cicho.
- Dziękujemy, doktorze - powiedział Joseph, odprowadzając go do drzwi. - Pieniądze przeleję jutro na konto z samego rana.
- Mamo - zaczął cicho Michael - pomóc ci?
Dobrze, że jego brat, James, był teraz z jego córką.
-Och, Michael, jeśli dasz radę... - powiedziała powoli. Wiedziała, że wraz z Josephem wychowała porządnych, dobrze wychowanych chłopców.
Zabrali dziewczynę do łazienki. Cassie napełniła wannę letnia wodą, po czym wlała do niej różne ziołowe mieszanki.
-Na te siniaki - wyjaśniła synowi. -Jak byliście z Jamesem mali, też wam robiłam takie - westchnęła nostalgicznie.
Mike uśmiechnął się delikatnie. Ostrożnie nagą już "ofiarę przemocy" posadził w wannie, uważając na to, aby bandaże i cała reszta się nie zamoczyły. A było to trudne.
-Nie martw się, bandaże zmienimy - uspokoiła go Cassie. Zaczęła zmywać brud z nieznajomej.
A gdy skończyła, była pod wrażeniem. Dziewczyna miała nie więcej niż 20 lat. Długie włosy, jak się okazało, były koloru dojrzałej pszenicy. Jej ciało, tam gdzie nie było zasinione lub zaczerwienione, było białe jak mleko.
-Och, jest śliczna - powiedziała cicho.
- Piękna - dodał, uśmiechając się. - Weź ręcznik, mamo. Zaniosę ją do pokoju gościnnego. Niech śpi i odpoczywa.
Okej, był facetem. Jego oczy wędrowały tu i tam... Ciało miała naprawdę cudowne, tylko poranione. Och, zabije tego skurwiela.

I tak, cały dzień minął jak z bicza strzelił, gdy byli skupieni na ratowaniu życia nieznajomej. Cassie nawet przez chwilę się nie wahała, tylko przygarnęła ją pod swoje 'skrzydła' i oznajmiła, że dopóki nie wydobrzeje, zamieszka z nimi. Co miało swoje plusy, bo ktokolwiek przyjdzie ją odebrać, będzie się musiał zmierzyć z 3 baronami Redbird, a także z nią.
Ubrali ją w jedną z koszulek Michaela, a potem położyli spać w gościnnej sypialni.
I właśnie tam, gdy było grubo po północy, nieznajoma się obudziła.

Ciało było znajome, ale jakby nieznajome. Unosiła wpierw ręce, obandażowane i pachnące ziołami, aby móc im się w ciemnościach przyjrzeć. Mogła poruszać nogami, więc wstała. Bolało, gdy się ruszała, ale strach powoli zaciskał swoje szpony na swoim gardle. Gdzie była?
Co gorsza...
Kim była?

Michael nie mógł spać w nocy. Cały czas myślał o nieznajomej dziewczynie. Nie znał jej, nie wiedział, czy chciał ją poznać. Liczyła się dla niego zemsta za jej krzywdy. Ot tak, pf, nie wiadomo skąd.
Jego czuje uszy usłyszały, że ktoś łazi po chacie. Odgarnął kołderkę z bioder i nóg, wstał i wyszedł po cichu na korytarz. To pewnie Izzy, jego córka, znowu chciała iść do dziadka. Ale wolał się upewnić. Co, jeśli ktoś przyszedł po nieznajomą...?
Ale to była ona. W jego koszulce stała przy drzwiach na taras. Przyjrzał się jej plecom i nogom. Naprawdę była ładna.
- Dobry wieczór - zaczął spokojnym, ciepłym tonem, robiąc jeden krok w przód. Troszkę się bał ją wystraszyć czy coś. Szok i te sprawy...
Ta, nigdy nie łapał się na psychologię.
Dostrzegła go. Był ogromny. Góra mięśni, ubrana w przystojną twarz i zgrabne ciało. Pisnęła cichutko i rozejrzała się panicznie. A potem wcisnęła w kąt obok telewizora i osłoniła rękoma. Może jej nie zauważył? A może odpuści? Kim on był?
- Hej, hej - podszedł do niej powoli i ukucnął na przeciwko niej. W sporej odległości. Jeeezu, co on miał mówić, robić? Bał się nawet światło zapalić. Jeszcze podrażni jej oczy i co... Ciekawe jaki kolor miały jej oczy. - Spokojnie, nic ci nie zrobię. Moja mama znalazła cię w ogrodzie rano. Pomogliśmy ci.
Zadrżała. Gdzieś w niej czaiła się wiedza że wysocy i silni lubią ją bić, wiec wtuliła się w swój kącik. Ale uderzenie nie następowało, wiec spoza rąk spojrzała na jego stopy. Te też były wielkie. Może to był olbrzym?
Otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła. Myślała używając słów, ale jej usta tych słów nie pamiętały.
- Może jesteś głodna? Może chce ci się pić? Chodź, zaprowadzę cię do kuchni - wyciągnął ku niej dłoń. Wszystko robił powoli. Domyślał się, że gwałtowne ruchy mogły przyprawić ją o zawał serca.
- Może jesteś głodna? Może chce ci się pić? Chodź, zaprowadzę cię do kuchni - wyciągnął ku niej dłoń. Wszystko robił powoli. Domyślał się, że gwałtowne ruchy mogły przyprawić ją o zawał serca.
Cofnął rękę. Okej, to pewnie źle jej się kojarzyło.
- Nie skrzywdzę cię. Gdybym chciał to zrobić, to zrobiłbym to już dawno. Ale nie chcę - zaznaczył szybko. - Chcę ci pomóc - patrzył na nią z troską. Bała się go. I to jak jasna cholera pewnie... Nie chciał, żeby się go bała.
Nie uderzył jej? Niepewnie zerknęła tym razem na jego kolana. Był...inny. Strach powoli ją opuszczał. Ostrożnie wyciągnęła do niego jedną rękę, wręcz sam paluszek. Drugą wciąż się osłaniała, gdy paluszkiem lekko dźgnęła jego. Był prawdziwy...
- Możesz złapać moją dłoń - uśmiechnął się. - Nie uderzę cię. Nie jestem taki.
Nieśmiało ujęła jego dłoń. Była tak wielka, że wykroiłaby z niej dwie swoje... Ale wciąż osłaniała się drugą. Może on sobie tylko z niej żartuje?
Mike delikatnie pogłaskał kciukiem zewnętrzną stronę jej dłoni.
- Nic ci tutaj nie grozi, wiesz?
Wstała, wpatrując się w swoje stopy. Przy jego stopach wyglądały na malutkie..
Również wstał, ale powolutku, oglądając ją uważnie. Uśmiechał się delikatnie, nie wykonywał gwałtownych ruchów.
- Jestem Michael, a ty?
Zerknęła na jego szyję, nie wyżej, i zaraz umknęła wzrokiem w bok.
Michael, pomyślała. A biała kartka, którą była jej pamięć, zaczęła się zapełniać. Ot, pierwsze słowo. Michael, powiązane z ciepłą dłonią. To już było coś.
- Ach, nie powiesz mi. Jesteś tajemniczą, piękną nieznajomą - powiedział cicho, na nowo wyciągając dłoń w jej stronę. - Złap mnie, jesteś bezpieczna ze mną i moja rodziną. Ochronimy cię.
Znała te słowa i rozumiała ich sens, nawet jeśli nie była w stanie ich powtórzyć. Nieśmiało wsunęła dłoń w jego dłoń, wciąż na niego nie patrząc. Bała się, że gdy zobaczy jego twarz, okaże się, że ma rogi czy coś...
- Dobrze. Będzie w porządku, Słońce.
A, postanowił sobie tak do niej mówić. Miała jasne włosy i skórę, to czemu nie.
Zaprowadził ją do kuchni, pozwalając, aby rozglądała się dookoła i poznała miejsce.
- Rano jest tutaj jasno i kolorowo. Spodoba ci się - postanowił również mówić do niej ciepło i czule. Żeby wiedziała, że nic jej nie grozi z jego strony. Ani w tym domu.
Spoglądała na jego plecy. Na pewno nie był człowiekiem. Ludzie nie mogli być tacy wysocy i silni. Musiał być aniołem, który przyszedł po jej duszę. Albo demonem, który zabierze ją teraz do piekła. Nie mogła żyć, prawda?
Anioł. Archanioł Michael, ot co. Ale nie, był tylko człowiekiem. Co prawda Obdarzonym, no ale... nadal człowiekiem.
- Tu jest lodówka - którą otworzył. - Wybierz coś, co chcesz zjeść lub się napić. Osobiście proponuję ten sok lub mleko - pokazał paluszkami niczym dzieciak.
Porwała buteleczkę soku i uciekła w kąt. Niezgrabnymi ruchami otworzyła ją i zaczęła łapczywie pić zawartość. Robiła to szybko, na wypadek, gdyby stracił dobry humor i chciał jej to zabrać.
- Hej, Słońce, powoli, bo się zachłyśniesz. Nikt ci tego nie zabierze, naprawdę.
Grzbietem dłoni otarła usta, gdy skończyła. Cichutko beknęła i zarumieniła się. Rozejrzała się dookoła, nie wiedząc, co zrobić z butelką..
- Daj - podszedł do niej spokojnie i wyciągnął dłoń. - I na zdrowie - uśmiechnął się.
Od kilu ostatnich lat tak często uśmiechał się, kiedy był z Izzy.
-Zdo..wie?
Odezwała się! - ucieszył się Michael. Ale... Jej chyba było ciężko mówić. Dlatego się nie odzywała, a nie dlatego, że nie chciała.
- Smakowało ci?
-Zdo..wie?
- Zdrowie - powtórzył.
-Zdrowie!
- Właśnie tak, brawo - uśmiechnął się szerzej. Bał się zaklaskać. Tak, bo ją mógł wystraszyć. - A to był sok, a trzymasz butelkę.
-Sok zdrowie? - podchwyciła. Gardło bolało. Ale słowa kształtowały się w miarę wyraźnie. Znała je, ale wymawianie ich było tak, jakby odsłaniała coś, co było zasłonięte w jej umyśle.
- Tak. Sok jest zdrowy - usiadł obok niej. - Mogę?
-Sok - podała mu pustą butelkę.
- Wypiłaś i nie ma - odłożył butelkę na bok.
-Nie sok? - zapytała, zasmucona.
Nie zdążył jej odpowiedzieć, ponieważ światło w kuchni się zapaliło, a w drzwiach stanął Joseph.
- O, cześć, co je... - nie dokończył.
A nieznajoma pisnęła, znów przerażona. Ale zamiast uciec do kąta, mocno wtuliła się w Michaela. Może jej nie zobaczy...
- Hej, Słoneczko, spokojnie - szepnął i spojrzał jej w oczy. I nagle zapragnął ją poznać.

sobota, 24 listopada 2012

Rozdział 34. Secret. (Savannah x Jared)


Jared wszedł do sali bankietowej spóźniony Fuck fuck fuck fuck fuck! Cassie powyrywa mu nogi z tyłka za to, ze zgubił się na bankiet z okazji jej rocznicy ślubu. Miał nadzieję wmieszać się w tłum gości, no ale..
- Wszystkiego najlepszego, wujku - Savannah w tym czasie składała życzenia Josephowi i Cassie i życzyła szczęścia.
Miała na sobie krótką sukienkę w kolorze czerni, do tego buty na wysokim obcasie, lekko różowe usta i rozpuszczone włosy.
Odeszła na bok i rozejrzała się za swoimi braćmi.
-Hej hej hej, jak się ma moja cudowna siostra? -Jared niespodziewanie objął Cassie i cmoknął w policzek. -Wyglądasz cudownie. A wiesz, jakie korki na mieście? Kocha..
-Spóźniłeś się - mruknęła Cassie, ale z czułością poprawiła mu krawat. -Nawet Dranir przyjechał wcześniej od ciebie.
- Aż dziwne - westchnął Joseph, przewracając oczami.
A mogli sobie posiedzieć w domku. Przez tv np.
-Joey, bądź grzeczny - szturchnęła go lekko. -No.
- Jestem - wyprostował się jeszcze bardziej. O ile to było możliwe.
- Głodny jestem - zakomunikował Charlie, środkowy brat.
Savannah spojrzała na niego.
- Może... no nie wiem... idź coś zjeść? - zaproponowała.
- Nie tak głodny.
- Faceci - przewróciła oczami. A potem skierowała swój wzrok ku profesorowi fizyki.
O, tak. F a c e c i.
Jared również na nią zerknął i elegancko skinął głową. Może w szkole była jego uczennicą, ale tutaj była kimś o wiele, wiele wyżej stojącym od niego: była księżniczką.
-Lady Savannah - powiedział z uśmiechem. Musiał zachować pozory, skoro niedaleko był jej tatuś, nie?
- Cześć, profesorze - uśmiechnęła się do przystojniaka.
-Twój ostatni sprawdzian z fizyki poszedł dobrze. Brawo - pochwalił.
- Dziękuję. To chyba zasługa pańskich korepetycji - spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się lekko.
Odwzajemnił uśmiech i z tacy mijającego ich kelnera porwał dwa kieliszki szampana.
-Milady? - podał jej jeden.
- Nie mogę pić - zachichotała.
-Czemu? - uniósł brew.
- Nie mam 21 lat.
-Oj, to wyjątkowy wieczór - wsunął jej kieliszek do ręki. -Poza tym, twój tato nie patrzy, a mama się uśmiecha i odwraca wzrok.
- Mimo to, nie piję szampana. Nie lubię. Wolę... inne napoje. Załatwi mi profesor whisky z colą?
Uniósł brew naprawdę wysoko. Hej, to nie tak, że dużo jego gestów było naśladowaniem gestów Josepha, które wyniósł z dzieciństwa.
Trudno zaprzeczyć temu, że mąż siostry był dla niego ojcem.
-No nie wiem, nie wiem. Czy mi wolno.. czy nie spotka mnie kara... co będę z tego miał...
- A co by pan chciał? - lekko zakręciła biodrami. Nie, wcale go nie kokietowała.
-No nie wiem - udał, że się zastanawia. -Może tańca z księżniczką Munro. Dla takiego plebsu jak ja to będzie zaszczyt - pozbył się kieliszków i podał jej dłoń.
- No dobrze, skoro tego profesor chce - uśmiechnęła się i ujęła jego dłoń.
Pociągnął ją na parkiet, gdzie - haha - właśnie leciała spokojniejsza melodia. Co prawda, wieczór należał do Cassie i Josepha, ale życie boli, soł... Jared przytulił do siebie Savannah i uśmiechnął się do niej czarująco.
- Mogę liczyć na pytania na następny sprawdzian? - zaśmiała się niewinnie, przyklejając się do niego całym ciałem.
-Oj, to kosztuje więcej niż taniec - roześmiał się.
- Żartowałam. Poradzę sobie.
-Wiem. Jesteś moją najlepszą uczennicą, milady Savannah - wyznał.
- Geny - zaśmiała się. - No i trochę w tym mojej zasługi. No ale co zrobić, jestem genialna - roześmiała się głośniej.
-Owszem.
Była całkowitym przeciwieństwem jego narzeczonej. I może właśnie dlatego tak na niego oddziaływała..
- Mają tutaj ładny ogród i staw. Przejdziemy się potem? - przypadkowo otarła się piersiami o jego tors.
-Jeśli to życzenie księżniczki - zamruczał.
- Tym ksieżniczkowaniem ułatwiasz sprawę, profesorze. Ale najpierw poproszę mojego drinka - uśmiechnęła się.
-A co na to twój tatuś? - oczywiście, przytulał ją mocniej niż powinien, ale cii.
- Nie musi przecież o tym wiedzieć...
-Okej, spotkajmy się na tarasie...
Savannah wzięła swój szal i zarzuciła na ramiona. Wyszła ukradkiem do ogrodu.
Po kilku minutach pojawił się Jared. Niósł whisky z colą, a także lampkę wina dla siebie.
-Przepraszam za zwłokę, milady.
- Nic się nie stało - wzięła od niego szklankę i ruszyła ścieżką. - Więc co tam u c i e b i e, Jared?
Wzruszył ramionami.
-Nudno - przyznał szczerze. -Mam pewien dylemat, ale to inna bajka.
- I pewnie nie chce pan o tym mówić.
Oparł się o balustradę w uroczej, drewnianej altance.
-Po prostu mam wrażenie, że ślub to zły pomysł - wyznał.
Savannah zrobiła minę jakby... no po prostu no... urażonej kotki czy coś. Nie chciała, żeby ten facet się żenił z jakąś lafiryndą, tak? No.
- Każdy facet się boi - ale zaśmiała się lekko i położyła dłoń na jego cudnym ramieniu.
Prychnął, ze smutkiem i rozbawieniem jednocześnie.
-To nie tak, że się boję. To moja przyjaciółka, więc rozumiemy się i lubimy. Ale nie ma.. tego czegoś - zerknął w oczy Savannah i to coś się pojawiło. Oj cii..
- A... nie ma chemii? - stanęła jeszcze bliżej niego.
-Ani troszkę. Ale moja dyrekcja wymaga, bym się ustatkował, bo uczennice podobno robią zakłady, która pierwsza mnie uwiedzie - westchnął.
- To akurat jest prawda - zaśmiała się. - Ta cała Morgan ma na ciebie wielką ochotę.
Westchnął.
-Z deszczu pod rynnę.
- Nie kręci cię to, że tyle młodych panienek na ciebie leci? - uniosła brew.
-Nie, jeśli miałbym przez to stracić pracę. I rozczarować Cassie.. i Josepha - dodał ciszej. -Zdrowie, księżniczko - stuknął się z nią kieliszkiem.
- No nie musisz się zgadzać... Albo przenieś się do podstawówki. Tam dziewczynki uważają, że chłopcy są fuuj - zaśmiała się i napiła swojego drinka.
Roześmiał się wesoło. Szkoda, że to nie było takie proste.
-W podstawówce nie ma fizyki - westchnął. -Poza tym, wtedy przestałbym uczyć ciebie...
Savannah uśmiechnęła się.
- Korepetycje, Jared. Jeśli to musi być fizyka, no to niestety wszędzie będziesz narażony na podrywy. Znaczy w każdej szkole - poklepała go po ramieniu i spojrzała w oczy.
-Mam do wyboru fizykę lub matematykę. Niestety, ścisły ze mnie umysł, księżniczko - lekko musnął jej talię, niby że zrywał kwiatek czy coś.
- I to ma być niestety? To cudownie - uśmiechnęła się.
-Podobno kobiety lecą na mózgowców - zażartował.
- Ja z pewnością - cmoknęła go w brodę.
-Mówisz? - porzucił księzniczkowanie. Ona pocałowała go w brodę (Chociaż musiała stanąć na paluszkach, co było słodkie). -I co cię jeszcze pociąga?
- Styl na nastolatka - zmierzyła go wzrokiem. Okej, okej, miał gajerek na sobie, ale codziennie łaził inaczej. - Rozczochrane włosy. Jasne oczy. Lekki zarost...
Uniósł brew.
-Zacznę sobie to odhaczać na liście - wymamrotał i lekko przesunął palcami po jej włosach. Były lepsze w dotyku niż się zastanawiał.
Kur... ta kobieta.. dziewczyna.. była jego uczennicą. I księżniczką. A on myślał o tym, by kochać się z nią namiętnie w świetle księżyca.
Och, ona też o tym myśli *machnęła ręką*.
Savannah oparła się o barierkę tyłem do niej. Zacisnęła w palcach wolnej ręki końcówkę krawatu Jareda i przyciągnęła go do siebie bliżej. Ehe, bliżej.
-Uważaj, bo będę go musiał poprawiać, a jestem w tym kiepski - szepnął cicho, zmysłowym i lekko ochrypniętym głosem.
- Wedle mnie możesz go zdjąć - pocałowała go w kącik ust.
-Savannah - wyszeptał ostrzegawczo, chociaż przeszył go przyjemny dreszczyk ekscytacji.
- Tak mam na imię. Tata wymyślał... - odłożyła szklaneczkę na balustradę, gdzieś dalej o nich (żeby przypadkiem jej nie zbić). Teraz objęła palcami wyższą część krawatu i znowu wykonała ruch, przybliżając Jareda do siebie.
Oparł się o barierkę, zamykając ją pomiędzy swoimi ramionami.
-Nie masz dokąd uciec teraz - poinformował ją.
- I co ja, biedna, teraz zrobię... - zrobiła niewinną minkę. Ale uniosła kolano, ocierając się nim o udo biednego Jareda.
-Będziesz chyba musiała wykupić się z mojej niewoli.. albo skazać się na moją łaskę - nachylił się nad nią. Awww. Pachniała cudownie.
- Jakoś to przetrwam - westchnęła, obejmując łapkami jego szyję.
-Och gdybyś wiedziała, co cię czeka - westchnął wprost do ucha Savannah.
- Może mi zdradzisz...?
-Ubrałbym cię w seksowny strój pokojówki... i kazał usługiwać... A wieczorami dbał o to, byś nie szła spać sama, bo przecież możesz się bać ciemności..
- Może kiedyś... - przesunęła językiem po jego dolnej wardze.
-Tak łatwo rujnujesz moje marzenia i fantazje, że aż boli mnie serce.. - prychnął i nosem przesunął po jej szyi.
I w tym momencie nawet nie pamiętał, że jest zaręczony..
- Rujnuję? Chyba robię nadzieję... - przesunęła palcami po jego karku.
-Że kiedyś zobaczę cię w takim stroju?
- Właśnie...
-Och musisz wiedzieć coś jeszcze - przesunął opuszkami palców po jej nagim ramieniu.
- Jesteś bałaganiarzem? - zaśmiała się.
-Nie. Mam mały fetysik..
- Słucham.
-Uwielbiam u kobiet podwiązki i pończochy - ugryzł lekko ucho Savannah.
No cóż. Jego narzeczona nosiła dżinsy i bieliznę prostą. No cóż.. Zero seksapilu.
- A ja lubię je zakładać - uśmiechnęła się. - Więc... kiedy mnie pocałujesz w końcu?
-Hmm... może za chwilę? - lekko musnął wargami jej obojczyk, A potem szyję.
- Ale nie zasnę prędzej?
-Jesteś bardzo niecierpliwa, Sav - szepnął miękko i posadził ją na balustradzie, ale tak, by znaleźć się między jej nogami. Dobrze, że było ciemno i nie znajdowali się w polu widzenia z okien sali...
- Po wujku Sky'u - uśmiechnęła się. Objęła nogami Jareda w pasie i przyciągnęła blisko siebie.
-Taaak, taaak - pogłaskał ją po włosach i pocałował. Lekko, ale z pasją.
Savannah natychmiastowo odwzajemniła pocałunek, przytulając się do niego.
No cóż. To było złe.
Ale co z tego?
Otarł się o nią lekko, ciesząc się z dotyku jej ciepłego ciała.
Dziewczyna pogłębiła pocałunek, palcami jednej dłoni sunąc po jego szyi.
Przerwał pocałunek, by spojrzeć na twarz Savannah.
Chrząknął.
-No no..
Już...? Aż się zasmuciła.
- Coś się stało?
Pomijając fakt, iż on ma narzeczoną, ofc.
-Przytulamy się w ogrodzie.. piekna kobieta i ja.. wszystko gra - znów ją pocałował.
Uśmiechnęła się przez pocałunek. Przytuliła do niego bardziej, zaciskając palce na jego łopatkach.
-Wygrasz teraz zakład? - zapytał z uśmiechem, od niechcenia bawiąc się zamkiem jej sukienki.
- Nie brałam w nim udziału, bo wiedziałam, że będę pierwsza - uśmiechnęła się radośnie.
Uniósł brew.
-No cóż - roześmiał się i pocałował ją w nos. -I co dalej?
- Potem cię przelecę - zaśmiała się i pocałowała go w brodę.
-Ty mnie przelecisz? - uniósł wzrok. -A może ja ciebie, co?
- Jeśli będziesz chciał...
-Biorąc pod uwagę fakt, że jesteś moją uczennicą...
- No to ja przelecę swojego profesora - uśmiechnęła się złośliwie.
-A może to twój profesor tak cię zerżnie, że fizyka, matematyka, angielski i cała reszta przestanie mieć znaczenie? Będziemy się liczyli tylko my dwoje?
- Jasne. To kiedy, p r o f e s o r z e?
Jasne, akurat. Ale go podpuszczała..
-Może pójdziemy na randkę, panno odważna? - rozpiął lekko jej sukienkę i wsunął rękę pod spód, by dotknąć jej nagich pleców.
Savannah zamruczała mu coś na to.
- A zaprosisz mnie?
-Kino, kolacja, seks? Powiedz tylko, kiedy - uśmiechnął się.
- W sobotę za dwa tygodnie?
-Może być, chociaż każesz mi na siebie długo czekać - przyznał i przesunął dłonią po jej kręgosłupie.
- Och, taka już jestem - cmoknęła go w szyję.
Przez jej ciało przechodziły ostrzejsze dreszcze, odkąd dotykał jej nagiej skóry... aj...
-Masz strasznie wrażliwą skórę, już czuję gęsią skórkę - zaśmiał się i ugryzł ją w ramię.
- Nie podoba ci się?
-Nie, jest cudowna - uśmiechnął się. -Ale chyba ci zimno, Wasza Wysokość.
- Och, to nie z zimna - uśmiechnęła się i musnęła ustami jego szyję.
-Mmm? - nosem dotknął jej szyi. Dlaczego nie czuł wyrzutów sumienia, tylko radość? Może był złym człowiekiem?
- Domyśl się, profesorze - pocałowała go w usta. Znowu. Mocno i namiętnie.
Jared mocno przygarnął Savannah do swojego ciepłego ciała i odwzajemnił pocałunek. Och, domyślał się i to bardzo dobrze. Czuł takie samo podniecenie i ekscytację, gdy ocierał się o nią delikatnie. Mrrr.
- Jared... - szepnęła między pocałunkami.
-Tak? - pogłaskał włosy Savannah, bawiąc się niektórymi kosmykami.
- Nic, nic...
-Powiedz - poprosił, ciągnąć lekko zębami jej ucho.
- Oj, no nic.
-Sav - spojrzał jej w oczy.
- Hm?
-Co się stało? Prócz tego, że całujesz się z własnym nauczycielem w altance?
- No nic. O to chodzi, że wszystko gra - uśmiechnęła się.
Chciał jej odpowiedzieć, gdy ktoś chrząknął za jego plecami. Gdy obrócił się, czując rosnącą panikę, zauważył uśmiechniętą Ai.
-Dobrze, że postawiłam na ciebie, Sav - ucieszyła się dziewczyna. -I że wyszłam bez Nicka. Słuchajcie, Cassie was szuka.
-Księżniczko Ai..
-Daj spokój, Jar - poklepała go po ramieniu, nie przejmując się ani trochę tym, w jakiej pozycji znajdował się z Savannah. Co prawda, nie miałaby nic przeciwko, gdyby to ona i Nick tak zabijali czas na przyjęciu. -Jesteś dla mnie jak brat, nie? No.
- No to ten... - Savannah stanęła o własnych siłach i zapięła sukienkę. - Ale nie chcemy zniszczyć mu reputacji, więc... - puściła oczko kuzynce.
-Ja nic nie widziałam - odparła beztrosko Ai. -Swoją drogą, wygodnie tak? Bo muszę to komuś zaproponować...
- Bardzo - uśmiechnęła się złośliwie blondynka, a potem spojrzała na Jareda. Cmoknęła go lekko i udała się do środka lokalu.
Jared odczekał chwilę i poszedł za nią, z kolei Ai wyjęła telefon. Odnalazła numer Nicka i szybko nakreśliła sms: "Spotkajmy się w altance?"